„Ciotka obiecała babci, że jeśli przepisze jej majątek, to podzieli się nim ze mną. Teraz nie chce oddać nawet telewizora”

mężczyzna przegląda dokumenty z sądu fot. Adobe Stock, Arsenii
„Automatycznie złożyłem swój podpis na dokumencie i wciąż oszołomiony wyszedłem. Ciągle nie rozumiałem decyzji babci, ale miałem w uszach słowa Karola, który mówił, że >>trzeba uszanować wolę zmarłej<<. Jednak im dłużej to sobie powtarzałem, tym bardziej dochodziłem do przekonania, że babcia nie mogła chcieć tego, żebym nic nie dostał”.
/ 11.09.2022 08:30
mężczyzna przegląda dokumenty z sądu fot. Adobe Stock, Arsenii

Z krewnymi, jak wiadomo, najlepiej wychodzi się na fotografii. Ale ja, niestety, przez długi czas wierzyłem w więzy rodzinne...

– Piotrusiu, ty się nie martw, ja wszystko załatwię – ciotka Stenia trajkotała od kilku minut jak najęta. – Przyjdziesz tylko do notariusza na odczytanie testamentu… Aha, za notariusza trzeba będzie zapłacić! Wyjdzie po osiemset złoty na głowę. Wiem, pewnie dla ciebie to dużo. Ale nie martw się, Piotrusiu, ja ci pożyczę. Oddasz, jak tam kiedyś będziesz mógł.

– Dziękuję, ciociu.

– Nie dziękuj, to mój obowiązek ci pomagać. W końcu jesteś moim bratankiem i nikt ci już poza mną nie został na tym świecie – westchnęła, jakby skarżąc się na swój ciężki los jedynej krewnej. – To na czwartek umawiam nas do notariusza. A miałbyś czas wpaść jutro do domu babci, trochę przewietrzyć i posprzątać?

– Oczywiście, ciociu.

– No, to dobrze. No i nie martw się, Piotrusiu, wszystko będzie dobrze.

Ciocia się wszystkim zajmie

Pożegnałem się z ciocią i wróciłem do swojej „komunałki”, która mi została po rodzicach. Chciałem włączyć telewizor, ale po raz kolejny odmówił posłuszeństwa. Od dłuższego czasu działał jak chciał. Złapałem się na myśli, że teraz, kiedy babcia umarła, a ja coś tam po niej odziedziczę, to będę wreszcie mógł sobie kupić nowy odbiornik. Od razu się jednak za takie myślenie zganiłem. Zupełnie, jakbym samego siebie posądzał o interesowność.

Zgodnie z życzeniem cioci zrobiłem to, co chciała... Następnego dnia po pracy pojechałem do domu babci, żeby zgodnie z obietnicą daną cioci, trochę go posprzątać i przewietrzyć. Gdy skończyłem odkurzać, usłyszałem dzwonek do furtki. Wyszedłem i zobaczyłem panią Halinę, sąsiadkę babci, która czasem jej pomagała w drobnych sprawunkach.

– Dzień dobry, panie Piotrku – przywitała się serdecznie. – Przyjechał pan zabrać trochę rzeczy?

– Zabrać? – popatrzyłem na nią zdziwiony. – A nie, ciocia Stenia powiedziała, żeby nic nie ruszać, dopóki się nie skończy sprawa spadkowa.

– Przecież przydałby się panu dobry telewizor i lodówka, prawda? – uśmiechnęła się do mnie.

– Faktycznie… A skąd pani wie?

– Pana babcia mi mówiła. Ona już od dwóch miesięcy wiedziała, że długo nie pożyje. I prosiła, żebym przypilnowała, żeby zaraz po jej śmierci pan zabrał sobie telewizor, lodówkę, pralkę i wszystko co się panu przyda.

– Ale ciocia…

– Pana ciocia ma to wszystko nowe i te rzeczy są jej niepotrzebne – burknęła sąsiadka.

Wiedziałem, że nie przepadają za sobą z ciocią Stenią, więc grzecznie odpowiedziałem:

– Ja przecież mogę na nie poczekać. Ciocia na pewno odda mi je po sprawie spadkowej.

Odda albo nie odda...

– Dlaczego by miała nie oddać? Przecież jej to niepotrzebne.

– Oj, panie Piotrku, pan to zupełnie ludzi nie zna. Siedzi pan za tym swoim biureczkiem w fundacji i wydaje się panu, że ludzie to tylko myślą o tym, jak pomóc innym ludziom…

– Dobrze wiem, że tak nie jest – fuknąłem urażony. – Ale ciocia Stenia zawsze mi pomagała, od małego. Przecież po śmierci mamy i taty nawet u niej mieszkałem przez jakiś czas. I tylko dzięki niej wciąż mam to mieszkanie komunalne po rodzicach. Gdyby nie to, nie wiem, gdzie bym mieszkał, bo z moją pensją nie stać mnie na wynajęcie czegokolwiek i…

– I mieszkałby pan z babcią, która by panu zapisała ten dom – weszła mi w słowo pani Halina. – Widzę, że szkoda moich słów. To jeszcze tylko powiem, że mam świetnego prawnika od spadków, jakby pan potrzebował…

– Dziękuję, nie trzeba. Ciocia obiecała, że się wszystkim zajmie.

Jak to? Nic nie dostałem?

Sąsiadka machnęła tylko zniechęcona ręką i pożegnała się, a ja wróciłem do sprzątania domu. Potem przyciąłem jeszcze trawnik i obszedłem dokładnie posesję, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku. Trochę mi to zajęło czasu.

Działka, na której stoi dom babci, jest spora, ma prawie 10 tysięcy metrów kwadratowych. Kiedy byłem mały, leżała spory kawałek za miastem, teraz to już były właściwie przedmieścia. Zastanawiałem się nawet przez chwilę, ile jest warta, ale kompletnie nie znałem się na cenach nieruchomości. Pomyślałem jednak, że za moją część spadku, po sprzedaży wszystkiego, co się da, pewnie będzie mnie stać na jakiś nienajgorszy, używany samochód. A resztę podaruję fundacji ratującej stare konie, w której pracowałem.

W czwartek stawiłem się u notariusza na odczytaniu testamentu. Oprócz mnie była tam tylko ciocia Stenia i jej syn Karol. Kiedy usiedliśmy w gabinecie, notariusz wyjął z koperty dokument i zaczął go odczytywać. Po przebrnięciu przez zwyczajowe formułki doszedł wreszcie do treści zasadniczej testamentu:

– …zapisuję całość swojego majątku, zarówno ruchomego jak i nieruchomego, mojej jedynej żyjącej córce Steni, wierząc, że w sposób odpowiedni zarządzi ona całym majątkiem.

Notariusz odłożył dokument i sięgnął po jakieś papiery na biurku, podsuwając je w kierunku cioci Steni. Ja siedziałem przez chwilę nieruchomo, jakby czekając na ciąg dalszy odczytywania testamentu i chwilę, gdy usłyszę swoje imię. Nic takiego jednak nie następowało, więc zapytałem:

– I to wszystko? Ja nic nie dostałem?

– Przykro mi, ale nie – rozłożył ręce bezradnie notariusz.

– Ale nie martw się, Piotrusiu, ja cię nie skrzywdzę – zapewniła ciocia Stenia. – Babcia chciała, żebym to ja sprawiedliwie podzieliła majątek.

Trzeba uszanować wolę zmarłej – zaskrzeczał mój cioteczny brat.

– Proszę tu podpisać – notariusz podsunął mi jakiś dokument i włożył w dłoń długopis.

– Co to jest? – zapytałem, przybity.

– To techniczna formalność. Oświadczenie, że był pan na odczytaniu testamentu i przyjmuje jego treść do wiadomości. Pana ciocia też to przed chwilą podpisała.

Zrozumiałem, że zostałem oszukany

Automatycznie złożyłem swój podpis na dokumencie i wciąż oszołomiony wyszedłem. Ciągle nie rozumiałem decyzji babci, ale miałem w uszach słowa Karola, który mówił, że „trzeba uszanować wolę zmarłej”. Ale im dłużej to sobie powtarzałem, tym bardziej dochodziłem do przekonania, że babcia nie mogła chcieć tego, żebym nic nie dostał. Dlatego w piątek, po pracy, pojechałem do pani Haliny. Ze zdziwieniem zauważyłem, że do domu babci się ktoś wprowadza.

– No to teraz już nic pan stamtąd nie weźmie – sąsiadka, podchodząc do furtki, wskazała wymownym gestem głowy na sąsiednią posesję. – Pana ciotka wynajęła dom z pełnym wyposażeniem… Z meblami i sprzętem. Pewnie dlatego kazała tu panu w poniedziałek posprzątać.

– Da mi pani adres tego prawnika od spadków? – zdecydowałem się.

Nie zwlekając, w poniedziałek spotkałem się z tym mecenasem. Kiedy mu wszystko opowiedziałem, pokiwał tylko głową ze zrozumieniem i uśmiechnął się.

– Tak, tak, nie takie rzeczy już widywałem – powiedział ze smutkiem. – Szkoda, że nie przyszedł pan do mnie przed czwartkiem, nie pozwoliłbym panu nic podpisywać. Wtedy sprawa byłaby prosta, proces potrwałby pewnie z rok, góra dwa, ale dostałby pan swoją część majątku, bo taki testament nietrudno byłoby obalić. A tak, skoro przyjął pan bez protestu do wiadomości jego treść, to jakby się pan na niego zgadzał. Sprawa może trwać latami, nie mamy wielkich szans na wygraną, ale możemy utrudnić pana ciotce wynajem do zakończenia procesu… To ją może skłonić do ustępstw. Ale muszę pana uprzedzić, moje usługi nie są tanie, a ponieważ szans na zwycięstwo nie widzę zbyt wielkich, nie mogę się tego podjąć w zamian za przyszłe zyski.

– Zrozumiałem, panie mecenasie. I jestem zdecydowany. Będę walczył.

– No cóż, rozumiem, jest o co. Ta nieruchomość jest warta 2, może nawet 3 miliony złotych.

– Ile?! – rozszerzyłem ze zdziwienia oczy. – Naprawdę?! Nie wiedziałem… Myślałem, że może z pięćset tysięcy… Za swoją część chciałem kupić używany samochód. No i może nowy telewizor i lodówkę. 

Od śmierci babci minęły cztery lata. Mój telewizor już dawno odmówił posłuszeństwa, a używaną lodówkę dostałem w końcu od znajomych. Jestem już nieźle zadłużony, ale wciąż nie odpuszczam cioci Steni. Oczywiście, ona uważa mnie za niewdzięcznika, który nie szanuje woli zmarłych. Ale od Haliny dowiedziałem się ze szczegółami, jak siostra mojego taty konsekwentnie od lat przekonywała babcię, że powinna wszystko jej zapisać.

A babcia w końcu uwierzyła jej zapewnieniom, że najlepiej, jak przekaże majątek w ręce doświadczonej życiowo osoby, która się nim zaopiekuje i „nie skrzywdzi biednego Piotrusia”. A tymczasem ciocia nie miała zamiaru oddać mi nawet głupiego telewizora. Chociaż sama ma już piękny dom i, jak się potem dowiedziałem, załatwiła swojemu synowi spadek po stryju męża, wydziedziczając innych jego krewnych.

Czytaj także: 
„Mąż najchętniej przywiązałby mnie łańcuchem do garów. Uważał, że kobieta nie powinna pracować, tylko służyć rodzinie”
„Brat był dla mnie niedoścignionym wzorem, dopóki nie odbił mi dziewczyny. Nawet jej nie kochał, zrobił to dla zabawy”
„Mama wieszała psy na mojej żonie, a drugą synową wychwalała. Gdy potrzebowała pomocy, jej ulubienica się na nią wypięła”

Redakcja poleca

REKLAMA