„Brat był dla mnie niedoścignionym wzorem, dopóki nie odbił mi dziewczyny. Nawet jej nie kochał, zrobił to dla zabawy”

kłótnia dwóch braci fot. Adobe Stock, Antonioguillem
„Doskonale wiedział, że mi na niej zależy. Więc jeśli w nią wycelował, zrobił to specjalnie, żeby mi do dopiec, żeby mi kolejny raz udowodnić, że jest lepszy i może mieć każdą. Nawet dziewczynę, w której się zakochałem. A ona…? Ze mną nie chciała się spieszyć, ze mną tylko całuski i trzymanie się za rączki, a z nim od razu poszła na całość?!”.
/ 08.09.2022 10:30
kłótnia dwóch braci fot. Adobe Stock, Antonioguillem

Nie jestem przebojowym typem. Z naszej dwójki to mój brat zgarnął lepszą pulę genów. W rankingu facetów do wzięcia przebija mnie tak, że nie usłyszałby, gdybym krzyczał do niego z samego dołu zestawienia. Ale to, co zrobił ostatnio… Przesadził. Nawet on powinien znać granice.

Mateusz jest ode mnie o cztery lata starszy i to on przecierał szlaki. Pierwszy poszedł do szkoły. Pierwszy zapalił papierosa i posmakował alkoholu. Pierwszy pocałował dziewczynę. Wspaniałomyślnie dzielił się z młodszym bratem swoimi wrażeniami, a ja nie mogłem się doczekać, kiedy sam tego wszystkiego spróbuję.

Jednak miałem zupełnie inny charakter niż on i kiedy osiągałem upragniony wiek, jakoś nie miałem ochoty na te dotąd zakazane owoce. Palenie papierosów nie kusiło, podobnie jak picie piwa w krzakach. No dobra, strasznie chciałem mieć już dziewczynę, ale kiedy patrzyłem w lustro, wiedziałem, że marne moje szanse. Byłem wymoczkiem. Nie odziedziczyłem po ojcu wysokiego wzrostu ani szerokich ramion, a po matce pięknych włosów i ciemnych jak czekolada tęczówek. Gorzej, ja na tych moich wyblakłych oczach jeszcze nosiłem okulary, co strącało mnie w otchłań friend zone; mogłem być kumplem do zwierzeń, ale nie chłopakiem.

Wreszcie spotkałem fajną dziewczynę

Tak „niewinnie” przeżyłem sobie całe liceum i kawałek studiów, aż postanowiłem, że geny genami, ale z moją sylwetką coś da się zrobić. Nadal byłem kościsty, ale przynajmniej trochę opakowałem te kości mięśniami na siłowni. Okulary zastąpiłem soczewkami, zmieniłem fryzurę, kupiłem modniejsze ciuchy i przestałem się tak strasznie wstydzić samego siebie, gdy stałem obok mojego przystojnego, wysokiego i przebojowego brata. Tylko jeszcze ta cholerna nieśmiałość…

No cóż, w momencie, kiedy inni uczyli się flirtować z dziewczynami, ja zakuwałem albo grałem w gry, sądząc, że pewnych rzeczy nie przeskoczę. Ale i w tej dziedzinie powoli robiłem kroczki do przodu. Zaczynałem rozmawiać z dziewczynami na imprezach, z takimi, których nie znałem i przed którymi wstydziłem się mniej. W końcu któraś zechce umówić się ze mną na randkę.

I rzeczywiście, jedna, druga, piąta… Nie wszystkie randki były udane, ale to chyba normalne w randkowym świecie. Zanim trafi się na tę właściwą osobę, trochę trzeba się poumawiać. Przez jakiś czas spotykałem się z Dominiką, która studiowała razem ze mną, ale oboje doszliśmy do wniosku, że to jednak nie to. Potem kumpel przedstawił mnie Zosi, ale panna była tak zarozumiała, że głową przebijała sufit. Odpuściłem ją sobie. Idealnie pasowałaby do mojego brata. Dwa zarozumialce w akcji… Aż zupełnym przypadkiem, na przejściu dla pieszych, los dał mi szansę.

Dziewczyna była ładna, typu urocza. Nie piękna ani zjawiskowa, do takiej nie miałbym po co startować, ale miała śliczny uśmiech. Zauważyłem to, idąc z naprzeciwka. Jej koleżanka coś do niej mówiła, a ona się śmiała. Z teczki, którą niosła pod pachą, wypadł plik notatek. Nie zauważyła tego. Szybko zgarnąłem je z ulicy, żeby nie zamokły i nie zostały rozjechane przez samochody, a potem umknąłem na chodnik, bo już zielone migało. Chciałem za nią gonić, po kolejnej zmianie świateł, ale zobaczyłem, że na notatkach jest adres e-mail. Napiszę, pomyślałem, dzięki temu będzie musiała specjalnie się ze mną spotkać.

Marlena była przeszczęśliwa, że odzyskała notatki. Studiowała weterynarię i długo siedziała nad przygotowaniem sobie kompendium wiedzy do dużego kolokwium. Omal nie zapłakała się na śmierć, gdy zauważyła w domu brak kilkudziesięciu kartek. Była mi bardzo wdzięczna i dała się zaprosić na kawę. Sympatycznie nam się rozmawiało, mieliśmy też kilkoro wspólnych znajomych. Aż dziw, że dotąd nie wpadliśmy na siebie na jakiejś imprezie. Pełen nadziei zaprosiłem ją do kina.

– Wiesz, niedawno rozstałam się z chłopakiem i myślę, że trochę za wcześnie, żeby coś zaczynać…

Wiedziałem. Jak zwykle. Było miło, możemy kiedyś się spotkać, na gruncie towarzyskim, ale nie licz na więcej, naiwniaku.

– A co tam! Mam ochotę pójść z tobą do tego kina! – roześmiała się, a we mnie wstąpiła nowa nadzieja.

Nagle przestała mieć dla mnie czas...

Poszliśmy do kina. I na spacer. Nie chciałem rzucać się w to na łeb, na szyję, tym bardziej że i ona nie chciała popsuć niczego nadmiernym pośpiechem. Ten niespieszny tryb nie wykluczał jednak trzymania się za ręce i całowania się, a ja miałem ochotę na coraz więcej…

– Hej, Szymek, widziałem cię ostatnio z dziewczyną, fajna nawet – mój brat zarzucił tematem przy śniadaniu.

Mamie od razu rozbłysły oczy.

– Dlaczego nic nie mówiłeś? Opowiadaj o niej! – zażądała.

Opowiedziałem więc o Marlenie oględnie i bez przesadnego entuzjazmu, żeby zaraz na zapowiedzi nie dawali.

– Zależy ci na niej, lubisz ją. Widzę to. To dobrze – mama poklepała mnie po ramieniu i wróciła do robienia naleśników.

– No tak, nie zaprzeczam, lubię. Ale na razie nie wiem, co z tego dalej wyjdzie. Pożyjemy, zobaczymy.

Nie powinienem był tego mówić. Mój brat lubił konkurować, a że ze mną zawsze wygrywał (no, może poza nauką), miał niemal pewną gwarancję sukcesu i satysfakcji. W ciągu kilku następnych dni Marlena jakoś dziwnie zamilkła. Najpierw miała dużo zajęć i nauki, potem imprezę urodzinową przyjaciółki, dalej jeszcze coś, i znowu… Sam byłem zawalony robotą, na politechnice też nie dawali nam się nudzić, ale żeby nie znaleźć chwili na spotkanie? Ani razu w ciągu dwóch tygodni…?

Jak tam z Marleną? – spytała mama, smażąc tradycyjne, niedzielne naleśniki.

– Nie wiem, dużo roboty ma, nie widzieliśmy się ze dwa tygodnie.

– Dziwne, ze mną widziała się wczoraj  pochwalił się Mateusz i zapchał sobie usta kolejnym naleśnikiem.

– Z tobą? A co ona robiła z tobą? – zdumiałam się.

Miał swoich znajomych, dorosłych, nie jakichś tam studenciaków, jak mówił. Teraz nie raczył odpowiedzieć, ale jego bezczelne spojrzenie, kiedy patrzył mi prosto w oczy, było aż nadto wymowne. Mama niczego nie zauważyła. Ale ja… Mnie się świat zachwiał w posadach. Jeśli mój brat mówił prawdę, a nie dokuczał mi jak zwykle, jeśli on i Marlena faktycznie…

Doskonale wiedział, że mi na niej zależy. Więc jeśli w nią wycelował, zrobił to specjalnie, żeby mi do dopiec, żeby mi kolejny raz udowodnić, że jest lepszy i może mieć każdą. Nawet dziewczynę, w której się zakochałem. A ona…? Jak mogła zrobić mi coś takiego? Ze mną nie chciała się spieszyć, ze mną tylko całuski i trzymanie się za rączki, a z nim od razu poszła na całość?! Nie miałem pojęcia, czy wiedziała, że to mój brat. Jeśli tak, wszystko to było jeszcze bardziej obrzydliwe.

– Mówiłeś serio? – spytałem Mateusza chwilę później, gdy wyszliśmy z kuchni.

– Stary, o co ci…

– Pytam, czy mówiłeś serio o Marlenie?

– Szymuś, przecież zawsze tak było, że ja próbowałem wszystkiego pierwszy. Nie masz czego żałować, taka sobie była… – wzruszył ramionami i skrzywił się, jakby na wspomnienie czegoś niezbyt smacznego.

Nie chciałbym być tak podły jak on

Nie zauważył, że jestem wściekły, a ten mój gniew potężnieje, wzbiera, rozsadza mnie, aż… znalazł ujście. Moja pięść wystrzeliła do jego twarzy. Miesiące spędzone na siłowni na coś się przydały. Mateusz padł w przedpokoju jak ścięty kwiat, zaskoczony ciosem młodszego brata-fajtłapy. Bronił się niemrawo, gdy na nim siadałem i dalej go okładałem. Zrobiło się zamieszanie. Rodzice odciągnęli mnie, biadoląc i pokrzykując. Zupełnie nie rozumieli, skąd u ich spokojnego syna taki wybuch agresji, i to wobec brata. Kiedy usłyszeli o powodzie, w pierwszej chwili nie mogli uwierzyć, nie mieściło im się to w głowach, tak jak mnie…

– Wielkie rzeczy – Mateusz dalej nie poczuwał się do winy. – Powinien mi podziękować, że ją dla niego przetestowałem.

Zamknij się! – warknął ojciec, cały poczerwieniały z nerwów i wstydu. – Zamknij się, bo też ci dołożę.

A mama się rozpłakała.

– Jak mogłeś? – chlipała. – Jak mogłeś zrobić coś takiego własnemu bratu?

Pierwszy raz oboje stanęli murem za mną. Nie próbowali Mateusza usprawiedliwiać ani tłumaczyć, tak jak mieli we zwyczaju. Pewnych rzeczy nie da się wybaczyć. Na przykład odbicia dziewczyny ich drugiemu synowi, temu niby „gorszemu”. Wciąż trudno mi się pogodzić z myślą, że mój starszy brat był zdolny do takiego świństwa. Gdyby jeszcze się w niej zakochał, okej, miłość bywa samoluba, ale on to zrobił dla sportu. A Marlena…

On ją zaliczył, ona zaś nie zdała testu z wierności. Taka smutna prawda.

Zadzwoniłem do niej i powiedziałem, co mój brat o niej sądzi. Nie chciałem słuchać przeprosin, tak jak nie chciałem jej widzieć ani tym bardziej dotykać. Uśmiech miała śliczny, ale to za mało. Byłem dla niej jakimś zabezpieczeniem, planem B, wyjściem awaryjnym, póki nie trafi się ktoś lepszy. Przejechała się na takim chytrym podejściu, nie mój problem.

Znalazłem nową dziewczynę, choć długo trwało, nim zdołałem ponownie się otworzyć na randkowanie i przekonać samego siebie, że mogę komuś zaufać. Cień ostrożności wciąż się za mną wlecze. Uczę się ufać każdego dnia. Czy przedstawię moją Martę bratu? Może kiedyś. Na razie nie rozmawiamy ze sobą, co jest tym prostsze, że krótko po naszej bójce dostał propozycję pracy w innym mieście i się wyprowadził. Rodzice nie protestowali.

Cała ta niesmaczna sytuacja z Marleną uświadomiła mi – im chyba też – że nasze braterskie stosunki dalekie były od wzorowych. Mateusz wiele razy pokazywał, że mnie nie szanuje, nie kocha, nawet nie lubi, i kompletnie się o mnie nie troszczy. A ja, kretyn, miałem kompleksy, że nie potrafię mu dorównać. I dzięki Bogu. W życiu nie chciałabym być tak podły jak on. 

Czytaj także:
„Po śmierci ukochanego męża pogrążyłam się w rozpaczy. Nie wiem, jak bym sobie poradziła, gdybym nie poznała Kamila”
„Były mojej żony zastraszył jej dziecko i pozostawił w nim blizny na całe życie. Mały latami bał się mężczyzn”
„Miałam Łukasza za bogatego dupka, który uważa się za Bóg wie kogo. Ale oprócz wielkich pieniędzy, ma także wielkie serce”

Redakcja poleca

REKLAMA