„Cieszyłam się, że świąteczny prezent odciągnął mojego syna od komputera. Okazało się, że grożą mu problemy z prawem”

nastolatek, który dużo czasu spędza przy komputerze fot. Adobe Stock, skif
„Moja siostra miała dobre chęci, ale wpakowała Antka w niezłe kłopoty. A w dodatku jeszcze bardzo się wykosztowała...”.
/ 23.12.2021 08:21
nastolatek, który dużo czasu spędza przy komputerze fot. Adobe Stock, skif

Sylwia jest moją młodszą siostrą i z reguły ma świetne pomysły na prezenty, ale nie trafiła. Od razu, gdy tylko zobaczyłam pod choinką wielkie pudełko z naklejką „Dla Antosia”, miałam złe przeczucia.

– Co ty, Sylwinka – powiedziałam – wygrałaś na loterii? Mówiłam, że prezenty mają być raczej symboliczne, nie?
– O rany, masz się o co złościć – ucięła temat. – Jestem chrzestną matką i do tego zarabiam w funtach, więc mogę chłopaka trochę rozpieścić. Poza tym sama zobaczysz, jaka fajna jest zawartość. Dla piętnastolatka trudno byłoby znaleźć coś lepszego, przysięgam.
– A co to? – zaintrygowała mnie. – Zdecydowanie za duże jak na nowy telefon, na tablet też nie wygląda… Ty wiesz, że niewiele rzeczy, poza związanymi z wirtualną rzeczywistością, interesuje mojego syna, prawda?
– To coś z zupełnie innej bajki, siora, ale ręczę ci, że Antek oderwie się od komputerowych gier. I do tego wyjdzie na spacer!

Jakoś nie mogłam sobie wyobrazić, by mój potomek zdobył się na opuszczenie z własnej woli internetowej społeczności, by ruszyć w teren. W grudniu?! Jeżeli Sylwia faktycznie znalazła cudo, które skłoni go do ruchu, gotowa byłam dopłacić do prezentu

. – Nie wygłupiaj się – powiedziała siostra. – Nie było takie drogie na angielską kieszeń.

Sporej wielkości pudełko wzbudziło w moim synu nieopanowaną ciekawość i połechtało jego wyobraźnię. Nie wiem, czego właściwie się spodziewał, ale kiedy w końcu uporał się z odwijaniem niekończących się ozdobnych papierów, mina mu zrzedła.

– Detektor metalu?– spytał niepewnie, spoglądając na Sylwię z rozczarowaną miną.

Właśnie takiej reakcji się obawiałam…

Pewnie wyobrażał sobie, że dostanie nowy gadżet do komputera albo zestaw kina domowego.

– To świetna zabawa – siostra usiadła przy Antku i pomogła mu wyjąć urządzenie z opakowania. – John większość wolnego czasu poświęca na łażenie z tym po polach. Nie powiem, żebym była szczęśliwa z tego powodu, wolałabym jednak, by te godziny poświęcił mnie, ale widzę, że sprawia mu to mnóstwo satysfakcji. Spróbuj, sam się przekonasz.

John był chłopakiem Sylwii. Ich związek trwał już na tyle długo, że mówiło się o rychłych zaręczynach. Nie mógł, niestety, przyjechać z siostrą na święta, ale dołożył się do prezentu dla Antka.

– Ale super! – autentyczny zachwyt okazał niespodziewanie mój mąż. – Jutro pójdziemy poszukać skarbów w naszym ogródku, Antek. Co ty na to?

Syn uśmiechnął się trochę głupkowato i bez przekonania skinął głową. Nie wyglądało mi to dobrze i wróżyłam rychły koniec zainteresowania prezentem od cioci.

Lepiej niech on gra w te swoje gry i siedzi w domu

O dziwo, nie miałam racji. Na drugi dzień, choć były święta, a na dworze zimno jak cholera, moi chłopcy, tak jak zapowiedzieli, wzięli wykrywacz metalu i wyszli do ogródka za domem. Potem widziałam ich z daleka błądzących po polu, które zostało nam jeszcze po rodzicach. Nie wracali przez bite dwie godziny, a kiedy wrócili, ich oczy błyszczały z podniecenia.

– Patrz, mamo! – wykrzyknął Antek, wywalając na stół w kuchni jakieś zapiaszczone metalowe śmieci. – Patrz, jakie skarby!

Nie wypadało nie okazać zainteresowania, podeszłam więc, spojrzałam na stertę piachu, gwoździ, guzików, kapsli od butelek i drobnych monet, i wkładając w głos maksimum możliwego entuzjazmu, poprosiłam:

– Czy nie moglibyśmy pod to podłożyć pod te cuda jakichś gazet?

Zrobiłam im gorącej herbaty, bo wyglądali na przemarzniętych, i wróciłam do siostry oglądać telewizję. Sylwia spojrzała na mnie wymownie i uniosła kciuk do góry. Jednak miała nosa z prezentem. Przez następną godzinę chłopcy czyścili swoje skarby, a potem usiłowali je zidentyfikować.

– Patrz, mamo – Antek pokazał mi guzik z dwugłowym orłem wytłoczonym na awersie. – To guzik z munduru żołnierza rosyjskiej armii z pierwszej wojny światowej.
– Skąd to wiesz? – zdumiałam się.
– Z internetu – wzruszył ramionami. – W naszym ogródku guzik leżał. Niesamowite, co?

Przyznałam mu rację, to było niesamowite. Taka podróż w czasie, w którą zabierał nas zwykły guzik znaleziony przy domu! Niesamowite było również zaangażowanie mego syna w przygodę z historią, za którą nigdy nie przepadał.

– No nie – po chwili usłyszałam jego głos dobiegający z kuchni. – A to fenig. Skąd tu niemieckie pieniądze, tato?
– Przecież tu, gdzie teraz mieszkamy – odpowiedział synowi mąż – nie zawsze była Polska. Nie wiedziałeś o tym?

Antek przyznał, że nie zdawał sobie z tego sprawy, i zaczął zadawać kolejne pytania, na które musieli szukać odpowiedzi w internecie. Mój syn naprawdę oderwał się od komputerowych gier i bezmyślnego przeglądania stron portali społecznościowych. Byłam pod wrażeniem.

– Nie ciesz się na zapas… – ostudziła mój entuzjazm Sylwia. – Widzę, że nie tylko Antka wciągnęło nowe zajęcie. Może być też tak, że straciłaś właśnie męża.

Roześmiałyśmy się beztroskie jak za dawnych, dziecięcych lat. Święta minęły w bardzo miłej atmosferze i obie żałowałyśmy, że trwają tak krótko. Sylwia musiała wracać do swojego angielskiego domu, życie znów zapowiadało się szaro i monotonnie. Na szczęście mieliśmy jeszcze zaproszenie na sylwestra organizowanego przez firmę męża i liczyliśmy na dobrą zabawę. Kilka dni dzielących nas od Nowego Roku zeszło całkiem znośnie.

Antek, mimo niesprzyjającej aury, spacerował dzień w dzień po polu za domem i ciągle znosił nowe śmieci. No nie, nie tylko śmieci, udało mu się przecież znaleźć srebrny pierścionek, który zgubiłam w zeszłym roku podczas zbierania kartofli!

– Co tam pierścionek – prychnął, kiedy mu dziękowałam. – Znalazłem chyba część poszycia samolotowego. Może zestrzelili nad naszym domem jakiś w czasie wojny?

Pokazał mi niepozorny kawałek powyginanego metalu, na który nie zwróciłabym uwagi, nawet gdyby leżał na ogrodowej ścieżce.

– Skąd wiesz, że to pochodzi z samolotu? – spytałam, przyglądając się z ciekawością mało urodziwemu przedmiotowi.
– Pewności nie mam – wzruszył ramionami. – W każdym razie jest intrygujące, prawda?

Zgodziłam się z nim, ostatecznie było to niespotykane znalezisko pośród tych wszystkich starych kapsli, śrubek, opakowań po lekarstwach i drobnych monet z czasów PRL. Nie było jednak czymś, co zapadłoby mi w pamięć. Na drugi dzień już o tym zapomniałam i pewnie by tak zostało, gdyby nie sylwester.

Pech chciał, a może raczej mieliśmy szczęście, że na balu zajmowaliśmy stolik z pewną miłą parą. Panowie znali się z pracy, więc bardzo szybko nawiązała się między nami przyjacielska konwersacja. Jakoś przypadkowo rozmowa zeszła na temat dzieci i wspomniałam o nowym hobby syna.

– Chodzi z wykrywaczem metalu? – upewnił się znajomy męża. – To przecież przestępstwo.
– Zwariowałeś? – roześmiał się mój mąż. – W sieci możesz kupić niemal każdy możliwy model tego ustrojstwa i nikt nie wspomina, żeby to było nielegalne.
– Sam wykrywacz jest legalny – tłumaczył pan z niepewną miną – ale chodzenie z nim jest już przestępstwem. Czy jakoś tak. Dokładnie nie wiem, bo to trochę nie trzyma się kupy.
– Ależ Antek chodzi tylko po naszym polu – powiedziałam, zaniepokojona tymi rewelacjami. – Co to komu może przeszkadzać?
– Nie mam pojęcia – wzruszył ramionami nasz rozmówca. – Ale coś wam powiem: znajomy przeżył ostatnio o szóstej rano nalot policji, bo jego syn usiłował sprzedać jakiś pieniążek na portalu sprzedażowym. Przeszukali im mieszkanie, jakby byli co najmniej terrorystami, zarekwirowali komputery i przedmioty, które uznano za podejrzane. Chłopak chodził sobie z wykrywaczem, a teraz grozi mu wyrok jak przestępcy. Współczuję im, to jakiś horror.
– Raczej paranoja – uniósł się mąż. – Jak rzeczy z mojego ogródka mogą kogokolwiek poza mną interesować? Należą chyba do mnie, nie? Na przykład zgubiony pierścionek żony.
– Nie wiem – kolega rozłożył bezradnie ręce. – Teoretycznie tak to powinno wyglądać, ale tak nie jest, bracie. Co ci na to poradzę?

Spojrzeliśmy z mężem po sobie i uśmiechnęliśmy się z zakłopotaniem. Niewinny prezent od cioci mógł nas wpędzić w nie lada kłopoty. A chwilę potem przypomniałam sobie, że Antek chwalił się swoimi znaleziskami na jakiejś grupie w sieci… A jeśli policja, czy kto tam tropi takie „przestępstwa”, namierzyła już nasz komputer? Oczami wyobraźni widziałam jak żywą ekipę antyterrorystów wyłamującą drzwi domu i syna skutego kajdankami.

Przeprosiłam towarzystwo i wyszłam na korytarz, by zadzwonić do Antka. Jeżeli zaprosił kolegów i robili sobie imprezę, to marne szanse, by odebrał telefon – myślałam. – A wtedy pewnie oszaleję ze zmartwienia, dając się ponieść galopującej wyobraźni. A jednak odebrał i wydawało się, że spędza sylwestra przy komputerze. Pierwszy raz od dawna ucieszyłam się, że znowu gra w te durne gry! Niech szlag trafi ten wykrywacz metalu i pomysł siostry, by nim obdarować Antka.

Może w cywilizowanym świecie wszystko wygląda inaczej, ale nie tu… Postanowiłam natychmiast po powrocie do domu schować gdzieś ten cholerny sprzęt. Będzie draka? Co mi tam, byłam gotowa na wszystko, byle tylko ustrzec dziecko przed konfliktem z prawem… Przecież on jest za młody, by iść do więzienia! Przez cały bal analizowałam zagrożenia, wymyślałam wszelkie możliwe i niemożliwe scenariusze, piłam za dużo i z utęsknieniem czekałam, by wrócić do domu. Nie była to najlepsza impreza w moim życiu, ale liczy się to, że zdążyłam przed interwencją policji i ukryłam narzędzie zbrodni.

Syn do dzisiaj nie odzywa się do mnie, a mąż uważa, że jestem histeryczką i robię z igły widły, ale spoko, nie ugnę się. Detektor pozostanie w bezpiecznej kryjówce, dopóki się prawo nie zmieni. A póki co, niech już Antek gra w swoje gry. 

Czytaj także:
W Wigilię mój kochanek miał zostawić żonę i spędzić ze mną święta. Wyłączył telefon
W Wigilię znowu będę sama. Mój mąż pojedzie do dzieci i byłej żony. Ja zawsze jestem gorsza
Moja wnusia prosi Mikołaja, żeby jej mama wróciła z zagranicy. Nie wie, że ją porzuciła

Redakcja poleca

REKLAMA