„Chuligani w patriotycznych bluzach nie mieli szacunku dla prawdziwego bohatera, którym był mój sąsiad”

rodzina, która uczy postaw patriotyzmu fot. Adobe Stock, megustadesign
Chłystki w patriotycznych bluzach zaczęły się przepychać do przodu. Wtedy jedna z pań zaprotestowała. Kiedy zaczęli jej ubliżać, pan Stanisław stanął przed nimi. – Panowie, proszę się nie wyrażać! Nie przeszło wam przez głowy, że symbole, które nosicie na ubraniach, do czegoś zobowiązują?
/ 28.06.2021 09:26
rodzina, która uczy postaw patriotyzmu fot. Adobe Stock, megustadesign

Do nowego mieszkania wprowadziliśmy się dziesięć lat temu. Jednym z naszych sąsiadów był pan Stanisław. Dziewięćdziesięcioletni wdowiec, którego historię poznaliśmy za sprawą młodszych mieszkańców bramy.

– To jest, proszę pana, kombatant. I to nie byle jaki! – wyjaśniała mi mieszkająca naprzeciwko pani Jola. – On całą wojnę przewalczył i orderów mnóstwo nazbierał! Po wojnie odszedł z wojska i pracował jako tramwajarz, ale i tak wszyscy wiedzą, że to bohater. Kiedyś go nawet w telewizji pokazywali, jak przemawia…

Jeszcze nigdy nie miałem przyjemności poznać kogoś takiego, więc szukałem okazji, żeby zawrzeć znajomość. Sposobność, by zmienić parę słów z panem Stanisławem nadarzyła się szybko, bo przecież mijaliśmy się regularnie. Któregoś dnia spotkałem go taszczącego zakupy ze sklepu. Wyrwałem się, żeby mu pomóc. Skoczyłem do jego siatek jak jakiś wariat, ale mnie powstrzymał.

– Nie, dziękuję – odpowiedział. – Jeszcze sobie radzę.
– Przepraszam. Nie chciałem być natarczywy. Pomyślałem tylko…
– Doskonale wiem, co pan pomyślał, i nie mam panu za złe. To nawet miłe i krzepiące, że są tacy uczynni, młodzi ludzie jak pan. Tylko że pańska grzeczność na razie jeszcze kłóci się z moją niezależnością – odparł z uśmiechem.
– Młodzi? – zdziwiłem się. – Ja mam czterdzieści lat na karku i dwójkę nastoletnich dzieci. Moja młodość minęła.
– Niech pan tak nie mówi, bo starość usłyszy i się za pana zabierze! – żartował.

To był niesamowity człowiek. Imponował silną wolą i życiową dyscypliną

Choć biodra od dawna odmawiały mu posłuszeństwa, to regularnie wychodził na spacery czy zakupy. Zawsze porządnie ubrany, miły i uśmiechnięty. Nigdy się nie uskarżał, nie irytował, nie narzekał, a przecież życie samotnego staruszka nie rozpieszcza. Jego żelazna konsekwencja objawiała się również poprzez troskę o polską flagę, którą wywieszał przy swoim oknie. Wisiała niezależnie od pory roku i pogody, a on regularnie ją prał i prasował, żeby prezentowała się jak należy.

Mieszkał pode mną, więc nie raz widziałem, jak się z nią mocuje. Jak z coraz większym trudem zmaga się, by kij, na którym wisiała, wyjąć z uchwytu, a potem go z powrotem osadzić. Z każdym rokiem szło mu to coraz ciężej, ale nigdy tego zwyczaju nie porzucił.

– Niesamowity jest ten człowiek – mówiłem żonie. – Widziałaś, jak się troszczy o tę flagę?
– Widzę, że cię zainspirował. Może i ty byś chciał wieszać swoją?
– Pomyślałem o tym, ale to byłaby przesada. Jakbym go naśladował. A jakie mam zasługi, żeby sobie na taki gest pozwolić?
– Chyba nie o to w tym chodzi.
– Pewnie masz rację, ale i tak bym się wstydził. On sobie na prawo do takich gestów zasłużył. Ja lepiej zajmę się uczciwą pracą i wychowaniem synów – uśmiechałem się z pokorą.

Nie lubię pozerstwa i pustych gestów, a mam wrażenie, że ostatnio panuje moda na bezmyślne epatowanie patriotyzmem. Odpuściłem więc sobie naśladowanie mojego sąsiada, ale za to wsparłem go podczas przypadkowej awantury w sklepie. Staliśmy razem w kolejce, a dwa chłystki w patriotycznych bluzach zaczęły się przepychać do przodu. Bez żadnych skrupułów taranowali łokciami kolejnych zaskoczonych klientów. Wtedy jedna z pań zaprotestowała. Powiedziała, że tak nie można, żeby wracali na koniec. Kiedy zaczęli jej ubliżać, pan Stanisław stanął przed nimi.

– Panowie, proszę się nie wyrażać! Nie przeszło wam przez głowy, że symbole, które nosicie na ubraniach, do czegoś zobowiązują? – powiedział.
– A ty dziadek, co? Bohater? Sp…, bo ci narobimy wstydu! – kpił jeden z nich.

Żona pomogła mi się nią zająć. Upraliśmy ją, uprasowaliśmy…

– Uważaj, do kogo mówisz, gówniarzu! Ten „dziadek” walczył na wojnie, żebyś ty mógł w takiej bluzie chodzić – dźgnąłem go palcem w klatkę piersiową. – Trochę szacunku, gamonie!
– Bo co? – zapytał drugi, a wtedy z kolejki wyszedł jeszcze jeden facet.

Ludzie nabrali odwagi i wszyscy zaczęli na tych dwóch pomstować. Chłystkom zrzedły miny i po chwili nie było już ich w sklepie. Porzucili nawet piwo, które chcieli kupić.

– Wstyd, proszę pana. Wstyd, że takie gnojki noszą flagi na bluzach. Panu taki widok musi szczególnie doskwierać? – zagadnąłem pana Stanisława.
– Za naszych czasów też tacy byli. Popisywać się lubili, udawać bohaterów. Nic się nie zmieniło – machnął ręką pan Stanisław. – Na szczęście są też tacy ludzie jak pan. Porządni i odważni – uśmiechnął się do mnie, a ja aż się zarumieniłem.
– Nic wielkiego nie zrobiłem. Pan pierwszy się im postawił.
– No tak, ale dziewięćdziesięciolatka by nie pobili, a panu się mogło oberwać. Idzie pan do domu? Jeśli tak, to przejdźmy się razem. Opowiem pana żonie, jak pan przegonił tych cwaniaczków.

Taki właśnie był pan Stanisław. Niestety, rok temu zmarł, kilku miesięcy zabrakło mu do setnych urodzin. Wszyscy sąsiedzi stawili się na pogrzebie. Mówiliśmy o tym, jak bardzo będzie nam go brakować, wspominali rozmowy z nim i spotkania. Rozmawialiśmy też o jego mieszkaniu, o tym, kto się za niego wprowadzi. Wiedzieliśmy bowiem już, że rodzina pana Stanisława zamierza je sprzedać.

Rzeczywiście, po kilku dniach przyjechali bliscy naszego sąsiada i wywieźli jego rzeczy. Przez następnych kilka tygodni zjawiał się na miejscu tylko pośrednik nieruchomości z kolejnymi zainteresowanymi. Przez cały ten czas flaga pana Stanisława wisiała przy oknie, jego rodzina całkiem o niej zapomniała. Przez miesiąc niszczała na zewnątrz, aż w końcu wprowadzili się nowi lokatorzy. Spotkałem ich na klatce schodowej w dzień, gdy przywieźli swoje meble i bagaże. Przywitałem ich w bramie, odpowiedziałem na kilka pytań o okoliczne sklepy i punkty usługowe, a potem poszedłem do siebie.

Stanąłem na balkonie i przyglądałem się zniszczonej fladze, aż w końcu deszcz przegonił mnie do środka. Kolejny raz na balkon wyszedłem następnego dnia rano i od razu zobaczyłem, że flagi nie ma. Nie zastanawiając się długo, wskoczyłem w szlafrok, zbiegłem po schodach i zadzwoniłem do nowych sąsiadów.

– Dzień dobry… – powiedziała niepewnie sąsiadka, przyglądając mi się z uwagą.
– Dzień dobry. Przepraszam bardzo, że ja o tej porze, że nachodzę w takim stroju, ale chciałem zapytać, co państwo macie zamiar zrobić z flagą? Z tą, którą wyjęliście z uchwytu przy balkonie.
– Z czym? – zapytała zdziwiona.
– Z flagą. Dzień dobry – powiedziałem do sąsiada, który wszedł do przedpokoju.
– Kochanie, pan pyta o jakąś flagę. Brałeś coś z balkonu?
– Z tą? – sąsiad wyciągnął z szafki zniszczony biało-czerwony materiał, zawinięty wokół kija.
– Tak! Będą jej państwo potrzebowali?
– Nie. Nawet się zastanawiałem, co z nią zrobić, bo wyrzucić nie wypada, a ona już taka sfatygowana. Proszę bardzo.

Podziękowałem i pobiegłem do siebie. Żona pomogła mi się nią zająć. Upraliśmy ją, zreperowaliśmy, gdzie się dało, i wyprasowaliśmy. A potem złożyliśmy w kostkę i schowaliśmy do szafy. Flagę traktujemy jak rodzinny skarb. Zamontowaliśmy przy balkonie uchwyt i wieszamy ją w święta państwowe, tylko na kilka dni, żeby się nie zniszczyła i żeby była z nami jak najdłużej. Część sąsiadów ją rozpoznała i wszyscy tę moją inicjatywę pochwalili.

Dzięki temu pan Stanisław został z nami i regularnie go wspominamy. Przypominamy sobie, jakim był człowiekiem, i co dla nas wszystkich zrobił. Jakiego patriotyzmu nas uczył – pełnego godności, dobroci, wyrozumiałości, kultury i wewnętrznej siły. Opowiadam o nim moim dorosłym już dzieciom, żeby i one zapamiętały pana Stanisława. Nie każdy miał przecież okazję żyć po sąsiedzku z człowiekiem, który przeszedł tak wiele. Który był prawdziwym bohaterem.

Czytaj także:
Zaszłam w ciążę z młodym kochankiem. Nie powiem mężowi
Dopiero po śmierci żony pogodziłem się z jedynym synem
Kiedy spalił się nam dom, dowiedzieliśmy się na kogo możemy liczyć

Redakcja poleca

REKLAMA