Powiedział: „Wiem, że mnie nie kochasz, ale czy to oznacza, że nie możemy być razem? Przecież mnie lubisz, prawda?”. Roześmiał się, prezentując rząd równych, idealnie białych zębów.
Skinęłam głową na znak, że owszem, i zarumieniłam się onieśmielona jego bezpośredniością. W pewnym sensie wstydziłam się naszego układu. Nigdy wcześniej nie byłam z mężczyzną, którego jedynie „lubiłam”, choć co ja tak naprawdę mogłam wiedzieć o relacjach damsko-męskich. Miałam zaledwie chłopaka w liceum, męża i przelotny romans po rozwodzie, który równie mocno przeorał moje poranione serce.
Może więc Jacek miał rację? Może wystarczy się lubić, żeby stworzyć udany związek bez wielkich oczekiwań niosących za sobą równie wielkie rozczarowania? Zmięłam chusteczkę w spoconych dłoniach. „Nie potrafisz tak? To się nauczysz” – przekonywałam samą siebie.
Chciałam tego dnia skoczyć z mostu
W Jacku ceniłam poczucie humoru i bezkonfliktowy sposób bycia – niewiele rzeczy było w stanie wyprowadzić go z równowagi. Niczym młokos, a nie siedemdziesięcioletni biznesmen patrzył na świat przez różowe okulary. Zapewne, gdybym była na jego miejscu i miała równie zasobne konto, też byłabym optymistką, ale mając 48 lat i rok bezskutecznego poszukiwania pracy za sobą oraz długi przekraczające możliwość spłaty trudno afirmować życie.
W dniu, kiedy wpadliśmy na siebie na ulicy. Przygnieciona problemami postanowiłam skoczyć z mostu, licząc, że zginę od razu, ale on zagrodził mi drogę i z charakterystycznym dla siebie uśmiechem rzucił nonszalancko, że właśnie spotkałam swojego anioła stróża.
– Jacek – wyciągnął silną dłoń.
– Ewa – powiedziałam i zaraz dodałam, że się śpieszę.
– Ale dokąd? Może najpierw wypijemy kawę i zjemy coś słodkiego? Zapraszam!
Cofnęłam się, sądząc, że mam do czynienia z wariatem.
– Proszę wybaczyć bezpośredniość, ale mam dzisiaj dobry dzień i chciałem go z kimś uczcić. Urodziła mi się wnuczka i podpisałem intratny kontrakt, a pani jest… Jeszcze raz proszę o wybaczenie… taka smutna – uśmiechnął się.
Pomyślałam: „Czemu nie, dawno niczego nie jadłam” i poczułam skurcz w żołądku. Ostatni raz siedziałam w kawiarni pół roku temu, wysłuchując mądrości koleżanki na temat przyciągania do siebie pozytywnej energii. Bez wahania zapłaciła za nasze desery, ale ja poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Mimo wszystko dałam się przekonać Jackowi. W tamtej chwili bardzo potrzebowałam jakiegoś cudu.
Widziałam, że jest starszy ode mnie, ale nie sądziłam, że aż 18 lat! Prawie zakrztusiłam się kawą, kiedy podał swój wiek. Wysportowany, zadbany, pewny siebie nie wyglądał na siedemdziesięcioletniego dziadka.
– Opowiedz mi o sobie – poprosił, nie przestając się uśmiechać.
Zakłopotana wbiłam wzrok w ciastko.
– Jest aż tak źle? – pochylił się nade mną.
Skinęłam głową, a on westchnął, ale się nie odsunął. Od zapachu jego męskich, drogich perfum zakręciło mi się w głowie.
– Muszę wyjść, przepraszam – poderwałam się z miejsca i wybiegłam na zewnątrz.
Zatrzymałam się kilka kroków dalej, próbując się uspokoić, kiedy poczułam czyjąś rękę na moim ramieniu.
– Przejdźmy się, dobrze nam to zrobi – zaproponował Jacek.
„Chyba przed nim nie ucieknę, ale czy chcę uciekać? Czy mam dokąd pójść?” – rozmyślałam, podając mu swoje ramię. Zrezygnowana pozwoliłam prowadzić się krętymi uliczkami starówki, nie pytając nawet, dokąd zmierzamy. Dopiero kiedy zatrzymaliśmy się przy jakimś dużym samochodzie, spojrzałam na niego zdziwiona. Uśmiechnął się uspokajająco, tłumacząc, że odwiezie mnie do domu, więc posłusznie wsiadłam do środka. W ciągu kwadransa znaleźliśmy się pod moim blokiem.
– To tu – powiedział, a ja poczułam ucisk w żołądku, jakby ktoś zawiązał mi w nim gruby supeł, zabrakło mi tchu.
– Nie chcę tam wracać – wyszeptałam przez łzy.
Bez słowa odpalił silnik i pojechał prosto przed siebie. Było mi wszystko jedno, dokąd mnie wiezie, więc nawet nie zdziwiłam się, gdy zatrzymaliśmy się przed jakimś nowoczesnym budynkiem z ogromnymi oknami.
– Zapraszam cię do siebie – uśmiechnął się, i tym razem to on się zaczerwienił.
Rozczuliło mnie jego wręcz chłopięce zawstydzenie, więc też odpowiedziałam uśmiechem, jakbym chciała dodać nam obojgu odwagi. Nie wiedziałam, dokąd zmierza nasza historia, i po raz pierwszy w życiu nie zamierzałam się nad tym zastanawiać. Na nic zdała mi się dotąd moja odpowiedzialność, rozsądek i skrupulatność. Moja przesadna ostrożność zaprowadziła mnie na skraj nędzy i samobójstwa, więc dlaczego miałabym nie ulec pożądaniu? Nieznanej mi dotąd chwili zapomnienia?
Romans przerodził się w związek
Wysiadałam z samochodu, i nie oglądając się za siebie, poszłam do domu Jacka. Pozwoliłam zdjąć sobie płaszcz, adorować się komplementami, dotykać mojego ciała, rozebrać je, posiąść, a nawet przeżyć przyjemność. Oszołomiona dzisiejszymi wydarzeniami i swoim zachowaniem długo jeszcze rozkoszowałam się nocą, gdy Jacek spał obok wtulony w moje ramię.
Rano obudził mnie zapach kawy parzonej z imbirem i kardamonem, i przez głowę przebiegła mi myśl, że jestem w niebie. Zdążyłam przeciągnąć się leniwie w wygodnym łóżku, gdy do sypialni wszedł Jacek.
– Zapraszam na śniadanie – uśmiechnął się w ten swój łobuzerski sposób i przysiadł na skraju łóżka. – Nie myśl sobie, że zawsze postępuję w ten sposób w kobietami. W zasadzie… Nigdy jeszcze nie zachowałem się równie odważnie, ale… – chrząknął. – Masz w sobie coś takiego, co nie pozwoliło mi wczoraj odejść. Zdaję sobie sprawę, że mogę nie być w twoim typie, ale jeśli mi pozwolisz, Ewo, chciałbym cię lepiej poznać? – spojrzał na mnie nieśmiało.
Tak zaczął się nasz romans, który wkrótce przerodził się w związek. Jackowi nie przeszkadzało, że nie oszalałam dla niego z miłości. Wystarczyło, że chciałam z nim być i na równi z nim korzystać z życia. W pewnym sensie ucieszyło go, że straciłam pracę, bo mogłam towarzyszyć mu w służbowych podróżach po kraju i zagranicznych wyjazdach.
Jacek, mimo że wciąż był aktywny zawodowo, uwielbiał podróżować. Nie bał się wyruszać w ciemno do najdalszych zakątków świata, spać w namiocie pod rozgwieżdżonym norweskim niebem, pływać łódkami po chińskich rzekach, mieszkać z tubylcami w lasach Amazonii. I cieszył się, że może ze mną dzielić swoją pasję. Nigdy nie dawał mi odczuć, że jestem na jego utrzymaniu. Choć się wzbraniałam, spłacił wszystkie moje długi i wypłacał mi nawet małe kieszonkowe.
– Jesteś najbardziej uczciwą, najsłodszą istotą na świecie – śmiał się z moich obiekcji. – Nie rozumiesz, że traktuję cię jak dar od losu? Nie sądziłem, że będę w stanie się jeszcze zakochać i to w takiej kobiecie jak ty! Młodej, pięknej, mądrej! Wierz lub nie, ale nigdy nie zdradziłem żony i nie oglądałem się za spódniczkami, bo najważniejsza była Helena i syn, a potem synowa i wnuczka, dlatego proszę, nie opieraj się, jeśli i ciebie mogę rozpieszczać.
„Jeśli tak ma być, to niech będzie. Nauczę się korzystać z życia” – pomyślałam, odwzajemniając jego pełne miłości spojrzenie. Wahałam się jednak przed przedstawieniem go moim nielicznym znajomym.
Wiedziałam, jak nasza znajomość może zostać przez nich odebrana, więc wolałam uniknąć nieprzyjemnych komentarzy. W przeciwieństwie do mnie Jacek nie krył się ze swoim szczęściem. Wkrótce, czy tego chciałam, czy nie, poznałam wszystkich jego znajomych i większość rodziny, oprócz najważniejszych dla niego osób – syna, synowej i wnuczki.
Szymon był bardzo podobny do ojca
Nieraz zastanawiałam się, co poczuję, kiedy zobaczę tę małą istotę. W wyniku błędu lekarzy nie mogłam mieć własnych dzieci, mąż nie chciał słyszeć o in vitro czy adopcji, a potem było już na nią za późno. Zostałam sama, choć całe życie najbardziej na świecie pragnęłam mieć dziecko. Syn Jacka, Szymon, mieszkał ze swoją rodziną w Anglii i rzadko odwiedzał ojca.
– Był zżyty z matką, długo nie mógł się otrząsnąć po jej śmierci. Nie umiał sobie wybaczyć, że nie zdążył się z nią pożegnać… Mnie traktował zawsze jako dodatek do ich relacji, taki trochę kompleks Edypa – zaśmiał się swoim zwyczajem Jacek.
Ten kompleks nagle postanowił nas odwiedzić. Przyleciał sam, bo przewrażliwiona na punkcie zarazków młoda matka nie chciała słyszeć o lotach samolotem czy odwiedzinach nawet najbliższych im osób. Jacek nie krył rozczarowania, ale ja w pewnym sensie poczułam ulgę, że nie muszę mierzyć się z niespełnionymi macierzyńskimi uczuciami.
Zaskoczyło mnie, że Szymon był taki podobny do ojca – ta sama twarz, wzrost, oczy, ten sam, nieco łobuzerski uśmiech i silne dłonie – pewne swego, gdy po coś sięgały. Jedynie wiek i melancholijny sposób bycia syna odróżniał ich od siebie. Od pierwszej chwili przypadliśmy sobie do gustu. Zachowywaliśmy się tak, jakbyśmy czytali w swoich myślach. Szymon zaczynał coś opowiadać, a ja już wiedziałam, co będzie dalej.
Tych kilka dni jego pobytu w kraju wywróciło moje życie do góry nogami. Obudziły się we mnie uczucia, których nie potrafił wyzwolić Jacek ani nawet pozostali znani mi mężczyźni. Rumieniłam się za każdym razem, gdy widziałam Szymona. W obecności Jacka starałam się panować nad sobą, ale gdy tylko mój partner znikał, żeby zająć się jednym ze swoich biznesów, emocje brały nade mną górę. Zanim się spostrzegłam, już go kochałam.
Nie oczekiwałam po Szymonie niczego więcej, oprócz milczącego, codziennego towarzyszenia mu. Samo przebywanie w jego towarzystwie sprawiało mi przyjemność. W tym mężczyźnie podobało mi się wszystko. Absolutnie każdy centymetr jego ciała i każda cecha charakteru. Z niepokojem odliczałam dni do jego wylotu, a jednocześnie pragnęłam, żeby zniknął z mojego życia na zawsze i przestał wzbudzać we mnie niezdrowe emocje.
Sądziłam, że tylko ja walczę z uczuciami, ale któregoś dnia, gdy Jacek znowu wyjechał w interesach, Szymon wszedł do naszej sypialni, kiedy się przebierałam i pocałował moje odkryte ramię. Poczułam, jak żar rozlewa się po całym moim ciele i zadrżałam z podniecenia. Rzuciliśmy się na siebie niczym dwoje nastoletnich, niezaspokojonych kochanków. Pożądanie wzięło górę nad rozsądkiem.
Ledwie zdążyliśmy uprzątnąć sypialnię przed powrotem Jacka. Szymon uciekł na miasto pod pretekstem kupienia prezentu żonie i córeczce, ja zajęłam się przygotowaniem kolacji, choć wszystko leciało mi z rąk. „Jutro wyjedzie i zapomnisz o nim” – pocieszałam się coraz bardziej przerażona tym, co zaszło między nami. „Nie jestem taką kobietą. Nie zdradzam, nie oszukuję” – panikowałam.
Nie zdradzam! Nie oszukuję! Nie ja…
– Mam dla ciebie prezent – potok myśli przerwał szept Jacka.
Zdrętwiałam, gdy przywarł do moich pleców. Z trudem powstrzymałam się, żeby go nie odepchnąć i nie zerwać pereł, którymi otoczył moją szyję.
– Wiedziałem, że będą do ciebie pasować – zamruczał niczym napalony kot i wbrew moim protestom zaciągnął mnie do sypialni. Na to samo łóżko, na którym jeszcze przed chwilą oddawałam się Szymonowi.
„Nie dzieje się nic złego, wytrzymasz” – powtarzałam sobie. „Tak musi być. Jeśli odejdziesz, stracisz też Szymona, niczego więcej zrobić nie możesz… To był tylko jeden raz, który nigdy więcej się nie powtórzy. Przynajmniej nie powinien” – wtuliłam się w Jacka, żeby ukryć łzy.
Szymon wyjechał następnego dnia, wręczając mi na pożegnanie ogromny bukiet bordowych róż.
– Wiedziałem, że Ewa przypadnie ci do serca – roześmiał się Jacek, przytulając mnie do siebie.
– Nie pomyliłeś się – Szymon pochylił się, żeby ucałować moją dłoń. – Do zobaczenia w Londynie – uśmiechnął się.
„Czyli to jeszcze nie koniec?” – pomyślałam i poczułam, jak ziemia osuwa mi się spod nóg.
Czytaj także:
„Szefowa nie poinformowała mnie, że jej dzieci nie jedzą mięsa. Gdy dałam im parówkę, zwyzywała mnie od trupojadów”
„Żyłam ponad stan, żeby zrekompensować sobie biedne dzieciństwo. Zadłużałam się by mieć na spa, kosmetyczki i markowe ciuchy”
„W rzeczach mojego chłopaka znalazłam kopertę. Po jej otwarciu zrozumiałam, że nasz związek właśnie się zakończył”