„Miałem ochotę na romans z mężatką, bo zakazany owoc smakuje najlepiej. Wiem, że podobam się kobietom"

Flirtujący mężczyzna fot. bnenin
„Zwróciłem na nią uwagę od razu, kiedy dołączyła do naszego zespołu. Piękna blondynka po trzydziestce, z miłym, szczerym uśmiechem. Nie, nie zakochałem się tak od razu, ale z każdym dniem podobała mi się coraz bardziej”.
/ 27.03.2023 14:30
Flirtujący mężczyzna fot. bnenin

– Cudownie – szepnąłem. – Marzyłem o tym od dawna…

– Wiem – odparła również szeptem. – Trudno, żebym nie zauważyła.

Byłem szczęśliwy, że dała się namówić na to przyjęcie u mnie. Kiedyś próbowałem ją zaprosić do kawiarni, ale odmówiła. Grzecznie, lecz stanowczo. Nie mogłem mieć pretensji. W takim miejscu ktoś znajomy mógłby nas spotkać, a jej mąż miałby potem pretensje, że spotyka się z kolegą z pracy, zamiast wracać do domu.

Ale mój awans był dostatecznym pretekstem, żeby ją namówić na imprezę. W dodatku miałem wsparcie reszty zespołu. To naturalne, że przyjmuje się zaproszenie od szczęśliwca, który wyrwie się wreszcie z nudnego biura i zacznie robić coś innego. Może równie nudnego, ale za lepsze pieniądze. Przyszła i wyglądała olśniewająco. W jej przypadku to zresztą nietrudne… I tak się jakoś stało, że wszyscy sobie poszli, a my zostaliśmy sami. Zresztą zgodnie z moimi planami oraz usiłowaniami…

Powinno mnie to zastanowić. I zastanowiło. Niby chciała mi pomóc posprzątać, ale przecież oboje wiedzieliśmy, że chodzi o coś innego. Spotkaliśmy się w przejściu do kuchni… i jakoś tak samo wszystko wyszło.

– Tak, musiałaś zauważyć – powiedziałem z uśmiechem. – Zakochałem się w tobie, wiesz?

Znów się pochyliłem, żeby ją pocałować, ale odwróciła głowę. Miała dziwny wyraz twarzy. Nazwałbym go niepewnym albo może raczej skonsternowanym.

– Przecież jestem mężatką – powiedziała w końcu.

– I właśnie dlatego nic do mnie nie czujesz? – spytałem z uśmiechem.

Karolina milczała przez dłuższą chwilę.

– Tego nie powiedziałam. Ale czy nie postępujesz zbyt pochopnie, wyznając mi miłość? Oswobodziła się łagodnie z mojego uścisku, zresztą nie zamierzałem jej przytrzymywać na siłę. Zastanowiłem się, czy zbyt się nie pośpieszyłem z tym wyznaniem. Nadleciały wspomnienia.

To był tylko pretekst

Zwróciłem na nią uwagę od razu, kiedy dołączyła do naszego zespołu. Piękna blondynka po trzydziestce, z miłym, szczerym uśmiechem. Nie, nie zakochałem się tak od razu, ale z każdym dniem podobała mi się coraz bardziej. A w dodatku okazywała mi wiele sympatii, więcej niż innym. Nie miałem jednak odwagi podejmować zdecydowanych działań. „Przecież to mężatka – mówiłem sobie. – Tak się nie robi”.

Ale co poradzić, kiedy człowieka dopadnie ten niesamowity stan zakochania? Zasady, jakie wyznawał do tej pory, okazują się ulepione z plasteliny, a granice zaczynają się przesuwać.
Kiedy się dowiedziałem, że niedługo dostanę awans i przeniesienie, postanowiłem skorzystać z okazji. Stąd zaproszenie na świętowanie mojego sukcesu. Co tu dużo mówić, urządziłem tę imprezę tylko dla Karoliny. Gdyby odmówiła przyjścia, pewnie odwołałbym to spotkanie pod jakimś pretekstem.

– Może usiądziemy i porozmawiamy? – zaproponowała Karolina.

Skinąłem głową i usiedliśmy naprzeciwko siebie, ja na kanapie, ona w fotelu. Dzielił nas stół. To było symboliczne – dwoje ludzi, którzy pragnęliby się do siebie zbliżyć, ale coś ich dzieli… Bo byłem pewien, że nie jestem obojętny Karolinie. Świadczyły o tym jej pocałunki. A jej słowa to potwierdziły.

– Robert, musisz mnie zrozumieć. Powiedziałeś, że się we mnie zakochałeś. Wierzę w to, ale ja mam męża i dzieci. Nie chcę krzywdzić innych. Tobie łatwiej, bo jesteś sam.

– Łatwiej – zgodziłem się. – Ale jestem po rozwodzie i wiem, że da się to przeżyć.

– I chciałbyś, żebym ja też przez to przechodziła?

Zagryzłem wargi. Miała rację. Rozwód to paskudna sprawa. Ale kto powiedział, że od razu ma do tego dojść? Przecież nie zaproponowałem jej małżeństwa, tylko wyznałem uczucie. W dodatku odwzajemnione… przynajmniej w jakiejś części.

– A gdybym nawet została tylko twoją kochanką – mówiła dalej, jakby czytała mi w myślach. – Przecież nie wiemy, jak by się to skończyło. Spotkania, coraz mocniejsze przywiązanie… Naprawdę jesteś gotów rozbić czyjąś rodzinę? Nie wiesz, jak to smakuje?

Wiedziałem… Tym bardziej że to ja byłem zdradzaną stroną.

– Masz rację – mruknąłem. – Tylko że twoja racja i moje uczucie zupełnie ze sobą nie współgrają.

Westchnęła i potrząsnęła lekko głową, widziałem, że nie jest jej łatwo mówić. I zrozumiałem, że przyszła do mnie tylko po to, żeby przeprowadzić tę rozmowę. Tylko dlatego poddała się moim zabiegom, abyśmy zostali sami.

– Powiem najzupełniej szczerze – podjęła. – Gdybyś się uparł i zaczął mnie osaczać, pewnie bym w końcu uległa. Ale nie chcę tego. Wystarczająco źle się czuję z tym, że mi się bardzo podobasz i w twoim towarzystwie jest mi przyjemnie.

– W takim razie co stoi na przeszkodzie… – zacząłem, ale przerwała mi niecierpliwym gestem.

– Jest jeszcze coś… – znów zamilkła za chwilę. – Widzisz, to może wydać ci się śmieszne, ale ja jestem osobą głęboko wierzącą. I już mam wyrzuty sumienia, że pozwoliłam się dotknąć komuś innemu niż ten, któremu przysięgałam wierność przed ołtarzem.

– Daj spokój – mruknąłem. – To było tylko niewinne buzi.

– Niewinne? – roześmiała się gorzko. – To już przecież w pewnym sensie zdrada. Może nie ogromna, ale zawsze. I to, że sobie pozwoliłam na słabość, świadczy tylko o tym, że musimy sobie dać spokój.

Skrzywiłem się w duchu. Nie wyglądała na kogoś wielce religijnego. Jakoś mi to nie pasowało do jej wspaniałej urody. Ale wiedziałem, a raczej czułem, że mówi prawdę.

– Nazywaj to, jak chcesz, ale do niczego nie doszło. I nie dojdzie, jeśli nie zechcesz – powiedziałem, lekko zniecierpliwiony.

– Rozumiem, że dla ciebie takie rzeczy mogą być nieważne – odparła. – Ale ja nie wyobrażam sobie życia bez możliwości przyjmowania komunii, bez rodzinnych wyjść do kościoła, wspólnych świąt i spotkań z bliskimi.

Czyli po to tu przyszła?!

Przygryzłem wargi. Tego nie brałem pod uwagę. Może dlatego, że sam nigdy nie byłem przesadnie czuły na punkcie obowiązków chrześcijanina, związanych z modlitwami i w ogóle sprawami religijności. Wierzyłem co prawda, ale tak, jak chyba większość ludzi – bez specjalnego zaangażowania. Tymczasem kobieta, której chciałbym oddać serce, miała inne priorytety.

– Posłuchaj – powiedziała. A do mnie dotarło z całą ostrością, że bardzo sumiennie przygotowała się do tego spotkania. – Człowiek może popełnić błąd, może wpaść w grzech, jak to zrobiliśmy przed chwilą. Ale powinien starać się nie trwać w tym błędzie i nie tkwić w grzechu. To najważniejsze.

– Mówisz jak ksiądz na kazaniu – burknąłem.

– Dla ciebie to banały, ale dla mnie ważne sprawy – odparowała, ewidentnie nieco urażona. – Uważam, że trzeba było sobie to wszystko wyjaśnić.

Zrobiło mi się głupio. Wprawdzie wszystko się we mnie buntowało, bo miałem nadzieję na diametralnie inne rozwiązanie, ale przecież nie mogłem jej do niczego zmusić.

– Robisz to wbrew sobie – spróbowałem jeszcze.

– Tak, wbrew sobie – potwierdziła. – Bo miałabym ochotę na romans, chciałabym przeżyć jeszcze raz szalone zakochanie. Jak chyba każda kobieta. Tylko że są sprawy ważne i ważniejsze.

Zrozumiałem, że nic nie wskóram

– Przepraszam – powiedziałem. – Postawiłem cię w nieprzyjemnej sytuacji.

– Ależ skąd – uśmiechnęła się. – Akurat pocałunki były bardzo przyjemne. Ale na tym koniec.

Wstała i poszła do przedpokoju. Ruszyłem za nią. Włożyła płaszcz i już miała nacisnąć klamkę, kiedy się odwróciła. Nadzieja we mnie ożyła, lecz zaraz potem zgasła.

– Zmieniam pracę – oznajmiła Karolina. – Przenoszę się do innej firmy.

– Coś ty! – przeraziłem się. – Wprawdzie będę teraz waszym kierownikiem, ale na pewno bym się na tobie nie odgrywał.

– Nie o to chodzi – odpowiedziała ze smutnym uśmiechem. – Nie podejrzewałabym cię o taką małostkowość. Po prostu tak będzie lepiej. Oboje unikniemy pokus. A przede wszystkim ja ich uniknę.

A potem wyszła. Następnego dnia poszedłem na spacer. Po imprezie i nieprzespanej nocy chciałem się dotlenić. Przechodząc obok kościoła znajdującego się pośrodku osiedla, przystanąłem przed bramą. Nie miałem ochoty wchodzić do środka, ale spojrzałem na strzelistą wieżę w nowoczesnym stylu.

– Zabrałeś mi ją – mruknąłem pod nosem do Boga.

I nagle przypomniałem sobie koszmar własnego rozwodu, te wszystkie nerwy i awantury, gniewną twarz byłej żony, łzy zaskoczonych naszą decyzją dzieci.

– Co tu dużo gadać, pewnie miałeś rację – westchnąłem. I nagle poczułem dziwną ulgę.

Czytaj także:
„Wysłałam męża na siłownię, a teraz tego żałuję. Boję się, że jak odzyska formę, zgarnie mi go sprzed nosa młoda siksa”
„W dzieciństwie babcia została rozdzielona z bratem. Szukała go potem całe życie, ale odnalazł się dopiero dzięki mnie”
„Myślałam, że ojciec po śmierci mamy się załamie. Okazało się, że czekał 40 lat, by móc związać się z inną”

Redakcja poleca

REKLAMA