Popełniłem błąd. Młody byłem i narwany, ale to mnie oczywiście nie tłumaczy. Dwa lata temu wybrałem się z kumplami do knajpy. Trochę popiliśmy i kasa szybko wyszła. A że było nam mało i chcieliśmy się jeszcze bawić, zaczęliśmy się zastanawiać, co zrobić. Zaproponowałem, żeby pójść do któregoś z nich. Przecież mieszkali sami. Jednak oni nie chcieli siedzieć w chacie.
– Ciepło jest, pogoda ładna, połazimy – zdecydowali. – W chałupie nudno, zimą będziemy siedzieć. Kupimy flachę w sklepie i rozpijemy w parku.
– Sobota jest, psy kontrolują… – próbowałem tłumaczyć.
– Spokojnie, chłopie – Mariusz, najmłodszy z nas, był największym chojrakiem. – Zaszyjemy się w starej altance. Tam są chaszcze, nie będzie nas widać. I będziemy cicho. Wypijemy po setce czy dwie i ruszymy w miasto.
Nie wiem, czemu się dołączyłem
Pomysł się spodobał, więc poszliśmy do sklepu. Wódkę kupiłem ja, bo po mnie zawsze najmniej było widać, że piłem, a alkomatem mnie sprzedawczyni przecież nie badała. Wziąłem dwie flaszki, żeby starczyło, jakąś popitkę, i wróciłem do chłopaków. Rozpiliśmy, co mieliśmy do rozpicia, i pełni animuszu wyruszyliśmy w trasę.
Nie powiem, żebyśmy byli grzeczni – do naszych ulubionych rozrywek należało zaczepianie panienek i straszenie staruszek. A po wódce, wiadomo – fantazja wybujała, za to rozsądku zero. Nie pamiętam, kto pierwszy zaczepił tamtych chłopaków… Szło ich dwóch, mniej więcej w naszym wieku. Chyba Michał pierwszy zaczął coś do nich wołać. Oni nie zareagowali, chcieli nas wyminąć. Jednak my specjalnie rozstawiliśmy się w szeregu tak, żeby zatarasować chodnik.
– Co, panienki, porabiacie? – spytał Irek, najsilniejszy z nas. – To porządne miasto, nam tu takich jak wy nie trzeba!
– O co ci chodzi? – zawołał jeden z tych chłopaków. – Nie jesteśmy żadnymi gejami. Co, ty z kumplem nigdy nie szedłeś sobie po mieście?
– Patrzcie, jaki cwaniaczek! – roześmiał się Irek. – Stawiasz się? To pokaż, że z ciebie facet, a nie mięczak.
– Z frajerami się nie bijemy – powiedział drugi chłopak i zaczęli się cofać.
Irek i Michał wkurzyli się.
– Kogo tak nazywasz, gnoju?! – wrzasnęli. – No to zobacz.
Chłopcy rzucili się do ucieczki, a my za nimi. Co prawda, mieliśmy już nieźle w czubie, ale i tak dogoniliśmy tamtych. Nie wiem, co mi odbiło, żeby włączyć się do bicia. Z natury nie jestem agresywny, ale chyba udzielił mi się nastrój kumpli. Albo to ta wóda? W każdym razie przestaliśmy ich tłuc dopiero, kiedy usłyszeliśmy sygnał policyjnego koguta. Zwialiśmy. Niestety w naszym mieście jest monitoring, który bardzo pięknie nas zarejestrował. Już następnego dnia zapukała do mnie policja.
Nie miałem co się wypierać – po bójce zostały ślady na twarzy i ubraniu, a kamera uchwyciła moją facjatę. W sumie to i tak dostałem najmniej – tylko rok w zawieszeniu na trzy… Zawdzięczam to nienagannej przeszłości i opinii sąsiadów, i pracodawcy, którzy przyznali, że nigdy nie byłem agresywny. Ale w papierach niestety sobie nabruździłem.
Muszę trzymać ręce przy sobie
Został mi jeszcze rok. Muszę być grzeczny i bardzo się pilnować. Co prawda, nie jest to dla mnie zbyt trudne, bo naprawdę nie mam natury rozrabiaki. Jednak zwykły przypadek może sprawić, że za takiego mnie uznają. Byłbym pierwszym podejrzanym.
Wracałem ostatnio do domu z bratem. Był późny wieczór. Nagle kilka łepków, młodszych od nas, dopadło jakiegoś chłopaka i zaczęli go okładać pięściami. Chciałem od razu interweniować, ale Witek mnie powstrzymał.
– Ty tu siedź, ja sam to załatwię – powiedział i pobiegł do nich.
Oczywiście ruszyłem za nim, bo co, miałem się przyglądać? Ale nie zdążyłem się wtrącić – mój brat jest wielki, więc chłopaki nawet nie próbowali mu się stawiać. Uciekli, zanim dobiegłem. Pomogliśmy pozbierać się temu pobitemu.
– Miałeś się nie wtrącać! – obsztorcował mnie, był zły. – Mało ci jednego wyroku? Masz rok w zawiasach, zapomniałeś?
– Ale przecież chciałem bronić tego małego… – zdziwiłem się.
– A skąd wiesz, jak policja by to osądziła? – zapytał i zaczął mi tłumaczyć. – Jakby tamci nie uciekli i byśmy im przyłożyli, to byłoby to pobicie. A myślisz, że oni by się przyznali, że spuszczali łomot tamtemu, a my przyszliśmy mu na pomoc? Jakby co, zeznaliby na pewno, że to my ich napadliśmy. Myślisz, że ktoś by dociekał, co i jak? Zwłaszcza że wyrok już masz.
No tak, oczywiście byłbym pierwszym podejrzanym. Nie pomyślałem o tym. Miał rację. Ale to oznacza, że jeszcze co najmniej rok muszę trzymać rączki przy sobie. Nawet gdyby na moich oczach bili niewinnego, ja muszę pójść w swoją stronę. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie nikt przy mnie na nikogo nie napadnie. Jakby co, to jeszcze mnie ukarzą za nieudzielenie pomocy…
Czytaj także:
„Nie wytrzymałam presji i poszłam do łóżka z byłym. Wyrzuty sumienia przyszły razem z pozytywnym testem ciążowym”
„Było mi żal matki, kiedy ojciec ją zostawił. Zmyśliła sobie koleżankę, żebym nie martwiła się jej samotnością”
„Rozpędzony TIR przejechał mi męża, a kierowca uciekł. Policja rozkładała ręce, więc postanowiłam sama znaleźć sprawcę”