„Chciałem pomóc bezbronnej dziewczynie, a ta flądra chciała mnie oskubać. Wstyd mi, że z rąk złodziejki wyrwała mnie... żona”

załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, fizkes
„Co mi po takim życiu, skoro się okazało, że kobieta, z którą żyłem całe lata, ma gdzieś cenne dla mnie wartości? Dlaczego wciąż musi komplikować, zamiast zestarzeć się pięknie i z godnością? Nigdy się z tym nie pogodzę!".
/ 09.01.2023 18:30
załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, fizkes

Dziewczyna stojąca za furtką miała potargane włosy i rozbitą wargę, wydawało mi się też, że nie jest całkiem trzeźwa, ale w końcu mieliśmy piątkowy wieczór, w pobliżu odbywał się zlot motocyklistów, więc nie było w tym nic nadzwyczajnego.

– Proszę pana – błagała, zaciskając zbielałe palce wokół słupka ogrodzenia. – Niech pan zadzwoni zaraz na policję. On mnie goni, zabije mnie!

Poczucie obowiązku walczyło we mnie z rozdrażnieniem – czemu nie udałem, że mnie nie ma w domu, potrzebne mi kłopoty? Znając refleks naszej policji, pół pola namiotowego zdąży tu przybiec, nim przyjadą. Spojrzałem jednak w oszalałe ze strachu oczy dziewczyny i sięgnąłem do zamka. Opanuj się, Marek – powiedziałem sobie. – Nie jesteś takim starym dziadem, by ukrywać się we własnym domu pod parapetem!

Dziewczyna wśliznęła się przez otwartą bramkę i padła w moje ramiona, dziękując wylewnie. Jednocześnie poczułem, jak ktoś podcina mi nogi i po chwili leżałem już ukryty za rozłożystym berberysem.

– Co, dziadku, powstanie ci się przypomniało? – gęba pochylająca się nade mną, samym wyglądem odbierała chęć do bohaterskich gestów. – A trzeba było wcinać kleik, a nie lukać na dupy zza firanki!

To była scena jak z filmu

Oboje z dziewczyną dźwignęli mnie jednocześnie i ruszyliśmy do domu objęci jak trójka dobrych przyjaciół. Próbowałem zebrać myśli, ale żadna nie przynosiła ukojenia. W kasetce na stoliku leżała spokojnie cała biżuteria żony, w puszce w kredensie gotówka przygotowana na kupno nowego komputera, a w biblioteczce stały karnym rzędem klasery ze znaczkami, które zbierałem całe życie. Marta miała lada chwila wrócić z jakichś swoich kolejnych kursów haftu czy innego malarstwa na szkle, a ja nie miałem nawet jak jej ostrzec. Policji zresztą też nie zawiadomię – nowy dotykowy telefon, który dostałem od syna, opanowałem dotąd tylko w zakresie pozwalającym na odbieranie połączeń.

– Chwilunia, dziadek – zbir z zakazaną gębą przycisnął mnie do drzwi wejściowych. – Jesteś sam? Nie masz tu żadnych synków trenujących aikido ani hodowli psów obronnych, co?

– Nie – przyznałem się natychmiast jak jakiś idiota. – Znaczy się…

– Daj se spokój, zboku – dziewczyna podeszła tak blisko, że poczułem zapach piwa. – Gdybyś miał tu żonkę, nie wpuściłbyś mnie. Oblech! – splunęła mi w twarz.

Ledwo znaleźliśmy się za drzwiami, dostałem pięścią w łeb, potem już tylko wlekli mnie po panelach jak wór kartofli. Przed laty, jeszcze za PRL, dostałem wycisk od gliniarzy, ale albo bili słabiej, albo byłem silniejszy, bo wtedy się odgryzałem, a teraz najchętniej bym zemdlał i całkowicie się wyłączył.

– Wiem, że super ci się leży, dziadek, ale nie mamy tyle czasu – wielka łapa dźwignęła mnie w górę i oparła o ścianę.

– Jest piątek wieczór, życie stygnie, dalej.

Dziewczyna była bardziej samodzielna, właśnie wyniosła z sypialni kasetkę z biżuterią. Aż jęknęła, gdy otworzyła.

– Co to za hippisowskie gówno? Przecież to jest passé od stu lat!

– Gotóweczka, dziadek – zbir przywrócił mnie do rzeczywistości, waląc mnie w twarz. – Raz, raz. Pod pościelą czy w skarpetach? Pokazuj, chłopie!

Dziewczyna tymczasem przymierzała turkusowy naszyjnik, który przed laty przywiozłem Marcie z rezerwatu Nawaho. Stanęła przed lustrem i jednym ruchem zdjęła bluzkę, pewnie, żeby zobaczyć, jak cacko wygląda na skórze. Turkusy ułożyły się na jej nagich piersiach, jakby całe lata czekały na tę ekspozycję.

Ukryłem twarz w dłoniach. Wszystko mnie przerastało, nie ogarniałem tego umysłem, czułem, że jeszcze chwila, a rozpłaczę się albo od razu umrę i będę miał spokój. Zbir złapał mnie za kark i walnął moją głową w futrynę, żeby mi przypomnieć, po co przyszedł. Na drżących nogach, opierając się o ścianę, wszedłem do kuchni i otworzyłem kredens. Sięgnąłem po puszkę i dopiero wtedy zauważyłem, że mam zakrwawioną dłoń. Przejechałem wierzchem drugiej po ustach – też była czerwona.

– Podoba ci się? – chłopak wsunął zwitek banknotów do kieszeni. – Nie spodziewałeś się, dziadek, takich emocji, co? – przysunął mi na pożegnanie pięścią w brzuch i zawołał dziewczynę, pytając, czy ma mi coś do powiedzenia, bo czas się zbierać.

– Zabieraj te cyce, zdziro – usłyszałem od drzwi.

Marta?!

Żona stała w progu, trzymając w wyciągniętych przed siebie dłoniach pistolet. Może wnuk ostatnio zostawił? Wściekłem się – tyle razy prosiłem, żeby nie kupować dziecku militarnych zabawek! Czy już wszyscy w tym domu mają w nosie moje zdanie? I po co w ogóle Marta wlazła w środek awantury, zamiast zadzwonić po policję, skoro zorientowała się zawczasu, że coś jest nie tak?

– Masz dziadek taką ostrą laskę, a rozglądasz się za dupami? – zaśmiał się zbir obleśnie. – Czym to strzela, babciu? Klockami lego?

– Odłóż pieniądze do puszki, śmieciu – Marta nie spuszczała z niego wzroku. – A ty, lalka, schowaj do kasetki moje turkusy. Ale już!

To musiało mi się śnić albo nawet już umarłem i mój mózg produkował ostatnie obrazy ze strzępów wspomnień, filmów i fantazji.

– Ja, kurrr…, chyba śnię – zbir przeżywał zbliżony dysonans poznawczy. – Ludzie, to się w pale nie mieści!

Mucha zbudziła się w kloszu od lampy i zaczęła o niego upiornie bębnić. W ciszy, która zapadła chwilę potem, huk wystrzału niemal rozerwał mi bębenki. Upadłem na podłogę. W kłębach dymu zobaczyłem dziurę w ścianie, zupełnie nieadekwatny do sytuacji uśmiech żony, dziewczynę z błyskawiczną prędkością wkładającą bluzkę i zbója rzucającego banknoty na stół.

Tupot stóp, trzaśnięcie drzwi.

– Chodź do łazienki, trzeba to przemyć – Marta dotknęła mojej twarzy, gdy już pozamykała drzwi na klucz.

– Weź, nic mi nie jest – burknąłem.

– Można wiedzieć, co ty wyprawiasz?! Dlaczego po prostu nie wezwałaś policji?

– Zgłosiłam, że coś nie gra, ale nie sądzę, by się szybko zjawili. Mają na głowie zlot pijanych motorowców.

– A to? – pokazałem pistolet leżący na stole. – Co to robi w moim domu?

Wzruszyła ramionami: remington? Leży sobie. Ostatecznie to także jej dom, prawda? Patrzyłem na nią, jakbym widział tę kobietę pierwszy raz. Całe życie byłem pacyfistą, za komuny ciężko tyrałem fizycznie, by odrobić cholerne wojsko, a ona znosi mi teraz śmiercionośny złom pod dach?

Przypomniało mi się, jak ponad rok temu chciała zapisać się na strzelnicę. Wolność jednostki wolnością, ale ostatecznie, ludzie dobierają się według wspólnie wyznawanych wartości, powiedziałem wtedy. Jakbyś się czuła, gdybym ja, na przykład, zaczął nagle uczęszczać do porno-shopów? Prychnęła, że to przykład do bani, bo jej chodzi o uprawianie sportu. Raczej nie zostanie tenisistką czy sprinterką po sześćdziesiątce, nie?

Nigdy się z tym nie pogodzę!

– Zawsze możesz grać w szachy, chętnie cię nauczę – zaproponowałem, lecz nigdy nie skorzystała.

A teraz się okazuje, że kursy, na które jeździła dwa razy w tygodniu, to nie żaden haft tylko strzelanie!

– Nie wiem, jak mogłeś myśleć, że haftuję, no naprawdę, Marek – prychnęła. – Nawet guzika nie umiałam nigdy porządnie przyszyć!

– Okłamywałaś mnie!

– Ja tylko nie dementowałam – pogłaskała pistolet jak jakaś psychopatka. – Ładny, nie? Kupiłyśmy na pół z M.

Ktoś zastukał do drzwi, okazało się, że to policja wpadła po drodze, sprawdzić, czy wszystko w porządku. Tak, to był fałszywy alarm, wyjaśniła Marta i podziękowała za troskę. Nawet nie schowała tego żelastwa… A jakby weszli do kuchni?

– To czarnoprochowiec – wyjaśniła. – Nie potrzebuję pozwolenia. No już, nie bocz się, Marek. Ostatecznie uratowałam ci życie, nie?

Co mi po takim życiu, skoro się okazało, że kobieta, z którą żyłem całe lata, ma gdzieś cenne dla mnie wartości? Dlaczego wciąż musi komplikować, zamiast zestarzeć się pięknie i z godnością? Strzelanie, broń… Nigdy się z tym nie pogodzę!

Czytaj także:
„Moja żona jest zazdrosna o moją zmarłą dziewczynę. Jak można być taką jędzą? Przecież ona nie jest już dla niej żadną konkurencją!"
„Wychowuję córkę, którą moja żona ma z kochankiem. Nie odejdę od niej, bo też ją zdradziłem i czuję się winny”
„Moja żona to prawdziwa hetera. Żyję pod jej dyktando, bo chcę mieć święty spokój, a koledzy wyzywają mnie od pantoflarzy”

Redakcja poleca

REKLAMA