„Chciałem odejść od żony, ale los zdecydował inaczej. Musiało dojść do nieszczęścia, bym pojął, jak bardzo ją kocham”

mężczyzna, który stracił żonę fot. iStock by Getty Images, South_agency
„Zajmowałem się nią najlepiej jak potrafiłem. Robiłem to z obowiązku, ale może też trochę z poczucia winy. Bo przecież kiedy ta opieka się skończy, a ona wróci w końcu do dawnej formy, to będę jej musiał powiedzieć, że to koniec”.
/ 27.08.2023 17:30
mężczyzna, który stracił żonę fot. iStock by Getty Images, South_agency

Szykowałem się do tej rozmowy od dawna. Uważałem, że po prostu trzeba ją odbyć, bo tego wymaga zwykła uczciwość. Nie mogę przecież tak po prostu odejść bez słowa po dwudziestu pięciu latach małżeństwa. A odejść muszę, bo między mną i moją żoną niczego już nie ma. I to od dawna. A teraz, gdy nasz syn, Michał, właśnie wyprowadził się z domu, zniknęło ostatnie ogniwo, które nas łączyło.

Miałem już starannie ułożone w głowie wszystko, co powiem. Zaplanowałem rozmowę na piątkowy wieczór. Następnego dnia chciałem wyjechać gdzieś sam, na weekend, żeby odpocząć po emocjach związanych z rozstaniem i na spokojnie zastanowić się, co zrobić dalej z życiem.

Nie mogłem odejść w takiej chwili

Na dwie godziny przed rozmową wyłączyłem telefon. Powtarzałem sobie powoli wszystkie argumenty i sam siebie uspokajałem. Przyjechałem do domu, ale Marioli w nim nie było. W pierwszej chwili nie zaniepokoiło mnie to ani trochę. I wtedy zadzwonił telefon…

– Tato, przyjeżdżaj do szpitala! – usłyszałem zdenerwowany głos syna.

– Ale… co się stało?! – spytałem.

– Byłem z mamą na zakupach, gorzej się poczuła… Zabrało ją pogotowie. Ma podejrzenie udaru mózgu. Przyjeżdżaj!

Pół godziny potem byłem już przy łóżku mojej żony. Była przytomna, ale trochę jakby mnie nie poznawała. Nie mogła mówić, choć chyba starała się coś powiedzieć. Ale prawy kącik ust Marioli opadł i zamiast słów, leciała z niego ślina. Może to zabrzmi okropnie, ale jakoś tak mimowolnie się ucieszyłem, że to nie stało się po naszej rozmowie o rozstaniu. Wtedy miałbym poczucie winy, że to przeze mnie, a tak to po prostu się stało, i nie miałem na to żadnego wpływu.

Natomiast cała ta sytuacja miała oczywiście wpływ na moje plany odejścia. Teraz już nie mogłem tego zrobić. Wprawdzie udar okazał się dosyć lekki, lecz przez kilka kolejnych miesięcy moja żona wymagała opieki. Mojej opieki.

Zajmowałem się więc nią najlepiej, jak potrafiłem. Robiłem to z obowiązku, ale może też trochę z poczucia winy. Bo przecież kiedy ta opieka się skończy, a ona wróci w końcu do dawnej formy, to będę jej musiał powiedzieć, że to koniec. A to na pewno nie będzie przyjemne. Trochę bałem się tego momentu. Bo co, jeśli moje wyznanie spowoduje, że ponownie dozna udaru? Kto się nią wtedy zajmie? I jak ja się będę z tym czuł?

Moja żona powoli wracała do zdrowia. Zaczęła chodzić, na początku o kulach, a potem niezdarnie, ale już samodzielnie. Próbowała sama jeść, choć nie wychodziło jej to zbyt dobrze. Jest praworęczna, a wystąpił u niej niedowład właśnie tej strony. Pamiętam, że wpatrywała się we mnie jakoś tak niesamowicie łagodnie i ciepło, kiedy ją karmiłem.

Zrozumiałem, jak bardzo ją kocham

Przyznaję, z jednej strony z trudem znosiłem ten wzrok, ale z drugiej dawno nie czułem się tak… potrzebny i ważny. Zupełnie jak wiele lat temu, kiedy jeszcze się z Mariolą kochaliśmy i codziennie patrzyliśmy na siebie w ten sposób. Bardzo mi tego spojrzenia brakowało. Szkoda tylko, że pojawiło się tak późno, kiedy już i tak wszystko się między nami wypaliło. A przynajmniej tak myślałem…

Kiedy wszystko z Mariolą wydawało się już być w porządku, a ja szykowałem się do swojego spóźnionego odejścia, moja żona niespodziewanie doznała kolejnego udaru. Tym razem jednak dużo poważniejszego. Zapadła w śpiączkę. Lekarze od samego początku nie dawali jej większych szans na wybudzenie.

W ten sposób, nie odchodząc od mojej żony, zostałem sam. I dopiero wtedy, dosłownie po dwóch tygodniach tej samotności, zrozumiałem, jak bardzo wciąż kocham żonę i jak straszliwie mi jej brakuje. Byłem pewny, że gdybym zdecydował się odejść jeszcze przed jej udarem, to równie szybko pojąłbym, jaki to był straszny błąd i starałbym się to naprawić. A teraz nie miałem już na to szansy.

Bardzo jej chciałem to wszystko powiedzieć. W końcu postanowiłem to zrobić.

– Mariola, ja… – urwałem i chwyciłem za jej bezwładną dłoń. – Ja bardzo cię kocham. Ale musisz wiedzieć, że chciałem odejść. Myślałem, że między nami koniec i nie ma już nic. Teraz zrozumiałem, jak bardzo się myliłem. Jeśli możesz mi to wybaczyć, to… Właśnie o to cię proszę.

Podobno ludzie w śpiączce czasem słyszą, co się do nich mówi. Nie wiem, czy Mariola mnie słyszała, ale poczułem się lepiej z tym, że jej to powiedziałem. A jedyne, co mogłem w tej chwili dla niej zrobić, to nie zgodzić się na odłączenie jej od aparatury podtrzymującej życie. Chociaż lekarze twierdzili, że w jej mózgu nastąpiły nieodwracalne zmiany i nawet jeśli kiedyś się wybudzi, to nie będzie już tą dawną Mariolą. Ale teraz, na jej twarzy widziałem tylko delikatność i ciepło. Nie chciałem tego stracić.

Czytaj także:
„Nie kocham żony, ale nigdy się nie rozwiodę, bo z czego miałbym żyć? Jej rodzina to żyła złota”
„Moja żona to chodzący ideał, ale ja nie mogę jej znieść. Wciąż mam w pamięci to, co kiedyś zrobiła”
„Mam 63 lata, męża, którego nie kocham i życie, którego nie cierpię. Musiałam rzucić wszystko i zacząć od nowa"

Redakcja poleca

REKLAMA