„Chcąc zemścić się na byłym mężu, wymyśliłam romans z teściem. Teraz siedzę i patrzę, jak trucizna niszczy ich rodzinę”

pewna siebie kobieta fot. Getty Images, Jordi Salas
„– Anetka, Ernest chyba zupełnie oszalał! Przyjechał do nas wczoraj wieczorem i rzucił się na ojca! Zaczął mu wyrzucać, że zawsze mu się podobałaś i że na pewno namówił cię do tego, żebyś od niego odeszła! Czy ty wiesz, o co może chodzić? – żaliła mi się teściowa”.
/ 25.03.2024 20:30
pewna siebie kobieta fot. Getty Images, Jordi Salas

Jeszcze kilka lat temu nigdy bym nie przypuszczała, że będę w stanie posunąć się do tak okropnego, wyrachowanego kłamstwa tylko po to, żeby zadać komuś ból. Ale niestety, chyba tak wygląda życie. Oko za oko, ząb za ząb...

Ernest był moją wielką miłością

Zakochałam się w nim na studiach. Był jednym z najpopularniejszych chłopaków na wydziale. Wysoki, przystojny, zabawny, a jednocześnie ujmująco szarmancki, czarujący... Doskonale wiedział, jak uwodzić dziewczyny, a ja absolutnie mu się poddawałam. Może i była w tym jakaś doza desperacji, ale byłam gotowa zrobić prawie wszystko, byle tylko skupić na sobie jego uwagę na dłuższą chwilę. W końcu mi się udało: zaczęliśmy się ze sobą spotykać, a ja czułam się jak najbardziej wyjątkowa, najszczęśliwsza dziewczyna na świecie.

– Masz farta! Kiedy wchodzicie na imprezę, wszyscy na was patrzą – zachwycała się moja koleżanka Patrycja.

Faktycznie, życie w parze z Ernestem roztaczało wokół mnie pewną dozę blasku. Sama lubiłam towarzystwo i byłam dość kontaktową osobą, ale na pewno nie miałam takiej łatwości w skupianiu na sobie uwagi jak Ernest. Był prawdziwą gwiazdą, gdziekolwiek się nie pojawił. Nie powiem, wtedy na studiach bardzo imponowało mi, że uganiają się za nim tabuny dziewczyn, ale to ja przychodziłam z nim na imprezę, a następnie z niej wychodziłam. Byłam tą jedyną, tą lepszą, tą wybraną. Która dziewczyna nie czułaby się podobnie? Wtedy jednak nie wiedziałam jeszcze, że to, co wtedy było takie ekscytujące, wkrótce stanie się moim przekleństwem...

Złapałam go w sidła

Bycie z mężczyzną takim, jak Ernest ma jednak dużo ciemnych stron. Zawsze jest się tą osobą, której zależy bardziej. Chociaż ukochany często mnie adorował i podkreślał, jak ważna dla niego jestem, gdzieś w głębi duszy dalej czułam, że muszę się bardziej starać, bo przecież on nie może narzekać na brak powodzenia. Muszę więc być absolutnie idealną partnerką, żeby nigdy nie dać mu powodu do odejścia. To, oczywiście, błędne koło: im bardziej zaangażowana byłam w ten związek, tym bardziej niepewnie się w nim czułam.

W końcu uznałam, że jedynym sposobem na „zaklepanie” Ernesta jest małżeństwo. Zaczęłam więc coraz częściej sugerować, że marzy mi się ślub. W końcu byliśmy już parą od pewnego czasu, całkiem dobrze nam się układało...

– Dlaczego nie? – argumentowałam. – Czy jest jakiś powód, dla którego nie chciałbyś wziąć ze mną ślubu? Może inna kobieta? – wjeżdżałam mu na sumienie.

– Nie, oczywiście, że nie! – tłumaczył się natychmiast Ernest.

Wiem, że nie używałam czystych metod, ale w końcu osiągnęłam swój cel, a to było dla mnie najważniejsze. Pobraliśmy się niedługo po studiach. I przez pewien czas faktycznie wszystko układało się tak, jak sobie tego życzyłam. Do czasu... Bo przecież nikogo nie można zmusić do ślubu, wielkiej miłości i wspólnego życia. Miałam to szczęście, że byłam naprawdę lubiana w rodzinie Ernesta. Gdy miewaliśmy ciche dni lub było widać, że się kłócimy, teść zawsze wspierał mnie, a rugał syna.

– Dbaj o tę Anetkę, synu, bo lepsza ci się nie trafi! – zwracał mu uwagę, pół żartem, pół serio. – Nie dość, że piękna to jeszcze z tobą wytrzymuje.

– To może sam się z nią ożeń? – odgryzał się Ernest, tak samo niby to żartem, a jednak odrobinę poirytowany.

– Ja tylko mówię, że o taką kobietę należy dbać – stwierdzał teść, po czym patrzył na mnie ciepło i dolewał mi herbaty.

Ciągle tęsknił za szaleństwami

Niestety, szybko okazało się, że mój mąż zwyczajnie nie dorósł do małżeństwa i do zakładania rodziny. Im dłużej byliśmy razem, tym bardziej sfrustrowany się robił. Denerwował się, gdy przypominałam mu, że jesteśmy umówieni z moimi rodzicami czy innymi krewnymi, a on chciał akurat wyjść na miasto.

– Naprawdę jestem ci tam potrzebny? Nie możesz wyjść sama? – pytał poirytowany.

– Przecież jesteśmy tam zaproszeni we dwójkę. Jak to będzie wyglądało?

W końcu albo się zgadzał i robił mi wielką łaskę, albo była wielka awantura i nadąsana szłam sama. Byłam bardzo przeczulona na tym punkcie, więc zaczęłam też zauważać, że moje zainteresowanie już mu nie wystarcza. Tęsknił za byciem rozchwytywanym gwiazdorem każdej imprezy. Na wszystkich spotkaniach towarzyskich brylował wśród kobiet i czerpał satysfakcję z zainteresowania, które wzbudzał.

– Naprawdę musisz flirtować z każdą dziewczyną? Już prawie siadały ci na kolanach, a ty nic z tym nie robiłeś – denerwowałam się.

– Oj, przestań, przecież nie zrobiłem nic złego. Chyba mogę się trochę rozerwać na imprezie!

Od drobnych flirtów szybko przeszło do poważnych czynów. Byliśmy małżeństwem przez zaledwie rok, gdy przyłapałam męża na zdradzie. Nigdy w życiu nie czułam się tak okropnie jak w tamtym momencie. Ziściły się moje największe obawy, zrealizowały najgorsze koszmary. Rozpacz ukrywałam pod płaszczykiem wściekłości, bo tak było mi łatwiej, ale tak naprawdę byłam w kompletnej rozsypce. Natychmiast wyrzuciłam Ernesta z mieszkania i poinformowałam, że złożę pozew o rozwód.

Musiałam się zemścić

Przez pierwszy miesiąc po rozstaniu praktycznie cały czas płakałam i rozmyślałam na temat wszystkiego, co poszło nie tak. Raz obwiniałam jego za to, że nigdy nie potrafił mnie odpowiednio docenić, że jest niewiernym draniem i zwykłym gówniarzem, a potem znowu brałam winę na siebie – że usidliłam go, chociaż od początku to mnie bardziej zależało niż jemu, że zrobiłam z niego męża, mimo że pewnie nigdy nie nadawał się do tej roli.

Było mi naprawdę ciężko i nie potrafiłam poradzić sobie z własnymi emocjami. Aż w końcu przyjaciółka zaproponowała mi pewne rozwiązanie...

– Musisz się na nim zemścić! Tyle życia ci zmarnował, tyle krwi napsuł, że nie może mu to ujść na sucho!

– Co ty? Ale w jaki sposób niby?

– Nie wiem. Zastanów się i uderz go tam, gdzie najbardziej zaboli. Dlaczego tylko ty masz cierpieć, mimo że wcale na to nie zasłużyłaś? Tak będzie sprawiedliwie – namawiała mnie.

Biłam się z myślami przez kilka następnych tygodni, aż w końcu okazja nadarzyła mi się sama. Byliśmy umówieni z Ernestem na odbiór reszty jego rzeczy. Bardzo bałam się tego spotkania, bo wiedziałam, że wszystkie uczucia wrócą do mnie, gdy tylko go zobaczę. Wiedziałam jednak, że nie dam niczego po sobie poznać i cały czas będę grała Królową Lodu.

– Cześć... Szybko zbiorę, co trzeba, a potem pójdę... Nie chcę robić ci problemu – wyszeptał zakłopotany, gdy stanął w progu. – Aneta, ja... Bardzo cię przepraszam. Czuję się okropnie z tym, co zrobiłem...

Na chwilę mnie zmroziło. A potem gorzkie, mściwe słowa same wypłynęły z moich ust...

– Niepotrzebnie. Teraz przynajmniej już nie muszę się czuć źle z tym, co zaszło między mną a twoim ojcem... – odburknęłam z szyderczym uśmieszkiem.

Niech cierpi!

Ernest spojrzał na mnie z mieszanką szoku, bólu i przerażenia.

– Co takiego?

– To, co słyszałeś. Tu masz klucze. Zostaw mi je pod wycieraczką, jak skończysz – mruknęłam, po czym odwróciłam się na pięcie i wyszłam z mieszkania.

Następnego dnia zadzwoniła do mnie teściowa.

– Anetka, Ernest chyba zupełnie oszalał! Przyjechał do nas wczoraj wieczorem i rzucił się na ojca! Zaczął mu wyrzucać, że zawsze mu się podobałaś i że na pewno namówił cię do tego, żebyś od niego odeszła! Czy ty wiesz, o co może chodzić? – żaliła mi się.

– Nie mam pojęcia, mamo – kłamałam. – Ale Ernest ostatnio robi same niezrozumiałe dla mnie rzeczy. Mam wrażenie, że zupełnie go nie znam. I chyba już nawet nie chcę.

Po tamtej rozmowie teściowa starała się już nie poruszać tego tematu, choć w dalszym ciągu miałam z nią kontakt, więc wiedziałam, że sytuacja w rodzinnym domu Ernesta ulega tylko pogorszeniu. Nie chciałam przysparzać cierpień teściom, którzy zawsze byli dla mnie dobrzy, ale... trudno. Cierpienie nie bierze jeńców.

Wiedziałam, że najbardziej zranię męża insynuacją, że zdradziłam go z jego własnym ojcem i miałam rację. Czerpałam jakąś satysfakcję ze świadomości, że Ernest miota się teraz we wściekłości i czuje tak samo źle jak ja. Może i nie jest to zbyt moralne, ale... Czy żądza zemsty nie jest zupełnie naturalna? Zwłaszcza kiedy cierpienie pochodzi od osoby, którą kocha się najbardziej na świecie?

Czytaj także:
„Jako samotna matka nie miałam nadziei na miłość. Los cudownie mnie zaskoczył w bardzo dziwnych okolicznościach”
„Bez pardonu zdradzałem żonę, a chętnych mężatek mi nie brakowało. Gustowałem w zajętych, bo trzymały język za zębami”
„Przez uzależnienie straciłam wszystko. Opamiętałam się, kiedy ledwo uszłam z życiem”

Redakcja poleca

REKLAMA