Od samego początku wiedziałem, że moje małżeństwo z Kaśką będzie porażką. Dlaczego? Bo złapała mnie na dziecko, a ja dałem się zahaczyć na tak zwane „poczucie obowiązku”. Teraz wiem, że to była najgorsza decyzja mojego życia.
Kaśka miała być „dziewczyną na chwilę”
Poznaliśmy się w mojej pierwszej pracy, tuż po technikum. Byłem młody, żądny przygód i, jak to faceci w tym wieku, wiecznie nienasycony uciechami, które przynosiło damskie ciało. Kaśkę poznałem na jednej z imprez. Znałem ją z widzenia, wiedziałem, że jest śliczna i że... nietrudno ją uwieść.
– Stary, z Kaśką to raz spędziłem tak świetną noc, że mówię ci – chwalił się kolega. – Bierz ją, na pewno jej się spodobasz.
No cóż, facet ledwo po dwudziestce nie potrzebuje więcej zachęt. Z Kaśką spędziłem tę i kilka kolejnych nocy. Ani przez moment nie pomyślałem o niej jak o kandydatce na dziewczynę, a co dopiero żonę. Po prostu dobrze się bawiliśmy i tyle. Zupełnie nie spodziewałem się, że ta „zabawa” przyniesie takie efekty. Miesiąc później Kaśka zadzwoniła do mnie i, podenerwowana, umówiła się ze mną na spotkanie.
– Marek, jestem w ciąży – oznajmiła łzawym głosem.
– Co takiego? – byłem w szoku.
– W ciąży. Będę miała dziecko. Z tobą – powtórzyła wyraźniej.
– O rany... Ale jesteś pewna, że to... – chciałem zapytać, ale urwałem, widząc jej pełne wyrzutu spojrzenie.
Oczywiście, że chciałem zapytać, czy to na pewno moje dziecko, ale wzrok Kaśki skutecznie mnie od tego odwiódł. Ewidentnie musiała być pewna.
Rodzice nakłonili mnie do ślubu
Gdy poinformowałem ich o ciąży Kaśki, właściwie widzieli tylko jedno rozwiązanie.
– No cóż, synu, nawarzyłeś piwa, to teraz musisz je wypić. Ożeń się z nią – powiedział stanowczo ojciec.
Nie miałem odwagi protestować. Czułem się wystarczająco winny tej sytuacji. Czy tego chciałem, czy nie, wiedziałem, że powinienem oświadczyć się Kaśce. Może nie zrobiłbym tego, gdybyśmy wychowywali się w dużym mieście, pochodzili z bardziej nowoczesnych czy bogatszych rodzin... Niestety, nasza rzeczywistość była inna. Mieszkaliśmy w małym miasteczku, gdzie nadal postępowało się zgodnie ze „starym” kodeksem. Zrobiłeś pannie dziecko? To bierz za nią odpowiedzialność i nie skazuj na bycie samotną matką z bękartem.
A więc pobraliśmy się. Oczywiście bez żadnej intercyzy czy innej rozdzielności majątkowej, bo obydwoje guzik mieliśmy, a i nasze rodziny nie dysponowały nadmiarem gotówki. Dziś być może podjąłbym inną decyzję... Ale skąd mogłem wiedzieć, skoro dorobiłem się poważnych pieniędzy dopiero wiele lat później?
Z początku miałem nawet ambicję stworzyć z tej sytuacji coś dobrego. Liczyłem, że może uda nam się z Kaśką wypracować solidną relację i że stworzymy prawdziwą, kochającą się rodzinę. Przez pierwszy rok nawet nam się to udawało. Niestety, im dłużej byliśmy ze sobą, tym częściej wychodziły na jaw ogromne różnice w naszych charakterach i podejściach do życia.
Choć Kaśka dobrze sprawdzała się w roli matki, żoną była kiepską. Chociaż może i nie kiepską, ale po prostu nieodpowiednią dla mnie. Ją denerwował mój protekcjonalny ton i snobizm, a mnie jej brak ambicji i prostolinijność. Mieliśmy zupełnie inne potrzeby i inne cele. Kaśce wystarczyłoby siedzenie w domu z dzieckiem, byle tylko mieć co do garnka włożyć. Ja z kolei miałem spore ambicje: chciałem założyć własną firmę, dorobić się dobrych pieniędzy, podróżować, jeździć dobrym autem...
Nie potrafiliśmy się dogadać
Staraliśmy się utrzymywać w miarę pokojowe stosunki ze względu na córkę. Nie chciałem, żeby dorastała w domu pełnym kłótni, nie chciałem, żeby była świadkiem naszych awantur. Najlepszym rozwiązaniem było więc życie razem, ale właściwie osobno. Chociaż mieszkaliśmy z Kaśką pod jednym dachem i teoretycznie byliśmy małżeństwem, właściwie nie wchodziliśmy sobie w drogę.
Ona zajmowała się swoimi sprawami, a ja swoimi. Rozwijałem firmę, nie oglądając się na żonę i jej zdanie. Gdy musiałem wyjechać na kilka tygodni z miasta, wyjeżdżałem. Gdy klienci zaczęli zapraszać mnie na zagraniczne wyjazdy biznesowe, korzystałem. Czy czułem się winny? Może czasem, ale tylko wobec Tosi, mojej córki. Nie było mi żal, że zostawiam Kaśkę samą.
„Ani razu się o pracy nie zająknęła, tylko siedzi w domu i ogląda durne seriale, a ja haruję. To chyba sprawiedliwa cena za wygodne życie: od czasu do czasu zostać samej z dzieckiem”, myślałem poirytowany. Moje wysiłki szybko zaczęły przynosić efekty: firma się rozwijała, a ja zarabiałem coraz więcej. W dodatku im więcej podróżowałem i żyłem poza domem, tym więcej miałem okazji do wypełniania w sercu pustki po nieszczęśliwym małżeństwie...
– Marek, każdy facet czasem potrzebuje odskoczni, to nic złego – tłumaczył mnie kolega, któremu zwierzyłem się któregoś wieczoru z romansów. – Pamiętaj tylko, żeby wybierać zajęte babki.
– Co ty mówisz? – zaśmiałem się zdziwiony. – Niby dlaczego?
– A to dlatego, że mężatki, zwłaszcza te z bogatymi mężami, nigdy cię nie wydadzą. Nie spotkasz bardziej dyskretnych kochanek! – zarechotał.
– Ech, nawet gdyby Kaśka się dowiedziała, nie wiem, czy szczególnie by się przejęła... – westchnąłem.
– Stary, nie o to chodzi! Dorobiłeś się solidnej kasy, masz firmę. Macie wspólny majątek. Chcesz, żeby zebrała haki, dowody na zdradę i puściła cię z torbami w rozprawie rozwodowej?
– No... nie – odparłem zamyślony.
– To pilnuj, żeby wszystkie twoje grzeszki zostały tajemnicą! Przecież ona w życiu nie pracowała, ty ją utrzymujesz. Po rozwodzie to nie dość, że musiałbyś utrzymywać Tośkę, to jeszcze Kaśce płacić alimenty! Znalazłaby sobie kolejnego i jeszcze by we trójkę żyli za twoje. Tego chcesz? – straszył mnie.
Wziąłem sobie do serca te ostrzeżenia
Nie miałem pewności, czy Kaśka faktycznie zachowałaby się w ten sposób, ale jeszcze długo nie mogłem zapomnieć o czarnych wizjach, które snuł przede mną kolega. „Może ma rację? Może lepiej dmuchać na zimne? To, czy Kaśka mnie kocha, czy jest zazdrosna... To nie ma tu znaczenia. Każdy dba o swoje cztery litery. Po co mam się jej głupio podkładać i jeszcze, nie daj Boże, stracić to, na co tak ciężko pracowałem?”, myślałem z niepokojem.
Poszedłem więc za radą znajomego. Choć na wyjazdach służbowych często byłem zaczepiany przez młode, wolne panienki, nawet nie patrzyłem w ich stronę. „Nie ma mowy! Jeszcze się taka zakocha i postanowi mnie zniszczyć, jeśli nie zostawię dla niej żony i dziecka”, martwiłem się. Swoich partnerek faktycznie zacząłem szukać wśród zajętych kobiet. O dziwo, nie było to wcale takie trudne, jak się początkowo obawiałem. Jak widać, nieszczęśliwych małżeństw było na pęczki...
– Słuchaj, podobasz mi się, ale jestem mężatką. Możemy się zabawić, ale pod warunkiem, że mój mąż, ani nikt inny, nigdy się o tym nie dowie – usłyszałem od pewnej długonogiej blondynki na jednej z konferencji biznesowych.
Te słowa zadziałały na mnie jak afrodyzjak. Wiedziałem już, że jest idealną kandydatką. Oczywiście, tamtą noc na konferencji spędziliśmy razem. Nasz związek trwał całe pół roku. Rozstaliśmy się, gdy przestraszyła się, że jej mąż może coś podejrzewać.
– Nie jestem z nim szczęśliwa, ale jestem od niego kompletnie zależna – oznajmiła mi. – Nie mogę ryzykować. Musimy to zakończyć.
Z początku było mi nawet trochę przykro. Nawet z tą zupełnie obcą kobietą udało mi się przez kilka miesięcy nawiązać znacznie szczęśliwszą i głębszą relację niż z własną żoną przez kilka lat. Ale niestety, musiałem pogodzić się z tym, że miłość w moim życiu może pojawiać się tylko epizodycznie. Nie mogłem sobie pozwolić na luksus stałego związku. Szybko jednak znalazłem kolejną kandydatkę, z którą nawiązałem bliższą relację. Maria była w moim wieku i została „wydana za mąż” za syna bogatego przedsiębiorcy.
– Właściwie nie miałam wyboru. Rodzice zupełnie narzucili mi swoje zdanie. Tłumaczyli, że zupełnie nic mnie w życiu nie czeka, jeśli nie wyjdę za mąż za bogatego faceta – opowiadała mi. – No i cóż... Może i wyglądam z zewnątrz jakbym miała poukładane życie. Rodzina, dom, oszczędności, wakacje. Ale nigdy, tak naprawdę, nie byłam szczęśliwa.
Rozumiałem ją jak mało kto.
– Dlatego uważam, że w życiu takim, jak nasze, należy kolekcjonować piękne momenty. Tak często, jak tylko się da... – szepnąłem, całując ją w policzek.
„Niech żyje miłość”, pomyślałem. Nawet jeśli tylko przez jedną noc.
Czytaj także:
„Nie mam pojęcia, jak udało mu się wytrzymać z tą kobietą przez 40 lat. Zdrada była kroplą, która przelała czarę goryczy”
„Dostałem spadek, który miał przysporzyć mi sporo problemów. Nie dałem się wpuścić w maliny”
„Kumpel śmiał się z mojego hobby, a po jednej wyprawie na bazar przepadł. Między kapustą i pomidorami znalazł miłość”