Marzenie o podróży towarzyszyło mi od lat. Wyobrażałem sobie egzotyczne plaże, brukowane uliczki starych miast, a nawet zimne, skandynawskie fiordy. Każda książka, każdy film o podróżach budziły we mnie tęsknotę za czymś, czego nigdy nie miałem okazji doświadczyć. Jednak Beata, moja żona, zawsze sprowadzała mnie na ziemię. Jej podejście do pieniędzy opierało się na jednej zasadzie: gromadzić, nie wydawać.
Oszczędzała każdy grosz
Nie zrozumcie mnie źle – kochałem ją za jej pragmatyzm, za to, że zawsze potrafiła utrzymać nasz dom w porządku. Ale jej obsesja na punkcie oszczędzania coraz bardziej przypominała mi obsesję. Miałem czterdzieści lat, a nasze życie wyglądało jak niekończąca się lista rzeczy, których nie możemy sobie pozwolić.
– Może w tym roku spróbujemy czegoś nowego? – zapytałem ją pewnego dnia podczas kolacji. – Wyjazd, podróż, cokolwiek.
Beata spojrzała na mnie znad talerza.
– Wiesz, że to niemożliwe. To luksus, na który nas nie stać – odparła z chłodnym uśmiechem.
Kiedy znowu wspomniałem o wyjeździe, wiedziałem, że ryzykuję kolejną kłótnią. Ale nie mogłem już tego dusić w sobie.
– Beata, nie możemy wiecznie tylko odkładać. Życie to coś więcej niż oszczędności – powiedziałem, próbując brzmieć stanowczo.
– Naprawdę tego nie rozumiesz? Pieniądze to bezpieczeństwo. Nie wiemy, co nas czeka. Co, jeśli stracisz pracę? Jeśli będziemy potrzebowali na leczenie? – odpowiedziała, odkładając widelec na stół.
– Ale co, jeśli nigdy tego nie wydamy? Co, jeśli przeżyjemy życie, nie przeżywając niczego? – rzuciłem.
Beata zmarszczyła brwi, jakby moje słowa były dla niej niezrozumiałe.
– Nie dramatyzuj. Wystarczy, że mamy dach nad głową i ciepły obiad. Po co szukać więcej?
Zamilkłem, czując, jak narasta we mnie frustracja. Dla mnie życie to coś więcej niż przeżycie. Ale dla Beaty liczyło się tylko przetrwanie.
Na koncie była fortuna!
Kilka dni później przeglądałem domowe rachunki, gdy natrafiłem na coś, co mnie zaskoczyło. Konto oszczędnościowe Beaty – zupełnie oddzielne od naszych wspólnych finansów – zawierało kwotę, która mogłaby sfinansować kilka takich podróży, o jakich marzyłem.
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę. Przez lata słyszałem, że „nas na to nie stać”, a tu okazało się, że pieniądze były. Tylko że nie były dostępne. Nie dla mnie. Kiedy zapytałem Beatę o konto, spojrzała na mnie z chłodnym spokojem.
– To moje zabezpieczenie. Na czarną godzinę – wyjaśniła, jakby to była oczywistość.
– Beata, czy kiedykolwiek planowałaś użyć tych pieniędzy? – zapytałem, a w moim głosie brzmiała nuta desperacji.
– Nie rozumiesz. Samo ich posiadanie daje mi spokój – odpowiedziała.
W tym momencie poczułem, że jesteśmy na zupełnie innych planetach.
– Ale dlaczego o tym nie wiedziałem? Dlaczego nigdy mi nie powiedziałaś? – zapytałem, czując, jak emocje przejmują nade mną kontrolę.
– Bo ty zawsze chcesz wszystko wydać. Te pieniądze mają zostać nienaruszone. To nie są oszczędności na wakacje.
Czułem się zdradzony. Jej wyjaśnienia nie dawały mi spokoju. Rozmowa przerodziła się w kłótnię – zbyt dużo było żalu i niedopowiedzeń. Tej nocy długo siedziałem sam w salonie, patrząc na zdjęcia z naszych wspólnych, szczęśliwych chwil. Czy naprawdę tak bardzo się od siebie oddaliliśmy?
Dlaczego to ukrywała?
Próbowałem zrozumieć Beatę, ale każdy dzień tylko pogłębiał moje poczucie osamotnienia. Nasze rozmowy stały się oschłe i krótkie, jakbyśmy już nie mieli sobie nic do powiedzenia. Pewnego dnia postanowiłem porozmawiać z Markiem, moim najlepszym przyjacielem. Wiedziałem, że spojrzy na to wszystko z dystansu.
– Ja już nie wiem, co robić. Beata tylko odkłada, liczy, oszczędza. A ja czuję, że życie ucieka mi między palcami – wyznałem podczas naszego spotkania w kawiarni.
– A co na to ona? Próbowałeś z nią poważnie porozmawiać? – zapytał Marek, podpierając brodę ręką.
– Rozmawiałem, wiele razy. Ale dla niej te pieniądze to jak jakaś obsesja. Boję się, że już nigdy tego nie zrozumiem – odparłem, wpatrując się w filiżankę kawy.
Marek westchnął i położył mi rękę na ramieniu.
– Może czas pomyśleć o sobie. Jeśli czujesz, że coś cię dusi, musisz podjąć decyzję, zanim będzie za późno.
Jego słowa wstrząsnęły mną. Czy naprawdę powinienem myśleć tylko o sobie? Z jednej strony pragnąłem spełnić swoje marzenia, z drugiej – nie chciałem zostawiać Beaty samej w jej lękach. Ale czy mieliśmy jeszcze szansę?
Chcę trochę pożyć!
Podjąłem ostatnią próbę. Chciałem wierzyć, że Beata zrozumie, jak ważne są dla mnie te marzenia.
– Beata, proszę, posłuchaj mnie. Ten wyjazd to coś, o czym marzę od lat. Może spróbujmy pojechać razem? To nie tylko podróż, ale też szansa na odbudowanie tego, co tracimy – powiedziałem pewnego wieczoru, siadając naprzeciw niej przy stole.
Spojrzała na mnie, a w jej oczach dostrzegłem mieszankę zmęczenia i smutku.
– Radek, nie rozumiesz? Dla mnie bezpieczeństwo jest wszystkim. Te pieniądze to nie luksus, tylko gwarancja, że damy sobie radę, jeśli coś pójdzie nie tak – odparła cicho.
– Ale czy naprawdę to życie, które teraz prowadzimy, daje nam szczęście? – zapytałem, czując, jak głos mi drży.
Milczała przez chwilę, a potem wzruszyła ramionami.
– Może nie daje. Ale nie ryzykuję, że stracimy wszystko.
Wiedziałem, że nie mogę jej przekonać. Nie tego wieczoru, nie w tej rozmowie. Moja nadzieja powoli gasła. Decyzję podjąłem kilka dni później. Kupiłem bilet, nie mówiąc Beacie. Wiedziałem, że jeśli zdradzę jej swój plan, nigdy nie znajdę odwagi, by go zrealizować. Kiedy dowiedziała się o moim wyjeździe, była wściekła.
– Jak mogłeś? Dlaczego podjąłeś taką decyzję! – krzyczała, a jej głos drżał od emocji.
– Beata, próbowałem. Rozmawiałem z tobą, prosiłem. Ale teraz muszę zrobić coś dla siebie. Chociaż raz – odpowiedziałem spokojnie, choć w środku czułem, jak serce mi pęka.
Stojąc na lotnisku, z biletem w ręku, czułem mieszankę ulgi i żalu. Czy postąpiłem słusznie? Nie wiedziałem. Ale wiedziałem jedno – nie mogłem dalej czekać na życie, które nigdy nie nadejdzie. Samolot wzbił się w powietrze, a ja poczułem, że zaczynam coś nowego. Nie wiedziałem, co przyniesie przyszłość, ale po raz pierwszy od dawna czułem, że mam kontrolę nad swoim losem.
Radek, 40 lat
Czytaj także:
„Myślałam, że życie z Latynosem będzie gorące jak portugalskie słońce. Po miesiącu miałam dość tej emocjonalnej corridy”
„Mój mąż sam jest sobie winien, że go zdradziłam. To on i jego zazdrość wepchnęły mnie w ramiona kolegi z pracy”
„Mam bliźniaki z mężem i córkę z teściem. Do tego szalonego mixu genetycznego brakuje mi tylko dziecka ze szwagrem”