„Celina była miłością mego życia. Pragnąłem jej ciała, duszy i ciepła. Jednak ona bez słowa porzuciła mnie dla... zakonu”

Porzucony mężczyzna fot. Adobe Stock, SHOTPRIME STUDIO
„Celina była moja pierwszą dziewczyną w sensie… no, każdym możliwym sensie. Byłem pewien, że spędzimy razem resztę życia. A tu szok: pod koniec wakacji gdzieś zniknęła, nagle, bez pożegnania, bez słowa wyjaśnienia. Zatkało mnie, gdy odkryłem, dlaczego”.
/ 08.04.2022 06:01
Porzucony mężczyzna fot. Adobe Stock, SHOTPRIME STUDIO

W liceum poznałem Celinę, która przyszła do nas na początku trzeciej klasy. Zakochałem się w niej od pierwszego wejrzenia, a ona we mnie od drugiego, i do końca szkoły byliśmy nierozłączni. Potem pojechaliśmy na – jak się okazało – ostatnie wspólne wakacje, których nie zapomnę nigdy.

Celina była moja pierwszą dziewczyną w sensie… no, każdym możliwym sensie. Pragnąłem jej duszy, ciała, umysłu, jej całej. Byłem pewien, że spędzimy razem resztę życia. A tu szok: pod koniec wakacji gdzieś zniknęła, nagle, bez pożegnania, bez słowa wyjaśnienia.

Chodziłem jak struty przez cały tydzień, aż wreszcie zebrałem się na odwagę i poszedłem do jej rodziców. Gdy zapytałem, czy mogę spotkać się z Celiną, popatrzyli na mnie, jakbym się urwał z choinki.

– Przecież wyjechała. Nowicjat zaczęła – odparła jej matka, a ojciec pokiwał głową.

Zatkało mnie. Dosłownie zamurowało. Wyszedłem, nie mówiąc ani słowa. Bo co tu można powiedzieć, usłyszawszy taką wieść? Nowicjat…? Znaczy, że do zakonu poszła?! Jak? Dlaczego? Skąd tak nagle? A ja…? Co ze mną, do cholery?! Kim ja dla niej byłem? Jak mogła mnie porzucić? Dla… Boga? Jak można się dla mitu dać zamknąć w klasztorze? To chore!

Siedząc teraz na Starym Rynku, na tarasie restauracji serwującej pyszne spaghetti, przyglądałem się bacznie grupie sióstr zakonnych. A konkretniej jednej z nich: pulchnej, rumianej, roześmianej i bardzo podobnej do Celiny.

Siostrzyczki robiły sobie zdjęcia pod fontanną. Ta podobna do Celiny zerknęła na mnie przelotnie. Potem drugi raz, nieco uważniej mi się przyglądając i marszcząc brwi. Kiedy spojrzała po raz trzeci, wiedziałem, że ona też mnie rozpoznała. Bo ja już nie miałem wątpliwości. To była ona. Moja Celina. Moja pierwsza miłość.

Poszeptała chwilę z „koleżankami” i powoli podeszła do mojego stolika, odprowadzana ich spojrzeniami i szeptami. Usiadła naprzeciwko mnie i powiedziała cicho:

– Przepraszam…

Po dwudziestu pięciu latach niczego innego nie oczekiwałem, chociaż zupełnie się tego nie spodziewałem. Kiedy trochę ochłonąłem, wzruszyłem ramionami.

– Za co? Za to, że nic mi nie powiedziałaś, tylko zniknęłaś? Za to, że się mną zabawiłaś, a potem rzuciłaś? Za to, że wybrałaś zakon zamiast mnie?

– Za to ostatnie nie mam zamiaru przepraszać – odpowiedziała łagodnie i twardo zarazem; widać zakonnice tak potrafią. – I nie zabawiłam się tobą. Przepraszam za to, że zostawiłam cię bez słowa wyjaśnienia.

– A co? Bałaś się, jak zareaguję?.

Uśmiechnęła się.

– Raczej bałam się, jak ja zareaguję na twoją reakcję. Bo może nawet udałoby ci się mnie przekonać i… co wtedy?

Znów wzruszyłem ramionami.

– Chciałbyś zmienić swoje aktualne życie? – drążyła Celina.

Nad tym nie musiałem się zastanawiać, ale nadal byłem ciekawy. Skoro trafiła się okazja, chciałem to wyjaśnić. Zmienić znaki zapytania w kropki.

– Wiedziałaś wcześniej, że chcesz iść do zakonu czy to był impuls? A może to moja wina? Rozczarowałem cię, zraziłem do… 

– Nie zraziłeś, wręcz przeciwnie, dlatego to było takie trudne. Wiedziałam wcześniej. Nasza miłość spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Naprawdę…

– Więc to jednak była miłość – wydusiłem przez ściśnięte nagłym wzruszeniem gardło. – Więc tym bardziej nie rozumiem…

– Musiałam to zrobić i wybrałam sposób najmniej bolesny dla nas obojga.

– Najmniej? Żartujesz sobie?

– A jak długo cierpiałeś po stracie miłości swojego życia, gdy miałeś te osiemnaście lat, hę? – przeszła do ataku.

– Jak na osiemnastolatka dość długo – przybrałem obronny ton. – Jakieś…

– Ja dłużej – ucięła. – Nie powiem, że do dziś, ale nie ukrywam, że czasami, gdy przychodzą cięższe chwile, nadal zastanawiam się, co by było gdyby. Nie żałuję i nigdy nie żałowałam mojego wyboru, po prostu czasem myśli fruną, gdzie chcą… Ale nie wyglądasz na nieszczęśliwego, więc można powiedzieć, że zrobiłam to dla twojego dobra.

– Daruj sobie! – prychnąłem. – Zakonnicom wolno kłamać? Nie wybielaj się teraz. Zrobiłaś to… no właśnie nadal nie wiem, z tchórzostwa, wygodnictwa, ale na pewno nie dla mojego dobra. Nie dałaś mi szansy odwieść cię od tej głupoty!

– Dla mnie to nigdy nie była głupota. Sens, powód, posłannictwo, powołanie, nazwij to jak chcesz, ale nie waż się tego bagatelizować ani wyśmiewać. Właśnie dlatego odeszłam bez słowa. Zachowałam się tchórzliwie, po prostu uciekłam. I za to cię teraz przepraszam.

Milczałem. Bo co miałem powiedzieć?

Nasz spór po tylu latach był czysto akademicki. Ale ona mówiła dalej, jakby chciała pozostawione za sobą wielokropki niedopowiedzeń zamienić w słowa.

– Zakochałam się w tobie, naprawdę, lecz nawet dla ciebie nie potrafiłam zrezygnować z decyzji, którą podjęłam kilka lat wcześniej, zanim w ogóle dowiedziałam się o twoim istnieniu. Właściwie to dzięki tobie zrozumiałam, jak silne jest moje powołanie. Można powiedzieć, że byłeś ostatnią i najważniejszą próbą…

No i się zirytowałem.

– Celina, błagam cię! Chcesz mi wmówić, że szatan postawił mnie na twojej drodze do Boga? Że to było takie, hm, ostatnie kuszenie Celiny?

Zamiast się obrazić, parsknęła śmiechem.

– Niezłe masz o sobie mniemanie…

– A może po prostu chciałaś złożyć ofiarę z naszej miłości na ołtarzu swojego Boga? Takie frycowe, co? – też umiałem być złośliwy. – Nie przeszkadzało mu, że już taka czysta ani niewinna nie byłaś?
Westchnęła.

– Widzisz, czego musiałabym wysłuchiwać, gdybym ci wtedy powiedziała? – spytała retorycznie. – Znałam twój negatywny stosunek do wiary i póki byliśmy razem, nie przeszkadzało mi to, miałeś inne zalety… Ale nie chciałam, byś potraktował Boga jak swojego rywala. To by mnie zabolało. To by mnie zabolało dużo bardziej… Rozumiesz?

Miała rację. Winiłbym Boga, jeszcze jak bym winił, bluźniłbym strasznie i nie odpuściłbym tak łatwo. Gdy to zrozumiałem, poczułem się… wolny. Wielokropki i pytajniki zostały zastąpione przez słowa, których potrzebowałem. Nawet po tylu latach. Nawet jeśli nie chciałem niczego zmieniać w moim życiu, choćby nie wiedzieć jak ciężkie było.

– Przeprosiny przyjęte – powiedziałem pojednawczo. – Zrobiłbym ci piekło na ziemi, gdybyś się wtedy przyznała. Naciskałbym i obrażał, argumentowałbym i przekonywał, tym nachalniej, im bardziej byś obstawała przy swojej decyzji. Chyba rzeczywiście wybrałaś najlepsze rozwiązanie.

– Dziękuję…

– Ja też. I przepraszam, bo ja… – zmieszałem się odrobinę, jakbym okazał się nielojalny. – Bo ja nie zastanawiałem się, co by było, gdybyś nie zniknęła. Jesteś częścią mojej przeszłości, a moja… – spojrzałem ponad jej ramieniem i ciepły uśmiech sam wypłynął mi na usta.

Wstałem i ruszyłem ku mojej teraźniejszości i przyszłości. Celina obróciła się, podążając za mną wzrokiem.

– Pozwól, że was sobie przedstawię. To jest moja żona Magda i nasi synowie. Kuba ma siedemnaście, a Janek czternaście lat.

Chłopcy nieśli tace ze spaghetti, a ich spojrzenia skakały ode mnie do Celiny. Magda bardziej nad sobą panowała, ale tylko trochę. Zaspokoiłem więc ich ciekawość.

– A to, moi kochani, jest Celina, ta Celina, o której wam opowiadałem…

– Naprawdę? – moja żona zrobiła wielkie oczy i by czymś zająć ręce, wzięła się za rozstawianie talerzy, napojów, sztućców.

– Jasne! – Kuba klapnął z rozmachem koło Celiny. – Pierwsza miłość, tajemnicze zniknięcie, zakon, te sprawy… ej, dla mnie miało być przecież z parmezanem!

– Bo masz moje – Janek wymienił się z nim talerzami. – Masz ten swój śmierdzący ser. Tata mówił, że była pani najpiękniejsza na świecie, oczywiście zaraz po mamie – poleciał dalej na jednym oddechu.

Oczy Celiny robiły się coraz większe

Podobnie jak oczęta jej współtowarzyszek, które niczym stadko wróbli zbliżyły się do nas, zwabione okruszkami słów, wspomnień, emocji. Cóż, pewnie w swoim zgromadzeniu nie przywykły do czegoś, co nazywałem bezpretensjonalnym rodzinnym chaosem.

– Naprawdę miło mi siostrę poznać – Magda wzięła się w garść. – Jacek wiele nam opowiadał o swojej pierwszej miłości. I nie byłam zazdrosna, tak dla jasności…

– Bo mama miała chłopaka w liceum, który ją zostawił i został księdzem! – wykrzyknął Janek.

– Więc wszystko dobrze się skończyło – podsumował radośnie Kuba.

Celina aż otworzyła usta ze zdumnienia. Bo też zbieg okoliczności był niesamowity, by nie rzec, że trącił cudem, czyli boską interwencją. Nie chcąc się w to zagłębiać, pomachałem ku reszcie mnisiej grupki, która już zupełnie otwarcie nam się przyglądała.

– Zapraszam, zapraszam! – zawołałem. – Mają tu najlepszy makaron w mieście, serdecznie zapraszam, ja stawiam!

Nie dały się długo prosić. Więc wysłałem chłopców po kolejnych sześć porcji. Plus frytki. Plus sałatki. Plus napoje. Nie miałem pojęcia, co jedzą na co dzień zakonnice, ale na wycieczce chyba to samo co wszyscy.

Czytaj także:
„Rzuciłam fajnego faceta dla podrywacza, który już raz mnie zdradził. Jak ostatnia naiwna wierzyłam, że się zmienił”
„Urodziłam córkę, gdy miałam 19 lat. Po 3 miesiącach ojciec wyrzucił mnie z domu, bo dziecko mu przeszkadzało”
„Żona miała kochanka od 4 lat i ten nie był pierwszy. To było do przewidzenia, dla mnie przecież odwołała własny ślub”

Redakcja poleca

REKLAMA