– Dostałam wypowiedzenie – przyznałam się grobowym głosem przy kolacji.
Pracowałam w małym biurze matrymonialnym, które prowadziła moja koleżanka z dawnych lat. Prawdę mówiąc, byłam ostatnim jej pracownikiem, bo wszystkich innych już dawno pozwalniała. W latach dziewięćdziesiątych biura matrymonialne cieszyły się naprawdę sporą popularnością, ale było, minęło. Nie wytrzymały konkurencji z portalami randkowymi.
– To wszystko przez ten internet – mruknęłam. – Po prostu pewne interesy przestały działać w tak zwanym realu, wszystko przeniosło się do sieci. Usługi matrymonialne w pierwszej kolejności…
– Kiepsko – mruknął mój mąż. – Na szczęście dla mnie nie wszystko da się załatwić przez internet.
Szymek jest inspektorem budowlanym, a czego jak czego, ale domu zbudować się w internecie nie da, choć niektórzy próbują.
– Będziesz szukać nowej pracy? – zapytał. – Czy wczesna emerytura?
– Jestem w grupie pięćdziesiąt plus, na nową pracę za późno, na emeryturę za wcześnie – stwierdziłam cierpko. – Za stara do pracy, za młoda na śmierć… – to miał być żart, ale zabrzmiało złowieszczo i ponuro.
– Mamo, nie przesadzaj – wtrąciła się Weronika. – To co ja mam powiedzieć? Też od pierwszego będę bez pracy…
Spojrzeliśmy na nią ze zdziwieniem.
Córka pracowała w biurze pośrednictwa sprzedaży nieruchomości, a ten rynek wydawał się dochodowy, bo ludzie zawsze będą musieli gdzieś mieszkać.
– Rynek wtórny – wyjaśniła ponuro. – Buduje się coraz mniej i coraz drożej, więc teraz ludzie raczej się zamieniają na mieszkania, rzadziej je sprzedają. A jak nawet sprzedadzą, to zaraz muszą kupić inne, ale najchętniej też używane i najlepiej bezpośrednio od kogoś.
Najwięcej mieliśmy operacji zamiany mieszkań, a z tego duże biuro nie wyżyje, bo prowizja to maksymalnie tysiąc złotych od każdej ze stron. No więc mnie zwalniają… – westchnęła ciężko i wbiła wzrok w talerz ze stygnącą zapiekanką.
W taki dzień, kiedy zamykają się drzwi przed dwiema osobami, raczej trudno uwierzyć, że w ogóle są jakieś okna.
I tak oto mój genialny mąż został bohaterem naszego domu
– Zaraz… – powiedział z namysłem Szymek i odłożył widelec. – A może by tak… Momencik! – zawołał i zerwał się od stołu.
Wrócił po chwili, trzymając w ręce gazetę.
– Gdzieś to tu widziałem… o, jest! Komunikat z urzędu miasta… aktywizacja zawodowa… osoby powyżej pięćdziesiątego roku życia – mruczał. – Dobra, chyba się nadajesz. – spojrzał na mnie.
– Oczywiście, że się nadaję, tylko jeszcze zdradź: do czego.
– Musisz założyć własną działalność gospodarczą – zarządził.
– Oszalałeś? W moim wieku?
– Właśnie w twoim. Piszą, że urząd miasta dofinansowuje własną działalność gospodarczą, gwarantują też duże zniżki w ZUS-ie,
jak zatrudnisz chociaż jedną osobę.
– A niby kogo zatrudnię? – spytałam z przesadną uprzejmością.
– Weronikę oczywiście.
Zapadło milczenie, które przerwała córka:
– Hm, zasadniczo mnie się ten pomysł podoba, bo mama na pewno będzie dobrym szefem. Pytanie tylko, czym się ta nowa firma miałaby zajmować, bo tego jeszcze nie raczyłeś powiedzieć.
– No tak, zapomniałem – zreflektował się Szymon. – No ale to przecież jasne! Obie będziecie zajmować się w zasadzie tym samym, czym zajmowałyście się do tej pory.
Spojrzałyśmy po sobie.
– Ale jak niby chcesz pogodzić pośrednictwo w sprzedaży…
– Zamianie! – wtrącił szybko.
– …dobrze, pośrednictwo w zamianie mieszkań z biurem matrymonialnym?
Już kiedy to mówiłam, zaczęło do mnie docierać, co mój mąż miał na myśli, więc mówiłam coraz wolniej:
– Chcesz, żebym została… swatką mieszkaniową? Żebyśmy z Weroniką szukały osób, które chcą zamienić mieszkania,
i… kojarzyły je ze sobą?
Z entuzjazmem pokiwał głową.
– Weronka, czy to się może udać? – zapytałam, bo córka siedziała jak zaczarowana. – Ile takich propozycji zamiany mieszkań mieliście w miesiącu?
– Kilkanaście, może trochę więcej – odpowiedziała i nagle uśmiechnęła się od ucha do ucha. – To… To się naprawdę może udać!
– No i przy okazji nie zmarnują się te wszystkie szykowne garsonki, które sobie kupiłyście do pracy. Kasa nie pójdzie na marne – dodał mój mąż ze śmiechem.
– Tylko czy ludzie będą chcieli korzystać z naszego pośrednictwa? Skoro mają internet – zastanowiłam się na głos.
– Internet, moja droga, to naprawdę nie jest cały świat – stwierdził Szymek z lekką drwiną w głosie. – A ludziom wciąż zależy przede wszystkim na osobistym kontakcie z innym człowiekiem. Zamiana mieszkania to jest bardzo poważna sprawa, którą ktoś powierzy trzewiom internetu tylko w sytuacji, gdy nie będzie miał innej możliwości. A wy będziecie właśnie taką inną możliwością – puścił oczko do mnie, potem do córki. – To co, może po kieliszeczku nalewki na dobry początek? – zaproponował.
– Siedź, bohaterze, ja przyniosę – zaoferowałam się. – I coś sprawdzę przy okazji…
– Co takiego?
– Sprawdzę, czy nic nam nie wypadnie przez te szeroko otwarte okna!
Czytaj także:
„Ja chciałam awansów i kariery, a on spokojnego życia na wsi. Musieliśmy się rozstać, choć nie było to łatwe”
„Wychowałam się w imprezowni. Rodzice kupili na wsi dom, do którego nieustannie zjeżdżali znajomi na imprezy i darmowe spanie”
„By robić światową karierę, uciekłam z zapyziałej polskiej wioski. Z deszczu pod rynnę - trafiłam na francuską wieś”