,,Całe życie zarabiam na swataniu ludzi i świetnie mi szło, ale aplikacje randkowe mnie wygryzły. Co teraz? Mam już inny pomysł"

Kobieta sprytna fot. Drobot Dean
,,Moja mama wiele razy powtarzała, że kiedy pan Bóg zamyka drzwi, to otwiera okno. Ja jednak zawsze uważałam tę maksymę za kiepskie pocieszenie. A tamtego piątku to już szczególnie…".
/ 11.06.2023 21:30
Kobieta sprytna fot. Drobot Dean
– Dostałam wypowiedzenie – przyznałam się grobowym głosem przy kolacji.
Pracowałam w małym biurze matrymonialnym, które prowadziła moja koleżanka z dawnych lat. Prawdę mówiąc, byłam ostatnim jej pracownikiem, bo wszystkich innych już dawno pozwalniała. W latach dziewięćdziesiątych biura matrymonialne cieszyły się naprawdę sporą popularnością, ale było, minęło. Nie wytrzymały konkurencji z portalami randkowymi.
 
– To wszystko przez ten internet – mruknęłam. – Po prostu pewne interesy przestały działać w tak zwanym realu, wszystko przeniosło się do sieci. Usługi matrymonialne w pierwszej kolejności…
– Kiepsko – mruknął mój mąż. – Na szczęście dla mnie nie wszystko da się załatwić przez internet.
Szymek jest inspektorem budowlanym, a czego jak czego, ale domu zbudować się w internecie nie da, choć niektórzy próbują.
– Będziesz szukać nowej pracy? – zapytał. – Czy wczesna emerytura?
– Jestem w grupie pięćdziesiąt plus, na nową pracę za późno, na emeryturę za wcześnie – stwierdziłam cierpko. – Za stara do pracy, za młoda na śmierć… – to miał być żart, ale zabrzmiało złowieszczo i ponuro.
– Mamo, nie przesadzaj – wtrąciła się Weronika. – To co ja mam powiedzieć? Też od pierwszego będę bez pracy…
Spojrzeliśmy na nią ze zdziwieniem. 
 
Córka pracowała w biurze pośrednictwa sprzedaży nieruchomości, a ten rynek wydawał się dochodowy, bo ludzie zawsze będą musieli gdzieś mieszkać.
– Rynek wtórny – wyjaśniła ponuro. – Buduje się coraz mniej i coraz drożej, więc teraz ludzie raczej się zamieniają na mieszkania, rzadziej je sprzedają. A jak nawet sprzedadzą, to zaraz muszą kupić inne, ale najchętniej też używane i najlepiej bezpośrednio od kogoś.
 
Najwięcej mieliśmy operacji zamiany mieszkań, a z tego duże biuro nie wyżyje, bo prowizja to maksymalnie tysiąc złotych od każdej ze stron. No więc mnie zwalniają… – westchnęła ciężko i wbiła wzrok w talerz ze stygnącą zapiekanką.
W taki dzień, kiedy zamykają się drzwi przed dwiema osobami, raczej trudno uwierzyć, że w ogóle są jakieś okna.
 

I tak oto mój genialny mąż został bohaterem naszego domu

– Zaraz… – powiedział z namysłem Szymek i odłożył widelec. – A może by tak… Momencik! – zawołał i zerwał się od stołu.
Wrócił po chwili, trzymając w ręce gazetę.
– Gdzieś to tu widziałem… o, jest! Komunikat z urzędu miasta… aktywizacja zawodowa… osoby powyżej pięćdziesiątego roku życia – mruczał. – Dobra, chyba się nadajesz. – spojrzał na mnie.
– Oczywiście, że się nadaję, tylko jeszcze zdradź: do czego.
– Musisz założyć własną działalność gospodarczą – zarządził.
– Oszalałeś? W moim wieku?
– Właśnie w twoim. Piszą, że urząd miasta dofinansowuje własną działalność gospodarczą, gwarantują też duże zniżki w ZUS-ie, 
jak zatrudnisz chociaż jedną osobę.
– A niby kogo zatrudnię? – spytałam z przesadną uprzejmością.
– Weronikę oczywiście.
Zapadło milczenie, które przerwała córka:
Hm, zasadniczo mnie się ten pomysł podoba, bo mama na pewno będzie dobrym szefem. Pytanie tylko, czym się ta nowa firma miałaby zajmować, bo tego jeszcze nie raczyłeś powiedzieć.
– No tak, zapomniałem – zreflektował się Szymon. – No ale to przecież jasne! Obie będziecie zajmować się w zasadzie tym samym, czym zajmowałyście się do tej pory.
Spojrzałyśmy po sobie.
– Ale jak niby chcesz pogodzić pośrednictwo w sprzedaży…
– Zamianie! – wtrącił szybko.
– …dobrze, pośrednictwo w zamianie mieszkań z biurem matrymonialnym?  
Już kiedy to mówiłam, zaczęło do mnie docierać, co mój mąż miał na myśli, więc mówiłam coraz wolniej: 
– Chcesz, żebym została… swatką mieszkaniową? Żebyśmy z Weroniką szukały osób, które chcą zamienić mieszkania,
i… kojarzyły je ze sobą?
Z entuzjazmem pokiwał głową.
– Weronka, czy to się może udać? – zapytałam, bo córka siedziała jak zaczarowana. – Ile takich propozycji zamiany mieszkań mieliście w miesiącu?
– Kilkanaście, może trochę więcej – odpowiedziała i nagle uśmiechnęła się od ucha do ucha. – To… To się naprawdę może udać!
– No i przy okazji nie zmarnują się te wszystkie szykowne garsonki, które sobie kupiłyście do pracy. Kasa nie pójdzie na marne – dodał mój mąż ze śmiechem.
– Tylko czy ludzie będą chcieli korzystać z naszego pośrednictwa? Skoro mają internet – zastanowiłam się na głos.
– Internet, moja droga, to naprawdę nie jest cały świat – stwierdził Szymek z lekką drwiną w głosie. – A ludziom wciąż zależy przede wszystkim na osobistym kontakcie z innym człowiekiem. Zamiana mieszkania to jest bardzo poważna sprawa, którą ktoś powierzy trzewiom internetu tylko w sytuacji, gdy nie będzie miał innej możliwości. A wy będziecie właśnie taką inną możliwością – puścił oczko do mnie, potem do córki. – To co, może po kieliszeczku nalewki na dobry początek? – zaproponował.
– Siedź, bohaterze, ja przyniosę – zaoferowałam się. – I coś sprawdzę przy okazji…
– Co takiego?
– Sprawdzę, czy nic nam nie wypadnie przez te szeroko otwarte okna!

Czytaj także:
„Ja chciałam awansów i kariery, a on spokojnego życia na wsi. Musieliśmy się rozstać, choć nie było to łatwe”
„Wychowałam się w imprezowni. Rodzice kupili na wsi dom, do którego nieustannie zjeżdżali znajomi na imprezy i darmowe spanie”
„By robić światową karierę, uciekłam z zapyziałej polskiej wioski. Z deszczu pod rynnę - trafiłam na francuską wieś”

Redakcja poleca

REKLAMA