„Było nam razem cudownie, aż nie wyjechaliśmy na wspólne wakacje. W środku wyjazdu poprosiłam o osobny pokój”

Kłótnie na wakacjach fot. Adobe Stock, Spectral-Design
Nie zamierzałam dzielić z tym palantem niczego – ani pokoju, ani łóżka, ani wakacji, ani życia. Całe szczęście, miałam w portfelu bilet na powrotny lot..
/ 13.07.2021 12:48
Kłótnie na wakacjach fot. Adobe Stock, Spectral-Design

Wysportowany szatyn o szerokich ramionach i zawadiackim spojrzeniu od razu zwrócił moją uwagę. Podpytywałam o niego innych gości, ale nikt za wiele nie wiedział. Podobno znalazł się na naszej imprezie przypadkiem. Przyprowadził go jeden z kolegów mojego brata.

Niecodziennie spotykam w swoim otoczeniu tak przystojnych facetów, więc postanowiłam działać.

Zazwyczaj nie uganiam się za mężczyznami

Wręcz przeciwnie – wolę, gdy to mnie się zdobywa. Jednak tamtego wieczoru czułam, że nie ma czasu do stracenia, że zaraz jakaś inna młoda lwica go upoluje, więc śmiało ruszyłam do ataku. Wolno przeszłam obok mojego „celu” i niby niechcący go potrąciłam. W tym samym momencie ktoś wpadł na mnie i wylałam na siebie zawartość kieliszka.

– Cholera… – mruknęłam.

Przystojniak omiótł mnie wzrokiem.

– Bardzo cię przepraszam... – zaczął.

– Przecież to nie twoja wina. – Wzruszyłam ramionami. – Nic się nie stało. Po prostu będę musiała się przebrać

Nawet w poplamionej sukience wyglądasz ślicznie. Arek jestem – przedstawił się, a gdy podałam mu dłoń… pocałował ją.

Wow…

Trafił mi się polski gentleman

Po chwili Arek zapunktował jeszcze bardziej.

– Masz się w co przebrać? Bo mogę ci użyczyć mojej koszuli...

Chętnie bym zobaczyła, jak paraduje z gołym torsem, ale pewnie nie ja jedna.

– Spokojnie, poradzę sobie. To dom mojego brata, wezmę coś z szafy jego żony.

Zostawiłam go u dołu schodów i poszłam na górę do sypialni Damiana i Moniki. Na szczęście Monia nosi ten sam rozmiar. Zrzuciłam brudną kieckę i zostałam w samej bieliźnie. Przejrzałam się w lustrze.

– Nie jest źle – mruknęłam. – W razie czego światła nie trzeba gasić.

– Też tak myślę – dobiegł mnie głos Arka.

Odwróciłam się. Stał w drzwiach i patrzył na mnie tak łakomym wzrokiem, że… roztopiłam się jak wosk. Moja samokontrola i zasady wyparowały. Nieważne, że był kimś zupełnie obcym, że znajdowaliśmy się w sypialni małżeńskiej mojego brata. Mogłam myśleć tylko o jednym.

Pchani tą samą siłą, rzuciliśmy się na siebie, a potem na łóżko... Dopiero po wszystkim pojawiło się skrępowanie, co jednak nie zmieniało faktu, że seks był nieziemski. Miałam jakiś tam materiał porównawczy i bez dwóch zdań żaden z moich byłych nie dorastał Arkowi do pięt. Jemu też się najwyraźniej spodobało, bo do końca imprezy nie odstępował mnie na krok.

Zaczęliśmy się spotykać. Nasze randki zawsze wyglądały tak samo. Mało rozmowy, dużo przyjemności. Znałam każdy centymetr ciała Arka, ale o nim samym mało wiedziałam. Wkrótce zaczęło mnie to męczyć. Chciałam pogłębić naszą relację, wznieść ją na wyższy poziom.

Arek doszedł do podobnego wniosku.

– Leć ze mną na wakacje – zaproponował. – Lepiej się poznamy.

A więc on też traktował mnie serio! Obawiałam się, że nie będzie mnie szanował, skoro tak szybko przeszliśmy do konkretów. Wspólne wakacje to idealna okazja do wzajemnego zbliżenia się. W końcu będziemy ze sobą non stop. Miałam tylko nadzieję, że jak Arek pozna mnie lepiej, to nie zwieje.

Nie przypuszczałam, że to ja będę miała więcej powodów do ucieczki…

Zaczęło się po wylądowaniu na Krecie. Odebraliśmy bagaże i ruszyliśmy na postój taksówek. Byłam pewna, że Arek jeszcze w Polsce załatwił nam transport do hotelu. Mógł wypożyczyć auto choćby przez neta, ale tego nie zrobił, więc musieliśmy czekać dwie godziny na wolną taksówkę.

Kurde, to chyba logiczne, że w sezonie urlopowym trzeba zawczasu myśleć o takich rzeczach. Cóż, mówi się trudno, kocha się dalej. Tyle że kiedy w końcu pojawiła się wolna taksówka, mój facet nie potrafił dogadać się z kierowcą.

Ledwie dukał po angielsku i w dodatku zapomniał nazwy naszego hotelu. Na włączenie tłumacza w komórce też nie wpadł. Szlag. Przejęłam stery i wyjaśniłam taksówkarzowi, gdzie ma nas zawieźć. Po dotarciu na miejsce byłam już tak zmęczona, że wzięłam tylko szybki prysznic i padłam na łóżko.

Arek próbował coś zainicjować, ale nie miałam siły ani, szczerze mówiąc, ochoty na żadne igraszki. Zasnęłam w pięć sekund. Obudził mnie hałas. Jakby charkot traktora albo… chrapanie. Arek! Piłował jak w tartaku.

Włożyłam głowę pod poduszkę. Guzik to dało. Straszne dźwięki przenosiły się przez łóżko, kości, wprawiały wszystko w drżenie. Próbowałam budzić Arka, ale spał jak zabity. Niemal całą noc nie zmrużyłam oka. Rano wypoczęty Aruś był w świetnym nastroju, w przeciwieństwie do mnie.

Humor poprawił mi się dopiero po kawie i śniadaniu

Zwłaszcza że widok z hotelowej restauracji zapierał dech w piersiach. Rozmarzyłam się i kiedy wróciliśmy do pokoju, pozwoliłam się uwieść... Reszta dnia upłynęła nam w dość miłej atmosferze. Dość, bo niestety zaczynałam dostrzegać u Arka rzeczy, które mnie irytowały. Prócz chrapania i niezorganizowania.

Zameldowaliśmy się ledwie wczoraj, a nasz pokój wyglądał, jakby przeszło przez niego tornado. Arek strasznie bałaganił. Kiedy zwróciłam mu uwagę, odparł beztrosko, żebym się nie przejmowała, bo pokojówki wszystko wysprzątają.

Aha, czyli taki z niego polski gentleman. W dodatku skąpy, bo nie zostawił nawet jednego euro napiwku. Następnego dnia wypożyczyliśmy samochód. Spałam nieco lepiej, bo kupiłam w aptece zatyczki do uszu. I dobrze, bo tym razem też musiałam sama wszystko załatwić.

Zamierzaliśmy pojechać na słynną plażę Vai. Kiedy ruszaliśmy spod hotelu, prosiłam Arka, żeby zatankował na stacji przy hotelu, ale stwierdził, że zrobi to później.

– Po drodze będzie jeszcze milion stacji – mądrzył się.

Powiedział to w złą godzinę. Przez dobre kilkadziesiąt kilometrów nie trafiliśmy na żadną stację benzynową. I tak, zamiast cieszyć się wycieczką, ciągle patrzyłam na wskaźnik paliwa. Bałam się, że staniemy pośrodku pustkowia i utkniemy.

Arek próbował rozładować atmosferę, opowiadając głupawe, nieśmieszne dowcipy

Byłam bliska zbrodni w afekcie

Jakimś cudem, na oparach benzyny i przy moich modlitwach, udało nam się dojechać do większego miasta. Łudziłam się, że dalsza część wycieczki przebiegnie już spokojnie, ale… Na plaży spotkaliśmy rodaków. Arek wypił z nimi kilka drinków, choć prosiłam, by sobie odpuścił.

– Przecież, ty też możesz prowadzić – rzucił beztrosko.

– Nie jestem zbyt dobrym kierowcą. Akurat o tym ci mówiłam – syknęłam zła.

Ale skoro już wypił, nie miałam wyboru. Z duszą na ramieniu wsiadłam do wypożyczonego auta. Co gorsza, nie byłam przyzwyczajona do prowadzenia w górzystym terenie i silniki co rusz mi gasł. Arek nie ułatwiał sprawy, wręcz przeciwnie. Wylazł z niego drogowy cham.

– Cholera, trzymaj nogę na tym sprzęgle, bo staczamy się w dół – wrzasnął na mnie w pewnym momencie. – Myśl, kiedy prowadzisz, a nie gap się na drogę jak cielę na malowane wrota. Boże, baba za kółkiem…

Gwałtownie zahamowałam.

– Nie podoba ci się, to idź na piechotę – warknęłam. – Nie trzeba było pić. Kubica się znalazł…

Głos mi drżał, a łzy napływały do oczu. Arek połapał się, że przesadził, bo mnie przeprosił. Ale ja miałam gdzieś jego przeprosiny. Arek okazał się całkiem inny, niż sobie wyobrażałam, kiedy spotykaliśmy się na godzinę, dwie, na boski seks.

Dotarło do mnie, że wcale go nie znam. W łóżku nie musieliśmy rozmawiać. Jednak nie na samej namiętności opiera się związek. Nie czułam się z Arkiem komfortowo, nie czułam się przy nim bezpieczna i ciągle się denerwowałam.

Nie takiego partnera szukałam

Wieczorem, już w hotelowym pokoju, postanowiłam szczerze z nim porozmawiać. Powiedziałam mu, że nasz wspólny wyjazd mnie zmęczył. Naiwnie liczyłam, że może się otrząśnie, postara. Gdzie tam.

– Zachowujesz się jak stara, zrzędliwa żona – skwitował. – Kłócimy się, bo nie potrafisz wyluzować. Chodź tutaj, mam na to lekarstwo… – Przyciągnął mnie do siebie.

– Przestań! – stanowczo go odepchnęłam.

– Co z tobą? Wcześniej ci się podobało. – Jego twarz wykrzywił grymas złości. – Co ty sobie myślisz? Opłaciłem cały wyjazd. Chyba możesz dać mi coś w zamian.

Znowu mnie objął. Mocno. Bałam się, że jak tak dalej pójdzie, to siłą odbierze sobie „rekompensatę”.

– Trzeba było nająć profesjonalną dziwkę – wycedziłam.

Uznałam, że atak, choćby słowny, to najlepsza obrona.

– Puszczaj mnie, ale już, bo zacznę krzyczeć.

Groźba poskutkowała, Arek zwolnił uścisk. Mimo późnej pory zeszłam do recepcji i poprosiłam właściciela hotelu o pomoc. Znalazł dla mnie inny pokój. Oczywiście musiałam za niego zapłacić, ale miałam to w nosie. Wolność od Arka nie miała ceny.

Nie zamierzałam dzielić z tym palantem niczego – ani pokoju, ani łóżka, ani wakacji, ani życia. Całe szczęście, miałam w portfelu bilet na powrotny lot.

Kolejne cztery dni spędziłam sama

I byłoby naprawdę fajnie, gdyby Arek ciągle mnie nachodził. Próbował załagodzić sytuację, kajał się, ale dla mnie sprawa była przesądzona. Nie miałam ochoty kontynuować naszej znajomości. Po powrocie do Polski więcej się do niego nie odezwałam. Nie zaliczysz testu wakacyjnego – nie przechodzisz do dalszego etapu. 

Czytaj także: 
„Po rozwodzie wszystkie przyjaciółki się ode mnie odsunęły. Bały się, że... ukradnę im mężów"
„Od 20 lat mam kochanki w całej Europie. Myślałem, że Zosia nic nie wie. Miałem ją za głupią gęś”
„Kiedy tata trafił do domu opieki, mama znalazła sobie kochasia. Byłam na nią wściekła. Przecież to zdrada!"

Redakcja poleca

REKLAMA