Byliśmy przeciętną rodziną z dwójką dzieci. Dorosła córka, syn miał wkrótce zdawać maturę. Nie zarabialiśmy zbyt wiele, ale naszym dzieciom niczego nie brakowało. Ulka wciąż mieszkała z nami. Co pół roku zmieniała pracę, nigdzie nie potrafiła zagrzać miejsca na dłużej, więc nie było mowy o usamodzielnieniu się. A marzyła o tym, by otworzyć własny butik z odzieżą.
Nawet to rozumiałam
Od małego była indywidualistką i nie lubiła się podporządkować. Kiedy zaczynała kolejną pracę, oboje z żoną zastanawialiśmy się, ile w niej wytrzyma. W tamtym czasie znów została bez pracy i perspektyw.
– Chciałabym wygrać w totka – wzdychała, siedząc w fotelu i piłując paznokcie. – Mogłabym w końcu założyć firmę, odbić się od dna.
– Jakim cudem miałabyś wygrać, skoro nie grasz? – zaśmiała się żona.
– Zagram dziś w totolotka. Specjalnie dla ciebie, córeczko – powiedziałem tuż przed wyjściem na nocną zmianę, zaglądając do pokoju.
– Obiecanki cacanki. Pa, tato! – Ulka tylko się roześmiała i przesłała mi całusa na pożegnanie.
Nie sądziła, że mówię poważnie. Nigdy nie grałem, bo uważałem to za stratę pieniędzy i wstęp do nałogu. No, ale jeden raz to nie grzech, a ja byłem gotów łapać się już każdej szansy. Piętrzące się ostatnio problemy finansowe sprawiały, że nie mogłem o niczym innym myśleć – tylko o pieniądzach, dokładniej zaś o tym, skąd je wziąć. O wszystkich zobowiązaniach i kłopotach rodziny wiedziałem praktycznie tylko ja. Nie chciałem martwić żony, która pracowała na pół etatu. Nie chciałem, by przypisywała sobie winę za zaistniałą sytuację. Kilka kredytów, dwoje dzieci, problemy córki z utrzymaniem pracy… Gwoździem do trumny była awaria samochodu. Rachunek za naprawę wyniósł kilka tysięcy złotych. Potem zepsuła się pralka, a na wiosnę miała wejść umówiona ekipa remontowa. Żona marzyła o nowej kuchni od lat. Nie remontowaliśmy jej, odkąd się wprowadziliśmy. Ech… Tuż przed pracą poszedłem do punktu lotto, żeby spróbować szczęścia. Nie chciałem grać na chybił trafił. Wiem, że to magiczne myślenie, bo prawdopodobieństwo wygranej było takie samo bez względu na wybrane liczby, ale tonący brzytwy się chwyta – skreśliłem kilka cyfr, które miały dla mnie szczególne znaczenie.
Mogłem? Mogłem
Potem schowałem kupon do kieszeni spodni, poszedłem do pracy i… zapomniałem o sprawie. Wprawdzie przez chwilę snułem wizje wygranej, wyobrażając sobie, na co przeznaczę pieniądze, codzienność jednak szybko sprowadziła mnie na ziemię. Za ostatnie oszczędności kupiłem nową pralkę. Minęło kilka dni, zanim dostarczono nam ją ze sklepu i stanęła w naszej łazience.
– Wychodzę do pracy, a ty bądź tak miła i zrób pranie. Wypróbuj nasz nowy nabytek – powiedziałem, zdjąwszy Uli słuchawki z uszu.
Spojrzała na mnie z miną nadąsanej księżniczki, a potem cisnęła słuchawki na łóżko i poczłapała w stronę łazienki, mrucząc coś pod nosem. Tego dnia miałem drugą zmianę, więc wróciłem do domu późnym wieczorem. Spodziewałem się zastać wszystkich w łóżkach. Cichutko przekręciłem klucz…
– Tato! Nie uwierzysz! – mało nie dostałem zawału, gdy tuż po wejściu córka rzuciła mi się na szyję, krzycząc wniebogłosy.
Tuż obok stała moja żona z wypiekami na twarzy. Usłyszawszy krzyki i piski dochodzące z korytarza, syn wyjrzał z pokoju i również wpatrywał się we mnie z napięciem. Odwiesiłem kurtkę, zrzuciłem torbę i powiodłem po nich wzrokiem.
– Co tu się dzieje? Szaleju się najadłaś? – zwróciłem się do córki, która wymachiwała mi przed oczami jakąś karteczką.
– Pamiętasz, jak poprosiłeś mnie, żebym wypróbowała pralkę?
Kiwnąłem głową, czekając na ciąg dalszy.
– No więc zanim wrzuciłam do bębna twoje robocze spodnie, przeszukałam kieszenie, bo jakieś drobne albo coś… I znalazłam to! – podniosła kupon w triumfalnym geście.
– No i co z tego? Zapomniałem o nim, pewnie już nieważny – mruknąłem.
– Sprawdziła – odezwał się synek.
– Wygrałeś – dodała żona. – Piątkę!
– Bujać to my, a nie nas – zaśmiałem się. – Przestańcie mnie wkręcać…
– Tato, ale to prawda! Dwadzieścia tysięcy złotych. Tyle to warte! – Ula wcisnęła mi kupon w dłoń.
Przez dłuższą chwilę nie docierało to do mnie
Zagrałem po raz pierwszy w życiu i od razu trafiłem? Wybrałem nasze „szczęśliwe” numery i naprawdę okazały się szczęśliwe? Przecież to niemożliwe. Zakrawa o cud! Córka włączyła komputer i pokazała mi na stronie internetowej wylosowane liczby. Zerkałem to na ekran laptopa, to na kupon i moje oczy robiły się coraz większe.
– O cholera… – wymruczałem.
Kwota nie zwalała z nóg, ale dla naszej rodziny była jak gwiazdka z nieba. Czułem się niemal jak milioner, ściskając w dłoni szczęśliwy kupon.
– Bartek, leć po szampana!
Tego wieczoru świętowaliśmy do późna, wznosząc toasty i rozmawiając. Córka snuła już plany na temat swojego biznesu. Wydatków do zaspokojenia mieliśmy jednak na tyle dużo, że nierozsądne byłoby wydać wszystko na butik Uli. Z całego serca pragnąłem jej pomóc, ale musiałem myśleć o całej naszej rodzinie. Ponoć ludzie, których ponosi fala niespodziewanej wygranej, potrafią w krótkim czasie przepuścić miliony. Od razu po otrzymaniu wygranej spłaciłem więc jeden z kredytów – ten, który najbardziej obciążał nasz budżet. Część pieniędzy odłożyłem na konto oszczędnościowe, gdzie zbieraliśmy na remont kuchni. Gdy już wszystko obliczyłem i przemyślałem, poprosiłem córkę na rozmowę.
– Posłuchaj, kochanie… – położyłem na stole plik pieniędzy i przesunąłem je w stronę Uli. – Bardzo chciałbym sfinansować ci całe przedsięwzięcie, ale sama wiesz, jak jest… – tłumaczyłem.
– Tato, daj spokój – w oczach córki zabłysły łzy. – Wiem, że jestem dla was ciężarem… – powiedziała zawstydzona.
– Nie chcę nawet tego słuchać, głupolu – zaprotestowałem. – Weź, co daję, a resztę zarób, miast się kajać i użalać nad sobą. Za kilka miesięcy chcę cię widzieć za ladą w twoim butiku, rozumiemy się?
Ula wstała i przytuliła się, mocząc mi łzami koszulę.
– Ja też mogę na coś liczyć? – do kuchni zajrzał synek.
– Oczywiście. Jak zdasz maturę.
Nie zapomniałem o nim
Odłożyłem niewielką kwotę także dla Bartka. Każdemu według potrzeb, pomyślałem i poczułem zadowolenie. A potem zjedliśmy wspólnie kolację. W małej kuchni, która czekała na remont, było coś o wiele cenniejszego niż plik banknotów. Moja rodzina. Nagroda zmieniła nasze życie. Uwolniła nas od aktualnych problemów finansowych i sprawiła, że mogłem spać spokojnie. Ula znalazła pracę, wytrwała w niej i sumiennie odkładała pieniądze, dzięki czemu rok później ruszyła z własną firmą. Pękałem z dumy, gdy pokazywała mi zdjęcia lokalu, w którym miał się znajdować jej butik. Konsultowała też ze mną projekt szyldu i ulotek. Żona pomagała jej przy wyborze kolekcji odpowiedniej na otwarcie sklepu.
– Nadal nie mogę w to uwierzyć – powiedziałem, patrząc na promieniejącą ze szczęścia córkę.
– To wszystko dzięki tobie – żona położyła głowę na moim ramieniu.
– Cóż, czasem faktycznie można wygrać los na loterii – zaśmiałem się cicho i pogładziłem ją po policzku.
– Idziecie czy się czulicie? Dalej, Ula już czeka na dole – ponaglił nas synek.
Wszyscy mieliśmy udać się na wielkie otwarcie butiku Uli. Kto by pomyślał, że zaczęło się od kuponu uratowanego przed praniem… Wygraną nie były jednak tylko pieniądze, ale przede wszystkim ogromne zmiany w życiu naszej córki, to, że się sprężyła i postarała. Niektórzy twierdzą, że pozytywne myślenie ma siłę sprawczą, z czym trudno mi się nie zgodzić. Z drugiej strony problemy nie rozwiązują się same, trzeba się z nimi zmierzyć. Ale czasem los podsuwa okazje, z których warto skorzystać.
Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”