Boże, jak ja marzyłam o tym, żeby mojemu mężowi zepsuł się komputer. Wiem, że to może nieładnie tak mówić w czasach kryzysu, kiedy nie każdy może sobie pozwolić na najnowszy sprzęt, ale czasami miałam już naprawdę dość. I pewnie gdybym nie była tak zdesperowana, i tak strasznie nie pałała nienawiścią do najnowszej zabawki mojego męża, nigdy nie przyszedłby mi do głowy ten głupi pomysł, o którym do tej pory wstyd mi myśleć…
Pobraliśmy się 3 lata temu. Dzieci nie mamy. Planujemy, owszem, ale jeszcze nie ustaliliśmy kiedy, a po ostatnich wydarzeniach wątpię, czy w ogóle kiedyś będziemy mieli wspólne potomstwo. Na razie Bogdan jest śmiertelnie obrażony i odzywa się do mnie tylko wtedy, gdy musi. O „tych” sprawach, w takiej sytuacji, muszę zapomnieć… zresztą, wcześniej też nie było z tym dobrze.
Mój mąż jest informatykiem. Wiem, co myślicie – że to dobry, prestiżowy zawód, że dobrze zarabia, pracy mu nigdy nie zabraknie, bo przecież świat ciągle idzie do przodu i informatycy zawsze będą potrzebni. To wszystko prawda, ale jest i druga strona medalu. Bogdan nie potrafi rozstać się z komputerem nawet na kilka godzin. Przesadzam? Wcale nie! Jeszcze przed naszym ślubem zwracałam mu uwagę, że za dużo czasu spędza przed monitorem. Ale on twierdził najpierw, że szuka w Internecie samochodu do ślubu, potem sukienki dla mnie, albo czyta opinie na forum o naszym kamerzyście.
Która kobieta potrafiłaby się złościć o coś takiego? Byłam wdzięczna losowi, że Bogdan jest taki zapobiegliwy i tak bardzo zależy mu na oprawie naszej ceremonii. Teraz myślę sobie, że już wtedy ta podstępna maszyna powoli wciągała mojego męża. Może przez chwilę rzeczywiście dobierał ozdoby na nasz samochód, ale pozostałe sześć godzin przeglądał przeróżne witryny internetowe, kompletnie niezwiązane ani z jego pracą, ani tym bardziej z nami.
Po ślubie zrobiło się już tylko gorzej.
– Bogdan, zupa stygnie! – krzyczałam czasami ze łzami w oczach, kiedy po wielu godzinach nie mogłam doprosić się, żeby mąż podszedł do stołu.
– Bogdan, kiedy my ostatnio byliśmy w kinie? – pytałam innym razem, a on zdziwiony odpowiadał.
– Przecież możemy sobie obejrzeć dowolny film na komputerze, powiedz tylko jaki mam kupić.
Jak miałam mu wytłumaczyć, że zupełnie nie o to mi chodzi?! Chciałam, żeby po prostu poświęcił mi czas, zabrał gdzieś, potrzymał za rękę... Czułam, że komputer odbiera mi męża. Niby wiedziałam, że jest mi wierny, ale coraz częściej czułam się w tym małżeństwie jak „ta trzecia”. Tym bardziej, że koleżanki zaczęły podsycać mój coraz bardziej narastający niepokój:
– A skąd ty wiesz, jakie on tam strony przegląda? – powiedziała kiedyś Marta, gdy zwierzyłam się jej, że Bogdan bywa gościem w sypialni, bo do późna projektuje witryny internetowe. – A może nawet nie tylko przegląda? Może ma tam kogoś? Słyszałam, że pewien facet też tak niby pracował na komputerze, a poznał jakąś babkę na czacie… Teraz się rozwodzą z żoną – dokończyła ponurym szeptem, a mi aż ciarki przeszły po plecach.
Początkowo odrzuciłam podejrzenia Marty, ale po kilku godzinach nie mogłam przestać o tym myśleć. „Niby żaden z niego amant, jak idziemy do ludzi, to ani buzi nie otworzy, ale w sumie niebrzydki, dobrze ubrany… a kobiet samotnych nie brakuje. Może któraś na niego poleciała?” – zadręczałam się.
Istniał tylko jeden sposób na to, żeby sprawdzić moje podejrzenie – musiałam włamać się do komputera Bogdana i przeczytać archiwum jego rozmów, a następnie zobaczyć, jakie strony ostatnio oglądał. Wiedziałam, że nie będzie to łatwe, ale w końcu, jak to mówią – do odważnych świat należy.
Nie jestem mocna w komputerach. Owszem, umiem odebrać maila, napisać kilka słów na klawiaturze, ale to wszystko. Złamanie hasła to nie moja domena. Los rozwiązał ten problem za mnie....
Pewnego dnia Bogdan, jak zwykle, pracował na laptopie, gdy zadzwonił telefon:
– Teraz? Ale jesteś pewna, że to zalanie? Jestem bardzo zajęty… Dobrze, przyjadę – mówił do słuchawki.
Wiedziałam, kto dzwoni. Siostra Bogdana słynęła z tego, że nie potrafiła sobie poradzić w najprostszej sytuacji życiowej. Zorientowałam się, że teraz sąsiedzi zalali jej mieszkanie. Nie wiem wprawdzie, jak Bogdan miałby jej pomóc, ale jego wyjście z domu było mi na rękę:
– Zostaw to, tak jak jest – beztrosko machnęłam ręką, spoglądając w stronę komputera. – Przecież zraz wracasz...
– No niby tak, tu by mi się ładowały dane do projektu – Bogdan nie był przekonany. – Tylko pamiętaj, nic nie ruszaj, to bardzo ważne dane.
Z powagą pokiwałam głową, chociaż serce biło mi z całej siły. Nie zamierzałam zastosować się do prośby męża. Gdy tylko zamknęły się za nim drzwi, zasiadłam przed ekranem. Przesuwały się na nim jakieś cyfry:
– To nie może być nic ważnego – pomyślałam i… jednym kliknięciem wyłączyłam intruza. Komputer wprawdzie „pytał” kilka razy, czy jestem pewna, że chcę to zrobić, ale byłam bezlitosna – tak, na pewno chcę wyłączyć program.
Otworzyłam pasek wyświetlanych ostatnio stron, ale żadna nic mi nie mówiła. Wszystkie miały w nazwie coś technicznego albo komputerowego, no po prostu czarna magia. Niecierpliwie kliknęłam w ikonkę komunikatora. „Może mój mąż prowadzi sobie rozmówki z jakąś panią na boku?” – knułam w myślach. Ale nim zdążyłam się tego dowiedzieć, na ekranie wyświetlił się wielki napis: Czy chcesz otworzyć swoje zdjęcie na naszym portalu? Chciałam, pewnie! Pomyślałam, że to jest na pewno to, o co mi chodzi… „Może Bogdan wysłał tej kobiecie zdjęcie? Już ja mu pokażę!”. Kliknęłam w napis i… to by było na tyle.
Komputer syknął i wyłączył się. Pomyślałam, że to coś z zasilaniem i próbowałam go włączyć jeszcze raz, ale na próżno. Coś zepsuło się na dobre. Trochę się zdenerwowałam. Postanowiłam iść w zaparte i do niczego się nie przyznawać. Bogdan wrócił późno, a pierwsze kroki skierował do komputera. Stanął, zrobił zdumioną minę, spojrzał na mnie…
– Co tu się stało?! – krzyknął.
– Nie wiem – kłamałam z niewinną minką. – Wyłączył się. Pewnie się zepsuł.
– Sam się zepsuł? – Bogdan był jakiś sceptyczny. – Wtedy, kiedy ja mam najważniejszy projekt roku?!
A potem nastał najgorszy dzień naszego małżeństwa. Bogdan szybko się zorientował, że komputer nie zepsuł się sam – to ja wpuściłam do niego wirusa, który usunął wszystkie dane. Jego praca z trzech miesięcy poszła na marne. Bogdan odtwarza pracę i siedzi teraz przed ekranem jeszcze dłużej, a ja przemykam obok, starając się być niewidzialna. Bo mój mąż jeszcze mi nie wybaczył. Szczególnie po tym, gdy powiedziałam, jak doszło do tego nieszczęścia.
– Szperałaś w moich listach?! – krzyczał. – To takie masz do mnie zaufanie?! Nigdy bym cię o to nie podejrzewał.
Wiem, że źle zrobiłam i strasznie mi wstyd. Ale przecież, gdyby bardziej się mną zajmował, to by do tego nie doszło.
Więcej listów do redakcji:„Wybaczyłam mężowi zdradę, bo przecież ślubowałam mu miłość, wierność i oddanie. Jak mogłabym teraz uciec?”Córka uciekła z domu, bo mąż faworyzował drugie dziecko. „Myślałam, że mnie nie chcecie” - list do redakcji„Pamiętaj, że ON zawsze znajdzie lepszą. Jeśli nie akceptuje twoich niedoskonałości, nie myśl, że nagle mu się odmieni!”