„Byłam zaślepiona miłością, gdy mąż latał za spódniczkami. Pół wsi ze mnie drwiło, musiałam przerwać tę farsę”

załamana młoda kobieta fot. iStock, CentralITAlliance
„Kazik nieustannie mnie zdradzał, zawsze miał jakąś kochankę. Dopiero po zawarciu małżeństwa zdałam sobie sprawę, że zwraca uwagę na każdą minispódniczkę, zagląda w każdy dekolt”.
/ 21.01.2024 11:14
załamana młoda kobieta fot. iStock, CentralITAlliance

Musiałam zmierzyć się z historią mojego małżeństwa. Przez lata Kazik nie był mi wierny, nieustannie miał kogoś na boku. Wszystko wyszło na jaw dopiero po zawarciu małżeństwa, kiedy dostrzegłam, że podrywa każdą kobietę, nie przepuszcza żadnej.

Zmieniał kochanki jak rękawiczki

To było nieustannym tematem naszych kłótni. Wielokrotnie zapewniał, że to ostatni raz, jednak jego obietnice były warte tyle, co nic. Jego zdaniem moją jedyną funkcją i obowiązkiem było wychowywanie dzieci. Przyzwyczaiłam się do jego niezobowiązujących romansów jedynie dla dobra Marty i Tomka.

Moim zadaniem było stworzenie im stabilnej rodziny i domu, starałam się utrzymać pozory normalności. Teraz jednak są już dorosłymi osobami, opuścili rodzinny dom, a ja nie jestem już w stanie znieść podwójnego życia mojego męża, jego niekończących się kłamstw i poniżeń.

Był to czas, kiedy nasze małżeństwo nie przypominało już prawdziwej relacji. Rozstanie wydawało się najlepszym rozwiązaniem, które usatysfakcjonuje wszystkich. Zdecydowałam się złożyć papiery rozwodowe.

– Dobrze postępujesz – przytaknęła moja matka. – Jestem świadoma, przez co przeszłaś. Wszystkie te sekretarki, asystentki, aż wstyd mówić. Gdyby chociaż próbował ukrywać swoje zachowania, ale on się z nimi całe życie afiszował. Wszyscy o was plotkowali!

W niewielkim miasteczku nic się nie ukryje. Rzadko kiedy dochodzi tu do rozstania małżonków, dlatego nasz rozwód wywołał niemałe poruszenie. Bez względu na to, gdzie poszłam, słyszałam różne opinie – zarówno słowa wsparcia, jak i krytykę. Wszystko zależało od tego, kto z kim sympatyzował.

– Zastanawiam się, co ją skłoniło do podjęcia takiej decyzji dopiero teraz – plotkowała sąsiadka z mojej lewej strony.

– Zapewne chcę go ograbić z forsy, a następnie zbiec z nowym partnerem – orzekła sąsiadka z prawej.

– Zostawi go na lodzie, mimo że tak ciężko pracował na rodzinę – ubolewała pracownica kiosku.

– Witam, panie – powiedziałam specjalnie zbyt głośno, chcąc, aby zrobiło im się głupio.

Były tak zaabsorbowane rozmową na temat mojego życia osobistego, że nawet nie zauważyły, że przechodzę obok i słyszę każde ich słowo.

– Dobry dzień! Jak się pani ma? – pytały z troską, mrużąc przebiegłe oczy.

Obłudne stare baby

– Doskonale. Może pojadę nad morze, aby nieco odpocząć – nie mogłam przejść obojętnie obok okazji, by dostarczyć im tematu do plotek.

– W pojedynkę? – nie mogły ukryć swojego zaciekawienia.

Nie planowałam ich rozczarować, zdecydowałam się podsycać ich domysły. Skoro nie mają nic lepszego do roboty...

– Nie, zdecydowanie nie w pojedynkę – obniżyłam ton do tajemniczego szeptu. – Właśnie kupiłam nowy samochód, a sprzedawca w salonie był tak sympatyczny, krótko mówiąc... bardzo się zaprzyjaźniliśmy.

– Och, piękne rzeczy – usłyszałam, już za plecami, a ich zdumienie wywołało u mnie salwę śmiechu.

Wsiadłam do samochodu i pojechałam do domu. Codziennie dowiadywałam się czegoś nowego na temat własnego rozwodu. Krążyły plotki o tym, że płakałam, zasłabłam, rzekomo wezwano nawet karetkę. Muszę uwolnić się od tych plotek, bo robi się nieprzyjemnie...

Nareszcie wszystko się skończyło i stałam się niezależną kobietą. Aby uczcić początek nowego etapu w moim życiu, naprawdę kupiłam auto, ale nie w salonie, lecz w komisie, musiałam bowiem pilnować finansów. To był duży, zielony samochód terenowy, o jakim zawsze marzyłam. Miał być prezentem dla mnie, a stał się powodem sensacji. Zazdrosne kobiety...

– Chyba powinna się stąd wyprowadzić? – zastanawiałam się, czując odrazę do tych wścibskich bab i ich wnikliwych spojrzeń.

Znużyło mnie codzienne wysłuchiwanie plotek w tym małym mieście. Nie mogłam już dłużej znieść widoku naszego domu, który stale przypominał mi o kłamstwach Kazika. Rozwód dał mi nową szansę, której nie zamierzałam zaprzepaścić. Pragnęłam przemian. Najlepiej takich, które będą dotyczyć całego mojego życia.

Pochwyciłam walizkę, wrzuciłam do niej najbardziej niezbędne rzeczy: odzież, kilka kosmetyków, parę książek, laptop, płyty. I ruszyłam w drogę! Zdecydowałam się na spontaniczną podróż, bez wytyczonych planów, jechałam tam, gdzie poniosą mnie oczy, byle tylko jak najdalej od przeszłości. Auto pracowało bez zarzutu, godziny leciały, powietrze miało zapach lata, a ja czułam się wreszcie wolna.

Tak właśnie potrzebowałam – poczuć wolność. Dotarłam do niewielkiego, urokliwego miasteczka. Znalazłam tam pensjonat o nazwie Błękitna Hortensja, gdzie mieli wolne pokoje. Po zameldowaniu się zeszłam do małej kawiarni. Rozłożyłam laptopa, sprawdziłam skrzynkę mailową i zaczęłam przeglądać strony internetowe.

Nagle poczułam się nieswojo

Zorientowałam się bowiem, że mężczyzna z brodą w średnim wieku, siedzący w drugim rogu pomieszczenia, nieustannie wpatruje się we mnie. Rzuciłam mu lekceważące spojrzenie, ale on, zamiast się zawstydzić, zbliżył się do mojego stolika i bez zaproszenia usiadł. Normalnie zrobiłabym awanturę, ale wyraźne zakłopotanie, które malowało się na jego twarzy, całkowicie mnie rozbroiło.

Właściciel pensjonatu, widząc mój laptop, pomyślał, że jestem redaktorką z jakiegoś wydawnictwa turystycznego i starał się zrobić na mnie jak najlepsze wrażenie. Ciągle mówił, nie dając mi szansy na wytłumaczenie.

– Jestem tu tylko prywatnie – w końcu udało mi się mu przerwać.

– Na szczęście! – odetchnął z ulgą. – Już myślałem, że planuje nas pani obsmarować w jakimś magazynie.

– Myślę, że nie ma pan powodu do zmartwień. Wszystko jest tu czyste, uporządkowane, a obsługa jest przyjazna. Nie ma do czego się przyczepić.

– Ale, wie pani, mam tu pewien problem – przyznał. – Nie mogę znaleźć stałego menedżera. Potrzebuję kogoś, kto zorganizuje imprezy, wesela, studniówki i tak dalej... Ja nie mam do tego głowy.

Nie wiem, czemu ma pan z tym taki problem, to przecież nie jest skomplikowane – zastanawiałam się na głos. Przywołałam wspomnienie z organizacji ślubu Marty. Całość przebiegała bezproblemowo, goście świetnie się bawili, a moja córka do dziś utrzymuje, że to była najlepsza zabawa, na jakiej była.

– Moja żona zawsze zajmowała się takimi sprawami, posiadała prawdziwy dar. Ja jestem tylko księgowym – w jego głosie zabrzmiał taki smutek, że aż obawiałam się zapytać, co się stało.

Moje życie zmieniło się o 180 stopni

– Od kiedy odeszła, nie odbyła się tu żadna impreza. Pensjonat na tym traci, zaczyna podupadać, obawiam się, że wkrótce może pójść pod młotek. Wyłącznie z wynajmu pokoi nie jestem w stanie utrzymać Błękitnej Hortensji – wyznał, a głos mu się łamał. – Było to ukochane miejsce mojej żony.

Wówczas obudziła się we mnie dawna, zapomniana energia, którą przez wiele lat tłamsił Kazik, wmawiając mi, że moje miejsce jest tylko przy dzieciach i domowych obowiązkach.

Dla mnie Hortensja stała się prawdziwym wyzwaniem. Właściciel pensjonatu poszukiwał osoby do pracy na stałe, a mi była potrzebna praca. Nigdy nie pracowałam na stanowisko menedżera, ale jakoś podskórnie czułam, że to moja rola.

– Zacznijmy od organizacji wesel – powiedziałam po chwili, przerywając milczenie właściciela.

– Nie rozumiem – powiedział zaskoczony.

– Podejmę się tego zadania. Zacznijmy od wesel – powtórzyłam – Mam w tym pewne doświadczenie.

Widać było, że jest zaskoczony. Dosłownie go zamurowało. A ja już wczułam się w nową rolę. Zdecydowałam, że Błękitna Hortensja ma odzyskać dawny blask. Więc ruszyłam do pracy, mówiąc sobie, że to dobry moment na rozpoczęcie nowego etapu w życiu.

Nie obawiałam się, że sobie nie poradzę. Zawsze była we mnie ogromna energia i kreatywność, a doświadczenie w organizacji imprez zdobyłam jeszcze podczas studiów, kiedy pracowałam jako pomoc od wszystkiego w trzygwiazdkowym hotelu. Od tamtego czasu niewiele się zmieniło. Ludzie nadal chcą się bawić tak samo, tylko muzyka jest inna.

Zalety naszego pensjonatu dla młodych par z naszego regionu była oczywiste: ceny były niskie, a ja jako organizator byłam w stanie spełnić każde życzenie przyszłych małżonków.

Przyjęcie dla stu gości? Nie ma sprawy, stricte wegańskie posiłki? Kucharz jest na wasze usługi. Przejażdżka eleganckim samochodem? Zgodnie z życzeniem, dekoracje w stylu wiktoriańskim? Dla was wszystko. Tylko odcienie zieleni? Z przyjemnością służę, smyczkowe trio? Już w trakcie realizacji. Nie spotkałam się z pomysłem, którego nie mogłabym zrealizować, nawet najbardziej oryginalnym. Większość par jednak wybierała tradycyjne uroczystości.

Mam nowe życie

Kiedy było to konieczne, wsiadałam do mojego samochodu terenowego i ruszałam realizować nawet najbardziej szalone pomysły nowożeńców. Zdarzyło mi się ścigać młodych przez połowę Polski, ponieważ pan młody zapomniał obrączek. Klient jest dla nas najważniejszy. Zadowoleni goście przekazywali dobre opinie, przyciągając kolejnych, aż w końcu zabrakło terminów na organizację wesel.

– Pani dosłownie spadła mi z nieba – często mówił Henryk.

Zajmując się finansami, był spokojny o przyszłość pensjonatu, co pozwalało mi na poszukiwanie i rozwijanie nowych, innowacyjnych koncepcji organizacyjnych. W końcu zaczęłam w pełni doświadczać życia.

Przez długie lata małżeństwa musiałam znosić naprawdę wiele, aby dotrzeć do tego miejsca i odkryć swoją prawdziwą pasję. Tu nikt mi nie mówi, że do niczego się nie nadaje. Wspomnienia o Kaziku powoli bledną, zastępowane przez poczucie, że moja praca ma znaczenie nie tylko dla gości pensjonatu Błękitnej Hortensji.

Czytaj także:
„Teściowie kibicowali nam przy budowie domu na ich działce. Kiedy my zamawialiśmy szafy, oni wystawili go na sprzedaż”
„Synowa marudzi i udaje wielką damę. Nie dość, że gardziła moją kuchnią, to nawet z moich talerzy nie chciała jeść”
„W moje urodziny dzieci przychodziły, tylko żeby się najeść i dostać wałówkę. W tym roku pocałują klamkę”

 

Redakcja poleca

REKLAMA