„Synowa marudzi i udaje wielką damę. Nie dość, że gardziła moją kuchnią, to nawet z moich talerzy nie chciała jeść”

uśmiechnięta kobieta fot. Adobe Stock, ABCreative
„Choć patrzyłam na to sushi jak na truciznę, to odważnie wzięłam je do ust i... pychota! W tym momencie zauważyłam, że moja synowa nakłada sobie porcję schabu! Spojrzałyśmy na nasze talerze i zaczęłyśmy się śmiać. – Czyli co, schabowy kontra sushi – remis? – powiedziała Iwona”.
/ 14.01.2024 11:15
uśmiechnięta kobieta fot. Adobe Stock, ABCreative

Zawsze słyszałam, że całkiem nieźle radzę sobie w kuchni. A, żeby tylko! Niektórzy twierdzą, że gotuję po prostu wyśmienicie. Razem z mężem prowadzimy agroturystykę i nasi goście zawsze chwalą moje dania. Dlatego kiedy nasz syn z żoną zaproponowali, żebyśmy przyjęli ich zagranicznych znajomych, zgodziłam się bez wahania, nie kryjąc entuzjazmu.

Miałam już gotowy plan

Ułożyłam dokładny jadłospis dla gości, który składał się wyłącznie z  tradycyjnych dań. Gdy był już gotowy, wybrałam numer do syna.

– Tylko nie jestem pewna, na jakie przystawki się zdecydować – zaczęłam, kiedy odebrał. – Mam jeszcze grzyby z poprzedniego roku... – nie skończyłam, bo syn niespodziewanie mi przerwał.

– Słuchaj, mamo, Iwona uważa, że nie powinniśmy cię obciążać dodatkowymi obowiązkami. Przywieziemy wszystko, nawet talerze...

Zaniemówiłam.

– Talerze? Naprawdę? Przecież mamy ich całkiem sporo.

– No tak, ale te są specjalne, do sushi. Iwona twierdzi, że nasza polska kuchnia może być dla nich zbyt tłusta! Nie są przyzwyczajeni do tak ciężkostrawnych dań. Mogliby się jeszcze rozchorować! To by dopiero była wpadka! No, wiesz zresztą, że bardzo nam zależy, żeby dobrze tu wszystko odebrali.

– Tak, wiem, wiem! Może w takim razie ja upiekę ciasto – zaproponowałam niepewnie. – Szarlotkę... a może sernik?

– Na deser będą sorbety! Bez mleka. Iwona już ma wszystko obcykane!

– A zresztą, róbcie, co chcecie! – rzuciłam mocno już zirytowana. – Ja to się nawet cieszę. Dla mnie mniej problemów! – I cisnęłam słuchawką.

Byłam zła

Nie sądziłam, że moja kuchnia nie będzie dobra, a że jeszcze mogłaby komuś zaszkodzić? Nigdy w życiu!

– Ciągle tylko słyszę to „suszy”  i „suszy”  – opowiadałam mężowi. – Zero refleksji! Goście na pewno będą pytali o nasze tradycyjne, lokalne specjały! A co, jeśli nie każdy z tych obcokrajowców lubi sushi? No, co zrobią wtedy?

– Sushi, nie sushi – mruknął zagadkowo – ale jak raz skosztują tego, zrozumieją w pełnej rozciągłości, co to znaczy  „suszy” . – Wzniósł triumfalnie butelkę pigwówki domowej roboty.

I wtedy szatański plan sam ułożył mi się w głowie.

„A, zrobię wszystko tak, jak chcę” – myślałam z przejęciem. – „Jeszcze zobaczymy, co przypadnie do gustu naszym gościom... A Iwona powinna wreszcie docenić nasze tradycyjne specjały... Często się na nie krzywi jak jakaś wielka dama, więc teraz będzie przynajmniej miała jakieś powody do niezadowolenia. I pokażę jej, że wcale nie warto się zachowywać, jakby pozjadała wszystkie rozumy”.

Postanowiłam zrobić po swojemu

Gdy nadszedł dzień przyjazdu gości, od świtu praktycznie nie wychodziłam z kuchni. Przygotowałam schab ze śliwką, żurek, ćwikłę, marynowane grzyby i surówkę z kapusty. Chwilę przed przybyciem gości włożyłam do piekarnika szarlotkę. Pyszny aromat unosił się w całym domu.

Kiedy jeden z przybyłych od razu po wejściu zapytał, co tak smakowicie pachnie, było wiadomo, że to moja domowa szarlotka, a nie sushi, będzie główną atrakcją wieczoru. Synowa obrzuciła mnie spojrzeniem pełnym wściekłości.

Przyniosłam na stół żurek, schab i sałatki. Wszyscy, którzy do tej pory zajadali się japońskimi frykasami, nagle zapomnieli o orientalnej kuchni, skupiając się zupełnie na moich daniach!

Syn miał pretensje

– Iwona strasznie się napracowała... – zauważył Kuba, kiedy do mnie podszedł. W jego głosie dosłyszałam oskarżycielską nutę. – Stała w kuchni całą noc, zawijając te wodorosty, bo catering kompletnie zawalił! A ty tu nagle z żurkiem wyjeżdżasz...

– O, jak to jej własna robota, to ja muszę koniecznie spróbować! – przerwałam mu.

Choć patrzyłam na to sushi jak na truciznę, to odważnie wzięłam je do ust i... pychota! W tym momencie zauważyłam, że moja synowa nakłada sobie porcję schabu! Spojrzałyśmy na nasze talerze i zaczęłyśmy się śmiać.

– Czyli co, schabowy kontra sushi – remis? – powiedziała Iwona.

– Jak najbardziej! – zgodziłam się uradowana.

Tym sposobem nie tylko utarłam jej nosa, ale też nieco przekonałam się do tych dziwacznych nowoczesnych dań. A nasze relacje są teraz lepsze, bo okazało się, że kłócenie się o kulinarne preferencje nie ma kompletnie sensu. 

Czytaj także: „Zmuszałam nastoletnią córkę do nauki, ale ona miała inne problemy. Odkryłam to, gdy trafiła na porodówkę”
„Dla Irka randki były jak inwestycje, które powinny przynieść zysk. W zamian za kolację miałam mu wskoczyć do łóżka”
„Mąż wyśmiewał się ze mnie, że nadaję się do garów. A ja przejęłam firmę, w której pracował i go zwolniłam”

 

 

Redakcja poleca

REKLAMA