„Byłam w szoku, gdy zobaczyłam zięcia z moją drugą córką. Ukraść czyjegoś mężczyznę to jedno, ale żeby własnej siostrze?”

Mężczyzna nie chciał się przyznać, że ma kochankę fot. Adobe Stock, baranq
„Im dłużej mówili, tym bardziej byłam zaskoczona i oszołomiona. Okazało się, że mniej więcej od półtora roku są w sobie szaleńczo zakochani. Próbowali walczyć z tym uczuciem, bo mieli wyrzuty sumienia, ale im nie wyszło. Od tamtego czasu spotykają się po kryjomu, w tajemnicy przed Anitą i przede mną”.
/ 10.03.2023 10:30
Mężczyzna nie chciał się przyznać, że ma kochankę fot. Adobe Stock, baranq

Zawsze byłam dumna ze swoich córek: Anity i Marzeny. Obie świetnie poradziły sobie w życiu. Skończyły studia, znalazły dobrą pracę… Do szczęścia brakowało im właściwie tylko jednego: mężczyzny u boku. Niestety, przez długi czas żadna z nich nie mogła trafić na nikogo odpowiedniego. Spotykały się, co prawda, z różnymi chłopakami, ale szybko kończyły znajomość. Wiecznie im coś w tych facetach nie pasowało.

– Jak tak dłużej będziecie wybrzydzać, to do końca życia będziecie same. A ja nigdy nie doczekam się wnuków.

– Oj, mamo, przestań marudzić. Nie wyjdę za mąż za pierwszego lepszego. Muszę być pewna, że to właśnie ten jedyny – odpowiadała Anita.

– Właśnie. Ja też wolę być starą panną, niż męczyć się u boku kogoś, kogo nie kocham całym sercem – wtórowała jej Marzena.

Z jednej strony je rozumiałam, bo sama wyszłam za mąż z wielkiej miłości, i to wbrew woli rodziców, ale z drugiej… Jak się marzy o księciu z bajki, to na marzeniach może się tylko skończyć. Zwłaszcza kiedy marzycielki są już po trzydziestce. Bałam się, że nigdy nie zobaczę córek w białych sukniach, nie zatańczę na ich weselach. Chyba wreszcie znalazła kogoś odpowiedniego Trzy lata temu, zaraz po świętach, Anita pojechała na kilka dni na narty.

Wróciła wypoczęta i… zakochana po uszy

Z wypiekami na twarzy opowiadała, jak to wjechała na stoku w pewnego wysokiego, przystojnego blondyna o niebieskich oczach i cudownym uśmiechu. I jak to po tym, gdy wygramolili się ze śniegu, poszli na kolację.

Słuchajcie, Marek jest wspaniały! Taki opiekuńczy, szarmancki, elokwentny. Nie chcę rozstawać się z nim nawet na sekundę – szczebiotała.

– Uwierzę, jak wytrzymasz z nim dłużej niż miesiąc. Już nieraz słyszałam u ciebie takie ochy i achy. Jak znam życie, to jutro znowu zmienisz zdanie. Cudowny Marek okaże się mrukiem albo sknerą – mruknęłam pod nosem.

– Oj, mamo, przestań mi dogryzać. Tym razem nie zmienię. Czuję, że to właśnie ten jedyny, na którego czekałam całe życie – odparła rozmarzona.

Kilka dni później przyprowadziła go do domu. Gdy widziałam, jak wpatruje się w niego błyszczącymi oczami, chłonie każde jego słowo, zaczęłam wierzyć, że przynajmniej jedna z moich córek znalazła szczęście. Na początku wszystko wyglądało bardzo pięknie. Związek Anity i Marka rozkwitał. Córka przeprowadziła się do ukochanego, a po roku zaczęła coś nawet przebąkiwać o ślubie. Obie z Marzenką się z tego ucieszyłyśmy. Polubiłyśmy Marka – był dowcipny, inteligentny, pracowity. Choć jeszcze się nie oświadczył Anitce, traktowałyśmy go niemal jak członka rodziny. A i on lubił nasze towarzystwo. Chętnie wpadał na kolacje i niedzielne obiadki, woził na zakupy, naprawiał krany. Zachowywał się jak etatowy zięć i szwagier. Wydawało się, że już za chwilę klęknie przed Anitą, wręczy jej pierścionek i poprosi ją o rękę. Ale czas upływał, a on nic. Trochę mnie to martwiło. Gdy w niedzielę przyszli na obiad, wzięłam córkę na stronę.

– Wszystko w porządku z tobą i Markiem? – zapytałam.

– Co? Tak… Chyba tak…

– Chyba? – zdziwiłam się.

– Niby jest jak dawniej. Marek jest opiekuńczy, dobry, dba o mnie. Ale czasem mam wrażenie, że myślami jest gdzieś daleko. Poza tym nie uśmiecha się już tak często jak kiedyś. Jest dziwnie smutny, przygaszony…

– Pytałaś dlaczego?

– Oczywiście, i to kilkakrotnie.

– No i co? – drążyłam.

– Za każdym razem odpowiadał, że to nic takiego, że to przez pracę.

I wcale się nie dziwię. Kiedy był tu ostatnio, to wspominał, że w jego firmie były zwolnienia i teraz musi zasuwać na dwa etaty. Pewnie martwi się, jak temu wszystkiemu podołać…

– Może i tak… Ale czasem myślę, że to chodzi o coś innego. A właściwie o kogoś innego…

– Mówisz o innej kobiecie?

– Taaak…

– E tam, szukasz dziury w całym. Gdyby kogoś miał, to po prostu by odszedł. Nie jesteście przecież po ślubie.

– Może jeszcze odejdzie… Nic nie wiadomo…

– Daj spokój! Gdyby miał taki zamiar, toby się tak nie podlizywał. Ani mnie, ani twojej siostrze. Tymczasem już trzy razy pytał, czy nie chcemy jechać po południu do centrum handlowego, bo ma trochę czasu. I obiecał, że w sobotę naprawi poluzowane drzwiczki w szafkach kuchennych. Wybacz, moja droga, ale nawet mało rozgarnięty człowiek by się zorientował, że zamierza wejść do naszej rodziny.

Chyba masz rację, niepotrzebnie się martwię…

– Na pewno. Zobaczysz, gdy chłopak odnajdzie się już w pracy, ochłonie po tych zmianach, to wszystko wróci do normy – zapewniłam.

Wtedy naprawdę jeszcze wierzyłam, że Anitkę i Marka czeka wspaniała przyszłość. Przypadkiem odkryłam jego sekret Mijały kolejne miesiące, a ukochany córki ciągle się nie oświadczał.

Nie rozumiałam, co się dzieje

Tak mnie to męczyło, że aż postanowiłam pogadać z Marzenką.

– Nie wiesz przypadkiem, czemu Marek zwleka z oświadczynami? Anita jest taka zawiedziona.

– Skąd mam wiedzieć! Przecież nie jestem wróżką, nie czytam w jego myślach – burknęła.

– Co jesteś taka niegrzeczna? Myślałam, że coś słyszałaś, i dlatego pytam.

– Nie słyszałam i prawdę mówiąc, nic mnie to nie obchodzi! – wrzasnęła.

– Jak to? Myślałam, że zależy ci na szczęściu siostry!

– Zależy, i to bardzo. Dlatego, proszę cię, skończmy ten temat, bo mnie zaraz szlag trafi. Mam już dosyć słuchania o Anicie i Marku! I o tym, jaki będą mieli piękny ślub! – krzyknęła.

A potem odwróciła się na pięcie i pobiegła do swojego pokoju. Trochę mnie zdenerwowała jej reakcja, ale machnęłam ręką. Pomyślałam, że po prostu zazdrości siostrze tak wspaniałego narzeczonego i dlatego się zezłościła. Wkrótce miałam się jednak przekonać, że przyczyna jej zdenerwowania była całkiem inna… To było dwa miesiące temu. Wracałam wieczorem od chorej przyjaciółki. Lał deszcz. Już miałam wsiąść do autobusu, gdy zobaczyłam Marka. Stał przed modną kawiarnią z bukietem kwiatów. Wiedziałam, że nie czeka na Anitkę, bo ta godzinę wcześniej powiedziała mi przez telefon, że jest w delegacji.

Kogo więc tak wypatrywał jej ukochany? Czyżby córka miała rację i rzeczywiście spotykał się z inną kobietą?” – przeszło mi przez myśl.

Schowałam się w pobliskiej bramie i czekałam na rozwój wypadków. Towarzyszka Marka pojawiła się dziesięć minut później. Gdy wyłoniła się z mroku, omal nie zemdlałam.

To była Marzenka!

Zarzuciła Markowi ręce na szyję, a on mocno ją przytulił. Zaczęli się całować. Byłam w szoku. Nie zastanawiając się długo, wyskoczyłam z bramy i podbiegłam do nich.

– Co wy najlepszego wyprawiacie? – krzyknęłam.

Odskoczyli od siebie jak oparzeni.

– Mama? A co ty tu robisz? – wykrztusiła córka.

To ja się pytam, co ty robisz! A właściwie wy! Własnym oczom nie wierzę! – nastroszyłam się.

– To nie tak, jak myślisz… Umówiliśmy się z Markiem na pogaduchy… Jak przyjaciele – zaczęła tłumaczyć.

– Co ty mi tu opowiadasz! Przyjaciele tak się nie całują! Jak wam nie wstyd! Anitka was kocha, ufa wam. A wy… – aż poczerwieniałam.

Córka skuliła się w sobie, ale Marek odważnie spojrzał mi w oczy.

No dobrze, powiemy pani prawdę – powiedział.

– No słucham! Jestem bardzo ciekawa! – wzięłam się pod boki.

– Ale może wejdziemy do środka. Jest zimno i mokro, a to będzie dość długa historia – odparł spokojnie.

Wściekłam się. Jak oni mogli to zrobić Anicie! Przez następną godzinę siedziałam w kawiarni i słuchałam wyjaśnień Marka i Marzeny. Im dłużej mówili, tym bardziej byłam zaskoczona i oszołomiona. Okazało się, że mniej więcej od półtora roku są w sobie szaleńczo zakochani. Próbowali walczyć z tym uczuciem, bo mieli wyrzuty sumienia, ale im nie wyszło. Od tamtego czasu spotykają się po kryjomu, w tajemnicy przed Anitą i przede mną.

– Teraz już rozumiem, dlaczego tak zwlekałeś z oświadczynami. Chcesz spędzić resztę życia z Marzenką, a nie Anitą – powiedziałam do Marka.

– Tak, i jestem pewien swoich uczuć. Pół roku temu nawet poprosiłem Marzenę o rękę. Uklęknąłem przed nią, wyjąłem pierścionek…

– I co? – spytałam.

– Rzuciła mi tym pierścionkiem w twarz – odparł.

– Naprawdę?

– Naprawdę. Powiedziała, że nigdy za mnie nie wyjdzie, że nie chce krzywdzić siostry.

Szkoda, że nie pomyślała o tym wcześniej. Mało to facetów na świecie? Musiała się zakochać właśnie w tobie? – warknęłam.

– Mamo, to nie było zamierzone – odezwała się córka. – Po prostu tak wyszło. Nic na to nie poradzimy. Myślisz, że nam jest łatwo?

Nie tak cię wychowywałam. Zawsze ci powtarzałam, że nie można budować szczęścia na cudzej krzywdzie…

– Jest pani bardzo niesprawiedliwa. Już dawno chciałem odejść od Anity, ale Marzenka mi zabroniła. Bała się, że to złamie jej serce. Oboje mieliśmy nadzieję, że może z czasem będzie miała dość naszego związku i sama mnie porzuci, ale nie… Ciągle była zakochana. Trwałem więc przy niej, jak obiecałem, ale dłużej już nie mogę. Nie potrafię i nie chcę kłamać. To ponad moje siły.

– Chyba nie planujesz zrobić nic głupiego? – przestraszyła się Marzena.

– Wręcz przeciwnie. Wreszcie będę szczery. Gdy Anita wróci z delegacji, wyznam jej prawdę. Powiem, że to ty jesteś miłością mojego życia. Miałem cię zresztą o tym dzisiaj uprzedzić…

– Ani mi się waż, ona tego nie przeżyje! – zaprotestowała.

– Przykro mi, ale już postanowiłem – upierał się Marek.

– Jeśli to zrobisz, więcej się nie spotkamy, przysięgam!

Córka była na granicy histerii

Postanowiłam wkroczyć. Było mi potwornie żal Anity, ale tak naprawdę współczułam też Markowi i Marzenie. Kochali się, a musieli się ukrywać ze swoim uczuciem. Teraz zaś byli na granicy wielkiej kłótni, a może nawet i rozstania.

– Uspokójcie się oboje! Natychmiast! – krzyknęłam.

Posłusznie zamilkli.

– No, teraz lepiej – mruknęłam. – Chcesz mojej rady? – zwróciłam się do córki.

– Taaak – wykrztusiła.

– A więc posłuchaj. Marek ma rację. Dość już tych kłamstw, udawania. Anita musi poznać prawdę.

– Ale mamo, to niemożliwe… Ona mnie znienawidzi – jęknęła.

– Na początku może tak… Ale później ci wybaczy. Na pewno ci wybaczy…

– Tak myślisz?

– Jestem tego pewna! Jesteście przecież siostrami.

– A tam, tak tylko mówisz, żeby mnie pocieszyć. Obie znamy Anitę i wiemy, jaka jest zacięta… Może jednak lepiej jeszcze poczekać…

– Nie! Wolę widzieć jedną nieszczęśliwą córkę niż dwie – stwierdziłam.

Tak ją przekonywałam, że w końcu przyznała mi rację. Ustalili z Markiem, że oboje porozmawiają z Anitą. Nie mam pojęcia, jak przebiegła ta rozmowa. Na pewno nie było jednak łatwo, bo Anita przybiegła do mnie zapłakana i wzburzona. Na przemian ryczała i wyzywała Marka i Marzenę od najgorszych. Groziła, że ich pozabija, że nigdy nie daruje im zdrady. Próbowałam ją pocieszyć, uspokoić, ale tylko napytałam sobie biedy. Bo jak się zorientowała, że o wszystkim dowiedziałam się wcześniej niż ona, to wybiegła z domu, trzaskając drzwiami. I jeszcze na klatce schodowej krzyczała, że nie chce mnie znać. Bo ją oszukałam, tak, jak siostra i niedoszły narzeczony… Od tamtej pory Anita mieszka u swojej najlepszej przyjaciółki, Izy. Nie odzywa się ani do mnie, ani do Marzeny. Próbowałyśmy z nią porozmawiać, ale nie chciała nas widzieć na oczy. Wierzę jednak, że wkrótce to się zmieni. Kilka dni temu Iza doniosła mi po cichu, że Anitka zaczęła się spotykać z jakimś Adamem. Podobno jest nim zachwycona, bardziej niż kiedyś Markiem. Jest więc nadzieja, że znowu się zakocha. A miłość, jak wiadomo, pomaga wybaczać…  

Czytaj także:
„Rozwiodłem się po 8 miesiącach małżeństwa. Teraz ta zołza chce 50 tysięcy złotych za wesele, którego nie chciałem”
„Rozwiodłam się z mężem, by szukać przygód i szybko tego pożałowałam. Znalazł sobie młodą lafiryndę, a mnie zakłuła zazdrość”
„Zaledwie pół roku po swoim ślubie, mój brat wdał się w romans z moją przyjaciółką. Szybko uznał, że nie kocha żony”

Redakcja poleca

REKLAMA