„Byłam przerażona, że mąż mnie zostawi, gdy powiem mu o kolejnej ciąży. Ukrywałam ją przed nim ile się dało”

Zaszłam w ciążę z żonatym mężczyzną fot. Adobe Stock, Chanintorn.v
„– On nie chce więcej dzieci. Nigdy nie chciał. Dwójka mu wystarcza. Wreszcie ma czas na pracę, pasje i podróże. A ja mu teraz powiem, że całe nasze życie zostanie przemeblowane? – pytałam w emocjach. – To co masz zamiar zrobić? – usłyszałam pytanie.– Nie wiem, po prostu nie wiem – wyszeptałam”.
/ 21.05.2023 22:30
Zaszłam w ciążę z żonatym mężczyzną fot. Adobe Stock, Chanintorn.v

Na początku roku zaczęłam się gorzej czuć. Mdłości, zawroty głowy, brak apetytu lub dziwne zachcianki kulinarne, zmęczenie i brak chęci do działania. I to rozdrażnienie, które pojawiało się zdecydowanie zbyt często. Na początku lekceważyłam wszystkie objawy i tłumaczyłam je sobie przepracowaniem i niezdrowym trybem życia. Ale przecież miałam już dwójkę dzieci i doskonale wiedziałam, jakie są pierwsze objawy ciąży. Jednak nie dopuszczałam do siebie tej myśli. Przecież jestem za stara na ciążę. Zabezpieczamy się z mężem. Nie, to niemożliwe - tak sobie mówiłam. Ale gdzieś w głębi duszy czułam, że coś jest na rzeczy. Tym bardziej, że okres spóźniał mi się zdecydowanie zbyt długo. Postanowiłam umówić się do lekarza.

Ciąża po 40? To niemożliwe

Pierwszy wolny termin u mojej pani doktor był dosyć odległy, co oznaczało niemal dwa tygodnie stresu i niepewności. I chociaż cały czas wmawiałam sobie, że to tylko chwilowa niedyspozycja lub pierwsze oznaki menopauzy, to jednak powoli zaczęłam zmieniać swoje codzienne nawyki. Zupełnie nieświadomie ograniczyłam kawę, odstawiłam wino i starałam się wysypiać. „To tylko zwykła ostrożność” – wmawiałam sobie - „Poza tym zdrowy tryb życia jeszcze nikomu nie zaszkodził”. A jednak nie mogłam pozbyć się wrażenia, że te objawy są mi znane. Były typowe dla ciąży. W dniu wizyty u lekarki wszystko leciało mi z rąk, a ja nie potrafiłam zapanować nad nerwowością. Marek - mój mąż - pytał, czy wszystko jest w porządku.

– Tak, tak. To tylko gorszy dzień – odpowiadałam z uśmiechem na twarzy.

Nic nie powiedział, ale dziwnie na mnie spojrzał. I to był kolejny powód do stresu. „Jak Marek zareagowałby na ciążę?” – nieustannie zadawałam sobie to pytanie. Oczywiście kochał nasze dzieci i nie posiadał się z radości, że jest ojcem, ale też wielokrotnie powtarzał, że cieszy się, że są już odchowane. A teraz powrót do pieluch? Raczej nie byłby zadowolony. „Co by zrobił?” – zadałam w myślach pytanie i spojrzałam na męża. „Nie, nie ma co dywagować. To fałszywy alarm” – podniosłam siebie na duchu wkładając naczynia do zmywarki.

Do gabinetu dotarłam kilkanaście minut przed czasem. I od razu zauważyłam, że większość przyszłych matek jest sporo ode mnie młodszych. Poczułam się nieswojo. „Tylko spokojnie. Za kilkanaście minut twoje życie wróci do normy” – tak sobie mówiłam, gdy pielęgniarka zapraszała mnie do gabinetu.

Jest pani w ciąży – usłyszałam po kilkunastu minutach. Czas się zatrzymał.

– Jak to? - wydukałam. – Przecież to niemożliwe, zupełnie niemożliwe – powtarzałam.

– Ciąża po 40 nie jest czymś niezwykłym. Co więcej, zdarza się coraz częściej – mówiła lekarka, uśmiechając się do mnie ciepło.

„Nie, nie, co ona mówi. Ja w ciąży? Przecież mam już dwójkę dzieci, poukładane życie zawodowe, plany podróżnicze. Poza tym jestem za stara na dziecko” – milion myśli przelatywało mi przez głowę.

– Jest pani pewna? – pytałam.

Tak. To 10 tydzień – odpowiedziała lekarka.

„Jak ja to powiem Markowi?” – to była jedna z pierwszych myśli. „Przecież on nie chce kolejnego dziecka, nie chce” – powtarzałam sobie.

Nie pamiętam jak wyszłam z gabinetu. Oszołomienie, niepewność, strach. To były uczucia, które całkowicie mną zawładnęły. Zupełnie mimowolnie spojrzałam na brzuch. „Czy już widać? Czy Marek zauważył? Jak zdołam to ukryć?” – te i inne pytania kołatały mi się po głowie. Do domu wróciłam późno.

– Gdzie byłaś tak długo? – pytanie Marka oderwało mnie od moich myśli.

– Spotkałam się z koleżanką – odpowiedziałam mechanicznie.

– Ok. Co jemy na kolację? – Marek zajrzał do lodówki.

„Chyba niczego się nie domyśla  odetchnęłam. Gdy pojechał po dzieci, położyłam się do łóżka. Wieczorem powiedziałam, że jestem zmęczona i chcę się wyspać. Ale sen nie przychodził. Wiedziałam, że czeka nas małżeński kryzys, który nie wiadomo, jaki będzie miał finał. Kilka następnych dni przeżyłam jak w transie. Pobudka, śniadanie, wyprawienie dzieci do szkoły, praca, zakupy, obiad, sprzątanie, wieczorny seans telewizyjny, spanie - wszystkie te czynności wykonywałam zupełnie mechanicznie. Jednocześnie unikałam jakiejkolwiek bliskości z Markiem. Bałam się. Cały czas nic mu nie powiedziałam.

Napięcie między nami narastało

– Czy wszystko ok? – dopytywał Marek.

– Tak, nic mi nie jest – odpowiadałam.

Ale jak miałam mu powiedzieć, że za kilka miesięcy znowu zostanie ojcem i mając ponad 40 lat znowu wróci do pieluch? Przypomniałam sobie sytuację sprzed kilku miesięcy. Nasza kuzynka chrzciła dziecko. Marek się uśmiechał, ale widziałam, że płaczący maluch działał mu na nerwy. A teraz miał się dowiedzieć, że czeka go to samo? O ciąży wiedziała tylko moja najlepsza przyjaciółka.

– Musisz powiedzieć Markowi – przekonywała. – i to jak najszybciej.

– Wiem. Ale to nie jest takie proste – mówiłam.

– Nic nie jest proste. Ale jak sobie to wyobrażasz? Przecież za chwilę już tego nie ukryjesz.

Miałam tego świadomość. Co za chwilę powiem? Że utyłam? Poza tym oszukiwanie Marka było bardzo nie w porządku. Kochałam go, byliśmy naprawdę fajnym małżeństwem.

– Poza tym, to nie jest tylko twoja sprawa – przekonywała dalej Ola. – On jest ojcem i musi o tym wiedzieć.

– A jak mnie zostawi?  wydusiłam z siebie pytanie, które od dawna nie dawało mi spokoju.

– Marek? Nie wierzę – Ola nie ukrywała zdziwienia.

– On nie chce więcej dzieci. Nigdy nie chciał. Dwójka mu wystarcza. Wreszcie ma czas na pracę, pasje i podróże. A ja mu teraz powiem, że całe nasze życie zostanie przemeblowane? – pytałam w emocjach.

– To co masz zamiar zrobić? – usłyszałam pytanie.

– Nie wiem, po prostu nie wiem – wyszeptałam.

Kochanie, będziemy mieć dziecko...

Przez kilka kolejnych dni zbierałam się w sobie, aby powiedzieć Markowi o tym, że zostaniemy rodzicami. Jednocześnie próbowałam oswoić i nazwać swoje odczucia i emocje. „Czy ty chcesz tego dziecka?” – nieustannie pytałam samą siebie. I co ciekawe, odpowiedź była cały czas taka sama. Chciałam tego malucha i już nie wyobrażałam sobie bez niego swojego życia. A Marek? Za każdym razem gdy na niego patrzyłam, próbowałam przewidzieć jego reakcję. Ale jedno wiedziałam - nie mogłam dłużej odkładać tej rozmowy.

– Musimy porozmawiać – powiedziałam pewnego ranka, gdy dzieciaki pojechały na trening.

I chociaż głos mi drżał, a serce łomotało jak nigdy dotąd, to wiedziałam, że to jest ten czas. Nie mogłam dłużej zwlekać.

– No wreszcie. Myślałem, że powiesz mi dopiero podczas jazdy na porodówkę  usłyszałam.

Huk myśli, niedowierzanie, zdziwienie, radość, strach - te wszystkie emocje zawładnęły mną w tym samym momencie.

– Ale jak to? Skąd wiesz? – wydukałam.

„Przecież nic mu nie mówiłam. To Ola? Nie, ona nie zrobiłaby mi tego” – myślałam gorączkowo.

– Skąd wiem? Nie zapominaj, że mamy dwójkę dzieci, więc dwa razy przechodziłem przez to – uśmiechnął się.

– No tak – westchnęłam. – Kiedy się zorientowałeś? – zapytałam nieśmiało.

– Nie wiem. Może wtedy, jak zjadłaś śledzia z masłem orzechowym. A może jak płakałaś na serialu kryminalnym – zaczął chichotać.

"Ależ jestem głupia" – pomyślałam.

Tego nie dało się ukryć

– Nie jesteś zły? – w moim głosie słychać było niepewność.

– Jestem – odpowiedział Marek.

A moje serce zamarło. Czekałam na ciąg dalszy.

– Ale jedynie o to, że przez tyle czasu nic mi nie powiedziałaś.

Ale przecież ty nie chcesz kolejnego dziecka – w moim głosie mimowolnie wybrzmiał wyrzut.

Marek milczał. A potem podszedł bliżej i mnie objął.

– Chcę. A że powywraca nasze życie do góry nogami? To nic, poradzimy sobie.

Te słowa to był miód na moje serce. I wtedy kolejny raz zrozumiałam, że miałam ogromne szczęście poznając Marka. I wtedy też pierwszy raz od wielu tygodni odetchnęłam z ulgą i uwierzyłam, że wszystko się jakoś ułoży. Od tamtego czasu minęło kilka miesięcy. Ciąża zbliża się ku końcowi. Jestem coraz większa, coraz więcej marudzę, płaczę i narzekam. Marek znosi to wszystko ze stoickim spokojem. Dzieciaki się cieszą i obiecują, że we wszystkim będą mi pomagać. Nie chcieliśmy poznać płci, gdyż nie ma to znaczenia. Najważniejsze, że maluch jest zdrowy, a w domu czekają na niego nieco dojrzalsi rodzice i wyrośnięte rodzeństwo. Ale ja wiem, że wszystko się jakoś ułoży.

Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

Redakcja poleca

REKLAMA