Drugi związek był dla mnie jak łyk świeżej wody. Po latach szarpania się o wszystko z niezdecydowanym Jackiem, Michał okazał się dla mnie wytchnieniem. Opanowany, odpowiedzialny, bezproblemowy, uśmiechnięty. Wprowadził się do mnie po dwóch miesiącach.
„Dlaczego nie? – pomyślałam. – Jestem dorosła, nie muszę pytać nikogo o zdanie. Chcę, żeby był blisko”.
Od kiedy zamieszkaliśmy razem, moje poranki wreszcie znormalniały.
– Jestem szczęściarzem. Kto by pomyślał, że po czterdziestce trafi mi się jeszcze taki skarb! – mówił Michał i rozbierał mnie wzrokiem. – Mam nadzieję, że nic się nie zmieni…
– Nic, kochanie – mruczałam i wtulałam się w jego szerokie ramiona.
Było mi dobrze
Tu i teraz, nie zastanawiałam się nad przyszłością. Oboje mieliśmy za sobą nieudane związki, byliśmy każde na swój sposób, poranieni. Michał miał dwie córki, które kochał, i za którymi tęsknił, wiedziałam o tym. Zostawił żonie, o której nie chciał rozmawiać, cały majątek, właśnie ze względu na dzieci. Podkreślał wielokrotnie, że nie może im niczego zabraknąć. Spotykał się z nimi regularnie i rozpieszczał. Ja nie miałam dzieci, Jacek nie nadawał się na ojca, sam wciąż go potrzebował. Ze wszystkim do niego pędził. Wszystko z nim konsultował, potem dopiero ze mną, swoją żoną. Kupno mieszkania, samochodu, kosiarki na działkę… To było bardzo trudne, bo nienawidziłam swojego teścia, zresztą on mnie też. Apodyktyczny, z wiecznie zaciętą miną, nieznoszący sprzeciwu. Nigdy nie słyszał o kompromisie. Gdy się rozwiedliśmy, udawał zaskoczonego, zakłamany drań, chociaż z całą pewnością tylko na to czekał.
Pewnie jest wreszcie zadowolony...
Tego dnia wróciłam do domu w wyjątkowo dobrym humorze. W pracy przyjęli mój nowy projekt, chciałam to uczcić. Wstąpiłam do sklepu po dobre wino, a potem zupełnie przypadkiem wpadły mi w oko piękne pantofle, takie, jakich szukałam od dawna.
– Kochanie, jesteś? – zapytałam od progu, ale powitała mnie cisza.
Nie tego się spodziewałam. Miałam inne plany na wieczór, a wyglądało na to, że spędzę go samotnie. Nie było żadnej kartki od Michała, zadzwoniłam do niego, ale wyłączył telefon. Spojrzałam na zegarek, była ósma.
„Coś mu wypadło” – pomyślałam, wstawiając wino do lodówki.
Wzięłam szybki prysznic i owinięta w koc zasiadłam przed telewizorem, a po chwili spałam jak dziecko. Obudziły mnie gadające głowy w telewizorze. Spojrzałam na zegarek na komodzie. Była 3.30 na ranem! Podniosłam komórkę, niestety, nie dostałam żadnych nowych wiadomości. „Boże, na pewno coś mu się stało” – pomyślałam i natychmiast ogarnęła mnie panika; nie zmrużyłam oka do rana. O 9 zadzwoniłam do pracy Michała. Okazało się, że jest cały i zdrowy.
– Wiesz, nie wiedziałem, jak ci powiedzieć. Spotkałem się wczoraj z byłą żoną, długo rozmawialiśmy, chyba wrócimy do siebie. Dla dobra dzieci. Mam nadzieję, że zrozumiesz.
Odzyskałam mowę dopiero po chwili.
– To naprawdę fantastycznie, gratuluję ci z całego serca, no i oczywiście że rozumiem – wydusiłam wreszcie.
– Pozwolisz, że wpadnę i zabiorę swoje rzeczy? – zapytał, jakby w ogóle nie zrozumiał ironii w moim głosie.
– Tak, jutro wyjeżdżam służbowo, możesz przyjechać, a jak już się spakujesz, to klucze zostaw u sąsiadki.
Odłożyłam słuchawkę, a potem długo brałam prysznic.
„Przynajmniej dzieci odzyskają ojca – pomyślałam szczerze. – A ja? Odzyskam święty spokój. Bo jednak nie takiego partnera szukałam”.
Czytaj także:
„Rozwiodłem się po 8 miesiącach małżeństwa. Teraz ta zołza chce 50 tysięcy złotych za wesele, którego nie chciałem”
„Rozwiodłam się z mężem, by szukać przygód i szybko tego pożałowałam. Znalazł sobie młodą lafiryndę, a mnie zakłuła zazdrość”
„Zaledwie pół roku po swoim ślubie, mój brat wdał się w romans z moją przyjaciółką. Szybko uznał, że nie kocha żony”