„Byłam pewna, że mój mąż ma romans. Ale nigdy bym się nie spodziewała, że nakryję go w łóżku z... moim bratem”

kobieta, która nakryła swojego męża z własnym bratem fot. Adobe Stock, New Africa
Rodzice Marcela mieli upragnionego wnuka, Marcel kasę, a Patryś bogatego kochanka. Tylko mi zawaliło się całe życie! Wsiadłam do samochodu i wróciłam do domu. Postanowiłam o wszystkim opowiedzieć teściom. Niech przynajmniej wiedzą.
/ 01.07.2021 10:10
kobieta, która nakryła swojego męża z własnym bratem fot. Adobe Stock, New Africa

Jestem najstarsza z trójki rodzeństwa. Agnieszka jest cztery lata młodsza, a Patryk jest między nami. Taki rodzynek w babskim świecie. Kiedy ojciec od nas odszedł, Patryk miał pięć lat i chyba go nawet za dobrze nie pamięta. Wychowywały nas mama i babcia, a często pomagała też młodsza siostra babci, Jadwiga. Mama mówiła do niej ciociu, więc i my zaczęliśmy ją tak nazywać i już zostało. Najczęściej jednak nazywaliśmy ją Wija. Kiedy Aga była mała, nie potrafiła wymówić jej imienia i tak powstała ta zabawna ksywka.

Mama nie wyszła drugi raz za mąż. Jeśli nawet zraziła się do małżeństwa, to tylko do swojego

Cały czas podkreślała, że marzy o wspaniałych mężach dla mnie i dla Agi oraz dobrej żonie dla Patryka. Nieoczekiwanie, pierwsza jej marzenie spełniła nasza mała siostrzyczka. Ledwie skończyła 19 lat, zakochała się na zabój i przyjęła oświadczyny Kuby, który był równie zwariowany na jej punkcie. Ja i brat nie mieliśmy tak wielkiego parcia na zakładanie rodziny. Dobrze nam było w domu. Mamę to martwiło.

– Madziu – mówiła ze smutkiem – już chyba nie doczekam twojego wesela. Kiedy wreszcie przyprowadzisz chłopaka?
– Mam czas – machałam ręką.
– Nie bardzo – kręciła głową z powątpiewaniem. – Masz już 26 lat.
– U nas zawsze się mówiło – wtrąciła się kiedyś babcia – że dziewczyna po dwudziestce to już po drugiej przecenie.
– Poczekam na wyprzedaż – odburknęłam i wyszłam z domu, żeby urwać ten temat.

Jak znam życie, po moim wyjściu przerzuciły się na naszego rodzynka

Od kilku tygodni spotykałam się z Marcelem, ale nie chciałam go na razie przyprowadzać do domu. Bałam się, że może nie przetrwać krzyżowego ognia pytań, jakie z pewnością mają przygotowane mama, babcia i Wija. Nasz związek nie był może zbyt płomienny, ale dobrze nam było ze sobą. Pasowaliśmy do siebie pod każdym względem. W duchu cieszyłam się, że Marcel nie naciska w sprawach seksu. Postanowiliśmy z tym poczekać do ślubu.

Kiedy przyjęłam oświadczyny Marcela, nadszedł czas, żeby nasze rodziny się poznały. Moje trzy „czarownice” potraktowały go dość łagodnie i chyba nawet polubiły. Rodzice Marcela byli mną zachwyceni i obiecywali nam złote góry, jeśli tylko obdarzymy ich wnukami. Mając jedynaka, tylko z tej strony mogli spodziewać się „następcy tronu”. Mieli na tym punkcie obsesję, bo stale powtarzali, że na Marcelu spoczywa obowiązek zachowania rodzinnego majątku i, co najważniejsze, nazwiska. Nie wiedziałam dokładnie, o jak wielki majątek chodzi. Musiał być spory, bo Marcel z wyjątkowym zapałem zabrał się do zapewnienia dziadkom upragnionego wnuka.

Pół roku po ślubie ogłosiliśmy z dumą, że spodziewamy się dziecka. Od tego czasu nasze życie erotyczne praktycznie zamarło. Marcel tłumaczył to tym, że musimy dbać o moje zdrowie i postępować tak, żeby nie zaszkodzić dziecku. Nie jestem jakaś niewyżyta, ale brakowało mi seksu, a tak daleko posunięta ostrożność wydawała mi się przesadzona.

Kilka razy próbowałam sprowokować męża do zbliżenia, ale bezskutecznie

Zawsze potrafił się wywinąć. Raz mi się nawet udało, ale miałam wrażenie, że Marcel nie kocha się ze mną, ale odwala pańszczyznę. Próbowałam sobie tłumaczyć, że może w ciąży nie jestem dla niego atrakcyjna i wszystko wróci do normy, kiedy już dziecko przyjdzie na świat. Kiedy urodził się Antek, rodzina oszalała. Plus był tego taki, że więcej osób chciało opiekować się maleństwem, niż było potrzeba. Kiedy po kilku miesiącach przestałam karmić piersią, nie musiałam być stale przy dziecku. Mogłam sobie pozwolić na odpoczynek, kosmetyczkę, fryzjera i basen.

Miałam wrażenie, że wszystkie trzy babcie (Wiję zaliczam do tego grona) tylko czekały na moje kolejne wyjście, żeby po swojemu zajmować się malcem. Marcel prawie do małego się nie zbliżał. Zaraz po porodzie oznajmił, że zmienił pracę i teraz będzie sporo wyjeżdżać. Przez kolejne miesiące coraz mniej czasu spędzaliśmy razem. Czułam, że nasze małżeństwo przechodzi kryzys. Gdzieś w tyle głowy zalęgła się myśl, że mój małżonek po prostu ma kochankę.

– Wynajmij detektywa – radziła mi siostra, której zwierzyłam się z podejrzeń.
– Jakiego detektywa?! – prychnęłam. – To nie amerykański serial.
– To poproś kogoś, żeby go śledził – poszła na kompromis.
– Kogo? – zapytałam wkurzona. – Może ciebie?!
– Patryczka – zaproponowała. – On i tak nic nie robi, a jak obiecasz mu parę złotych, to przyssie się do Marcela jak pijawka.

To był niezły pomysł. Patryk stale cierpiał na brak kasy, ale nie kwapił się, żeby na nią zapracować. Był tak rozpuszczony, że każdy jego wybryk był mu wybaczany. Studiował już na trzecim kierunku i zanosiło się na to, że i tym razem nie dojdzie wyżej niż do drugiego roku.

– Życie trzeba smakować, siostra – mówił z wyraźnym znawstwem tematu. – Ciężka praca nie popłaca.

Do szału doprowadzały mnie te jego złote myśli. Ciekawe co zrobi, jak mamusia i babcia przestaną finansować jego tryb życia. Pewnie znajdzie sobie jakąś naiwniaczkę, która poleci na jego blond loczki i będzie pracować na leniwego cherubinka. Na razie ja postanowiłam zasilić kasę tego nieroba, korzystając z rady siostry. Może rzeczywiście czegoś się wreszcie dowiem.

– Nie ma problemu – ucieszył się mój braciszek, kiedy mu wyłuszczyłam sprawę. – Już ja go na krok nie opuszczę – śmiał się.

Pod koniec tygodnia okazało się, że mój nieoceniony brat wziął się do realizacji zadania i namówił Marcela na ryby. Mieli pojechać do domku teściów na Mazurach i spędzić tam trzy dni.

– Należy mi się wypoczynek – zakomunikował Marcel. – Haruję jak wół cały tydzień – dodał jakby w obawie, że będę miała coś przeciwko ich wyprawie.

Nie tylko nie miałam, ale wręcz ucieszyłam się. Może przy piwku otworzy się przed szwagrem i dowiem się, z kim mnie zdradza. Bo że zdradza, nie miałam najmniejszych wątpliwości. Jeśli młody, zdrowy facet unika seksu i czułości ze strony żony, musi to sobie gdzieś rekompensować.

Na miejsce dotarłam po dziesiątej, ale moi panowie chyba jeszcze nie śpią…

Wyjechali w piątek po południu. Zadzwoniłam do Agi i chciałam się z nią umówić na sobotę, ale cały weekend mieli z mężem malować mieszkanie. No trudno, będę się nudzić sama w domu. Pół soboty spędziłam na chodzeniu z kąta w kąt. Antka zabrali dziadkowie na nocowanie, mama z Wiją pojechały na jakąś pielgrzymkę, a babcia szykowała się do wyjścia do klubu seniora. Słyszałam kiedyś, jak mama z Wiją szeptały, że ma tam jakiegoś absztyfikanta i dlatego tak chętnie chodzi na wszystkie klubowe imprezy.

– Magdusia – zawołała moim dziecięcym zdrobnieniem – a co ty tak krążysz po domu? Weź auto i jedź do chłopaków na Mazury. Ryb z nimi nie połowisz, ale chociaż odetchniesz świeżym powietrzem.

Że też sama na to nie wpadłam! Lepiej spędzić czas nad jeziorem niż w dusznym domu. Spakowałam się w kwadrans.

– Kochana jesteś – ucałowałam babcię w policzek. – W nagrodę po drodze podrzucę cię do tego klubu, żeby ci się fryzura nie zepsuła – puściłam do niej oko

. Normalnie podróż powinna mi zająć około trzech godzin, ale trochę się przedłużyło. Najpierw był korek przy wyjeździe z Warszawy, potem zgłodniałam i zatrzymałam się w uroczej karczmie na obiad. W rezultacie na miejsce dotarłam dopiero po 22. Moi panowie chyba jeszcze nie śpią – pomyślałam. Kiedy wysiadłam z samochodu, owładnęła mną wszechogarniająca cisza. Drzwi do domku były otwarte. Na stole stała niedokończona butelka wina i dwa kieliszki. Z góry dobiegały jakieś szepty. Nagle usłyszałam śmiech Marcela. Chyba z sypialni. Dwoma susami pokonałam schody, z impetem otworzyłam drzwi i… zamarłam. Kiedy oprzytomniałam, wybiegłam z domu i pobiegłam w stronę samochodu. Muszę jak najszybciej opuścić to miejsce! Kiedy otwierałam drzwi auta, dogonił mnie Marcel.

– Poczekaj! – poprosił. – Wszystko ci wytłumaczę.
– Naprawdę możesz mi to jakoś wytłumaczyć?! – syczałam jak żmija. – Zastałam cię w łóżku z moim bratem! – krzyknęłam i zaczęłam spazmatycznie płakać.
– Bo ja… bo my… – jąkał się. – My się kochamy.

Widząc moją skrzywioną bólem twarz, chciał mnie chyba jakoś pocieszyć, ale przyniosło to odwrotny skutek.

– Nie dotykaj mnie! – szarpnęłam się. – Brzydzę się tobą. Od dawna to trwa?
– Jesteśmy ze sobą trzy lata – powiedział cicho.
– Trzy lata?! – nie mogłam ochłonąć ze zdumienia i wściekłości. – Przecież my jesteśmy półtora roku po ślubie. Dlaczego się ze mną ożeniłeś, skoro wolisz facetów?!
– Rodzice cały czas suszyli mi głowę o żonę i potomka. Nie wiedzieli, jaki jestem, a ja nie miałem odwagi im o tym powiedzieć.
– Więc posłużyłeś się mną jak parawanem… – kręciłam głową z niedowierzaniem. – Żeby ukryć swoją prawdziwą naturę. Ukartowaliście to razem z Patrykiem.

Nic nie odpowiedział, tylko smętnie pokiwał głową.

Marcel i Patryk podobno wyjechali do Holandii

Teraz rozumiem, dlaczego mój braciszek nie spieszył się z kończeniem studiów, nie szukał pracy. On po prostu postanowił być utrzymankiem. I to mojego męża! Nieźle to sobie wykombinowali. Marcel wiedział, że rodzice nie dadzą mu grosza, jeśli nie zapewni im potomka. Okazało się, że to Patryk podsunął mu rozwiązanie. I tak wszyscy na tym skorzystali.

Rodzice Marcela mieli upragnionego wnuka, Marcel kasę, a Patryś bogatego kochanka. Tylko ja czuję się jak idiotka! Wsiadłam do samochodu i wróciłam do domu. Postanowiłam o wszystkim opowiedzieć teściom. Niech przynajmniej wiedzą.

– A więc jednak – szepnęła teściowa, patrząc z bólem na męża.
– Co to znaczy? – byłam w szoku. – Wiedzieliście?!
– Obawialiśmy się tego – zaczął teść – ale ślub z tobą i mały Antek przekonały nas, że się myliliśmy.

Wyszłam z pokoju, nie mogąc patrzeć na cierpienie rodziców Marcela. Wszystkie ich nadzieje, że syn nie jest gejem, legły w gruzach. Teraz już nawet nie będzie musiał się ukrywać, skoro wszyscy wiedzą. Marcel zniknął z mojego życia. Wyjechali z Patrykiem, podobno do Holandii. Teściowie bardzo mnie wspierają. Zmienili też testament. Połowę majątku zapisali wnukowi, resztę mnie. Protestowałam, ale powiedzieli, że to tylko ułamek tego, co chcieliby dla mnie zrobić, żeby zrekompensować mi to, przez co przeszłam. U nas w domu nie mówi się o tej sprawie. Jest tak, jakby Patryk nie istniał. Tęsknię za bratem, ale nigdy mu nie wybaczę. Kiedy emocje opadły, obaj próbowali się ze mną skontaktować. Jednak nie jestem jeszcze na to gotowa i nie wiem, czy kiedykolwiek będę. 

Czytaj także:
Zaszłam w ciążę z młodym kochankiem. Nie powiem mężowi
Dopiero po śmierci żony pogodziłem się z jedynym synem
Kiedy spalił się nam dom, dowiedzieliśmy się na kogo możemy liczyć

Redakcja poleca

REKLAMA