Pierwszą butelkę po wódce znalazłam przed Wielkanocą. Upchniętą pod zlewem, za kubłem na śmieci. Byłam zdumiona, bo w naszym domu nie piło się takiego alkoholu. Czasami piwo, a gdy coś świętowaliśmy, pozwalaliśmy sobie na dobre wino, ale nigdy nie kupowaliśmy mocnych trunków.
Zdziwiłam się, ale jeszcze niczego złego nie podejrzewałam. Jednak robiąc generalne porządki – jak to przed świętami – znalazłam dużo więcej pustych butelek poutykanych w różnych zakamarkach. I tego już nie mogłam zbagatelizować.
Początkowo uznałam, że to sprawka mojego syna i jego kolegów. Łukasz dotąd nie sprawiał problemów, ale niedawno skończył piętnaście lat, a w tym wieku młodzież miewa różne pomysły. Przypomniałam sobie, że w zeszły weekend nie pojechał z nami do mojej mamy, tylko został w domu.
Wyglądało, jakby się męczył
Kiedy wróciliśmy, siedział z kumplami w salonie. Niezbyt mi się to spodobało i syn obiecał nie zapraszać więcej kolegów pod naszą nieobecność. A teraz coś takiego… No, zawiodłam się. Poszłam do jego pokoju. Grał w coś na komputerze. Postawiłam mu na biurku butelkę po wódce.
– Wytłumacz mi to, proszę. Pijesz? Dziecko, na Boga, masz na to jeszcze czas, naprawdę.
Łukasz spojrzał na mnie z dziwną miną. Nie umiałam jej rozszyfrować. I milczał. Może wolał nic nie mówić, niż kłamać?
– Przyznaj się. W zeszły weekend byli u ciebie koledzy, piliście, tak? Powiedz prawdę. Nie będę krzyczeć...
– To nie ja – bąknął w końcu.
– Jak to nie ty? Więc kto? Duch Święty? Krasnoludki?!
Mój syn znów rzucił mi to dziwne spojrzenie, nie tyle zawstydzone czy spłoszone, ile zażenowane. Jakbym to ja zrobiła coś niestosownego, a nie on.
– Jeśli nie ja i nie ty, to… sama się domyśl kto… – powiedział.
– Łukasz, przestań się ze mną bawić w jakieś cholerne zagadki!
Wyraźnie się wahał. Wyglądało, jakby się męczył z jakąś tajemnicą, i to cudzą, dlatego nie wiedział, czy może ją zdradzić.
– To tata popija, nie ja… – wyznał wreszcie.
– Głupoty gadasz! – zaprzeczyłam odruchowo.
Przecież Jurek nawet nie lubi alkoholu! No i chyba zauważyłabym, gdyby zaczął pić. Czegoś takiego nie da ukryć. Jestem dobrą żoną. Nie przegapiłabym takiego problemu! Na pewno? – odezwał się cichy głosik w mojej głowie.
W ciągu ostatnich miesięcy Jurka często nie było w domu. Ponoć ciągle miał w pracy jakieś szkolenia, delegacje. Zresztą ja nie byłam lepsza. Pracowałam na zmiany w szpitalu i brałam sporo nocek, bo były lepiej płatne. To spowodowało, że zaczęliśmy się mijać.
– Skąd wiesz, że to ojciec? – spytałam.
– Nakryłem go, mamo. I to nieraz. On pije tak, żeby się nie upić. Góra kilka kieliszków. Mimo wszystko dziwne, że jeszcze się nie zorientowałaś.
Skarcona przez nastolatka… Ale widać sobie zasłużyłam. Dopiero teraz zaczęłam kojarzyć fakty. Gdy próbowałam się przytulić do męża albo go pocałować, odwracał głowę, mówiąc, że coś go bierze i nie chce mnie zarazić. I zaczął sypiać w pokoju gościnnym. Tłumaczył mi, że chrapie, bo coś mu się zrobiło z przegrodą nosową, a ja przecież muszę się wysypiać przed pracą. Uwierzyłam, że to z troski, bo czemu miałabym być podejrzliwa?
Byliśmy zgodną parą i nie mieliśmy przed sobą tajemnic. Przynajmniej do tej pory. Coś złego musiało się stać, skoro Jurek sięgnął po alkohol. Najbardziej mnie zabolało, że zamiast mi się zwierzyć, poszukać u mnie wsparcia, wolał się znieczulać alkoholem, pić po kryjomu. Czyli wiedział, że nie tędy droga. Czekała nas bardzo trudna rozmowa.
Próbował bagatelizować problem
Wypatrywałam niecierpliwie powrotu Jurka z pracy. Zadzwonił, że się spóźni, i był w domu dopiero przed dwudziestą.
– Przepraszam, mamy w firmie urwanie głowy – tłumaczył się.
Nie robiłam mu wyrzutów. Awantury nie były w naszym stylu. Poczekałam, aż zje kolację i się przebierze. Kiedy był w łazience, zajrzałam do jego skórzanej teczki.
Między dokumentami znalazłam napoczętą butelkę żubrówki. A więc jednak… Gdzieś w głębi serca miałam głupią nadzieję, że to jakaś pomyłka, ale niestety nie. Gdy wrócił, darowałam sobie owijanie w bawełnę.
– Znalazłam dzisiaj w domu puste butelki po wódce – powiedziałam.
Jurek drgnął zaskoczony, ale milczał. Czekał, co będzie dalej.
– Łukasz powiedział, że to nie jego, tylko twoje.
Dalej nic.
– A w teczce masz kolejną butelką, prawie pełną. Od dawna pijesz?
Wreszcie zareagował.
– No coś ty – obruszył się. – Zaraz tam piję… Po prostu mam trochę stresów w pracy, muszę się wyluzować, żeby zasnąć. Nic ci nie mówiłem, bo nie chciałem cię martwić.
– Przestań! – krzyknęłam. Dotarło do mnie, że na spokojnie nie da się tego załatwić, bo będzie zaprzeczał albo bagatelizował sprawę. – Jesteśmy małżeństwem, do cholery! Chcę, żebyś mnie martwił, jeśli masz jakiś problem! Zwłaszcza taki, przez który nie możesz spać i pijesz! Rozumiesz? Jak może ukrywać przede mną coś takiego? Nie ufasz mi? – rozkręcałam się. – Zawsze byliśmy wobec siebie szczerzy! A może nie? Może tylko mi się wydawało? Czego jeszcze się dowiem? Że mnie zdradzasz?
– Zwolnili mnie z pracy! – wybuchnął, przerywając moją tyradę. – Zrobiłem fatalny błąd w projekcie dachu szpitala. Zalało cały oddział ortopedii. Szpital zamierza wytoczyć firmie proces. Będą domagać się odszkodowania. Jeśli udowodnią w sądzie, że to moja wina… – urwał i zwiesił głowę.
– Słucham? – wyszeptałam oszołomiona.
Cała złość ze mnie uszła
Zostało tysiące pytań. Skoro Jurek nie pracował od jakiegoś czasu, to gdzie wychodził każdego ranka? Dlaczego nie powiedział mi, że stanie przed sądem? I skąd miał pieniądze, skoro był bezrobotny? A kiedy już zaczął mówić, słowa popłynęły chaotyczną strugą…
Pieniądze Jurek miał, bo oszczędzał na naszą wymarzoną podróż do Japonii. Tyle że znaczną część tej sumy zdążył już przepić. Boże… W nocy nie mogłam zasnąć. Ciągle myślałam o Jurku i o tym, jak mogę mu pomóc. Bo to było moje prawo i mój obowiązek. Przysięgałam mu w kościele, przed Bogiem, na dobre i na złe. Dla mnie ta przysięga miała ogromną wagę.
Kolejne tygodnie były bardzo trudne. Jurek uważał swój problem za przejściowy i nie chciał się zapisać na terapię w ośrodku uzależnień. Prośbą, groźbą, łzami i szantażem wymogłam na nim, by chociaż zaczął chodzić na spotkania AA. Miałam nadzieję, że jak posłucha innych, jak skonfrontuje ich historie ze swoją, to coś do niego dotrze i potem będzie już uczęszczał na spotkania z własnej woli i dla własnego dobra. No i nakłoniłam go do podjęcia pracy, którą załatwiłam mu po znajomości.
– Ale przecież to poniżej moich kwalifikacji… – krzywił się.
– Lepsza taka praca niż żadna. Nie wybrzydzaj. Sam mówiłeś, że musisz odpocząć od projektowania, a ja się nie zgadzam, żebyś siedział bezczynnie w domu i z nudów dostawał głupich myśli.
Jurek znów mnie zawiódł
Jurek zaczął chodzić do pracy i na spotkania AA, a ja przestałam znajdować w domu butelki po wódce. Myślałam, że wszystko idzie ku lepszemu… Aż pewnego popołudnia zadzwoniła do mnie zdenerwowana przedszkolanka naszej córki.
– Proszę przyjechać po Nelę. Czekamy na jej tatę już dwie godziny!
Wybłagałam u przełożonej zwolnienie i pojechałam po córkę. Nela siedziała w kącie cała zapłakana. Aż się serce krajało…
– Tatuś po mnie nie przyszedł, a inne dzieci już dawno poszły do domu…
Przytuliłam córkę i przeprosiłam wychowawczynię. Na męża byłam wściekła. Zawiódł mnie okropnie. Czarę goryczy przelał kolejny telefon. Tym razem dzwonił nasz wspólny kolega. Był wściekły.
– Jurka od dwóch dni nie ma w pracy. Poręczyłem za niego, a on taki numer wywinął – powiedział.
Przeprosiłam i… tyle. Bo co więcej mogłam zrobić? Obiecywać coś w imieniu Jurka? Już nie… Już mu nie ufałam. Wrócił późnym wieczorem kompletnie pijany. Położyłam go spać i myślałam, co robić dalej. Byłam wściekła, rozczarowana i przestraszona. Mój mąż się staczał. Kochałam go i chciałam mu pomóc. Wciąż nie straciłam w niego wiary, tyle że nie da się uratować kogoś, kto sam tego nie chce.
Musiałam mieć też na uwadze nasze dzieci. Dość wiedziałam o alkoholizmie, by wiedzieć, że grozi nam współuzależnienie. Nazajutrz, kiedy Jurkowi minął już kac, porozmawiałam z nim i przedstawiłam swoje twarde warunki. Nie do negocjacji.
Najważniejsze, że jesteśmy razem
– Pójdziesz na odwyk. Załatwię ci miejsce. Jeśli zależy ci na mnie i dzieciach, to tam zostaniesz i podejmiesz leczenie. Aktywnie. Inaczej możesz się wynieść. W domu pijanego nie chcę cię widzieć – powiedziałam.
Zgodził się. Niechętnie, jak pod pistoletem, ale się zgodził. Na szczęście ta niechętna zgoda nie oznaczała bojkotu. Jurek przeszedł pomyślnie terapię. Jego ducha walki nie złamała nawet przegrana rozprawa sądowa. Sędzia uznał, że projekt mojego męża faktycznie był wadliwy, i obciążył Jurka częścią kosztów odszkodowania. Prawie 200 tysięcy… Nie mieliśmy takich pieniędzy. Musieliśmy sprzedać nasze wygodne, czteropokojowe mieszkanie i wynająć coś skromniejszego. Bogu dzięki, że nie musieliśmy spłacać hipoteki.
Od tamtej pory minęły dwa lata i jak dotąd Jurek nie miał w ustach nawet cukierka z alkoholem. Nadal chodzi na spotkania AA, ma też przyzwoitą pracę. Co prawda już nie projektuje, ale jego pensja jest całkiem niezła. Stało się, musieliśmy poświęcić dorobek naszego życia, ale pieniądze to nie wszystko. Naprawdę. Za jakiś czas się odkujemy. Najważniejsze, że jesteśmy razem. Reszta się ułoży.
Czytaj także:
„Mój mąż uwodził kobiety, pozbawiał je dachu nad głową i zostawiał z pustym kontem. Dla kasy był zdolny do wszystkiego”
„Mój mąż skończył 40 lat i zachowuje się jak rozkapryszone dziecko. Z tym kryzysem to chyba prawda”
„Mój mąż uważał, że 2-letnie dziecko powinno chodzić na tenis i angielski. Czy on oszalał?”