„Szef płacił mi za milczenie i sprowadzał do domu kochanki. Miałam być nianią jego córki, a nie przykrywką”

Załamana kobieta fot. Adobe Stock, brizmaker
„Zaczęli na siebie krzyczeć, wyzywać się, ubliżać sobie nawzajem. Zrozumiałam, że ona w końcu odkryła jego romans. Wrzeszczeli na siebie tak głośno, że biedne dziecko się rozpłakało. Przytuliłam ją i poczułam, jak narasta we mnie złość na tych głupich ludzi. Kochałam tę małą i nie mogłam znieść, jak ją ignorują”.
/ 02.05.2022 08:56
Załamana kobieta fot. Adobe Stock, brizmaker

Opiekunką do dzieci zostałam, gdy zamknęli firmę, w której pracowałam przez ponad dwie dekady. Miałam pięćdziesiąt lat i bałam się, że nie znajdę już nowej pracy. Właśnie wtedy jedna z koleżanek przypomniała sobie, że znajomi jej córki szukają kogoś do opieki nad dzieckiem.

Zgodziłam się. Przez następne lata zajmowałam się kolejnymi maluchami. Wszystkie kochałam, wszystkie zapamiętałam i w każdym z tych domów pracowało mi się dobrze. Złe wspomnienia łączą mnie tylko z ostatnią rodziną, która mnie zatrudniła.

Byli to bardzo bogaci ludzie. Mieszkali w dużym domu niedaleko granic miasta. Już na pierwszym spotkaniu poczułam, że nie wszystko jest u nich w porządku.

– Nie musi pani gotować, sprzątać ani chodzić na zakupy. Jedyne, co będzie należało do pani obowiązków, to opieka nad Mirelką – oznajmiła mi pani domu.

– To tak jak w każdym poprzednim domu – uśmiechnęłam się.

– Wolałam uściślić. Ludzie mają różne wymagania – odparła, odwzajemniając uśmiech, choć nie było w nim serdeczności, a zwykła grzeczność. – Często wracamy z mężem do domu później, niż planowaliśmy. Musi się pani liczyć z nadgodzinami.

– Nie ma problemu.

– Oczywiście, dodatkowo płatne.

– Jasne.

– No to wszystko ustalone. Ryszard, chcesz o coś panią zapytać? – krzyknęła do męża, który kręcił się w kącie wielkiego salonu, wpatrzony w ekran swojego smartfona. Machnął tylko ręką na odczepnego, więc pani Iza odwróciła się do mnie. – Dobrze, w takim razie proszę przyjechać do nas w poniedziałek. To chyba wszystko.

– A czy mogłabym jeszcze dziś poznać Mirelkę? – zapytałam.

– A tak, jasne. Jest u siebie. Chodźmy!

Dziewczynka miała cztery lata i była urocza

Zupełnie inna niż jej mama. Naturalna, szczera, słodka. Od razu mnie polubiła. Właśnie ze względu na nią wzięłam tę pracę, bo po rozmowie z jej mamą jeszcze się wahałam. Urok tej małej przeważył. Stawiłam się do pracy w poniedziałek.

Gdy mnie wpuścili, zastałam Mirelkę w salonie przed telewizorem. Była jeszcze w piżamie i wpatrywała się w ekran, a jej mama biegała w kółko w poszukiwaniu a to odpowiedniej torebki, a to apaszki. Pan Ryszard też nie zwracał na dziecko uwagi. Siedział z nosem w gazecie. Na odchodne ona pocałowała Mirelkę, a on jej tylko pomachał. Mała tego nawet nie zauważyła.

Kiedy wyszli, od razu wyłączyłam telewizor, wzięłam ją na ręce i zaniosłam do przebrania. Była jeszcze trochę nieufna, ale gdy zaczęła marudzić, roztoczyłam przed nią wizję wspólnego szykowania śniadania. Dzieci lubią pracować w kuchni, więc zaraz się rozpogodziła. Przez pół godziny robiłyśmy sobie kanapki, co rusz coś podjadając. Od tej zabawy zaczęła się nasza przyjaźń.

Przez następne sześć miesięcy Mirelka bardzo się do mnie przywiązała, bo dbałam, żeby każdy jej dzień był ciekawy i pełen miłości. Mówiłam na nią: Milusia, pokochała to imię. Poza spacerami robiłyśmy razem mnóstwo rzeczy – malowałyśmy, bawiłyśmy się w chowanego, grałyśmy w piłkę, szykowałyśmy jedzenie.

To rezolutna i ciekawa świata dziewczynka, więc buzia jej się nie zamykała. Pytała mnie o wszystko – od początków świata zacząwszy, po istnienie Mikołaja. Cierpliwie odpowiadałam na każde pytanie, ale pewnego razu mnie zaskoczyła.

– Eła – tak przekręcała moje imię: Ewa – czy tata i mama się kochają?

– Tak, skarbie. Oczywiście.

– To dlaczego się nigdy nie całują? My się całujemy, bo się kochamy. No i zwierzątka się całują. W telewizji widziałam też, jak dorośli dają sobie buzi…

– No tak, ale nie przy dzieciach.

– Nieprawda, widziałam takich, co to robili przy dzieciach.

– Ale twoi rodzice są bardzo dyskretni i dają sobie buziaki, tylko jak są sami.

– Aha! To dobrze, bo już myślałam, że się nie kochają.

Odwróciłam się szybko, żeby nie widziała mojej miny. Wcale nie byłam pewna, czy jej rodziców łączy jakieś uczucie. To byli bardzo chłodni ludzie. Sprawiali wrażenie całkowicie pochłoniętych sprawami zawodowymi. Nie tworzyli prawdziwej rodziny…

Ona zawsze zabiegana, nerwowa i wiecznie poprawiająca urodę, a on nieobecny, wgapiony w gazetę albo ekran telefonu. Pewnie dlatego Mirelka nigdy nie chciała mnie wypuścić do domu. A jej mama, zamiast ją czymś zaciekawić, zachęcić, zaprosić do zabawy, tylko się na nią irytowała i wzdychała ciężko: „Ach, te dzieci!”.

Zupełnie jakby urodziła i wychowywała co najmniej trójkę. Tak upływały dni. Starałam się nie myśleć o rodzicach Mirelki, tylko dbać o nią, jak umiałam najlepiej. Chciałam choć trochę zrekompensować temu biednemu dziecku ich oschłość i dystans. Ale wkrótce sprawy się poważnie skomplikowały.

Wszystko zaczęło się tego dnia, gdy pan Ryszard niespodziewanie wrócił do domu w samo południe. W ogóle się go nie spodziewałam. Pojawił się jednak w drzwiach i jakby tego było mało, nie przyjechał sam. Towarzyszyła mu dziewczyna.

– Dzień dobry, pani Ewo, to ja! – zawołał od wejścia.

– Dzień dobry, dzień dobry, właśnie się z Mirelką bawimy – odparłam.

– Ja tylko na chwilę. Wpadliśmy z księgową, bo muszę zabrać parę faktur. Zaraz zmykam – zapowiedział, a ta dziewczyna zrobiła dziwną minę i wywróciła oczami.

Od razu zrozumiałam, że żadna z niej księgowa

Pan Ryszard wszedł do domu, ona za nim. Rozglądała się z zachwytem dokoła, a on coś jej szeptał. W końcu poszli do jego gabinetu, zamknęli się i nie wychodzili przez dobry kwadrans. Mirelka nie zwróciła na nich uwagi, ale ja zapobiegawczo posłałam ją do jej pokoju. W końcu wyszli. Dziewczyna głupio uśmiechnięta, a on napuszony.

– No, my już jedziemy. Do zobaczenia – rzucił tylko na odchodne.

Zostałam sama z poczuciem skrępowania. Dobrze wiedziałam, co tu się działo. Pani domu, oschła i nerwowa, nie zauważała, że rozpada się jej rodzina. A pan domu, korzystając z jej nieuwagi, zaspokajał swoje męskie potrzeby z dziewczynami, którym imponowała jego zamożność.

Bo chyba o to mu w tej wizycie chodziło – o pochwalenie się swoim bogactwem. „Ludzie nie mają skrupułów… Jak można przyprowadzić kochankę do własnego domu?!” – pomyślałam i jeszcze bardziej zrobiło mi się żal Mirelki.

Jednak postanowiłam się nie wtrącać i dalej robić swoje. Nie miałam wyjścia, jeśli chciałam pozostać przy tej słodkiej dziewczynce. Tymczasem sprawy jeszcze bardziej się skomplikowały. Pan Ryszard, rozzuchwalony moim milczeniem, kolejne trzy razy przyprowadził tę dziewczynę do domu.

Te odwiedziny wyraźnie sprawiały im przyjemność – jej ukradkowe chichoty, jego bezczelne kłamstwa… Kto wie, co ich tu pchało. Chory dreszcz emocji? A może jakieś inne motywacje, nieznane normalnym ludziom? Wpadali na chwilę, na kwadrans. Za drugim razem pan Ryszard podszedł do mnie i wręczył mi dwieście złotych.

– Pani Ewo, to dla pani.

– A za co to? – zapytałam, bo przecież płacili mi co tydzień.

– Za opiekę nad Mirelką. Ale tak ekstra, bo świetnie się pani spisuje. Jest pani bardzo profesjonalna i dyskretna – podkreślił i wydało mi się, że puścił do mnie oko.

Zrobiło mi się gorąco. Wpadłam w panikę

– Nie, dziękuję, nie trzeba. To, na co się umówiliśmy, w zupełności wystarcza…

Próbowałam się jakoś wykręcić od tych pieniędzy, bo zaczynało do mnie docierać, że to zapłata za milczenie.

– Nalegam! Proszę to wziąć, należy się pani – wepchał mi banknot w dłoń i wyszedł.

A ja stałam jak cielę i nie wiedziałam, co z tymi pieniędzmi począć. Długo rozmyślałam, czy mu ich nie oddać. W końcu doszłam do wniosku, że nie za bardzo mogę. Bo jak bym to uzasadniła? Przecież tylko domyślałam się, co go łączy z tą dziewczyną. Gdybym mu powiedziała, że nie przyjmę pieniędzy za ukrywanie jego zdrady, pewnie by się oburzył, że mówię oszczerstwa.

Z drugiej strony, czy powiedzieć pani Izie? Nawet gdybym chciała, nie miałam dowodów. Zresztą, co by to dało, gdyby się dowiedziała? Z punktu widzenia Mirelki – a przecież tylko na niej mi zależało – nie mogło z tego wyniknąć nic dobrego.

Zatrzymałam więc 200 złotych i postanowiłam kupić za te pieniądze coś fajnego mojej podopiecznej. Dalej milczałam. Udawałam ślepą i głuchą. Mijał właśnie rok mojej pracy w domu Mirelki. Zadomowiłam się tam i przeszłam nawet do porządku dziennego nad dziwną relacją łączącą jej rodziców. Skupiałam się tylko na dziecku.

Tego dnia siedziałyśmy obie w jej pokoju i bawiłyśmy się domkiem dla lalek, gdy nagle rozległo się trzaśnięcie drzwiami. Wyszłam do salonu, żeby sprawdzić, kto przyszedł. To był pan Rysiek. Tym razem sam.

– Dzień dobry – powiedziałam, ale on, wzburzony, tylko machnął do mnie ręką.

Wróciłam więc do małej, a pan Ryszard szalał w salonie. Głośno otwierał wszystkie szafki, po czym je z hukiem zamykał, chodził w tę i z powrotem. Był naprawdę zdenerwowany. Mirelka zapytała, co się dzieje;  jakoś ją zagadałam. Tylko na chwilę, bo zaraz znów trzasnęły drzwi wejściowe i tym razem weszła pani Iza. Rozpętała się awantura.

Zaczęli na siebie krzyczeć, wyzywać się, ubliżać sobie nawzajem. Zrozumiałam, że ona w końcu odkryła jego romans. Wrzeszczeli na siebie tak głośno, że biedne dziecko się rozpłakało. Przytuliłam ją i poczułam, jak narasta we mnie złość na tych głupich ludzi. Kochałam tę małą i nie mogłam znieść, jak ją ignorują. Jakby była paczką. W końcu wyszłam z jej pokoju.

– Niech się państwo uspokoją, dziecko słucha – syknęłam, wściekła jak rzadko.

– Dobrze, niech słyszy, jakiego ma tatusia – wrzasnęła pani Iza.

– Niech się pani nie wtrąca – zauważył mnie w końcu pan domu. – Wystarczy, że pani na mnie doniosła. Cholerna donosicielka. Za mało zapłaciłem za milczenie?! – wykrzyczał, a mnie zamurowało.

Przyszłam tu, żeby ich uspokoić, a w jednej chwili stałam się stroną w kłótni.

– To ona wiedziała?! – uniosła się pani Iza. – Pani Ewo, to prawda?! Wzięła pani pieniądze za ukrywanie jego romansów?! – zwróciła się już do mnie.

A ja, zamiast zaprzeczyć, bąknęłam:

– To przecież była premia. Tak pan powiedział.

– Szlag mnie zaraz trafi. Płaciłeś opiekunce, żeby cię kryła?! Ty podła świnio.

– Suchotnica!

– Proszę państwa, dziecko słucha. Hamujcie się trochę.

– Niech się pani nie odzywa! – wykrzyczała do mnie pani Iza. – I proszę się stąd natychmiast wynosić. Zwalniam panią!

– Ale za co…? – rozłożyłam ręce.

– Za krycie tego chama.

Drżącymi rękami zaczęłam zbierać swoje rzeczy. Nie było ich wiele. Torebka, sweter, płaszcz, buty. Ubrałam się szybko i wyszłam przed drzwi. Musiałam ochłonąć. Kiedy już stanęłam na zewnątrz, uświadomiłam sobie, że nawet nie pożegnałam się z Mirelką.

Chciałam wrócić (słyszałam, jak płacze), ale zabrakło mi odwagi. To mogło też zaognić kłótnię. Po prostu poszłam do domu. Przez całą drogę słyszałam w głowie płacz mojej Milusi i ocierałam łzy żalu. Modliłam się, żeby ta śliczna kruszyna jakoś sobie z tym wszystkim poradziła. Bardzo pragnęłam, żeby wyrosła na szczęśliwą dziewczynę.

Od tego czasu minęły już dwa lata i czasem dociera do mnie, co u niej słychać. Mówią mi o tym państwo, którzy mnie do tego zwariowanego domu polecili. Wiem więc, że rodzice Mirelki nie rozwiedli się. Jakoś tę zdradę przegadali. Ale czy stali się rodziną?

Nie wiem. Ale raczej wątpię. Staram się nie myśleć o tym zbyt często, bo wtedy staje mi przed oczami ta mała wgapiona w telewizor. Taka samotna, zaniedbana przez rodziców. No i wtedy znów się rozklejam. Bo może mogłam to jakoś inaczej rozegrać.

Czytaj także:
„Mój szwagier wychowuje cudze dziecko. Siostra zaszła w ciążę na imprezie i wmówiła Pawłowi, że to jego córka”
„Dałam się oszukać podrywaczowi z targu. Śpiewał o pięknych oczach i zgrabnym ciele, a później oskubał do cna”
„Rodzina miała mnie gdzieś, póki jedną nogą nie byłem w grobie. Łase na spadek hieny wszędzie wywęszą łatwą kasę”

Redakcja poleca

REKLAMA