Anka – wcześniej miła, opiekuńcza i ciepła – po ślubie zamieniła się w zaborczą i chorobliwie zazdrosną jędzę. Kontrolowała mnie na każdym kroku, urządzała karczemne awantury. Wystarczyło, że przyszedłem z pracy pół godziny później, a już wrzeszczała, że ją zdradzam. Długo to znosiłem ze względnym spokojem, bo miałem nadzieję, że jednak się dotrzemy. Było jednak coraz gorzej.
Nie zmieniła się nawet po narodzinach Karolka. Liczyłem na to, że gdy zostanie matką, złagodnieje, nieco się uspokoi. Nic z tego. Stała się jeszcze bardziej podejrzliwa i porywcza. Niedługo po siódmej rocznicy ślubu spakowałem swoje rzeczy i się wyprowadziłem. Raz, że miałem dość takiego życia, dwa – nie chciałem, żeby synek dorastał w domu, w którym są tylko kłótnie. To była bardzo trudna decyzja, bo Karol był dla mnie wszystkim.
Zwyczajnie zabroniła mi go widywać...
Do rozwodu Anka pozwalała mi widywać się z synem. Może łudziła się, że wrócę, a może bała się, że gdy zorientuję się, co planuje, zawalczę o opiekę nad małym w czasie sprawy rozwodowej. Sam nie wiem… W każdym razie, gdy nasze małżeństwo przestało istnieć, także na papierze, zmieniła front. Pamiętam, gdy po ostatniej rozprawie wyszliśmy z sądu. Sześcioletni wtedy Karolek czekał z teściową przed budynkiem. Chciałem do niego podejść, przywitać się, przytulić, ale Anka zagrodziła mi drogę.
– Od dziś masz się do niego nie zbliżać – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
– Jak to? Nie rozumiem… Przecież zgodziłaś się na spotkania. Przed sądem powiedziałaś, że mogę go widywać, kiedy tylko chcę – wykrztusiłem.
– Ale zmieniłam zdanie. Mały musi przywyknąć, że ma tylko mnie.
– To nieprawda! Przecież wiesz, że bardzo go kocham…
– Gdyby rzeczywiście tak było, tobyś nas nie opuścił. Za błędy trzeba płacić, kochanie. A ja postaram się, żeby cena była naprawdę wysoka.
– Nie myśl, że się poddam. Będę walczył o swoje prawa! W wyroku jest napisane, że mogę go zabierać co drugi weekend.
– A walcz sobie, walcz… Proszę bardzo… Zanim cokolwiek uzyskasz, mały zapomni o twoim istnieniu. A ja wtedy wystąpię do sądu o odebranie ci praw rodzicielskich. Poniżyłeś mnie, zraniłeś. Będziesz za to cierpiał – uśmiechnęła się złośliwie i zanim zdążyłem coś odpowiedzieć, złapała Karolka za rękę i pociągnęła go za sobą w stronę samochodu. Teściowa podreptała za nimi.
– Synku, pamiętaj, że tatuś cię kocha – krzyknąłem. Chciał się chyba odwrócić, ale Anka mu nie pozwoliła. Coś mu tam powiedziała i niemal siłą wepchnęła go do auta. Chwilę później zniknęli za zakrętem.
Prosiłem, błagałem... wszystko na nic
Nie sądziłem, że Anka rzeczywiście nie pozwoli mi widywać się z synkiem. Naiwnie wierzyłem, że jak już ochłonie po rozwodzie, wszystko sobie przemyśli, to zmieni zdanie. Przecież żadna kochająca matka nie mści się na byłym mężu kosztem dziecka. Zwłaszcza wtedy, gdy jest bardzo związane z ojcem. A ja nie byłem tylko niedzielnym tatusiem. Poświęcałem Karolkowi cały wolny czas.
Kiedy więc w wyznaczonym przez sąd terminie zadzwoniłem do byłej żony, by uprzedzić, że chcę zabrać synka do siebie, byłem pewien, że nie będzie robić problemów. Bardzo się jednak pomyliłem. Nie odebrała, a po dziesiątej próbie w ogóle wyłączyła telefon. Niezrażony pojechałem pod dom teściów, ale tylko pocałowałem klamkę. Wiedziałem, że są w środku, bo wszystkie samochody stały na podjeździe, a w oknie ruszała się firanka, ale nie otworzyli. Z bezsilności chciało mi się wyć.
Nie zamierzałem walczyć z Anką. Po dwóch kolejnych nieudanych próbach spotkania z synem ciągle jeszcze wierzyłem, że się opamięta. Ale znowu się zawiodłem. Nie otwierała drzwi, nie odbierała telefonów, nie odpowiadała na maile. W desperacji zaczaiłem się na nią pod pracą. Ku mojej radości zgodziła się na rozmowę w pobliskiej kawiarni.
– Połóż komórkę na stole – zażądała, gdy usiedliśmy.
– Po co? – zdziwiłem się.
– Chcę mieć pewność, że nie nagrywasz naszej rozmowy – odparła.
– Proszę bardzo – położyłem telefon na blacie. – Czy możemy teraz rozsądnie pogadać? Jak dorośli ludzie?
– Pewnie o Karolu?
– Tak, o Karolu. Pozwól mi się z nim widywać… Mały na pewno bardzo za mną tęskni… Nie widzieliśmy się prawie pół roku…
– Rzeczywiście, tęskni. Prawie codziennie o ciebie pyta – zarobiła smutną minę.
– Czyli mogę jutro po niego przyjechać? – myślałem, że w końcu serce jej zmiękło.
– Chyba sobie żartujesz! Tak jak powiedziałam, żadnych odwiedzin. A o Karola się nie martw. Wkrótce przestanie pytać. Już ja się o to postaram – odparła ze złośliwym uśmiechem.
To ona jest zła, nie ja...
Nie jestem damskim bokserem, ale wtedy miałem ochotę mocnym ciosem zetrzeć jej z twarzy ten uśmieszek.
– Anka, co z ciebie za człowiek? Dlaczego krzywdzisz własne dziecko? – wykrztusiłem.
– Nic mu nie będzie. A ty masz cierpieć! Należy ci się za to, co mi zrobiłeś – nie kryła triumfu. To właśnie wtedy dotarło do mnie, że żądza zemsty jest silniejsza niż dobro Karola.
Następnego dnia poszedłem do adwokata. To właśnie dzięki jego radom i interwencji udało mi się w końcu zobaczyć z Karolkiem. Jakim cudem? Pojechałem na spotkanie w asyście policji. Funkcjonariusze próbowali się wykręcić, twierdząc, że to nie należy do ich obowiązków, ale jak adwokat rzucił paragrafami, zmiękli. Spędziliśmy razem cały weekend. Był zaskoczony, bo myślał, że nie chcę go już widywać, że o nim zapomniałem.
– Kto ci tak powiedział? – z trudem opanowałem wzburzenie.
– Mama i babcia – odparł.
– To nieprawda. Kocham cię i zrobię wszystko, żebyśmy się jak najczęściej widywali – odparłem. Kusiło mnie, żeby powiedzieć, że próbują nas rozdzielić, ale zrezygnowałem. Nie chciałem być taki jak Anka i jej matka… Gdy odwiozłem synka, była żona przywitała mnie lodowatym spojrzeniem.
– Raz ci się udało. Ale następnym razem to nie przejdzie. Przygotuję się – wysyczała.
– Ja też, możesz być pewna – odparłem.
Tak, będę walczył. I to nie tylko o widzenia, ale całkowitą opiekę nad dzieckiem. Wiem, że to będzie długa droga, bo sądy nierychliwe i w naszym społeczeństwie ciągle panuje przekonanie, że to kobieta jest dobra, a mężczyzna zły, ale wierzę, że wygram. Bo to Anka jest zła, nie ja…
Czytaj także:
„Byłam chorobliwie zazdrosna, że syn ma świetny kontakt ze swoim ojcem, a moim byłym mężem. Utrudniałam im kontakty”
„Żona znienawidziła mnie za to, że ją zdradziłem. Nie poprzestała na rozwodzie, postanowiła całkiem zniszczyć mi życie...”
„Mama całe życie wmawiała mi, że ojciec porzucił mnie i nie chce mnie więcej znać. Po latach odkryłam, że to ona mi go zabrała”