„Byłam chorobliwie zazdrosna, że syn ma świetny kontakt ze swoim ojcem, a moim byłym mężem. Utrudniałam im kontakty”

Zabawa ojca i syna fot. Adobe Stock
„Przyznaję, że początkowo nie byłam zachwycona, kiedy Marcin odwiedzał Kubę. Wydawało mi się to niezwykle niesprawiedliwe, że ma to, co chciał, czyli zabawę z dzieckiem bez żadnych obowiązków. Specjalnie utrudniałam mu widzenia, oczywiście nie przyznając się nawet sama przed sobą, że robię to z premedytacją”.
/ 21.02.2022 13:20
Zabawa ojca i syna fot. Adobe Stock

Nie wiem, czy mama Kubie pozwoli jechać… – z wahaniem spojrzałam na mamę. Ta przez moment milczała składając pranie, powoli i pedantycznie. A potem odparła:
– Ewa, przecież to jest jego ojciec… Nie możesz zabraniać im się widywać.
– Ojciec! Ojciec! – powtórzyłam z irytacją, czując, że narasta we mnie złość. – Taki, co to odwiedza syna od wielkiego dzwonu. Skąd mogę wiedzieć, że będzie potrafił się zająć dziesięciolatkiem?
– Nie przesadzaj. Kuba nie jest dzieckiem. Kiedy ty miałaś 10 lat, sama jeździłaś na obozy, bez mamy i taty. I jakoś sobie na nich radziłaś. A przecież Kuba pojedzie z ojcem i nie sądzę, aby Marcin chciał mu zrobić jakąś krzywdę.
– Marcin jest nieodpowiedzialny… – mruknęłam.
„Inaczej chyba przecież bym się z nim nie rozwiodła” – dodałam w myślach.

Kiedy poznałam mojego byłego męża, to właśnie ta jego chłopięca beztroska była tym, co mnie w nim pociągało. Z wyglądu zawsze był bardzo męski, ale miał  w oczach to coś, co sprawiało, że mocniej biło mi serce.

Poznaliśmy się w kolejce do wyciągu narciarskiego

Byłam tak oszołomiona faktem, że ten przystojny szatyn jedzie ze mną na jednym krzesełku, że… zgubiłam jedną nartę, która spadła na stok i zjechała po nim kilkadziesiąt metrów, wbijając się w końcu w zaspę na poboczu. Zamarłam widząc, co się stało i dziękowałam potem Bogu, że nie ucierpiał podczas tego wypadku żaden zjeżdżający pod wyciągiem narciarz. Było mi głupio wobec przystojnego nieznajomego, a właściwie to spaliłam się przez nim ze wstydu.

On jednak, zamiast mnie wyśmiać, powiedział po prostu, że takie rzeczy się zdarzają i żebym poczekała na górze, a on, zjeżdżając, weźmie moją nartę i przywiezie mi ją na szczyt.

Tak zrobił, ale potem, zamiast zjeżdżać, poszliśmy na kawę do schroniska i przesiedzieliśmy w nim trzy godziny, nie mogąc się nagadać, aż zapowiedziano nam, że za chwilę wyciąg stanie, a na trasę wyjadą ratraki.

Następnego dnia zjeżdżaliśmy już razem. Marcin okazał się świetnym narciarzem, ale niestety gorszym życiowym partnerem. Może za szybko zaszłam z nim w ciążę? Latem pojechaliśmy wspólnie na wakacje i wróciliśmy we troje, z Kubą rosnącym w moim brzuchu.

Mój ukochany był zachwycony tym, że zostanie ojcem i od razu mi się oświadczył. Zamieszkaliśmy w mieszkaniu po jego babci, która przeniosła się do teściów. Kuba był dzieckiem wyczekanym i przez nas, i przez dziadków, a Marcin, naprawdę, starał się być dobrym ojcem. Co z tego jednak, skoro średnio mu to wychodziło. To znaczy owszem, był takim „tatusiem od atrakcji”, co to pójdzie z dzieckiem do zoo czy na huśtawki, ale kompletnie nie zajmował się Kubą na co dzień. Ciągle był zajęty czymś innym.

W końcu dowiedziałam się, że go ograniczam, bo każę mu wypełniać codzienne domowe obowiązki, podczas kiedy on ich po prostu nienawidzi. Zupełnie, jakbym ja kochała pranie, sprzątanie, gotowanie… W tej sytuacji…, no cóż… rozstanie było nieuniknione. Wróciłam do mamy.

Zostałam sama z pięcioletnim dzieckiem

Przyznaję, że początkowo nie byłam zachwycona, kiedy Marcin odwiedzał Kubę. Wydawało mi się to niezwykle niesprawiedliwe, że ma to, co chciał, czyli zabawę z dzieckiem bez żadnych obowiązków. Specjalnie utrudniałam mu widzenia, oczywiście nie przyznając się nawet sama przed sobą, że robię to z premedytacją. Ot, zwyczajnie, kiedy Marcin zapowiadał, że wpadnie, to musiałam akurat z Kubą wyjść do lekarza, czy coś w tym rodzaju.

W końcu dostałam to, czego chciałam; mój były mąż przestał spotykać się z synem. A to dlatego, że wyjechał za granicę do pracy. Kontakt, który przez trzy lata miał z Kubą, ograniczał się właściwie do rozmów na skypie i przez telefon. Nie pozwoliłam bowiem na to, aby syn pojechał na wakacje do ojca, argumentując, że jest zbyt mały.

Kiedy Marcin wrócił do kraju, nasz syn miał już prawe dziewięć lat i był spragniony kontaktów z tatą. Wszystko mu się w ojcu podobało i w przeciwieństwie do mnie był nastawiony w stosunku do niego całkowicie bezkrytycznie. Uwielbiał Marcina i jego nową partnerkę Agatę, a także psy rasy husky, które ona hodowała. Podobno miała ich aż cztery, czego sobie nie potrafiłam wyobrazić. Tyle psów w domu? To przecież istne szaleństwo! Nie rozumiałam, jak to się mogło stać, że Marcin się na to zgodził. On, który tak nie lubił zwierząt. Kiedy się pobieraliśmy, miałam ukochanego kundelka i mój mąż wymógł na mnie, abym go zostawiła u rodziców. Zgodziłam się, bo kochałam bardziej Marcina niż psa, ale potem żałowałam, że jednak nie postawiłam na swoim.

Ta Agata najwyraźniej miała większą siłę przebicia, skoro podobno Marcin nie tylko nie złościł się o te psy, ale jeszcze w dodatku pomagał przy nich. Kuba był całą tą ferajną zachwycony.
– Mamo, one wcale nie mieszkają w domu, tylko w kojcu, w ogrodzie. Muszą często wychodzić na spacer, tata z nimi jeździ na rowerze. To znaczy tata jedzie na rowerze, a one obok niego biegną. Dwa on trenuje, a dwa Agata.
– Trenuje? A do czego? – byłam zdziwiona opowieściami syna.
– Do wyścigów. To psy wyścigowe, chodzą w zaprzęgu. – uświadomił mnie syn.
Nie do końca wiedziałam, o co chodzi z tym zaprzęgiem, ale musiałam przyznać, że Marcinowi świetnie zrobiło to zajmowanie się psami. Zawsze był przystojnym facetem, a teraz miał mięśnie niczym jakiś instruktor sportowy. To dodatkowo mnie zresztą zeźliło. No i że się tak świetnie dogaduje z tą swoją Agatą, i że przy niej rozkwita.

Bardzo chciałam mu dokuczyć, i pod byle jakim pretekstem utrudniałam mu spotkania z Kubą. Ale syn był już na tyle duży, że sam domagał się widzeń z ojcem… I to Kuba w zasadzie zadecydował, że jedzie z tatą na narty.
– Nigdzie indziej nie pojadę. – zaparł się, chociaż zaproponowałam Kubie atrakcyjny wyjazd na zimowisko z grupą rówieśników Wzięłam sobie do serca uwagi mamy, że ja w jego wieku sama jeździłam na obozy.
– Zobacz, jak tam będzie fajnie. Przewidziano rozmaite zabawy… – usiłowałam go przekonać, ale się uparł.

W tej sytuacji zabrakło mi argumentów

Oczywiście, zażądałam od Marcina pełnej informacji na temat tego, dokąd jedzie z naszym synem i jakie mu zapewni atrakcje. Dostałam od niego link do strony pensjonatu, folder z wyciągami i gdy przeanalizowałam to wszystko, uznałam, że mogę mu powierzyć dziecko.
– Ale masz się zajmować Kubą. Pamiętaj, że nie jest jeszcze dorosły. – powiedziałam i tłumaczyłam byłemu mężowi, jak należy się opiekować naszym synem. Co lubi jeść, w co grać…
– Gry? Nie zabieramy przecież komputera. – postawił się Marcin.
– Jak to nie? – tak jak na co dzień starałam się ograniczać Kubie dostęp do grania, tak teraz pomyślałam o jego upodobaniach. – Ja sobie nie wyobrażam, aby Kuba nie zabrał swojego laptopa. No, chyba w tym pensjonacie będzie internet.
– Pewnie tak… – bąknął mój eks.

Spakowałam Kubę starannie. Tuż przed wyjazdem kupiłam mu nowy kombinezon narciarski, nie chciałam bowiem, żeby Marcin albo co gorsza ta jego nowa dziewczyna zastanawiali się, na co właściwie idą alimenty, skoro chłopak chodzi obdarty. Kiedy mój były przyjechał po syna, nie mogłam się z nim wprost rozstać, aż w końcu Kuba się zdenerwował:
– No, przestań, mam! Nie wyjeżdżam przecież na Madagaskar. Za dwa tygodnie będę z powrotem..
No właśnie. Dwa tygodnie. Niby niedużo, ale… Tęskniłam za synem wprost niemożliwie. Tym bardziej, że nie zawsze odbierał ode mnie telefony. Podobno tam w górach nie było zasięgu.

Kiedy wrócił, rzuciłam się do niego uszczęśliwiona. Wyglądał na wypoczętego, zadowolonego i jakby tak… wydoroślał?
– Opowiadaj mi o wszystkim. – zażądałam, kiedy tylko za Marcinem zamknęły się drzwi. – Najlepiej chodźmy do twojego pokoju, rozpakuję walizkę, a ty mi poopowiadasz, dobrze?
Wydawało mi się przez moment, że przez twarz mojego syna przebiegł jakiś grymas. Zaczął niepewnie:
– Było świetnie…
A ja w tym czasie otworzyłam jego walizkę i…
– A to co? – wykrzyknęłam na widok kombinezonu. Był kompletnie nienoszony, nówka sztuka z metkami, tak jak go synowi zapakowałam. – Nie jeździłeś na nartach?
– Jeździłem, ale… Tata z Agatą kupili mi inny, żeby się nie zniszczył. Wiesz, mamo, baliśmy się, że będziesz o to zła. Tam było tyle błota…
– Jakiego znowu błota? Kuba, natychmiast opowiadaj mi o wszystkim.
No i wydało się, że Marcin wcale nie zabrał syna do pensjonatu, który mi pokazał. Owszem, byli w górach, ale mieszkali w przyczepach kempingowych, a zamiast łazienek mieli toi toie. Za to całymi dniami… trenowali psy.
– To był taki obóz. Zjechało się mnóstwo przyjaciół taty i Agaty, wszyscy z psami. Codziennie były dwa treningi, a wieczorem paliliśmy ognisko i piekliśmy kiełbaski. Było w dechę. Powoziłem psim zaprzęgiem, tata mi pozwolił. – Kuba, kiedy o tym opowiadał, aż poczerwieniał z emocji.
Ja także byłam czerwona, ale ze złości.

– Jak śmiałeś tak mnie oszukać? – gdy Kuba zasnął, zadzwoniłam do swojego byłego męża. – Jesteś kompletnie nieodpowiedzialnym facetem. Zawsze taki byłeś. Ostatni raz dałam ci syna na wakacje. – grzmiałam.
– Jak to: dałaś? Kuba nie jest rzeczą. – usłyszałam spokojny głos Marcina, który nagle wszedł mi w słowo. – Zapytaj go, bo zdaje się, że jemu się podobało, jak spędzał czas.
– Jest dzieckiem i nie obchodzi mnie to, co mu się podoba. To ja wiem lepiej, co jest dla niego dobre, a co nie. – odparłam.
– A czy stała mu się jakaś krzywda?! Czy przeziębił się w tym czasie? Może złamał sobie nogę na nartach, tak jak jeden z jego kolegów z klasy? Chłopak wyjechał z rodzicami w Alpy i wrócił w gipsie, wiedziałaś o tym? No, ale oczywiście miał wypasione wakacje, a Kuba musiał w tym czasie załatwiać się w toi toiu. I nieważne, że nic mu się z tego powodu nie stało, nieważne, że gdyby ten toi toi stał przy wyciągu na stoku, tobyś mu pozwoliła spokojnie z niego korzystać. Ważne, że nie zrobiłem czegoś po twojej myśli. A wiesz co? Mam w nosie twoją opinię. Kuba jest także moim synem i będę z nim spędzał wakacje, jak chcę. – Marcin rzucił słuchawką.

Byłam wściekła.
– Może powinnam kogoś zawiadomić? Może szkołę? To nie jest chyba legalne, żeby dziecko zimą nocowało w przyczepie? – kombinowałam.
– Ewa, przestań! – moja mama miała surową minę, kiedy jej o tym wszystkim opowiadałam, wzburzona. – Czy ty naprawdę nie widzisz, że Marcin ma rację? Kubie nic się nie stało. Mało tego, wrócił zachwycony. Urósł, zmężniał i pokochał te psy.
– No właśnie. I teraz mnie męczy, żebym mu kupiła husky’ego. – odparłam.
– A, o to ci chodzi. Córuś, ty najwyraźniej jesteś zazdrosna. – stwierdziła moja mama i niestety trafiła w sedno.

Byłam zazdrosna jak wariatka

O to, że Kubie podobają się te wszystkie szalone pomysły jego ojca. I że lubi Agatę oraz jej psy.
– Dziecko, ty się przecież powinnaś z tego cieszyć. Wiesz, jak dzieci potrafią cierpieć po rozwodzie rodziców? Jak kolejne partnerki zabraniają ojcom kontaktować się z dzieckiem z pierwszego związku? To są prawdziwe dramaty, a nie to, że twój syn polubił Agatę i jej psy. Wytłumacz mu, że husky nie może mieszkać w bloku, nie będzie tutaj szczęśliwy. I pozwól mu jeździć do ojca, do jego psów. Zobaczysz, że wyjdzie to wam na dobre.

Może i racja? Kiedy słuchałam wywodu mojej mamy, buntowałam się przeciwko temu, co mówiła, ale potem doszłam do wniosku, że jednak ma sporo racji. Wizyty u taty stały się bowiem idealną nagrodą dla Kuby. Aby móc do niego jeździć, zaczął się pilniej uczyć, stał się bardziej odpowiedzialny. No i zmężniał od treningów na powietrzu. A ja nawet po jakimś czasie zaprzyjaźniłam się z Agatą. W sumie to równa z niej babka…

Czytaj także: „Nie kocham męża. Tęsknię za mężczyzną, z którym miałam romans przed ślubem. On jest ojcem mojego syna”„Wyparłem się córki, ale zrozumiałem swój błąd. Po 15 latach chcę odzyskać z nią kontakt, ale jej matka to utrudnia”„Miałam raka, straciłam dwie piersi i męża, który mnie kochał, dopóki byłam zdrowa”

Redakcja poleca

REKLAMA