„Jestem pewna, że była żona wciąż kocha Przemka i chce go odzyskać. Trudno być z rozwodnikiem z przeszłością i dziećmi”

Załamana kobieta fot. Adobe Stock, WavebreakmediaMicro
„Nie rozumiałam tego. Miałam wrażenie, że jestem karana za coś, czego nie zrobiłam. Wydawało mi się, że skoro między Sylwią a Przemkiem wszystko już dawno skończone, to ona nie będzie miała do mnie pretensji. Przeciwnie!”.
/ 02.01.2022 09:07
Załamana kobieta fot. Adobe Stock, WavebreakmediaMicro

Kiedy poznałam Przemka, wydawało mi się, że los w końcu się do mnie uśmiechnął. Po tylu przejściach, ile miałam z byłym narzeczonym, który przez całe lata wodził mnie za nos, by w końcu odejść do innej, myślałam, że już nic mnie dobrego nie spotka. Nie wierzyłam mężczyznom i powtarzałam często, że wszyscy są tacy sami i nie są warci funta kłaków. Pogodziłam się z tym, że spędzę życie sama, choć w głębi duszy zawsze tliła się we mnie nadzieja, że może gdzieś tam jest ktoś, kto pokocha mnie z wzajemnością. I wtedy moja siostra przedstawiła mi swojego kolegę.

– Jest rozwiedziony i ma dwójkę dzieci, ale w twoim wieku to już zostali tylko rozwodnicy i starzy kawalerowie. Z dwojga złego, chyba pierwsi już lepsi. Przynajmniej życie znają – oświadczyła.

Gdybym nie znała jej zgryźliwego poczucia humoru, pewnie bym się śmiertelnie obraziła, ale wgłębi duszy przyznałam jej rację. Miałam już czterdzieści pięć lat. Nie było się co oszukiwać!

– Czemu jesteś rozwiedziony? – zapytałam zachęcona jego prostolinijnością.

– Oficjalnie? Rozbieżność charakterów! Jak dziewięćdziesiąt procent rozwodów. To żenujący wpis, bo jest jak dowód na to, że było się ślepym, biorąc ślub.

– A nieoficjalnie?

– Za dużo pracowałem, za mało czasu spędzałem z rodziną. Myślałem, że zadaniem głowy rodziny jest zarabianie i dostało mi się. Przestaliśmy się dogadywać. Jakbyśmy mówili dwoma różnymi językami. Początkowo myślałem, że wszystko uda się naprawić, a potem, cóż, przestało mi się nawet już chcieć to naprawiać. Nie miało to sensu. I tylko dzieci żal. Trudno im się pogodzić z tym, że mamusia i tatuś już się nie kochają. Słuchałam go z przejęciem. Aż trudno było uwierzyć, że ktoś tak otwarty i życzliwy mógł mieć za sobą takie przejścia!

Fajnie by było się spotkać i pogadać

Zaczęliśmy się spotykać częściej. Początkowo na stopie koleżeńskiej. Zwierzaliśmy się sobie z problemów, opowiadaliśmy o marzeniach. Z czasem nasze ścieżki zaczęły się ze sobą coraz bardziej splatać. Pewnego razu pojechaliśmy na kilka dni w Bieszczady i stamtąd wróciliśmy już razem. Byłam szczęśliwa, że mam w końcu kogoś, kto jest mi bliski i na kogo mogę liczyć.

Wiedziałam, że na zakładanie rodziny jest za późno, ale już samo bycie z nim sprawiało, że czułam się szczęśliwa i spełniona. Spotykaliśmy się ponad rok, a później się pobraliśmy. Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie jeden szkopuł. Bardzo chciałam poznać jego dzieci. Chciałam, żeby mnie polubiły i potraktowały jako ważną osobę w życiu ich taty. Miałam jednak wrażenie, że mąż odwleka spotkanie.

– Przemek, to już trzeci raz, gdy coś ci nagle wypada, akurat wtedy, gdy masz mnie poznać z dziećmi. To nie przypadek, prawda? Mów, co się dzieje! – zareagowałam ostro, bo po moim pierwszym związku byłam przeczulona na wszelkie próby przeciągania czegoś w czasie.

Przemek westchnął ciężko.

– Chodzi o to, że Sylwia nie chce, żebyś je poznała – wyznał.

– Słucham? A to dlaczego?

– Nie wiem – rozłożył ręce. – To dziwne. Jakby była zazdrosna.

– Nie rozumiem. Przecież rozstaliście się, zanim się poznaliśmy. Jest o ciebie zazdrosna? Coś was nadal łączy?

– Nie, nic poza dziećmi. Gadałem z nią, ale stanowczo odmówiła. Przykro mi. Nie chciałem ci o tym mówić i dlatego tak się zachowywałem – wyjaśnił.

Nie rozumiałam tego. Miałam wrażenie, że jestem karana za coś, czego nie zrobiłam. Wydawało mi się, że skoro między Sylwią a Przemkiem wszystko już dawno skończone, to ona nie będzie miała do mnie pretensji. Przeciwnie! Uroiłam sobie, że będzie szczęśliwa, że ojciec jej dzieci układa sobie życie na nowo. Naiwnie sądziłam, że doceni moją pomoc przy dzieciach, a nawet że się zaprzyjaźnimy. Tymczasem ona nie chciała mnie znać. Załamana poszłam do siostry, żeby przy kawie jej się pożalić, a ona spojrzała na mnie ze zdziwieniem.

– Poważnie myślałaś, że cię polubi?

– A czemu nie? A co ja jej zrobiłam?

– Odebrałaś jej marzenia o udanym życiu z jej byłym mężem.

– Ona się z nim rozwiodła!

– Bo nie dał jej tego, co daje tobie: czasu, uwagi, miłości. Może przestała go kochać, ale jest wściekła, że facet, który wydawał się niezdolny do związku, jest zakochany.

Westchnęłam ciężko. Aśka miała rację. Że też wcześniej o tym nie pomyślałam. To mnie z jednej strony przybiło, a z drugiej dało mi do myślenia. Nie mogłam oczekiwać, że nasze kontakty staną się dobre, a przecież mi na tym zależało. Wierzyłam, że mogłybyśmy mieć naprawdę dobre relacje, a ja chciałam być także osobą bliską dla dzieci Przemka. Nie zamierzałam zastąpić im mamy, tylko zostać fajną ciocią, na którą mogłyby liczyć. Postanowiłam sama wyjść z inicjatywą. Wzięłam numer do Sylwii od Przemka i zadzwoniłam do niej. Kiedy czekałam, aż odbierze, czułam, jak wali mi serce. Bałam się, choć sama do końca nie wiedziałam czego.

– Dzień dobry, pani Sylwio. Jestem Martyna. Spotykam się z Przemkiem…

– Czego pani chce? – przerwała mi.

– Spotkać się z panią. Myślę, że gdybyśmy się poznały, mogłybyśmy odkryć, że wiele nas łączy – wydukałam i od razu poczułam, jak źle to zabrzmiało.

– Co nas niby łączy? – zapytała. – Przemek?! – parsknęła.

– Tak, Przemek. On bardzo kocha dzieciaki i ma do pani wielki szacunek – zapewniłam. – Myślę, że dobrze by było, gdybyśmy się spotkały i pogadały. Mam dobre intencje – zapewniłam, a ona zamilkła.
Cisza trwała dłuższą chwilę i w końcu usłyszałam, że się zgadza.

– No, dobrze. Jeśli pani tak bardzo zależy… Ale niczego nie obiecuję – zastrzegła.

To mi wystarczyło. Byłam zachwycona tym, że jednak moje przekonanie, iż z każdym można się dogadać, jeśli tylko porozmawia się jak człowiek z człowiekiem, okazało się po raz kolejny prawdą.

Nie mogłam uwierzyć! A więc Sylwia się zgodziła… 

Umówiłyśmy się w centrum. Przyszłam pierwsza, trochę przed czasem, żeby nie musiała na mnie czekać i się nie wycofała. Kiedy weszła, ledwie ją poznałam. Na zdjęciach ze ślubu była młodą, rozpromienioną kobietą, w internecie także sprawiała wrażenie pełnej wigoru. Tymczasem zobaczyłam wychudzoną, zmęczoną samotną matkę, która nie ma dla siebie zbyt wiele czasu.

– Dzień dobry. To ja – zbliżyłam się do niej i podałam jej rękę.

Zmierzyła mnie spojrzeniem, a ja poczułam, że za bardzo się wystroiłam. Chciałam zrobić dobre wrażenie, a wyglądałam jak pańcia, która chce się popisać.

– Nie wiem, po co tu przyszłam – odezwała się. – To bez sensu…

– Proszę cię, Sylwia. Daj mi szansę. Nie chcę, żebyś mnie traktowała jak wroga. Nie zamierzam się też mieszać w twoje życie ani tym bardziej udawać macoszki przed dziećmi. Po prostu wiem, że Przemek bardzo tęskni za Michałkiem i Anią. Chciałby, żeby spędzali z nami trochę czasu. Obiecuję, że nie będę naciskać. To twoja decyzja. Ale może przydałoby ci się trochę odpoczynku.

– Masz dzieci?

– Nie.

– To co możesz o tym wiedzieć?

– Moja siostra ma. Kocha je bardzo, ale ją zajeżdżają. Tyle że ona ma wsparcie męża i teściów.

Sylwia spojrzała na mnie, jakby zastanawiała się, czy nadal atakować, czy odpuścić.

– Pomyślę nad tym – odpowiedziała, a potem zarzuciła na ramię torebkę i wyszła. Nie zdążyłyśmy nawet zamówić kawy. Byłam przekonana, że to spotkanie okazało się totalną porażką. Wracając do domu, zadzwoniłam do Aśki.

– Chyba nic z tego nie będzie – podsumowałam nasze spotkanie.

– Daj jej czas – odparła. – Nie spodziewała się po tobie życzliwości. Myślę, że to przemyśli i zmięknie – zapewniła.

Kiedy wróciłam do domu, powiedziałam Przemkowi, że poszło raczej słabo.

– Słabo? – popatrzył na mnie zdziwiony. – To co to jest? – Pokazał mi telefon, na którym był SMS do Sylwii.

„Masz szczęście do fajnych kobiet! Przyjedźcie po dzieci w sobotę” – przeczytałam.

Nie mogłam uwierzyć! A więc jednak się zgodziła… Udało mi się! Na pierwszym spotkaniu z dziećmi byłam krótko. Nie chciałam się narzucać. Chciałam się przedstawić i chwilę pogadać, a później zostawić ich z tatą. To była dobra taktyka, ponieważ już następnym razem, gdy po nich przyjechał, sami zapytali, czy będę. Minął już rok, odkąd poznałam Sylwię i dzieciaki i muszę przyznać, że udało nam się zrealizować plan niemal w stu procentach.

Wspieramy się, rozmawiamy i często same między sobą ustalamy grafik spotkań. Może nie zostałyśmy przyjaciółkami od serca, ale ufamy sobie i się wspieramy, a to już bardzo wiele. Dzieci bardzo mnie polubiły i wiedzą, że na ciocię Martynkę zawsze mogą liczyć!

Czytaj także:
„Moja żona zmarła, a ja ponownie się zakochałem. Tylko jedna przeszkoda stała mi na drodze do szczęścia – moja córka”
„Mąż zostawił mnie dla ciężarnej kochanki. Nie pozostałam dłużna i też znalazłam sobie o 20 lat młodszego faceta”
„Żona nie akceptuje narzeczonego córki, bo ma patologiczną rodzinę. Nie wie, że też jestem ze społecznego marginesu”

Redakcja poleca

REKLAMA