Janusza poznałam, kiedy był w trakcie rozwodu. Nie byliśmy młodzieniaszkami. Ja zniechęcona po kilku związkach, z których tylko jeden wspominam ciepło, miałam ponad 30 lat i nigdy wcześniej nie zdecydowałam się na małżeństwo. On – 35-latek z długim małżeńskim stażem i 14-letnią córką – nie chciał tolerować kolejnego romansu żony.
Przylgnęliśmy do siebie jak dwa poranione ptaki i nawet nie zorientowaliśmy się, kiedy przyszła miłość. Nie, o ślubie nie było mowy, żadne z nas tego nie planowało. Po rozwodzie Janusza jego córka, Karolina została z matką, my zamieszkaliśmy razem. Raz, przypadkiem spotkaliśmy się w czwórkę na ulicy. Ta kobieta była naprawdę piękna, musiała mieć szalone powodzenie. Córka, bardziej podobna do taty, obrzuciła mnie nienawistnym spojrzeniem.
Minął spokojny szczęśliwy rok, który upewnił mnie, że chcę być z tym właśnie człowiekiem, gdy pewnego dnia Janusz, nieco ociągając się, powiedział.
– Zdaję sobie sprawę, kochanie, że to dla ciebie może być niełatwe, ale... chciałbym, aby na jakiś czas zamieszkała z nami Karolina.
Jej matka miała wyjechać na stałe do Londynu
Córka dołączyłaby do niej zaraz po skończeniu gimnazjum. Pewnie, że szczęśliwa z tego powodu nie byłam, ale do skończenia szkoły pozostawało nieco ponad pół roku, uznałam więc, że jakoś wytrzymam kaprysy i nienawiść pannicy. Ale rzeczywiście nie było łatwo. Karolina była przekonana, że małżeństwo jej rodziców rozpadło się przeze mnie. Do tego doszły codzienne drobne złośliwości pod moim adresem. A to, że gorzej gotuję niż jej matka, a to, że nie mam takiego wysmakowanego gustu. Kiedy próbowałam przywrócić ją do porządku, krzyczała.
– Nie będziesz mnie tu ustawiać. Nie jesteś moją matką.
Nie byłam i nawet nie zamierzałam nią być, ale w kaszę też nie dawałam sobie napluć. Cały czas miałam nadzieję, że to się wkrótce skończy. I wtedy zadzwonił ten telefon.
Byliśmy z Januszem sami w domu, kiedy zadzwoniła jego była żona Anna. Widziałam, że jest bardzo zdenerwowany, włączył telefon na głośnik i już wiedziałam, o co chodzi. Anna mówiła, że nie zabierze do siebie Karoliny, bo nie zgadza się na to jej facet. Że Karolina nie jest już małym dzieckiem, a ona też ma prawo do ułożenia sobie życia.
– Powiedz to dziecku – krzyknął Janusz i w tym momencie usłyszałam trzask drzwi i tupot nóg po schodach. Nie usłyszeliśmy, jak w trakcie tej burzliwej rozmowy do mieszkania weszła Karolina. Wszystko słyszała.
Poczułam, tak po matczynemu, niepokój
Co ona teraz będzie chciała zrobić? Po raz pierwszy nie wróciła na noc. Zawiadomiliśmy policję. Nie zmrużyliśmy oka ani na chwilę. Nad ranem oficer dyżurny powiadomił, żeby odebrać ją z komendy. Pojechaliśmy tam oboje, zmęczeni, z podkrążonymi oczami. Żal mi było tego zbuntowanego dziecka, któremu świat dorosłych przygotował takie ciężary do udźwignięcia.
Za duże jak na nastoletnie barki. Wróciła do domu cicha, przygaszona. Już nie sekowała mnie jak dawniej, jakby w ogóle mnie nie zauważała. Nie chciała też odbierać telefonów od matki, nie otwierała od niej listów.
– Karola, tak nie można – odważyłam się kiedyś wtrącić. – Wiesz, że mama ciebie kocha, tylko teraz przeżywa taki dziwny okres. Uwierz mi, to się jeszcze zmieni. Nie odbieraj jej szansy.
Spojrzała na mnie i... niespodziewanie przytuliła się. Najwyraźniej potrzebowała takiego zapewnienia. Od nowego roku poszła do liceum, uczy się całkiem dobrze i nie chcę zapeszyć, ale chyba powoli zostajemy przyjaciółkami. Ostatnio zaśmiewając się, zapytała nas.
– Zamierzacie długo tak żyć na kocią łapę? Niezła byłaby ze mnie druhna.
Czytaj także:„Adoptowaliśmy chłopca. Po 7 latach postanowiłam, że oddamy go z powrotem do domu dziecka”„Nie mieszkam z mężem, bo ciągle się kłócimy. Spotykamy się 2 razy w tygodniu i w weekendy”„Mąż miał na moim punkcie obsesję. Nie chciał się mną z nikim dzielić. To doprowadziło do tragedii”