„Była żona mojego faceta to zakała. Nie chce dać mu spokoju i traktuje jak telefon alarmowy”

Kobieta, która rozbiła rodzinę fot. Adobe Stock
Udało mi się skraść serce super faceta. Przystojny, zaradny i kochający. Byliśmy razem cztery lata, niedawno się zaręczyliśmy. Na drodze do pełnego szczęścia stała wciąż tylko jedna przeszkoda... – jego była żona.
/ 12.04.2024 14:43
Kobieta, która rozbiła rodzinę fot. Adobe Stock

Młody kelner dyskretnie usunął się w cień, zostawiając nas sam na sam z przyniesionym przed chwilą kremem z brokułów.

– Wygląda pysznie – mruknęłam, zanurzając łyżkę w gęstej zupie.

– Yhm – zgodził się ze mną mój narzeczony, zabierając się za pałaszowanie postawionej przed nim porcji.

Przyglądałam się Jarkowi

W świetle świec wyglądał wyjątkowo atrakcyjnie. Pomimo że byliśmy ze sobą już czwarty rok, wciąż nie mogłam się na niego napatrzeć. „Jest taki przystojny. Sama nie wiem, jak udało mi się go zdobyć” – pomyślałam.

Jego komórka zadzwoniła pomiędzy drugim daniem a deserem.

– To Sylwia – powiedział cicho, zanim odebrał, i od razu straciłam ochotę na stojące przede mną tiramisu.

Sylwia to była żona Jarka i typowa zakała związku z facetem z odzysku. Nie, żeby była jakaś wredna, wręcz przeciwnie. Miła i spokojna, nigdy nie wpadała do nas z awanturami, nie rysowała mi samochodu i nie wydzwaniała z wyzwiskami. Miała jednak jedną poważną wadę. Była królową katastrof. W jej obecności psuły się wszelkie urządzenia elektryczne – pralki, lodówki, laptopy, a ona, ignorując istnienie odpowiednich serwisów, zawsze dzwoniła do Jarka.

Była przy tym taka bezradna i kobieca, że mój ukochany biegł z pomocą, czując się jak superman. A ona zgrabnie wykorzystywała to jego poświęcenie. Może i nie była awanturnicą, za to tupetu jej nie brakowało. Potrafiła zadzwonić w środku weekendu albo późnym wieczorem, oczekując, że jej były mąż ruszy z odsieczą. No i tym razem też nadeszła kolejna katastrofa...

– Muszę jechać, zalało jej kuchnię. Hydraulik będzie za godzinę, a ona wpadła w histerię. Nie pamięta nawet, gdzie zamyka się wodę – tłumaczył z przejęciem Jarek.

– Żartujesz? – prychnęłam. – Tyle to ja wiedziałam, gdy miałam 12 lat.

– Asiu, proszę... Nie psuj wieczoru. Skończ deser, wróć taksówką, a ja przyjadę, jak tylko tam skończę – obiecał.

– Ja psuję wieczór? – syknęłam, ale Jarek już wołał kelnera.

– Przepraszam, postaraj się zrozumieć – powiedział, chwytając marynarkę.

– Jasne, jak zawsze – mruknęłam do siebie, bo on był już przy drzwiach.

Mam dość tej flądry

Boże, jak mnie to denerwowało. Te jej ciągłe telefony, awarie, biadolenia w słuchawkę. Jareczku, rura mi cieknie, Jareczku mój laptop się chyba zawiesił, Jareczku to, Jareczku tamto. „Czy ta kobieta nie ma przyjaciół, sąsiadów, adoratorów, sama już cholera nie wiem!” – myślałam, wychodząc z restauracji. Do domu dotarłam w podłym nastroju. Ten wieczór miał być nasz.

Ostatnio Jarek kończył ważny projekt i nie miał dla mnie czasu. Ja też wychodziłam z pracy po dwudziestej. Mieliśmy to sobie odbić dzisiaj. I co?! W paradę jak zwykle weszła nam Sylwia...

Najgorsze było to, że jakoś nie potrafiłam jej nie lubić. Zawsze, kiedy myślałam o niej jak najgorzej, zaskakiwała mnie czymś miłym. Kiedyś przyniosła mi pięknego storczyka zupełnie bez okazji, innym razem pomogła załatwić urzędowe sprawy, dosłownie ratując mi życie. No i później miałam wyrzuty sumienia, wkurzając się o te jej telefony.

Nie mogłam zrozumieć, dlaczego z nikim się nie związała. Jest byłą wicemiss i mimo zbliżającej się czterdziestki wciąż atrakcyjną kobietą. Od rozwodu z Jarkiem minęły ponad 3 lata, a ona wciąż jest sama. Czasem zastanawiałam się, czy aby nie chce chapnąć z powrotem mojego misiaczka?!

– Jestem! – głos Jarka wyrwał mnie z zadumy.

– I jak tam, uratowałeś świat przed potopem? – zapytałam zgryźliwie.

– Świata nie, tylko kuchnię Sylwii – mruknął, cmokając mnie w policzek. – No, nie dąsaj się, co mam poradzić na to, że ona nie ma nikogo bliskiego? – mówił, a mnie olśniło.

„A gdyby tak ją wyswatać?” – pomyślałam i od razu zapaliłam się do tego pomysłu. Oczywiście, Jarkowi nic nie powiedziałam, dobrze go znałam. To typowy samiec – pies ogrodnika. Ze mną się zaręczył, ale na każdą wzmiankę o jakimś kręcącym się wokół Sylwii facecie dostawał białej gorączki. Zaczęłam w myślach wyliczać potencjalnych kandydatów do głównej roli w moim niecnym planie. Wolnych facetów koło czterdziestki było jak na lekarstwo, ale kogoś znajdę. „Muszę!” – postanowiłam.

W weekend wyjechaliśmy w góry i sprawa Sylwii wyleciała mi z głowy.

– Mógłbym tutaj siedzieć całą wieczność – mruknął Jarek, kiedy zanurzyliśmy się w wypełnionej pianą wannie.

Przymknęłam oczy, rozkoszując się kąpielą, kiedy... zadzwoniła komórka Jarka.

– Nie odbieraj – poprosiłam, ale on już wygramolił się z wody.

– Muszę, to może być ktoś z firmy – rzucił krótko, a później zrobił znaczącą minę.

– Sylwia? Nie, nie mogę. Posłuchaj, nie o to chodzi. Jestem za miastem. Przykro mi. Jak to nie umiesz? Idź do piwnicy i przekręć czerwone pokrętło, a później...

Musiałam z nią pogadać

Nastrój diabli wzięli. „Czy ta kobieta nie ma umiaru?! Jest niedzielny wieczór, chyba może się domyślić, że mamy swoje plany?” – wściekałam się, wychodząc z wanny. Kiedy Jarek wrócił do łazienki i próbował mnie objąć, odsunęłam się.

– Aha, teraz będziesz się dąsać, bo to jest moja wina, że ona zadzwoniła, tak?! – wkurzył się mój narzeczony.

– Miałeś jej wytłumaczyć, że przesadza z telefonami do ciebie – wrzasnęłam.
Sama nie wiem, czemu byłam aż tak wściekła, chyba miarka się przebrała.

Z weekendu wróciliśmy pokłóceni. Przypomniałam sobie o moim planie, ale wydał mi się idiotyczny. „Nie mamy 16 lat, żebym swatała ją ze swoimi kolegami” – skrzywiłam się. Zmieniłam taktykę i postanowiłam do niej pojechać, żeby pogadać, jak kobieta z kobietą.

– Zrozum, nie mamy chwili dla siebie. Zawsze, gdy dzwoni komórka Jarka, boję się, że to ty. Nie możemy nawet spokojnie zjeść kolacji, bo stale czegoś od niego chcesz – wyrzuciłam z siebie.

Siedziałyśmy u niej w salonie. Milczała chwilę, a potem uśmiechnęła się i nachyliła w moją stronę.

– Zjesz jeszcze kawałek sernika? – zapytała uprzejmym tonem, ale patrzyła na mnie chłodno, wręcz z nienawiścią.

– Dziękuję, nie – odmówiłam, zdając sobie sprawę, że to bezcelowa rozmowa.
Wstałam i ruszyłam w stronę drzwi. Dopadła mnie w przedpokoju. Jej palce wbiły mi się w ramię.

– Posłuchaj mnie – syknęła. – Ukradłaś mi męża. Po 12 latach odszedł, zostawiając mnie z dwójką dzieci. Spłacam kredyt za dom, tyram w firmie, bo Jarek nie rozpieszcza nas alimentami. Nie mów mi, że nie mam prawa do niego dzwonić. Radzę ci, trzymaj się ode mnie z daleka i nie buntuj Jarka. – w jej głosie była czysta nienawiść.

Wybiegłam rozdygotana. „Więc ta grzeczność to były pozory? Tak naprawdę ona mnie nie cierpi?!” – zastanawiałam się, idąc do samochodu. Ale najgorsza myśl dopadła mnie w domu.

Ona ma rację. Ukradłam jej męża, zabrałam ojca jej dzieciom i mam czelność prosić, żeby zniknęła z naszego życia?” – zastanawiałam się, bliska łez.

Siedziałam sama w ciemności. Jarek ostatnio wracał późno. „Może ma dużo pracy, a może... jakaś młodsza ode mnie, cwana blondyna już ostrzy na niego pazury? Uparcie i bez skrupułów, dokładnie tak, jak ja kiedyś” – pomyślałam, czując, że po plecach przebiega mi zimny dreszcz.

Czytaj także:
„Siostra uznała, że dołożę się do wesela jej syna, bo nie mam dzieci. Nie będę sponsorować tej życiowej niedojdy”
„Umówiłam przyjaciółkę z fajnym gościem, a ta zołza strzeliła focha. Okazało się, że zależy jej tylko na kasie”
„Małomiasteczkowa żona narobiła mi wstydu przed kolegami. Zrobiła z mojego modnego m4, babciną norę”

Redakcja poleca

REKLAMA