„Była żona chciała do mnie wrócić. Byłem wściekły, gdy dotarło do mnie, że ukartowała z koleżankami dziecinną intrygę”

Narzeczony zaplanował nasz ślub z rodzicami fot. Adobe Stock, Photographee.eu
„– Ale tym razem możemy poudawać, że między nami jest okej… – Przecież każdy już wie o naszym rozwodzie. – No tak. Ale nie wiedzą wszystkiego. A może właśnie próbujemy do siebie wrócić? Zobaczysz, poprawią im się humory i przestaną na nas zwracać uwagę. Zobaczysz, że uwierzą”.
/ 11.05.2023 16:30
Narzeczony zaplanował nasz ślub z rodzicami fot. Adobe Stock, Photographee.eu

– Nie, Magda, w tym terminie raczej nie będę mógł przyjechać. Mam bardzo ważne spotkanie…

– Obecność potwierdzili już wszyscy oprócz ciebie. Na pewno nie możesz przełożyć tego spotkania? – nie ustępowała moja była koleżanka z klasy.

– Raczej nie…

– Raczej? – złapała mnie za słówko Magda.

– Na pewno nie mogę. Niestety, musicie świętować zjazd naszej klasy beze mnie.

A może to chodzi o Agnieszkę?

– A dlaczego moja była żona miałaby być przeszkodą w przyjeździe? – zdziwiłem się nieszczerze.

– Tak tylko zapytałam. Gdybyś zmienił plany, Wojtusiu, masz mój telefon. Zresztą, zadzwonię jeszcze sama parę dni przed spotkaniem.

Pożegnała się i rozłączyła

A ja cały wieczór zastanawiałem się, czy dobrze zrobiłem, kłamiąc, że jestem zajęty? Przecież miałem czas i mogłem się spotkać ze starymi znajomymi z klasy. Ale wśród nich miała też znajdować się moja była żona. A nasze rozstanie przed trzema laty nie należało do idealnych. Mówiąc szczerze, pożarliśmy się w sądzie niesamowicie. Jakby zapominając o tym, że przez tyle lat, jeszcze od czasów liceum, byliśmy szczęśliwą parą… Pobraliśmy się trzy lata po maturze.

Wtedy mieliśmy tylko jakieś dorywcze zajęcia i decyzja o ślubie była odważna. Ale chcieliśmy jak najszybciej ze sobą zamieszkać. Wynajęliśmy więc byle jaką kawalerkę, za którą płaciliśmy krocie. Dlatego ledwie wiązaliśmy koniec z końcem i bieda nieraz zaglądała nam w oczy. Ale byliśmy uparci i w końcu udało nam się znaleźć stałą pracę. Oboje harowaliśmy po dwanaście godzin na dobę. Już nam niczego nie brakowało. Niczego – oprócz czasu. Niewiele mieliśmy go bowiem dla siebie, a można by rzec, że nawet wcale. Całym światem stały się dla nas miejsca pracy, nasi koledzy i koleżanki. I coraz bardziej się od siebie oddalaliśmy. Nic więc dziwnego, że tak to się skończyło.

Po siedmiu latach małżeństwa wzięliśmy rozwód. Pamiętam, że nikt z naszych wspólnych znajomych ze starej klasy nie chciał w to uwierzyć. Wszyscy uważali nas za parę idealną, która będzie ze sobą na zawsze. Na dobre i na złe, w zdrowiu i chorobie… Nie wyobrażali sobie, że mogłoby być inaczej. Dlatego właśnie nie chciałem wziąć udziału w tym spotkaniu. Obawiałem się, że wszyscy będą nam się przyglądać i zastanawiać, jak to możliwe, że nam się nie udało. Wolałem tego uniknąć. Choć z drugiej strony miałem świadomość, że nikt z kolegów i koleżanek nie uwierzy w moją wymówkę o ważnym spotkaniu. I wtedy pewnie sama Agnieszka stanie się obiektem rozmów.

„Może więc powinienem ją odciążyć, jakoś wesprzeć?” – zastanawiałem się.

W końcu to nieprzyjemne rozstanie coraz bardziej zacierało się już w mojej pamięci… Jednak gdy Magda zadzwoniła do mnie parę dni przed klasowym zjazdem i zapytała, czy nie zmieniłem planów, odburknąłem: „nie”. Zaraz, jak tylko się rozłączyłem, żałowałem tego, ale już przecież nie mogłem zmienić zdania.

Wtedy ponownie zadzwonił mój telefon

Po raz pierwszy od trzech lat usłyszałem głos byłej żony:

Wojtek, nie wygłupiaj się.

– Miło cię słyszeć. Ale nie rozumiem, o co chodzi.

– Rozumiesz, rozumiesz. Wiesz, jaką byliśmy zgraną klasą. Zawsze mogliśmy na siebie liczyć. A teraz ty się wyłamujesz. I nie zamydlaj mi oczu spotkaniem, bo jestem pewna, że go nie masz.

– I co z tego?! – odburknąłem. – Co to w ogóle za idiotyczny pomysł, żeby urządzać zjazd w trzynastą rocznicę matury? W dziesiątą nie było.

– Jeśli tego nie pamiętasz, to w dziesiątą akurat się rozwodziliśmy. Ludzie to bardzo przeżywali i nikt nie miał ochoty…

A teraz ja nie mam ochoty.

– Tak bardzo ci przeszkadzam?

– Tak… To znaczy nie, nie chodzi o ciebie. Tylko o innych. Będziemy pewnie głównym tematem rozmów. Moje przyjście popsuje wszystkim humor.

– Myślisz, że twoja nieobecność coś poprawi?

– Nie wiem – przyznałem szczerze. – Naprawdę uważasz, że powinniśmy tam być?

– Tak. A jeśli się boisz, że popsujesz ludziom humor, to mam pomysł. Pamiętasz, jak to się kiedyś między nami zaczęło?

Uśmiechnąłem się do wspomnień... Od początku wspólnej nauki w liceum mieliśmy się z Agnieszką ku sobie. Ale każde z nas bało się wykonać pierwszy krok. W trzeciej klasie, rok przed maturą, była impreza u Magdy. Trochę wypiliśmy i Agnieszka niespodziewanie zaproponowała, żebyśmy zrobili wszystkim kawał. Mieliśmy zamknąć się w pokoju na strychu i udawać, że się całujemy. Wiem, że to głupie, ale spodobał mi się ten pomysł. Kiedy już skończyliśmy ten udawany romans z trudem powstrzymywaliśmy śmiech, wyobrażając sobie, jakie głupie miny muszą mieć nasi znajomi z klasy. I tak jakoś, sam nie wiem, w jaki sposób, nagle zaczęliśmy się naprawdę całować. Nic więcej tej nocy nie robiliśmy.

Ale od tego się wszystko zaczęło…

– Chyba nie chcesz, żebyśmy znów całowali się na niby? – upewniłem się.

– Nie. Ale tym razem możemy poudawać, że między nami jest okej…

Przecież każdy już wie o naszym rozwodzie.

– No tak. Ale nie wiedzą wszystkiego. A może właśnie próbujemy do siebie wrócić? Zobaczysz, poprawią im się humory i przestaną na nas zwracać uwagę.

– Nie uwierzą w to – pokręciłem głową. – Zbyt grubymi nićmi szyte.

– Zobaczysz, że uwierzą. Wtedy też mówiłeś, że nie będą wierzyć, a wszyscy byli przekonani, że my naprawdę profanowaliśmy strych Magdy. Zresztą jak chcesz, możemy się założyć.

– O co?

– O pizzę z tego lokalu przed naszą budą? Jeśli on jeszcze istnieje...

W dniu zjazdu spotkaliśmy się przed szkołą. Nasze przywitanie było chłodne, sztywne. Dopiero tam zrozumieliśmy, że nie bardzo wiemy, w jaki sposób mamy udawać, że jesteśmy znowu parą. Agnieszka zaproponowała, że chwycimy się za ręce. Zgodziłem się. Nasze wspólne wejście wywołało w pierwszej chwili zaskoczenie. Ale na szczęście nikt z kolegów i koleżanek nie wypytywał nas o szczegóły, bo pewnie rozumieli, że to delikatna sprawa. W dodatku taka, o której lepiej nie plotkować po kątach, bo coś można popsuć.

Dlatego wszyscy zgodnie postanowiliśmy po prostu cofnąć czas i znów stać się zgraną klasą sprzed lat. Śmialiśmy się, wspominając stare czasy, a potem poszliśmy się napić wina. Dawno się tak dobrze nie bawiłem. Dlatego zmartwiłem się, gdy koło drugiej w nocy Agnieszka powiedziała, że jest zmęczona i chce wracać do domu. Nie było wyjścia, skoro mieliśmy udawać parę, musieliśmy wyjść z imprezy razem.

– Widzisz, uwierzyli – powiedziała, gdy wysiedliśmy z taksówki przed jej domem.

– Tak, wygrałaś zakład. Kiedy chcesz odebrać wygraną?

– Może teraz?

– Ta pizzeria jest już zamknięta.

– Mogę zamienić tę nagrodę na kawę u mnie? Tak było miło, że chciałabym jeszcze trochę powspominać…

W pierwszej chwili chciałem zapytać, jak to możliwe, że jeszcze przed chwilą była strasznie zmęczona, a teraz chce rozmawiać, ale darowałem sobie.

Przegadaliśmy całą noc

Dwa tygodnie później Agnieszka zadzwoniła i powiedziała, że Magda zaprasza nas do siebie na urodziny. Do mnie nawet nie telefonowała, bo skoro znów jesteśmy razem… Mają być wszyscy ludzie z klasy, którym się bardzo spodobała „trzynastka”. Po namowach Agnieszki zgodziłem się jeszcze raz odegrać naszą komedię. I sam nie wiem, czy bardziej po to, żeby sprawić jej przyjemność, czy dlatego, że sprawiało to przyjemność także mnie samemu.

Od tego czasu wprawdzie się nie spotykaliśmy, ale zaczęliśmy do siebie dzwonić. A któregoś dnia odebrałem telefon od Magdy z informacją, że „stara gwardia” urządza ognisko na działce, jak za dawnych czasów. A dzwoni do mnie, bo skoro jesteśmy z Agnieszką razem, to wystarczy, że ja jej to przekażę… Poczułem się trochę dziwnie. Godząc się na te jednorazowe wyjścia, nie myślałem, że tego typu imprezy będą się powtarzać. A tu nagle spotkania sypały się jak z rękawa. Zadzwoniłem jednak do Agnieszki i powiedziałem jej o propozycji Magdy. I o tym, że chyba musimy w końcu poinformować wszystkich, że nic nie wyszło z odbudowy naszego związku.

– Naprawdę chcesz im sprawiać taką przykrość? – zapytała.

Ale nie możemy tego tak ciągnąć. Mam takie dziwne uczucie…

– To zróbmy to jeszcze ten jeden raz. Zobaczysz, zapał na spotykanie się zaraz im minie. A jakby co, to od kolejnego razu się wymigamy. Obiecuję.

Pojechaliśmy na to ognisko. Trochę popiliśmy, byliśmy daleko za miastem, nie było więc mowy o powrocie.

Nocowaliśmy w domku kolegi

Jako jedyne „małżeństwo”, dostaliśmy z Agnieszką osobny pokój. Było w nim małe, wąskie łóżko.

– Położę się na podłodze – zaproponowałem.

Daj spokój, dostaniesz wilka. Przecież cię nie poparzę, jak się tylko przytulę.

Położyliśmy się i przytuliliśmy do siebie, bo łóżko było tak wąskie, że nie dało się inaczej. Mimo że nie spaliśmy, wciąż milczeliśmy. Ja nawet chciałem coś powiedzieć, ale kilka razy usłyszałem za drzwiami pokoju niepokojące szuranie.

– Nie masz wrażenia, że nas podsłuchują? – zapytałem w końcu szeptem.

– Wydaje ci się…

– Ale…

– Zamiast się wsłuchiwać w odgłosy z holu, powiedz lepiej, co myślisz o nas?

W jakim sensie? – zapytałem zdziwiony.

– No, czy mamy za sobą tylko przeszłość czy też jakąś przyszłość przed sobą?

– Skąd ci to przyszło do głowy?

– Tak jakoś… Ani ty, ani ja nikogo nie mamy. Świetnie nam się ze sobą rozmawia. Właściwie nie wiem, dlaczego się rozwiedliśmy.

– A wiesz, że ja już też nie pamiętam. Chyba po prostu byliśmy strasznie głupi.

– To może powinniśmy spróbować od nowa – podniosła głowę z mojej piersi i spojrzała mi w oczy. – Co o tym myślisz?

– Naprawdę tego chcesz?

– Jeśli i ty…

– Ja chcę…

Ledwo wypowiedziałem te słowa, pod drzwiami naszego pokoju coś strasznie huknęło, jakby przewróciła się wielka szafa z książkami albo coś równie ciężkiego. Zerwałem się na równe nogi i wyjrzałem na korytarz. Na podłodze zobaczyłem siedem osób, które zbierały się po upadku.

– Co wy tu…?

Prawda z wolna do mnie docierała

– Czy to wszystko było ukartowane?!

– Mówiłem, żebyś się tak nie pchał, gamoniu! – Magda szturchnęła kolegę.

– To mój dom, miałem prawo pierwszy usłyszeć, że do siebie wracają.

– Więc to tak?! No ładnie – spojrzałem zły na Agnieszkę.

– Inaczej się nie dało – spuściła głowę. – Nie chciałbyś się ze mną spotkać…

– Czy jest tu ktoś trzeźwy, kto może prowadzić auto?! – krzyknąłem donośnie.

– Chyba nie chcesz sobie jechać? – spojrzała na mnie zaniepokojona Magda.

– Nie. Ale ktoś musi pojechać po skrzynkę wina, żebyśmy wszyscy mogli wypić zdrowie najlepszej klasy na świecie!

Czytaj także:
„Rozwiodłem się po 8 miesiącach małżeństwa. Teraz ta zołza chce 50 tysięcy złotych za wesele, którego nie chciałem”
„Rozwiodłam się z mężem, by szukać przygód i szybko tego pożałowałam. Znalazł sobie młodą lafiryndę, a mnie zakłuła zazdrość”
„Zaledwie pół roku po swoim ślubie, mój brat wdał się w romans z moją przyjaciółką. Szybko uznał, że nie kocha żony”

Redakcja poleca

REKLAMA