Zawsze podobali mi się wysocy blondyni, tacy jak mój tata. Nie wiem jednak, dlaczego szukałam mężczyzny podobnego do niego, przecież ojciec zostawił nas, nim skończyłam siedem lat. Nawet nie udawał, że się nami interesuje, miał nową żonę i nowe dzieci, z którymi nie chciał poznać brata i mnie. A jednak w moich oczach musiał zostać pewnym ideałem mężczyzny, skoro nie mogłam się oprzeć facetom przypominającym go z wyglądu.
Zostawił mnie samą z synkiem
Taki też był Marek: wysoki, dobrze zbudowany, oczywiście jasnowłosy. Świetny facet, dusza towarzystwa. Poznałam go na wyjazdowym jubileuszu naszej firmy. Pojawiło się tam mnóstwo naszych kontrahentów, klientów i VIP-ów z branży, on był jednym z nich. Wyjazd, który trwał aż trzy dni, obfitował w przeróżne atrakcje, m.in. spływ kajakowy i pokaz sztucznych ogni. Dla mnie jednak największym przeżyciem było zainteresowanie Marka. Na co dzień dyrektora naszej firmy partnerskiej, a tam, na Mazurach, uśmiechniętego, pełnego pozytywnej energii blondyna, który wziął mnie na ręce, kiedy nie wiedziałam, jak wysiąść z kajaka.
Druga noc pod mazurskim niebem była magiczna. Spędziłam ją, oglądając pokaz fajerwerków z balkonu mojego boskiego blondyna. A potem w jego ramionach. Byłam pewna, że to początek czegoś nowego i wielkiego, myślałam, że będziemy się spotykali także po powrocie z Mazur, oczami wyobraźni widziałam nas na wspólnych wakacjach i na obiedzie u mojej mamy. Tyle że Marek jakoś nie bardzo miał dla mnie czas. Wykręcał się spotkaniami, wyjazdami, nie mógł nawet rozmawiać przez telefon.
W końcu jednak musiał, bo wysłałam mu wiadomość o treści: „Odbierz. Jestem w ciąży. Z tobą.” Tak, prezerwatywa, choć wydawało mi się inaczej, jednak nie jest stuprocentowo skutecznym środkiem antykoncepcyjnym. Przekonałam się o tym, kiedy trzeci z kolei test ciążowy nadal uparcie wskazywał dwie kreski. Nie mogłam zaprzeczać faktom.
– Jesteś pewna, że ja jestem ojcem? – zapytał mnie mój wybranek, kiedy wreszcie raczył się ze mną spotkać.
– Słuchaj, możesz zrobić testy DNA – straciłam cierpliwość. – Ale wbrew temu, co myślisz, nie sypiam z wieloma facetami. Jestem w ciąży z tobą. Co teraz zrobimy?
Dopiero wtedy przyznał, że jest żonaty. Co gorsza, to żona była właścicielką firmy, w której on był „zaledwie” dyrektorem. Zapewniał, że już jej nie kocha, ale rozwód nie wchodzi w grę, bo straciłby pracę i prawdopodobnie byłby skończony w całej branży. Już ona by się o to postarała.
– Posłuchaj, będę ci płacił wysokie alimenty – obiecał. – Nie będziesz się musiała martwić o pieniądze. Ale warunek jest taki, że moja żona nigdy nie dowie się o tobie i dziecku. Jeśli coś do niej dotrze, stracę pracę i majątek, a wtedy nie będę w stanie ci płacić. Rozumiesz, o co mi chodzi?
Rozumiałam aż za dobrze. To była typowa historia. Naiwna dziewczyna, która dała się uwieść wytrawnemu graczowi, bogata żona, która trzyma męża pod pantoflem i wpadka, która musi pozostać w tajemnicy. Bo inaczej świat nas wszystkich się zawali. Zgodziłam się na warunki Marka. Co innego miałam zrobić? On i tak nigdy by się ze mną nie związał, a alimenty zaproponował naprawdę godziwe.
Urodziłam Huberta i zrezygnowałam z pracy. Mogłam sobie na to pozwolić dzięki jego pieniądzom. Czy raczej dzięki pieniądzom jego żony. Synek stał się całym moim światem. Nie zauważałam już mężczyzn, zrezygnowałam z życia towarzyskiego. Zresztą, nawet gdybym chciała się z kimś związać, to samotne matki naprawdę nie są na szczycie listy pożądanych przez mężczyzn partnerek.
– Daj spokój, na pewno są faceci, którym nie przeszkadza, że babka ma dziecko z poprzedniego związku – pocieszała mnie Ola, moja najlepsza przyjaciółka. – Musisz tylko trochę bardziej otworzyć się na świat, wysyłać sygnały, że jesteś dostępna. No, sama rozumiesz, musisz się trochę wysilić!
Postanowiłam wrócić do gry. I dobrze
Przewróciłam oczami, ale pomyślałam: „może ma rację?”. Hubert był już w przedszkolu, ja wróciłam do pracy. Zaczęłam zauważać przejawy zainteresowania ze strony mężczyzn. Umówiłam się z jednym czy drugim, ale jakoś nic z tego nie wyszło. Kiedy mój synek poszedł do zerówki, poznałam Konrada. Chociaż tak naprawdę poznała nas Ola, która uznała, że jej kolega z pracy będzie się idealnie nadawał dla mnie. Zwyczajnie nas ze sobą zeswatała.
– Jest po rozwodzie, specjalnie dla ciebie to sprawdziłam – poinformowała mnie. – Ma dwoje dzieci z byłą żoną. Syn jest mniej więcej w wieku twojego Huberta, córka trochę młodsza. Patrz, tu masz jego zdjęcia na fejsie. No i co powiesz? Ciacho, nie?
Musiałam przyznać, że owszem, ciacho. W dodatku blondyn, tak jak lubiłam. Na fotkach pozował na rowerze, desce snowboardowej, z psem i dwójką dzieci. Wyglądał na uczciwego, normalnego faceta. Przyjęłam więc zaproszenie Oli na działkę i dałam się przedstawić Konradowi.
– Twój syn też zbiera karty z piłkarzami? – zapytał między kiełbaską, a grillowaną cukinią. – Mój Tomek ma dwa wielkie albumy. Strasznie tego dużo. No, ale przynajmniej wiem, co lubi. Z Lenką jest gorzej, raz jej się marzy Barbie, raz kucyki Pony, ostatnio jakieś syrenkowe księżniczki. Też chciałaś być syrenką, jak miałaś siedem lat?
Roześmiałam się i powiedziałam, że w tym wieku chciałam być gwiezdną wojowniczką. Gwizdnął z udawanym podziwem i wyznał, że on marzył, by być Batmanem. Dawno tak dobrze nie bawiłam się w towarzystwie mężczyzny. Śmiałam się i czułam przy nim naprawdę swobodnie. Umówiliśmy się na rowery, potem na ściankę wspinaczkową. Ciągle opowiadaliśmy sobie o swoich dzieciach i ogólnie o życiu.
Konrad, w przeciwieństwie do ojca Huberta i mojego własnego, bardzo angażował się w wychowanie swoich dzieci. Odrzucił propozycję pracy w innym mieście, by móc je widywać co tydzień, dzwonił i rozmawiał z nimi przez telefon, nawet czytał im książki przed snem. Zabierał je na wycieczki, na basen, spędzał z nimi ferie i wakacje.
– Może powinniśmy poznać nasze dzieciaki? – zaproponował kiedyś. – Hubert i Tomek na pewno szybko się dogadają, a Lenka i tak wszędzie chodzi z bratem. Umówiliśmy się więc w parku na ogromnym placu zabaw z huśtawkami, ściankami do wspinaczki, zjeżdżalnią tunelową i wielką pajęczyną z rozpiętych lin.
– Twoja była żona nie miała nic przeciwko temu, że dzieci poznają twoją nową dziewczynę? – zapytałam, obserwując, jak chłopcy kręcą Lenkę na karuzeli w kształcie grzybka.
– Miała – mruknął, czym mnie zaskoczył.
Jak się okazało, jego eks była bardzo niezadowolona, kiedy powiedział, że idziemy do parku w piątkę. Próbowała nawet zabronić mu zabrać dzieci z domu, ale przypomniał jej zasady – ma sądownie przyznane prawo do widzeń z dziećmi w soboty i nie zostało napisane, że wizyty te mają odbywać się bez obecności osób trzecich.
– Jest wściekła, bo układam sobie na nowo życie… – westchnął. – Wolałaby zapewne, żebym sczezł w samotności.
Jego była to prawdziwa zakała
Nie lubił mówić o Karolinie, ale wyciągnęłam z niego, co było przyczyną ich rozwodu. Coraz częstsze kłótnie, wieczne pretensje, awantury o pieniądze. Karolina nie pracowała, a miała coraz większe wymagania finansowe, jednocześnie ciosając mężowi kołki na głowie o to, że za mało czasu spędza z rodziną. Konrad określił to jako „błędne koło”. Nie wytrzymywał atmosfery w domu, i kiedy podczas którejś z kolei awantury żona zagroziła, że się z nim rozwiedzie, odpowiedział jej, żeby robiła, co chce.
– No i złożyła pozew o rozwód, a ja nie wpadłem w panikę i nie zacząłem się przed nią płaszczyć – zakończył historię. – Kiedy się zorientowała, że nie będę o nią walczył, zaczęła robić wszystko, żeby mi zaszkodzić. Chciała mi odebrać prawa rodzicielskie, ograniczała mi kontakty z dziećmi. Po prostu się mściła za to, że nam nie wyszło. No, a teraz dostaje szału, bo widzi, jaki jestem z tobą szczęśliwy. Szlag ją trafia…
Był ze mną szczęśliwy – to mnie wtedy uderzyło. Chyba jeszcze nikt nigdy mi tego nie powiedział. Niedługo potem Konrad wyznał, że mnie kocha i nie wyobraża sobie życia beze mnie. Oczywiście częścią tej wizji były też dzieci. Razem mieliśmy ich troje. Wpadliśmy na pomysł, że pojedziemy razem na wakacje. On, ja i dzieciaki. Hubert i Tomek znaleźli wspólny język i wciąż bawili się kartami z piłkarzami albo rysowali dinozaury, a Lenka usiłowała ich naśladować.
Żeby chłopcy mieli więcej swobody, kiedy spotykaliśmy się w soboty, zajmowałam się małą. Plotłyśmy razem wianki z kwiatów koniczyny, karmiłyśmy wiewiórki, a raz na pikniku zafundowałam jej przejażdżkę na kucyku. To właśnie ta przejażdżka doprowadziła do szału Karolinę.
– Nie dała mi dzisiaj Lenki – powiedział Konrad, zjawiając się w kolejną sobotę tylko z Tomkiem. – Powiedziała, że nie wyraziła zgody, żeby wsadzać jej dziecko na konia, to było niebezpieczne i nie miałem prawa ci na to pozwolić. Nie dała mi Lenki i zapowiedziała, że mogę ją co najwyżej pozwać. Boże, ona naprawdę jest nienormalna…
Bardzo mnie to zmartwiło. Chciałam przecież jak najlepiej, a jazda na kucyku była bezpieczna. Mała piszczała z radości!
– No i w tym właśnie problem – skwitowała Ola. – Babka czuje w tobie rywalkę. Boi się, że dzieci cię polubią i może nawet będą wolały ciebie, niż swoją stukniętą mamusię.
To było bez sensu! Nie chciałam przecież zastępować Tomkowi i Lence matki. Chciałam tylko być razem z Konradem, a przecież częścią jego życia były dzieci. Musiałam mieć z nimi kontakt. Liczyłam na to, że do wakacji wszystko się ułoży.
Mój ukochany zrobił rezerwację domku, stojącego sto metrów od plaży, ja zamówiłam przez internet ogromny dmuchany materac i trzy kółka do pływania. Już w czerwcu zaczęłam przygotowywać listę rzeczy do spakowania.
– Karolina powiedziała, że nie puści ze mną dzieci, jeśli pojedziesz ty i Hubert – przyniósł nowinę Konrad i świat zaczął mi się walić na głowę. – Uważa, że będę się zajmował tobą, a nie dziećmi, i przez to narażę je na jakieś niebezpieczeństwo…
– Bzdura! – wypaliłam. – Nie może tak robić! Jest złośliwa, ale to też twoje dzieci, masz prawo zabrać je na wakacje!
Okazało się, że owszem, mój facet miał prawo do dzieci, jednak nie było możliwości, by wyegzekwować je siłą. Co mieliśmy zrobić? Wezwać policję i pod jej eskortą wsiąść z dziećmi do pociągu? Konrad mógł co najwyżej pozwać byłą żonę o utrudnianie kontaktów z dziećmi, ale sprawa na pewno nie zakończyłaby się przed wakacjami. Myślałam, żeby z nią porozmawiać, ale Ola mi to odradziła. To by tylko jeszcze bardziej rozwścieczyło tę kobietę.
Zaczęliśmy powoli oswajać się z myślą, że nie pojedziemy na wspólne wakacje. Nie chciałam, żeby Konrad rezygnował z tygodnia spędzonego ze swoimi dziećmi, i on, i one tego potrzebowali. Umówiliśmy się, że później pojedziemy gdzieś we trójkę: ja, on i Hubert. Nie było to może rozwiązanie idealne, ale tylko takie przychodziło nam do głowy.
Wypadek zmienił zasady gry
Jakoś w połowie czerwca umówiliśmy się w naszym parku, ale Konrad z dziećmi się spóźniał. Czekałam i niecierpliwiłam się. Dzwoniłam do niego wiele razy, ale nie odbierał. W końcu sam zadzwonił.
– Cholera, Sylwia! Zostawiłem telefon w samochodzie! – wypalił. – Jestem w szpitalu, Karolina miała wypadek z dziećmi! Przeraziłam się, ale to na szczęście nie było nic poważnego. Lence nic się nie stało, Tomek miał mieć jeszcze tomografię mózgu i badanie u ortopedy, ale wyglądało na to, że też nic mu nie jest. Za to Karolina dostała krwotoku wewnętrznego i złamała rękę. Jej życiu nie zagrażało niebezpieczeństwo, ale leżała na sali pooperacyjnej i nie było szans, żeby wypisano ją do domu w ciągu najbliższych dni. Konrad musiał być przy Tomku podczas badań i nie miał kto zająć się małą, ciągle przestraszoną.
– Już jadę! – krzyknęłam do telefonu.
Mój partner czekał na mnie na dole, w szatni, trzymając córkę na rękach. W tym czasie Tomek siedział w dyżurce pielęgniarskiej na górze. Karolina dochodziła do siebie po operacji. Jej rodzice mieli przyjechać za kilka godzin z drugiego końca kraju.
– Zostań z ciocią – poprosił córeczkę Konrad. – O, zobacz, Hubert też tu jest. Może ciocia ma jakieś zabawki w samochodzie?
Zabrałam Lenkę i obiecałam, że będę w kontakcie. Poszliśmy we trójkę do naleśnikarni i dzieci objadły się plackami z nutellą i ananasem. Po takim posiłku Lenka wyglądała na odrobinę mniej zestresowaną.
Niestety, okazało się, że Tomek po wypadku zaczął wymiotować i podejrzewano u niego wstrząśnienie mózgu. Chociaż wyniki tomografii miał dobre, lekarze zostawili go na obserwacji. Rzecz jasna, zabrałam Lenę do siebie do domu, bo Konrad zdecydował się czuwać przy sześciolatku. Karolina nie była w stanie sama jeść, ani nawet za bardzo mówić, a co dopiero aktywnie protestować.
Następnego dnia Konrad zabrał małą i razem z jej bratem pojechali do domu. Teściowie już dotarli, ale zatrzymali się w hotelu i nie wchodziło w grę, by zabrali dzieci do siebie. Zresztą, byli potrzebni swojej córce, która leżała w szpitalu bezradna i potrzebująca pomocy przy higienie i jedzeniu.
– Wiesz co? Nie muszę już tu siedzieć z Karoliną. Jej matka wszystko ogarnia – powiedział po kilku dniach mój ukochany. – Natomiast domek nad morzem nadal jest zarezerwowany, a dzieci chcą jechać. Więc myślę, że powinniśmy się wybrać. Wszyscy. W piątkę. Co o tym sądzisz?
Przyszło mi do głowy, że kiedy jego była się o tym dowie, wyśle za nami grupę pościgową, a potem oczerni Konrada przed sądem i na zawsze odbierze mu dzieci. Ale mój partner mnie uspokoił. Powiedział, że działa w zgodzie z prawem, bo nie ma ograniczonych praw rodzicielskich. Decyzja zapadła i pojechaliśmy w piątkę nad morze!
To był wspaniały tydzień. Chłopcy szaleli, grając w cymbergaja i na automatach, my z Lenką pływałyśmy na wielkim materacu i wysyłałyśmy naszych trzech mężczyzn po lody i gotowaną kukurydzę. Na siedem dni tylko jeden był deszczowy, a wtedy pojechaliśmy zwiedzać Gdańsk. Konrad dzwonił do teściowej i dowiedział się, że Karolina czuje się lepiej i niespecjalnie ma siłę komentować nasz wyjazd. Rękę miała w gipsie, sama wymagała stałej opieki.
Po powrocie ustalił z nią, że dzieci zostaną przy nim, dopóki ona nie odzyska pełnej sprawności. A że miał duże mieszkanie, Hubert i ja często zostawaliśmy tam na noc. Chłopcy spali razem na materacu, Lenka w łóżeczku, a my w sypialni na wielkim łożu małżeńskim.
Zajmowałam się wtedy trójką dzieci i słowo daję, że czasami zapominałam, które z nich sama urodziłam. Bardzo związałam się z Lenką, która mocno do mnie lgnęła. Była dla mnie jak córka. Tomka i Huberta traktowaliśmy jak bliźniaków, chłopcy też wydawali się zadowoleni. W końcu jak sami twierdzili, są najlepszymi kumplami.
Po prawie dwóch miesiącach Karolinie zdjęto usztywnienia z ręki i mogła z powrotem zająć się dziećmi. Bałam się, że teraz zacznie się mścić za nasz wyjazd nad morze i za to, że jakoby „ukradłam” jej miłość dzieci. Ale tak się nie stało. Nie wiem, czy zmienił ją wypadek, czy leżąc skazana na pomoc innych przez tyle tygodni miała czas na przemyślenie sobie pewnych rzeczy, ale jej stosunek do mnie się zmienił. Zaskoczyła mnie telefonem.
– Chciałam pani podziękować – zaczęła oficjalnie po przedstawieniu się. – Wiem, że zajmowała się pani Tomkiem i Leną… No więc dziękuję, to wiele dla mnie znaczy.
Skorzystałam z okazji i zapytałam ją, czy nadal ma coś przeciwko temu, żebym widywała się z jej dziećmi. Chciałam okazać jej szacunek i dać możliwość wypowiedzenia na głos swoich zastrzeżeń. Wiedziałam, że ja sama także bym tego oczekiwała.
– Wie pani, Konrad i ja mamy swoją historię i na pewno o niej nie zapomnę – odpowiedziała. – Ale moje dzieci potrzebują ojca. Do tego polubiły panią i pani syna. Myślę, że byłabym głupią matką, gdybym ograniczała im te kontakty. Nie wiem, co Konrad o mnie mówi, ale dobro moich dzieci jest dla mnie najważniejsze. Cieszę się, że zajmowała się pani nimi przez cały ten czas i na pewno nie będę robiła wam dalszych trudności.
Cóż, Karolina i ja nigdy się nie zaprzyjaźniłyśmy. Nigdy nawet nie przeszłyśmy na „ty”, chociaż siłą rzeczy widujemy się co jakiś czas. Złożyła mi nawet powściągliwe gratulacje z okazji mojego ślubu z jej byłym mężem. Nie, nie została na ceremonii, jedynie przyprowadziła pod urząd stanu cywilnego Tomka i Lenę. Ale zachowała się z klasą i życzyła nam wszystkiego dobrego.
Dzieci wciąż mieszkają z nią, ale z tatą, ze mną i swoim przyszywanym bratem spędzają każdą sobotę. W ten weekend podzielimy się z nimi dobrą nowiną. Będą mieć rodzeństwo, bo jestem w ciąży! Chłopcy pewnie chcieliby braciszka, a Lenka – siostrzyczkę. Co ja bym chciała? Chyba też dziewczynkę, bo myślę, że fajnie byłoby mieć dwóch synów i dwie córki. Ale zobaczymy, jaką niespodziankę szykuje dla nas los. Wiem tylko, że na pewno będzie cudowna!
Zobacz więcej prawdziwych historii:
Śmierć psa przeżyłam mocniej, niż śmierć matki
Córka w wieku 6 lat zobaczyła, jak uprawiam seks z kochankiem
Przyłapałam na zdradzie moją 80-letnią babcię