„By spłacić kredyt, tyram za granicą. Gdy nie dotarłam na komunię chrześniaka, usłyszałam, że myślę tylko o kasie”

kobieta, która nie przyszła na komunię chrześniaka fot. Adobe Stock, Tatyana Gladskih
„Poczułam się, jakby mi ktoś w twarz dał. Wiem, że Natalia nie ma pojęcia, co to kłopoty finansowe – najpierw żyła jako wychuchana jedynaczka, potem wyszła za syna właściciela sieci cukierni. Ale żeby aż tak nie zdawać sobie sprawy, w jakim świecie się żyje?”.
/ 23.02.2023 09:15
kobieta, która nie przyszła na komunię chrześniaka fot. Adobe Stock, Tatyana Gladskih

Wprost nie mogłam się doczekać końca kwietnia, bo na początku maja miałam pojechać do domu. Jaka to będzie radość znów zobaczyć dzieciaki! Poprosiłam nawet o zaliczkę i za każdym razem, gdy robiłam zakupy dla Grety w osiedlowym „Aldim”, patrzyłam, czy nie ma jakichś fajnych promocji. Udało mi się kupić świetną bluzę dla Radka, strój kąpielowy dla Anitki i zestaw śrubokrętów dla męża. Kupiłam nawet eleganckie ręczniki dla teściowej. W końcu coś się należy kobiecie za to, że pomaga prowadzić dom mojemu chłopu, kiedy mnie nie ma.

Alicja pokrzyżowała mi plany tą prośbą

Potrzebowałam jeszcze prezentu dla chrześniaka na komunię, ale postanowiłam to załatwić już po powrocie do Polski. Mój mąż ma znajomości w lombardzie i obiecali mu tam odłożyć taniej smartfon lub coś w tym rodzaju. Serce boli, jak trzeba kupić obcemu dziecku coś, czego nie można sprawić swoim pociechom, ale co robić? Tak się to wszystko teraz rozbuchało!

A jeszcze ludziom się wydaje, że jak człowiek pracuje w Niemczech, to na kasie śpi. I nikt nie pomyśli o tym, że mam kredyt do spłacenia, i że w końcu nie dla własnej przyjemności siedzę tyle miesięcy z dala od domu i zajmuję się obcą staruszką. Nie ma co narzekać. I tak mi się upiekło, bo chrzestny małego jeszcze zimą próbował mnie namówić, żebyśmy się złożyli na komputer. Na szczęście się okazało, że już ktoś inny się zaofiarował, więc nie musiałam wykładać tysiąca złotych.

Tak więc siedziałam jak na szpilkach i odliczałam dni do powrotu, słuchając przy tym biadolenia Grety. Starsza pani strasznie była nieszczęśliwa, że wyjeżdżam na kilka tygodni. Martwiła się, kto jej będzie ciasta piekł, i w ogóle przekonywała mnie, że jestem najlepszą opiekunką na świecie. Miłe to było, tyle że nieprawdziwe. Biedula ma demencję, wiedziałam więc, że gdy po następnym kwartale wrócę, znów potraktuje mnie jak obcą i będziemy musiały zaczynać od nowa.

Tak samo było z Alicją, moją zmienniczką. Gdy wyjeżdżała, Greta odkleić się od niej nie mogła, a teraz twierdziła, że nie ma pojęcia, o kim mówię, co to za pani ma się nią zająć. Wydaje jej się, że jestem tu od zawsze. Dobra z niej kobieta. Mogłabym bez przerwy z nią siedzieć, gdyby tylko to bliżej swoich było! Tęskniłam coraz bardziej, odliczałam dni jak skazaniec, a tu bomba! Dwa dni temu zadzwoniła z Polski Alicja i – ni mniej, ni więcej – poprosiła, żebym została miesiąc dłużej.

W jednej chwili poczułam, że mi łzy jak grochy lecą prosto do kapusty, którą gotowałam na obiad. Wiem, że to żałosne, lecz słowa nie mogłam wymówić. Ala chyba pojęła, że moje milczenie nie wróży nic dobrego.

– Błagam cię, Basiu, zgódź się. Wszystko mi się tu posypało… – w głosie koleżanki wyraźnie słyszałam desperację. – Mąż w szpitalu, miał wypadek w pracy, córka się szykuje do matury, małemu grozi dwója na koniec roku. Jak nie dopilnuję, życie mi się w proch obróci!

– Przykro mi, rozumiem, jak ci ciężko – wykrztusiłam tylko.

Mąż nie narzekał, dzieci też były dzielne

Wiem, jak to jest. Zawsze wszystko na naszych głowach. Alicja ma długi, każdy dzień bez zarobku to dla niej strata, dla głupot by nie rezygnowała. Ale całe trzydzieści dni dodatkowo?! A już dostałam list z domu, dzieci rysunki dołączyły, mąż doczekać się nie może.

Zgodziłam się, cóż było robić? Może i ja znajdę się kiedyś w podobnej sytuacji? Zresztą to właśnie Alicja mi tę pracę załatwiła, byłam jej winna uprzejmość, i to niejedną.

– Ale za miesiąc się wykaraskasz na pewno? – dopytywałam.

– Na mur – obiecała. – Małemu korepetycje załatwiłam, z niemieckiego go sama podciągam. Chłop też powinien być już na nogach, a jakby co, mama będzie po sanatorium i przyjedzie pomóc. Nawet nie wiesz, jaka ci jestem wdzięczna!

Tylko Greta się cieszyła z takiego obrotu sprawy, klaskała w ręce i od razu zapowiedziała, że mam z nią do fryzjera pojechać. Rozerwiemy się troszkę! Jeszcze mnie namawiała, żebym też włosy podcięła i trwałą zrobiła, jakbym miała głowę do takich fanaberii…

Ciężko mi było pogodzić się ze zmianą, oj ciężko! Ale w końcu pomyślałam, że są gorsze rzeczy na świecie, niż przyzwoite pieniądze miesiąc dłużej zarabiać. Ludzie nie tak się poświęcają i, do licha, nie jestem dzieckiem, żebym się w kupę nie umiała zebrać. „Głowa do góry, Baśka – powiedziałam sobie. – Przeleci jak z bicza strzelił!”.

Do domu maila napisałam, wytłumaczyłam wszystko. Potem jeszcze dla pewności zadzwoniłam, żeby było jasne. Mąż nie narzekał, przyznał nawet, że może i lepiej. Panele zaczął kłaść w kuchni i bał się, że do mojego powrotu nie zdąży, a wie przecież, jak remontów nie znoszę. Teraz już na pewno się wyrobi. Dzieci też były dzielne, aż mi serce z dumy rosło.

Z tego wszystkiego, wstyd się przyznać, na śmierć zapomniałam o święcie jedynego chrześniaka. Całe szczęście, że mąż był na tyle przytomny, żeby zapytać, czy powinien podrzucić smartfon osobiście, czy też ja to załatwię po powrocie. 

O rany, jak taka ważna rzecz mogła wylecieć mi z głowy?! Przecież do komunii szedł syn mojej najlepszej koleżanki z technikum! Inna rzecz, że odkąd wyprowadziłam się z rodzinnego miasteczka, widywałyśmy się raz na ruski rok, a malca widziałam ostatni raz, jak miał trzy lata…

Owszem, komunia jest bardzo ważna, ale…

Byłam pewna, że Natalia zrozumie moją sytuację. Wiedziała przecież, jak bardzo mi zależało, żeby być na uroczystości.  Tak się obie cieszyłyśmy na to spotkanie! Postanowiłam więc najpierw porozmawiać z przyjaciółką i dopiero wtedy postanowić, co z prezentem. Mimo wszystko bardzo chciałam ją zobaczyć… Może synek nie będzie zbyt rozczarowany, jeśli dostanie smartfon kilka tygodni później?

„Przed komunią wysłałabym tylko okolicznościową kartkę z życzeniami, ewentualnie dokupiłabym jeszcze medalik” – kombinowałam.

Zadzwoniłam wieczorem, zaczęłam wyjaśniać, dlaczego nie będę mogła przyjechać, gdy zorientowałam się, że po drugiej stronie linii panuje cisza.

– Słyszysz mnie? – upewniłam się. – Natalia?

– Tak – powiedziała głucho.

– Przepraszam, naprawdę przykro mi, że tak wyszło, ale nic tu nie zależy ode mnie…

– Jasne! – prychnęła. – Powiedz mi tylko, jak mam to wytłumaczyć małemu? „Przykro mi, skarbie, ale twoja chrzestna olewa komunię, bo kasa jest dla niej najważniejsza”? Tak będzie dobrze? Myślisz, że zrozumie?

Poczułam się, jakby mi ktoś w twarz dał. Wiem, że Natalia nie ma pojęcia, co to kłopoty finansowe – najpierw żyła jako wychuchana jedynaczka, potem wyszła za syna właściciela sieci cukierni. Ale żeby aż tak nie zdawać sobie sprawy, w jakim świecie się żyje?!

– Natalia, to, co mówisz, jest cholernie niesprawiedliwe – wydusiłam wreszcie.

– Mam to gdzieś – stwierdziła zimno. – Taka jest prawda, i tyle. I daruj sobie ozdobniki.

Rozłączyła się. Myślałam, że się opamięta i zadzwoni, żeby przeprosić, ale nie doczekałam się.

Czytaj także:
„Przyjaciółka ciągle papla o swoich romansach. Ja nie mam czasu na facetów, bo haruję jak wół, żeby spłacić kredyt”
„Syn prześladuje koleżankę z klasy, a ja czuję się bezsilna. Bachor potrzebuje twardej ręki, a mąż tyra za granicą na kredyt”
„Zostawiłam chłopa samego, a on zrobił z naszego mieszkania... kurnik. To na ten jego chlew tyrałam, jak głupia w Niemczech?”

Redakcja poleca

REKLAMA