„Zostawiłam chłopa samego, a on zrobił z naszego mieszkania kurnik. To na ten jego chlew tyrałam, jak głupia w Niemczech?”

załamana kobieta fot. Adobe Stock, Seventyfour
„Brud, pewnie i smród, już coś brzydko zajeżdża... I do tego drętwe gadki, że to niby wszystko dla Marcela! To ja przez trzy bite miesiące zasuwałam na obczyźnie, a on sobie tu w najlepsze hobby znalazł i jeszcze mi oczy mydli?!”.
/ 18.01.2023 10:30
załamana kobieta fot. Adobe Stock, Seventyfour

Wydawać by się mogło, że to nic, ot, parę ptaszków. Tylko że ja czuję straszne rozczarowanie, jakbym na nowo swojego starego męża poznawała. Długo się wahałam, czy skorzystać z propozycji Lilki, która naraiła mi pracę w Niemczech. Język znałam tyle co ze „Stawki większej niż życie”, za granicą byłam ostatni raz osiem lat temu i, mówiąc szczerze, byłam domatorką. Pozostawał jeszcze problem Mirka: czy mąż poradzi sobie beze mnie?

– Bardzo cię proszę, Ado – obruszył się. – Nie rób ze mnie jakiejś łajzy albo dziada z demencją. Oczywiście, że sobie poradzę, zawsze sobie radziłem!

– Może wykupię ci gdzieś obiady? – zaproponowałam. – Przecież będziesz żywił się tylko kanapkami.

– Już się nie mogę doczekać – mrugnął szelmowsko. – Przez te twoje frykasy nie mieszczę się w żadnych spodniach!

Mirek to naprawdę fajny chłop i zawsze mnie wspiera. Kiedy postanowiłam, że powinniśmy pomóc synowi w spłacie kredytu, w ogóle nie dyskutował, tylko łapał każdą fuchę, która wpadła mu w ręce.

Za dużo tego nie było, wiadomo, pięćdziesięciokilkuletni facet to żaden rarytas na rynku pracy, ale nigdy nikomu nie odmówił i często po zamknięciu swojego warsztatu zostawał w mieście jeszcze do wieczora. Inna rzecz, że w biznesie ruch był kiepski, kto dziś jeszcze naprawia obuwie? Gdyby nie kilku stałych klientów, którzy szyli u niego buty na miarę, już dawno trzeba by zamknąć interes.

Lilka stwierdziła krótko, że powinnam jechać. Podróże kształcą, a jej zmienniczka szuka zastępstwa na kwartał, i jak odmówię, obydwie stracą robotę. Wiadomo, jak jest: wkręcisz obcego, a on się już postara, żeby zagarnąć wszystko dla siebie i znajomych. Takie czasy!

– A językiem nie ma się co przejmować – przekonywała. – Nikt nie bierze sprzątaczki, żeby z nią toczyć dysputy filozoficzne.

I tak się porobiło, że któregoś majowego wieczoru ruszyłam busem w okolice Stuttgartu, razem z innymi Polkami pracującymi w resorcie ordnungu, jak same to określały. Miałam duszę na ramieniu, choć jak się okazało, zupełnie niepotrzebnie.

Odebrała mnie zmienniczka Lilki, Karolina, bardzo miła babeczka, i od razu w pierwszy dzień pokazała mi wszystko. Miałam pokoik u starszych państwa i oprócz ich domu, do obrobienia jeszcze cztery w sąsiedztwie. Sprzątanie, pranie, prasowanie – normalne prace, które i tak każda kobieta wykonuje, tyle że za darmo. W czwartki wolne.

Z początku byłam w stresie, ale z dnia na dzień szło mi coraz lepiej, do tego stopnia, że nawet zaczęłam się nudzić. A jak się już nudziłam, to myślałam o Mirku i o tym, jak on tam, biedaczysko, sobie radzi. Co wieczór kontaktowaliśmy się przez komputer. O ile na początku wręcz czułam, że nie może się doczekać, kiedy napiszę, z dnia na dzień jego zainteresowanie wyraźnie słabło.

Spóźniał się na umówioną godzinę albo był roztargniony, a raz nawet w ogóle nie raczył się pojawić. Na drugi dzień stwierdził tylko, że pracował i stracił poczucie czasu. Niby gdzie tak pracował i do tego wieczorem? Czyżby przemysł obuwniczy upadł pod moją nieobecność i chłopina przybijał zdarte zelówki do północy?!

Remont robi? Mirek? No dziwne, dziwne

Kazałaś mi dorabiać – odpisał. – To dorabiam. A co myślałaś, że wyrywam starą K.z dołu?!

Kwiatkowska może i stara, a do tego garbata, ale sąsiadka z góry całkiem niczego sobie... Niebrzydka, a do tego rozwódka i od początku się mojego Mirka czepiła. Do kogo przyleciała pierwszego, jak nie mogła satelity ustawić? A raz widziałam na własne oczy, że upuściła specjalnie siatkę z zakupami, gdy się z moim mijali na dole. Zakichane kartofelki zbierali potem dobre pół godziny! Zadzwoniłam do Lilki i kazałam jej sprawdzić, co u mnie w domu słychać. Zbierała się jak sójka za morze, wreszcie polazła i oddzwoniła.

– Chłop żyje, dobrze wygląda, remont chyba robi w dawnym pokoju waszego syna – zrelacjonowała. – Otworzył mi cały w pyle i z młotkiem w ręce. Nie wyglądał jak Brad Pitt, wyluzuj.

Prosiłam go o to, odkąd Marcel się ożenił i wyprowadził, i wciąż słyszałam, że mamy dość miejsca i lepiej na razie zostawić wszystko jak jest. Skończyło się tak, że pokój stał się miejscem typu „wrzuć i zapomnij”.

Bardzo byłam ciekawa, co to moje chłopisko wyczynia, ale nie chciał puścić farby. Zbywał mnie krótkim słowem NIESPODZIANKA. Może robi garderobę, która mi się marzyła? Trzy miesiące ciągnęły się jak stara guma, lecz w końcu i one musiały się skończyć – nadszedł czas powrotu.

Nie mogłam się już doczekać, kiedy znów będę u siebie, choć w przebłyskach jasnowidzenia czułam, że dopiero teraz zacznie się dla mnie prawdziwe sprzątanie. I bez dodatkowych remontów Mirek zapuściłby nasze gniazdko na amen. Póki co, było dobrze: mąż odebrał mnie z busa z bukietem kwiatów. „Albo ma kochankę, albo obrócił mieszkanie w ruinę” – pomyślałam.

– Stęskniłem się, Ada – pocałował mnie serdecznie, w policzek tylko na szczęście, bobym się chyba ze wstydu spaliła przed dziewczynami, które patrzyły z auta.

– Schudłeś – przyjrzałam mu się. – Pewnie nic nie jadłeś!

Uśmiechnął się tajemniczo i poczułam lekkie ukłucie niepokoju.

Nie gdera, przylatuje z wiechciem...

Może faktycznie się sprężył i zrobił mi tę garderobę? Byłoby cudnie, biorąc pod uwagę, że wlokłam ze sobą całą torbę zdobycznych ciuchów od moich pracodawczyń. Weszliśmy do domu, rozebrałam się i od razu skierowałam kroki do dawnego pokoju syna. Otwierając drzwi, przymknęłam oczy, wyobrażając sobie pomieszczenie tak, jak chciałabym je zobaczyć... Potem powoli rozchyliłam powieki.

– Na rany Boga – jęknęłam, opierając się o futrynę. – Co to jest?!

– Źródło nowych zarobków – poinformował z entuzjazmem mąż. – Raz-dwa wyciągniemy Marcela z długów, Adusiu.

Nie wierzyłam własnym oczom: wszystkie meble zostały zsunięte bez większego sensu pod jedną ze ścian, a pozostałą część pomieszczenia zajmowała wysoka aż po sufit klatka. Na pierwszy rzut oka wydawała się niezamieszkana, dopiero po chwili dostrzegłam kilka kolorowych wróbli przypatrujących się nam spoza gęstych oczek siatki.

– To ma być źródło zarobków?! Niby co, one znoszą złote jajka? Kompletnie ci odbiło – stwierdziłam zimno, bo taka była prawda i żadne głupie obietnice ani bukiety nie mogły tego zmienić. – Nie można cię samego na chwilę zostawić! I co tam w środku robią moje trzykrotki?

Mirek wcale się nie speszył, posadził mnie na zydelku stojącym obok klatki i zaczął tłumaczyć. To są astryldy, na razie ma trzy szekle i dwa pastele, musi dokupić jeszcze jedną samiczkę. Kwiatki są po to, żeby stworzyć lepszy klimat do lęgów, bo pewnie nie zauważyłam, ale tutaj są budki lęgowe. Tu poidełka, tu naczynia z ziarnem. On rozumie, że jestem w szoku, ale sama zobaczę, jakie to cudowne, gdy ma się w domu ptaki! Człowiek wraca z roboty i siada sobie tutaj przy nich... Niech się Cejrowski schowa ze swoimi podróżami!

– Mirek! – przerwałam ostro.

– Jeszcze nie skończyłem – uniósł palec jak profesor. – To także źródło dochodów. Jedno wyprowadzone pisklę po dorośnięciu kosztuje ponad sto złotych. Masz pojęcie?

– Noż, kurde, to na te kreatury tyrałam w Niemczech?!

– Wcale nie – uspokoił mnie mąż. – Astryldy dostałem za darmo od przyjaciela, który wyjeżdża na stałe do córki do Holandii. Ale najlepsze jest to, że sprawa jest rozwojowa – poinformował mnie z dumą.

Brud, pewnie i smród...

Ze sprzedaży młodych mój mąż zamierza zakupić wdówki rajskie, ze cztery sztuki, bo u tych ptaszków samczyk musi mieć harem. One znoszą jaja tylko do gniazd astryldów, będzie jak znalazł.

– Bo to takie kukułki jakby – wyjaśniał Mirek. – Ale nie wyrzucają piskląt, nie bój się, Adusia. Wychowują się razem. A takie wdówki ho, ho! To jest dopiero pieniądz.

Skończył wreszcie i gapił się, czekając na pochwały, a we mnie aż się gotowało. Ptaki w domu, żeby mi się myszy zalęgły? Brud, pewnie i smród, już coś brzydko zajeżdża... I do tego drętwe gadki, że to niby wszystko dla Marcela! To ja przez trzy bite miesiące zasuwałam na obczyźnie, a on sobie tu w najlepsze hobby znalazł i jeszcze mi oczy mydli?!

Odwróciłam się tak jak stałam i poszłam do sypialni.

– Zmęczona jestem po podróży – zamknęłam mu drzwi przed nosem.

No przecież to rozczarowanie stulecia – zostawiłam mężczyznę, a zastałam chłopca, który zamierza spędzić życie na zabawie!

Czytaj także:
„Mnie zdradził mąż, a jego porzuciła żona. Los zesłał nas sobie w nieoczekiwanym momencie i znów uwierzyłam w miłość”
„Ja pomogłam mu odbić się od dna, a on pokazał mi, czym jest prawdziwa miłość. Przewrotny los dał nam szansę na szczęście”
„Jestem dowodem na to, że można być biednym i szczęśliwym. Najważniejsza jest miłość, ciepło i zrozumienie”

Redakcja poleca

REKLAMA