„By osiągnąć sukces i zdobyć fortunę posunęłam się do kradzieży. Gdy mi się to udało, musiałam naprawić swój błąd”

zamyślona kobieta fot. Getty Images, PhotoAlto/Eric Audras
„– Wiesz, że pomysł na aplikację ukradłam? Takiej jednej dziewczynie, którą poznałam w poprzedniej pracy. Marcie. Nie byłyśmy przyjaciółkami. Ale ja miałam większe doświadczenie, więc przyszła do mnie z pomysłem. Spodobał mi się, więc go ukradłam. Nie miała żadnych dowodów, że był jej”.
/ 04.11.2023 15:15
zamyślona kobieta fot. Getty Images, PhotoAlto/Eric Audras

W każdej chwili życie może wrócić na właściwe tory. Trzeba tylko tego chcieć! Na ścianie gabinetu widniał chiński znak, pełen zawijasów, kresek i kropek. Był tajemniczy…

To był czas na świętowanie

To był nasz wielki sukces, więc poszłyśmy do baru go oblać. Ja, Tatiana i Elka. Trzy Muszkieterki. Trzy kobiety sukcesu. Ryczące (z zadowolenia) czterdziestki. Bo jak tu nie być zadowolonymi, kiedy po sprzedaży naszej aplikacji stałyśmy się bogate? Wreszcie spłacimy długi, wyjedziemy na urlop nad ciepłe morza…

– Za nasze genialne umysły – Tatiana trzepnęła mój kieliszek swoim.

Trochę za mocno, bo się ulało, ale nawet tego nie zauważyła. To był chyba jej ósmy kieliszek. Wypiła, nie czekając na mnie. I dobrze, bo ja byłam daleko w tyle za przyjaciółkami. Nadciśnienie, rozumiecie. Trzeba ostrożnie z alkoholem. Ale i tak już świat pływał mi leciutko przed oczami.

– Za świat, w którym takie cuda są możliwe – dodała Elka, też stuknęła mój kieliszek swoim i wypiła.

Fakt, jeszcze dwadzieścia lat temu, kiedy kończyłyśmy studia, myślałyśmy analogowo. Że pójdziemy do zwyczajnej pracy, będziemy odsiadywać godziny za biurkiem, prowadzić rachunkowość w obcej firmie albo, w najlepszym razie, wprowadzać dane do komputerów. A potem świat z analogowego zmienił się na cyfrowy, i jeśli ktoś potrafił się przestawić i zacząć myśleć w nowy sposób, mógł rozbić bank.

My stworzyłyśmy aplikację na smartfony, która spodobała się potentatowi na tym rynku. Zaproponował cenę wykupu, my trochę się potargowałyśmy, a potentat powiedział, że zapłaci. Dzisiaj powiedział. A podpisać kontrakt miałyśmy za tydzień. Tydzień na planowanie, co zrobić z naszym tak doskonale zapowiadającym się dalszym życiem.

– Będę, kurka, podróżować – powiedziała Tatiana. – Mam dosyć siedzenia w jednym miejscu. Azja… najpierw pojadę do Azji. I potem dalej. Będę w każdym ciekawszym mieście i na każdym zadupiu. A jak moi nie zechcą podróżować, to niech gniją w Polsce.

Popatrzyłam na nią ze smutkiem. Tatiana mogła być odważna po pijaku, ale gdy trzeźwiała, była rozsądną matką Polką dla swojego męża i trzech dorosłych synów. Tyle że oni traktowali ją jak gosposię. Od lat jej mówiłyśmy, że powinna rzucić ich i zacząć żyć. Ale ona nie mogła. „Mam obowiązki”, mówiła. „Przysięgałam”. Czasem niemal słyszałam brzęk niewidzialnych łańcuchów, którymi była spętana. O ile wiedziałam, nigdy nie wyjechała z kraju, nawet na wczasy, bo jej mąż uważał, że ich na to nie stać, a poza tym wszystko jest w telewizji.

– A ty? – spytałam Elki.

– Pospłacam długi, pomogę bratu uratować firmę, a potem coś wymyślę – wzruszyła ramionami.

A co ja zrobię? Miałam tyle marzeń, na które się zdecydować? Na pewno nie zrobię tego na rauszu, pomyślałam.

– Dziewczyny, zmywajmy się stąd – wykrzyknęła Tatiana. – Smętnie tu. Idziemy gdzie indziej.

Zastanawiałam się, jak uczcić sukces

I wyszłyśmy na mroźne zimowe powietrze. W południe spadł śnieg i teraz lśnił w świetle lamp różową bielą. Szłyśmy, śmiejąc się, w stronę centrum, gdy Tatiana nagle zatrzymała się i spojrzała na kamienicę, w której w oknie na parterze lśnił kolorowo napis: „Tatuaże dla każdego. Otwarte do północy”.

– Niech mnie… ja chcę tatuaż!

– Co ty, masz trzynaście lat? – zdziwiłam się.

Obie przyjaciółki spojrzały na mnie z pogardą.

– A ty sto trzynaście? Teraz dziary są modne – Elka już szła w stronę kamienicy,

– I mówią, że żyjesz i nie jesteś jeszcze okazem zastygłym w formalinie – dodała Tatiana i ruszyła za Elką.

Nie miałam wyjścia, poszłam więc za nimi. Zresztą, prawdę mówiąc, i ja poczułam straszną ochotę, by sobie coś wyrysować na ciele. A dokładnie na kostce prawej nogi. Jakąś różę czy motylka…

– Co ty? – skrzywiła się Tatiana. – To powinno być coś tajemniczego, wyrafinowanego…

I wszystkie trzy jednocześnie spojrzałyśmy na niewielki plakat na ścianie gabinetu tatuaży. Widniał tam chiński znak, pełen zawijasów, kresek i kropek. Elegancki, bezpretensjonalny, tajemniczy. Pociągający.

– Co oznacza? – spytałam Chinkę w dojrzałym wieku, która siedziała za kontuarem.

– Duszę – powiedziała z silnym akcentem. – To bardzo stary znak. Uważany za kształt przyciągający ochronę i powodzenie. Symbol jedności i pokoju.

– Jedność i pokój – powtórzyłam. W myślach narodził się pomysł:

A może zrobimy go sobie wszystkie trzy? Jako pakt?

I roześmiałam się, jak i moje przyjaciółki, bowiem te słowa powiedziałyśmy wszystkie trzy naraz.

– Genialne umysły myślą podobnie – podsumowała Elka.

Decyzja została podjęta.

Szybko tego pożałowałam

I tak około drugiej w nocy wróciłam taksówką do domu z tatuażem na prawej kostce. Karolina, moja córka, już spała. Z pokoju taty dobiegało pochrapywanie. Uśmiechnęłam się pod nosem. Lubiłam spokój i poczucie, że wszystko idzie gładko i w dobrym kierunku. Położyłam się do łóżka. Nawet nie pamiętam, kiedy zasnęłam. Obudziłam się dwie godziny później z bolącą kostką. Tatuaż mnie palił. Gryzł. Szarpał.

– Jezu – krzyknęłam zduszonym głosem, zapaliłam światło i odrzuciłam kołdrę.

Spodziewałam się ujrzeć zaczerwienione, spuchnięte ciało i ropiejącą ranę. Taki ból! A tu nic. Tatuaż wyglądał, jakby wcale nie był świeży. Gładka skóra, czarne zawijasy chińskiego znaku. Dotknęłam z niedowierzaniem skóry – była chłodna. Wyglądała na zdrową. To skąd ten ból? A rwało mnie tak, jakby wszyscy diabli z piekła wbijali mi w nogę rozżarzone widły. Drzwi sypialni otworzyły się i stanął w nich zaspany, zaniepokojony tata.

– Co cię boli? – spytał.

Wtedy zorientowałam się, że jęczę, i to dość głośno. Powiedziałam mu o tatuażu, a on kazał mi się zbierać na pogotowie. I całą drogę marudził.

– Nie wiadomo, jaką farbę ci wstrzyknęli. Czy igła była czysta. Co ci przyszło do głowy, by robić sobie tatuaż? Masz już ponad czterdzieści lat. Chcesz zmiany w życiu, znajdź sobie męża, a nie rób tatuaż. I to w nieznanym, niesprawdzonym miejscu.

Za bardzo mnie bolało, by się z nim kłócić. Ledwo byłam w stanie myśleć.
Dojechaliśmy na pogotowie w dziesięć minut. Tata zaparkował, a potem pomógł mi dojść do poczekalni. Posadził mnie na krześle i poszedł załatwiać formalności. Na chwilę ból jakby zelżał, już mi tak nie wykręcał kości i nie palił skóry żywym ogniem. Otarłam łzy i rozejrzałam się.

Siedziało tu kilku podobnych do mnie nieszczęśników. Jakiś mężczyzna zginał się w pół, z ręką na żołądku. Ktoś inny wyciągał przed siebie spuchniętą, okropnie wyglądającą stopę. Nastolatka, cała spocona, drżała w kącie od fal wstrząsających nią dreszczy. Skądś ją znałam… I wtedy podeszła do niej kobieta w moim wieku. Nachyliła się, ręcznikiem otarła córce czoło. A potem odwróciła się i spojrzała prosto na mnie. Marta.

Moja przyjaciółka też cierpiała

Ból zniknął, jakby go nigdy nie było. Znikły też wszelkie odgłosy SOR-u. Kolory wyostrzyły się. Patrzyłam, jak do dziewczyny podchodzi pielęgniarz z wózkiem, jak Marta i jej mąż, który pojawił się znikąd, sadzają Tosię na wózku i patrzą, jak pielęgniarz znika z córką za drzwiami prowadzącymi do windy. Wstałam i podeszłam do Marty.

– Czy to coś poważnego? – spytałam.

Czułam jak ból powraca, ale tym razem nie nogi, a duszy… Marta spojrzała na mnie z zaskoczeniem. Poczułam, że całą sobą chcę, by się uśmiechnęła. Miała łagodny, cudowny uśmiech pełen zrozumienia. Tęskniłam za nim, i dopiero teraz poczułam, jak bardzo. Jej usta jakby drgnęły, spięłam się w oczekiwaniu – ale wtedy jej mąż chwycił ją za rękę i pociągnął w kierunku schodów.

– Że też ona ma czelność się do ciebie odzywać – warknął i obrzucił mnie nienawistnym spojrzeniem.

Cień uśmiechu znikł z ust Marty. Odeszła za mężem. Patrzyłam za nimi, i czułam, jak ból powraca. Tym razem nie nogi, a duszy. W ustach pojawiła się gorycz, wokół serca nieprzyjemny ucisk, a w całej mnie poczucie głębokiego wstydu.

– Co za porządki – tata stanął obok mnie, zły i zdenerwowany. – Musimy jeszcze poczekać.

– W porządku, tato, ból minął – wydusiłam z siebie. Drżałam. – Możemy wracać do domu.

– Minął? – tata przyjrzał mi się uważnie. – Ale wyglądasz okropnie.

– I tak się czuję. Ale to nie noga. Chodź.

– Jesteś pewna? Zosia…

– Jestem. Wracamy.

Ledwo tata wyjechał z parkingu, kiedy zadzwoniła moja komórka. Elka.

– Cześć, ciocia – usłyszałam zdenerwowany głos Tomka, szesnastoletniego syna przyjaciółki. – Mogłabyś przyjechać? Nie wiem, co robić.

Była piąta rano. Poczułam niepokój. Zanim dojechaliśmy do osiedla, gdzie mieszkała Ela z rodziną, Tomek zdążył mi zreferować wydarzenia. Otóż Elka wróciła do domu, położyła się do łóżka, a godzinę później obudziła się, krzycząc, że noga ją boli. Jej mąż, Waldek, lekarz, zaczął oglądać tatuaż, a wtedy Ela powiedziała mu, że od dwóch lat go zdradza. Bo ma dość, że on jest ciągle w pracy, bo ona potrzebuje zainteresowania, romantyzmu… Że wciąż go kocha, ale to małżeństwo jest dla niej porażką. I że za nim tęskni.

– Nie mogła się zdecydować – mówił Tomek. – To go oskarżała, to prosiła o wybaczenie. Raz się tłumaczyła, a zaraz potem całą winę zrzucała na niego.

– A twój tata jak zareagował? – spytałam. Sama byłam zdumiona, bo nic nie wiedziałam o drugim życiu mojej przyjaciółki.

– Nic nie mówił. Ale gdy skończyła, spakował walizkę i się wyniósł. Teraz mama siedzi na łóżku i gapi się tępo w ścianę. Nie wiem, co robić. Ale podobno noga jej już nie boli.

Rozłączyłam się. W głowie mi wirowało od myśli. Schyliłam się i dotknęłam palcami mojego tatuażu. Wydawało mi się, że lekko pulsuje. Jak powiedziała tamta Chinka? „Znak oznacza duszę”. Jedność i pokój. Ochrona i powodzenie. Dobre sobie.

Starałam się wszystko zrozumieć

Kiedy weszłam do sypialni Elki, zamknęłam drzwi przed twarzami mojego taty i Tomka. Usiadłam obok przyjaciółki na łóżku. Popatrzyła na mnie. Po oczach poznałam, że była trzeźwa.

– Nie wiem, co mi odbiło, że mu powiedziałam – zaczęła mówić. – Obudziłam się, noga napieprzała mnie strasznie, a gdy ją oglądał, po prostu… wylało się ze mnie. Tak, odszedł, ale – w jej oczach dostrzegłam blask, jakiego od dawna w nich nie widziałam – poczułam tak wielką ulgę, że miałam ochotę płakać ze szczęścia. Nawet nie wiedziałam, że te zdrady tak bardzo ciążą mi na sumieniu.

– I co teraz? – spytałam.

– Nie wiem. A ty jak się czujesz?

– Jak śmieć. Wiesz, że pomysł na aplikację ukradłam? Takiej jednej dziewczynie, którą poznałam w poprzedniej pracy. Marcie. Nie byłyśmy przyjaciółkami. Ale ja miałam większe doświadczenie, więc przyszła do mnie z pomysłem. Spodobał mi się, więc go ukradłam. Nie miała żadnych dowodów, że był jej, rozumiesz. Dzisiaj spotkałam ją na pogotowiu. Nie mogę przestać o niej myśleć. Wstyd mnie pali. I poczucie winy.

– No to musisz ją przeprosić i podzielić się kasą.

– Wiem. Zrobię to.

Przez długą chwilę siedziałyśmy w milczeniu.

– Myślisz, że to przez ten tatuaż? – głos Elki brzmiał niepewnie. – Wierzysz w magię?

Wzruszyła ramionami. Miałam ochotę zrobić to samo. Potem próbowałyśmy dodzwonić się do Tatiany, ale jej telefon milczał. Wróciłam do domu i spałam do południa, kiedy obudził mnie telefon męża Tatiany, który w swój zwykły, burkliwy sposób spytał, czy do cholery nie wiem, gdzie, k…, podziewa się jego żona. Okazało się, że nie wróciła do domu. I nikt nie wie, gdzie jest.

Musiałyśmy naprawić swoje błędy

Umówiłam się z Elką i o drugiej po południu znów stałyśmy przed drzwiami studia tatuażu. Gdy weszłyśmy, znajoma nam starsza Chinka na nasz widok uśmiechnęła się i powiedziała z silnym akcentem:

– Przyszłyście spytać, dlaczego znak, który ma was chronić, zburzył wasz spokój. To proste. Żeby zbudować coś dobrego, najpierw trzeba zniszczyć to, co złe. Oczyścić zaropiałe, zatrute rany, aż popłynie czysta krew. Wtedy zdrowie może powrócić. A życie wejdzie na właściwe tory.

I tak się stało. Nawet nie wiedziałam, jak bardzo podświadome obwinianie się o wyrolowanie Marty obciążało moją duszę. Gdy sprawy zostały wyprostowane, poczułam, że wreszcie mogę odetchnąć pełną piersią. I zacząć planować dalsze życie. Ela pogodziła się z mężem. On przestał tak ciężko pracować – w końcu już nie musiał, byli bogaci – a ona już nie miała potrzeby szukać pocieszenia w ramionach obcych mężczyzn.

Pół roku po tej „nocy tatuażu” przyszła kartka od Tatiany z Uralu. „Żyję, wędruję i jestem szczęśliwa. Może kiedyś wrócę, ale nie czekajcie”. Jej mąż i synowie tylko wzruszyli ramionami. Nie potrzebowali jej. Im wystarczały pieniądze, działka Tatiany ze sprzedaży aplikacji.

I jeszcze jedno. Kilka tygodni po tamtych wydarzeniach przejeżdżałam ulicą, gdzie było chińskie studio tatuaży. Nie zobaczyłam w oknie kamienicy znajomego mi neonu. Zaparkowałam i poszłam spytać, dokąd studio się przeniosło. Kobieta w średnim wieku, która otworzyła mi drzwi, powiedziała, że mieszka tu od kilkunastu lat i nigdy nie było tu żadnego studia.

– Chyba że – zmarszczyła brwi, jakby coś ją oświeciło, a potem odwróciła się i wrzasnęła w głąb mieszkania: – Jacek, wynająłeś komuś mieszkanie, gdy byłam w sanatorium? Pasy z ciebie zedrę! I oddawaj forsę, darmozjadzie…

Czytaj także:
„Jak ostatnia naiwniaczka zaufałam przystojniakowi i drań ogołocił mój portfel. Chyba nie doczekam miłości”
„Nie dałam synowi kasy na nowe mieszkanie, więc uknuł plan. Chciał zrobić mi krzywdę, by przejąć konto z pokaźną sumką”
„Siostra wyczekiwała śmierci babci, bo liczyła na spadek. Gdy poznała jej testament doznała szoku”

Redakcja poleca

REKLAMA