„Brat zgarnął mi sprzed nosa działkę i dom po rodzicach. Bałam się, że się pozabijamy o ten kawałek ziemi na pipidówie”

Mąż chciał jej odebrać dziecko fot. Adobe Stock, antianti
„Starałam się trzymać fason, ale w duchu czułam, jak grunt osuwa mi się spod stóp. Przecież byłam zawsze pewna, że albo ja dostanę to gospodarstwo, albo nikt… Zupełnie nie brałam pod uwagę Tomka, który – jak się okazało – również marzył o uprawie kwiatów. Na dodatek planował otworzyć gospodarstwo agroturystyczne, którym miałaby zawiadywać Basia”.
/ 22.01.2023 18:30
Mąż chciał jej odebrać dziecko fot. Adobe Stock, antianti

W wielu rodzinach taka sytuacja poróżniłaby rodzeństwo. Jednak ja i mój brat weszliśmy w rodzinny biznes ramię w ramię. To szczęście tworzyć coś wspólnie! Gospodarstwo kwiatowe zajmujące ponad dwa hektary ziemi to było oczko w głowie moich rodziców. Oboje po rolniczych szkołach nie wyobrażali sobie innego zajęcia.

Owszem, początki nie były łatwe

Pierwsze szklarnie postawili na kredyt. Szybko jednak okazało się, że chodzenie koło nich jest ponad siły dwóch osób. Mama miała już wtedy na głowie mnie i Tomka, tata starał się jak najbardziej odciążyć ją z zajęć ogrodniczych, harował więc ponad siły. Wtedy jak dar z nieba spadł na nas spadek po cioci. Znając miłość moich rodziców do ziemi, zapisała mamie sad i kilka hektarów lasów pod Sandomierzem. Rodzice spadek sprzedali, dzięki temu spłacili kredyt i zainwestowali grube tysiące w automatykę sterowaną komputerem, która regulowała w szklarniach temperaturę, dopływ świeżego powietrza, wilgotność…

Teraz to już prawie bajka. Oczywiście nadal liczy się praca ludzkich rąk, ale przynajmniej nie trzeba się zrywać o świcie, by sprawdzić pogodę za oknem, ani martwić się wyjazdem, choćby jednodniowym – cieszyła się mama.

Tata oczywiście też. Wtórował im brat.

Kapitalne, nie myślałem, że tak można! – wykrzykiwał, wpatrując się w otwierane „przez duchy” wielkie tafle szkła, by wpuścić w uprawy świeże powietrze czy słońce.

Tomek miał wtedy 12 lat

Wkrótce okazało się, że rośliny ukochał tak samo jak rodzice. Poszedł po liceum na projektowanie zieleni. Szkołę skończył z wyróżnieniem, wyjechał do Anglii. Okazało się jednak, że z projektowania ogrodów to trudno się tam utrzymać, za to jest popyt na sprzątanie. Założył więc profesjonalną firmę sprzątającą. Szybko zyskał sobie renomę niedrogiego, ale niezwykle solidnego przedsiębiorcy. Jego personel gościł w najdroższych angielskich firmach. W jednej z nich poznał miłość swojego życia – Basię. Polkę, która podobnie jak on przyjechała do Wielkiej Brytanii za chlebem. Po dwóch latach znajomości podjęli decyzję o wspólnym życiu i powrocie do kraju. Kupili mieszkanie w bloku, zaczęli się urządzać. Ja, przeciwnie niż brat, nie znosiłam kwiatków i grządek od urodzenia. Moim marzeniem były studia polonistyczne i praca w szkole w wielkim mieście. Na szczęście rodzice nigdy nie usiłowali do niczego mnie zmuszać, nie bronili wyjazdu na studia do Gdańska. Udało mi się, lecz nie popracowałam długo.

Mój ślub zbiegł się z powrotem Tomka do kraju. Urodziłam córeczkę i korzystając z urlopu wychowawczego, zamieszkałam u rodziców. Mąż pracował przez internet, a fajniej było opiekować się bobaskiem na łonie natury, a nie w bloku z wielkiej płyty… Pewnego dnia, tuląc do piersi swoje maleństwo, zdałam sobie sprawę z tego, że nie chcę już wracać do Gdańska. Cieszy mnie zapach świeżo koszonej łąki, nawet na kwiaty mamy patrzę już inaczej niż zbuntowana nastolatka.

Wiesz, może byśmy tu zostali? Sprzedamy mieszkanie, wyremontujemy część domu rodziców albo kupimy działkę gdzieś niedaleko… Nie wyobrażam sobie harówki w szkole, korepetycji i jednocześnie opieki nad Marcysią, a nie chcę, żeby siedziała od rana do nocy w żłobku, potem w przedszkolu. Tutaj pomagałabym w gospodarce, ty nadal mógłbyś robić swoje projekty graficzne. Mielibyśmy więcej spokoju, a i pieniędzy też, bo w mieście żyje się o wiele drożej – przekonywałam Darka.

– Nie mam nic przeciwko, też mi się tutaj podoba, i praca jakby idzie sprawniej na łonie spokojnej natury– on, o dziwo, poparł mój pomysł bez wahania!

Następnego dnia poszłam do rodziców na poważną rozmowę.

– Córciu, jest tylko jeden problem. Tomek był u nas z taką samą propozycją rok temu, byliśmy już u notariusza, zapisaliśmy mu dwie trzecie gospodarstwa…

Mama robiła się na twarzy blada i czerwona na przemian. Widziałam, z jakim trudem przychodzi jej to wyznanie.

Była bardzo zmartwiona

– Nie martw się, mamo – zmusiłam się do uśmiechu. – Ja przecież nigdy nie chciałam tej roli, tych szklarni, zawsze podkreślałam, że nie zamierzam mieszkać na wsi. Obudziłam się za późno.

Starałam się trzymać fason, ale w duchu czułam, jak grunt osuwa mi się spod stóp. Przecież byłam zawsze taka pewna, że albo ja dostanę to gospodarstwo, albo nikt… Zupełnie nie brałam pod uwagę Tomka, który – jak się okazało – również marzył o uprawie kwiatów. Na dodatek planował otworzyć gospodarstwo agroturystyczne, którym miałaby zawiadywać Basia.

No cóż, sama jestem sobie winna – dodałam ze łzami w oczach, kiedy już zrelacjonowałam wszystko Darkowi.

– Skarbie, po sprzedaniu mieszkania zostanie nam góra pieniędzy, możemy przeprowadzić się na wieś tak czy inaczej – uspokajał mnie. – Blisko twoich rodziców albo dalej, gdzie tylko chcesz!

Mój kochany, zaradny jak zawsze i tryskający optymizmem mąż… Od razu podzieliłam się z rodzicami tą myślą. Nie chciałam, by czuli się winni.

A ja wpadłem na inny pomysł! – tata zwykle mówił niewiele, ale jak już się odezwał, to z sensem. – Możecie postawić dom na naszej działce, tuż obok, wydzielimy wam kawałek. I prowadzić wspólnie z bratem gospodarstwo. Za kilka lat możemy z mamą przejść na emeryturę, a jedna trzecia upraw zostaje do „opanowania”. Porozmawiam o tym z Tomkiem!

Bałam się tego. Bałam się, że będziemy mieli inne plany, inne potrzeby i w końcu się pozabijamy, a to wszystko przez ten kawałek ziemi na wsi zabitej dechami. Ale myliłam się. Dwa lata później postawiliśmy niewielki domek na działce od rodziców. Część pieniędzy ze sprzedaży zainwestowaliśmy w gospodarstwo, bo z bratem i bratową dogadaliśmy się bez trudu. Darek zrobił nam przepiękną stronę internetową, wkrótce rozwinęliśmy działalność także w sieci – tym zajmuje się mój mąż. Basia i ja doglądamy pensjonatu, a Tomek zajmuje się kwiatami. Rodzice zaś odpoczywają nareszcie i – jak wciąż podkreślają – puchną z dumy, gdy patrzą, jak ich dzieci, w zgodzie rozwijają to, co oni kiedyś stawiali własnymi rękami. 

Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”

Redakcja poleca

REKLAMA