Kiedy dziadek Adam skończył osiemdziesiąt lat, wprowadziłam się do jego domu, żeby nie był sam. To nie było żadne poświęcenie z mojej strony. Po pierwsze, zawsze bardzo się kochaliśmy, po drugie, dziadek był wciąż sprawny i zdrowy, a po trzecie, uwielbiałam ten dom z pięknym ogrodem i stawem na przedmieściach Oksfordu.
Robił karierę w Anglii
Dziadek był Polakiem, co zawsze podkreślał. Został ściągnięty do Anglii w tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym piątym roku przez jednego z wykładowców w Oksfordzie, zachwyconego jego wiedzą matematyczną i talentem.
To chyba było najlepsze, co mogło spotkać dziadka – był naukowcem z krwi i kości, włącznie z „profesorskim” roztargnieniem i umiejętnością życia bez jedzenia i snu, gdy rozwiązywał interesujący go problem. Gdyby nie babcia Jola, pewnie zmieniłby się w abnegata mamroczącego pod nosem równania.
Jego żona była dzieckiem polskiego oficera, który pozostał w Anglii po pierwszej wojnie światowej. Poznali się na uniwersytecie – Adam był obiecującym asystentem na wydziale matematyki, ona bibliotekarką. Mieli dwójkę dzieci.
Dziadek pilnował, by jego dzieci (i potem ja, jego jedyna wnuczka) mówili jak rodowici Polacy. Zresztą w jego domu zawsze mówiło się po polsku. Uczył potomków historii, literatury i zaszczepiał dumę z kraju przodków. Zawsze też twierdził, że dożyje dnia, kiedy jego ojczyzna będzie wreszcie wolna i wejdzie do Europy na równych prawach.
I doczekał się. Ale choć kilka razy mu proponowałam, nie chciał odwiedzić Polski. Co było dziwne, bo widziałam, że tęskni.
Pewnego dnia dziadek poprosił, bym mu zniosła ze strychu starą tekturową walizkę. Domyśliłam się, że była to walizka, z którą przyjechał do Anglii. Kilka godzin później zastałam go wpatrującego się w stronę albumu ze zdjęciami.
Usiadłam obok niego na kanapie. Tych zdjęć nigdy wcześniej nie widziałam. Oczywiście dziadek pokazywał nam wcześniej fotografie rodziny z Polski, rozpoznawałam więc na zdjęciu pradziadków, ale na innych stali dwaj chłopcy, których nigdy nie widziałam. Byli identyczni.
– Kim są ci bliźniacy z poduszkami? – spytałam o pierwsze zdjęcie, które wzięłam do ręki.
– To ja i Marek, mój brat. – odparł ze wzruszeniem.
– Miałeś brata, dziadku? – zdumiałam się. – Dlaczego nigdy o nim nie mówiłeś?
Podwójna zdrada
Dziadek przełożył kilka stron albumu i zobaczyłam duże zdjęcie dwóch młodych mężczyzn, teraz co najmniej dwudziestoletnich. Bracia, nie do odróżnienia, patrzyli w obiektyw aparatu z szerokimi uśmiechami. Szczupłe, starcze palce dziadka Adama lekko drżały, kiedy dotykał twarzy Marka – tego po lewej.
– Poróżniła nas zła krew – powiedział cicho. – To przez niego wyjechałem z Polski. Jak wiesz, Natalko, bardzo kochałem twoją babcię. To była najwspanialsza kobieta na świecie, żona i przyjaciółka, jakiej potrzebowałem. Ale w Polsce kochałem inną kobietę. Miłością młodzieńczą, żarliwą i namiętną. Byłem gotów umrzeć za Alinę.
Głos dziadka coraz częściej się załamywał.
– Miałem się z nią ożenić, ale na miesiąc przed ślubem okazało się, że zaszła w ciążę z moim bratem. Byłem zdruzgotany. Nie mogłem zostać w kraju, więc zgodziłem się wyjechać do Anglii, choć wcześniej odmawiałem.
– Dlaczego? – zdziwiłam się. – To jest praca, dla której zostałeś stworzony. Sam mówiłeś, że w Polsce nie miałbyś takiej szansy.
Pomilczał chwilę. Westchnął.
– Widzisz, wnusiu, kiedyś byłem strasznie zacięty. Marek po latach próbował się ze mną skontaktować. Chciał coś wyjaśnić. Ale ja nie chciałem słuchać.
– Przecież już kochałeś inną kobietę. I byłeś z nią szczęśliwy. – nie byłam w stanie zrozumieć całej historii.
– Chodzi o to, że tak naprawdę bolała mnie nie strata kobiety, ale strata brata. Jego zdrada. Byliśmy przez dwadzieścia pięć lat tak sobie bliscy, jakbyśmy byli jednym. A on mnie zdradził. Nie mogłem tego przeboleć. I przez to nie rozumiałem, co tak naprawdę się wydarzyło. Natalko – zamknął album i spojrzał na mnie – nie zostało mi już wiele czasu…
– Nieprawda, dziadku, nie mów tak! – oburzyłam się.
–…a jedyne czego chcę, to zobaczyć się z moim bratem – kontynuował, jakby mnie nie słyszał. – Muszę mu powiedzieć, że wybaczyłem. I że tęsknię.
Przytuliłam do siebie dziadka. Obiecałam mu, że znajdę jego brata w Polsce i ściągnę go do Anglii. O ile wciąż żyje.
– Gdyby umarł, wiedziałbym – stwierdził dziadek.
Chciał się pojednać z bratem
Do odnalezienia stryjecznego dziadka wynajęłam kancelarię prawniczą. Mijały tygodnie. Okazało się, że Marek w latach 60. zmienił nazwisko, ślady się urywały, znalezienie kolejnych tropów zabierało czas.
A tymczasem dziadek z dnia na dzień czuł się coraz gorzej. Przyplątał się wylew, i zaległ w łóżku. Jedyne, co go interesowało, to czy znalazłam już jego brata. Wreszcie dostałam informację, że natrafiono na Marka w jakimś domu opieki społecznej. I że prawnik przywiezie go do Oksfordu jak najszybciej.
Stan dziadka pogarszał się szybko i bałam się, że Marek nie zdąży. Ale Bóg był łaskawy i pewnego dnia byłam świadkiem spotkania bliźniaków po ponad pół wieku od rozstania.
Stryj Marek był nieco chudszy niż jego bliźniak. Obcięty na krótkiego, żołnierskiego jeża. I po głębszych zmarszczkach na twarzy widziałam, że miał życie pełne zmartwień i rozczarowań. Ale mimo wszystko był strasznie podobny do dziadka Adama.
Wszedł do sypialni ostrożnie, opierając się na lasce. Pewnie jak i jego brat miał problemy ze stawami. Usiadł przy łóżku i delikatnie wziął brata za rękę.
– Dziękuję, że mogę choć raz na ciebie spojrzeć – powiedział. – Że mi wybaczyłeś.
Dziadek patrzył na brata, a z jego oczu spłynęły łzy.
– To ty mi wybacz, że byłem takim zawziętym pajacem – wyszeptał. – Że nie chciałem zrozumieć, że zrobiłeś to dla mnie.
Wysunęłam się z sypialni, bo czułam, że podglądam wyjątkowo intymną chwilę, do której nie mam prawa. Zrobiłam herbatę, nakroiłam ciasta i zaniosłam wszystko do saloniku. Stryj Marek przyszedł tam po godzinie.
– Zasnął – powiedział, gdy stanął w drzwiach.
– Dużo śpi – zgodziłam się. – Proszę, niech stryj siada. Zrobiłam ulubione ciasto drożdżowe dziadka. Podobno zawsze lubiliście to samo.
– Chyba nic się nie zmieniło – odparł.
Usiadł przy stole. Nalałam herbaty, podsunęłam ciasto. Wziął filiżankę i zapatrzył się w parujący napój.
– Zawsze myśleliśmy tak samo, czuliśmy tak samo. Wiedziałem, kiedy go coś boli, kiedy jest radosny – powiedział cicho. – Ale wbrew pozorom nie byliśmy tacy sami. – starzec dotknął palcem czoła. – On dostał wielki talent i pasję, za siebie i za mnie. Wszystko co robił, robił całym sobą. Jak kochał, to każdą komórka ciała i duszy. I tak samo nienawidził. Wszystko albo nic.
Teraz, dzięki wspomnieniom stryja Marka, mogłam poznać drugą wersję.
– Rzucał się w przygodę na główkę, nie patrząc, czy pod spokojna tonią nie kryją się mielizny. Ja byłem tym, który go chronił. To była moja rola. Od samego początku. W rodzinie krążyła legenda, jak to kiedyś mama wykąpała nas, założyła pieluchy i położyła na łóżku. Wyszła na pięć minut do kuchni. Kiedy wróciła, Adam zwisał z łóżka głową w dół, a ja trzymałem go za pieluchę, żeby nie spadł. Oczywiście to tylko opowieść, ale dobrze oddaje nasze relacje. Geniusz i jego ochroniarz – wreszcie upił łyka herbaty.
Brat chciał ochronić dziadka
Po chwili przerwy kontynuował swoją opowieść.
– Wiedziałem, że mój brat będzie szczęśliwy jedynie, gdy będzie matematykiem. Los też to wiedział. Adam dostał propozycję wyjazdu do Anglii, do Oksfordu. Przed nim była kariera naukowa, doskonałe życie. Ale odmówił, bo jego narzeczona nie chciała opuszczać kraju, w którym była gwiazdą. Tu miała rodzinę, przyjaciół. Tu była kimś. Tam byłaby żoną nauczyciela, jak mówiła. On patrzył w nią jak w obraz, czcił ją. Byłem zrozpaczony, bo wiedziałem, że życie z nią zniszczy go. Próbowałem przemówić mu do rozsądku, ale nie słuchał. Więc zrobiłem, co musiałem.
– Skąd stryj to wie? Może byliby szczęśliwi razem?
Pokręcił głową.
– Widziałem to. Widziałem, jak dla niej marnuje szansę. Jak rozmienia swój talent i wiedzę na drobne w zwykłej szkole. Jak pije, bo żona go zdradza. – wzdrygnął się. – Śniło mi się to tygodniami. Sny były tak realne, że zrozumiałem, że widzę przyszłość. Albo raczej najbardziej prawdopodobną wersję przyszłości. O ile czegoś nie zrobię.
– Więc stryj odebrał bratu narzeczoną. – dokończyłam.
– Co sprawiło, że mnie znienawidził i przyjął propozycję pracy w Oksfordzie. – stryj mi się tłumaczył.
– Z powodu snu.
– Uwierz mi, Natalio, miałem rację. I on to wie. Alina nie nadawała się na żonę naukowca. W ogóle nie nadawała się na żonę i matkę, co udowadniała mi przez następne dziesięć lat, zanim porzuciła mnie dla innego. Ale ja nie cierpiałem, bo nigdy jej nie kochałem. Kochałem brata – potarł dłonią miejsce nad sercem. – Szkoda, że on tak późno zrozumiał, przed czym go uchroniłem. I że był takim upartym sukinkotem. Jak zawsze. Straciliśmy życie.
Nie było już nic do dodania. Dziadek Adam zmarł trzy dni później, nie odzyskawszy przytomności. Stryj Marek poszedł w jego ślady dwa tygodnie później. Serce nie wytrzymało.
Czytaj także:
„40 lat temu sprzątnęłam siostrze narzeczonego spod ołtarza. Pogodziłyśmy się dopiero na jego pogrzebie”
„Z siostrą pokłóciłyśmy się o spadek. I nigdy nie zdążyłyśmy pogodzić. Zginęła w wypadku, a ja nie przestanę żałować”
„Całe życie pomiatałem siostrą, którą obwiniałem o rozwód rodziców. Teraz chcę się pogodzić. Tylko czy nie jest za późno?”