Odkąd pamiętam, zawsze żyłem w cieniu brata. Ciągle słyszałem „Artur to”, „Artur tamto”, jakby nikt inny się nie liczył. Jakbym ja w ogóle się nie liczył. Rodzice wcale mnie nie zauważali, a jeśli już, to żeby za coś skarcić albo ubolewać nad moimi brakami. Wiecznie byłem porównywany do tego idealnego, starszego brata. Nigdy nie powiedzieli mi, że zrobiłem coś tak, jak należy. Że są ze mnie dumni.
Artur zawsze miał wszystko lepsze
On dostał telefon, ja byłem na to zbyt nieodpowiedzialny. On mógł siedzieć dłużej przy komputerze, bo się uczył, a ja tylko grałem w głupie gry (choć tak naprawdę było zupełnie odwrotnie). On dostawał wyższe kieszonkowe, on miał takie ubrania jak chciał – ja musiałem nosić to, co wybrała mi matka albo donaszać ciuchy po nim.
Kiedyś chciałem, żeby rodzice zapisali mnie na boks. Usłyszałem, że nie mają pieniędzy, a ja powinienem się skupić na nauce. Byłem wtedy zły, bo poza chemią, miałem same piątki. Tymczasem Artura bez żadnej dyskusji zapisali na siatkówkę, chociaż jego średnia nigdy nie przekroczyła czterech.
– Artur jest starszy – argumentowała matka. – W wyższych klasach jest trudniej. Sam zobaczysz.
Nie zobaczyłem. Do końca liceum moją piętą Achillesową pozostawała tylko znienawidzona chemia. Jeszcze w podstawówce wielu kolegów zazdrościło mi brata. Był znany w całej szkole, lubiany. Szpanował jako gwiazda siatkówki.
– Ty to fajnie masz – usłyszałem kiedyś. – Taki brat. Pewnie przedstawił cię wszystkim znajomym.
Uśmiechnąłem się wtedy i nie ciągnąłem tematu. Tak naprawdę Artur nigdy z nikim mnie nie poznał. W ogóle udawał w szkole, że mnie nie zna. A jeśli już mnie dostrzegał, stroił sobie głupie żarty. Znacznie gorzej było w liceum. Tam Artur przechodził samego siebie. Docinki były na porządku dziennym. Nie pamiętam tygodnia, w którym nie zrobił ze mnie pośmiewiska. Nigdy, zupełnie nigdy nie dał mi odczuć, że jestem w czymś dobry, a co dopiero najlepszy.
Podobno starszy brat powinien dawać wsparcie. Mój, kiedy miałem jakiś problem, nigdy nie doradzał. Tylko jeden jedyny raz poprosiłem go o pomoc. Zareagował agresywnie – wylał mi colę na nowiutką bluzę. Autentycznie wściekły, powiedziałem o tym mamie. Usłyszałem, że jestem okropny. Nie dość, że nie dbam o swoje rzeczy, to jeszcze zwalam na brata, który nigdy niczego nie zniszczył.
Ucieszyłem się, gdy poszedłem na studia
Wreszcie uwolniłem się od Artura. Miałem nowych znajomych, którzy nie wiedzieli nic o mojej mało porywającej szkolnej przeszłości. I nagle, na informatyce, okazało się, że jestem coś wart. Że mam najlepsze wyniki na roku, ludzie mnie lubią, a moje zainteresowanie boksem wcale nie jest głupie. Chodziłem na dzienne zajęcia, a wieczorami, dwa razy w tygodniu, na treningi. I czułem, że się spełniam.
Bolały mnie tylko powroty do domu. Ponowne stawanie w cieniu brata, starszego zaledwie o dwa lata, było nie do zniesienia. On też studiował, a jakże – pedagogikę. Nie zamierzał nic robić w tym kierunku. Studiował, żeby rodzice nie gadali. A oni nadal byli w niego zapatrzeni jak w obrazek. Bo przecież miał naprawdę dobre oceny. Moje zbyli wzruszeniem ramionami.
– W tych komputerach to chyba wszyscy młodzi się teraz orientują, nie, Artur? – rzucił tylko żartobliwie ojciec.
Po tym tekście obiecałem sobie, że ograniczę kontakty z rodziną do minimum. I tak też zrobiłem. Uzbierałem trochę pieniędzy ze stypendium, złapałem pracę na pełen etat jako programista i tak, kupiłem własne mieszkanie! Niewielkie, na spory kredyt, ale miało dwa pokoje i mnie wystarczało.
Ktoś mnie wreszcie docenia!
Na ostatnim roku studiów w jednym z barów poznałem Dagmarę. Oczarowała mnie. Była nie tylko piękna, ale i pogodna, a przy tym wygadana i inteligentna. Właśnie skończyła anglistykę i znalazła nieźle płatną pracę jako tłumaczka. Do baru przyszła z koleżankami, żeby to opić.
Tak się złożyło, że wyszła ze mną. Umówiliśmy się na kolejne spotkanie, a potem na następne. Prędko zaczęliśmy ze sobą chodzić, a po pół roku Daga się do mnie wprowadziła. To na jej uznaniu zaczęło mi najbardziej zależeć i w sumie często je odczuwałem. Moja dziewczyna nie mogła się nadziwić, jak to robię, że godzę pracę, studia i treningi. Chyba mnie podziwiała. I bardzo mi się to podobało.
Ślub nadszedł szybko. Nie mogłem nie zaprosić rodziny, więc tu również musiał się pojawić Artur. Jakimś cudem nie zepsuł mi tego dnia. Wydawał się mocno zdziwiony, że się żenię. Pewnie uważał, że żadna mnie nie zechce. Z kolei rodzice wydawali się szczęśliwi.
– Wreszcie stanąłeś na wysokości zdania, Oskarku – szczebiotała matka.
Dużo pracy, mało czasu
Po ślubie było nam razem dobrze. Sęk w tym, że po trzech miesiącach dostałem pracę przy bardzo ważnym projekcie. Zaczęły się częste wizyty w firmie, późne powroty do domu, potworne zmęczenie i brak czasu na cokolwiek. Nawet na treningi wyskakiwałem obecnie tylko raz w tygodniu.
Daga nie narzekała, ale widziałem, że jej to nie pasuje. Ona pracowała zdalnie i po skończonej pracy nad tekstem zostawała sama. Obiecałem jej, że jak tylko projekt się zakończy, zrobimy sobie jakieś fajne wakacje. Niestety, projekt się przedłużył – z dwóch miesięcy zrobiły się cztery. Potem, nim zdążyłem zaprotestować, wpadło kolejne, równie ważne zlecenie. Nikt z grupy nie wyobrażał sobie, że może mnie przy nim zabraknąć.
– Nie martw się, Oskar – pocieszyła mnie Daga, gdy powiedziałem jej, co się stało. – To dla ciebie spora szansa. No i pieniędzy w domu będzie więcej.
Mimo wszystko, nie było mi z tym dobrze. Widziałem, że moja żona jest jakaś smutna. Nieobecna. Odpowiadała półsłówkami, uśmiechała się, ale ten uśmiech nie sięgał oczu. Starałem się więc wygospodarować dla niej czas chociażby w weekendy.
Rodzinny obiad z dramatycznym finałem
Zbliżały się sześćdziesiąte urodziny mojej mamy. Z tego powodu zostaliśmy zaproszeni na wystawny obiad do mojego rodzinnego domu. Daga już od rana była podenerwowana. Wszystko leciało jej z rąk, przesłodziła nawet herbatę.
– Nie stresuj się tak – powiedziałem do niej ze śmiechem. – Oni tylko tak strasznie wyglądają.
Roześmiała się, ale dalej była jakaś nieswoja. Na miejscu w ogóle siedziała spięta. W dodatku Artur ciągle się na nią gapił, i to w sposób, który wcale mi się nie podobał. Również jego narzeczona, Justyna, wydawała się zażenowana. Nie mówiłem nic ze względu na mamę i jej święto, ale kiedy zaczął rzucać pod jej adresem sprośne teksty, nie wytrzymałem:
– Możesz się odwalić od mojej żony? – Posłałem bratu wściekłe spojrzenie. – Masz ze sobą jakiś problem?
Uśmiechnął się do mnie złośliwie i spojrzał porozumiewawczo na Dagę.
– To raczej ona ma problem, jeśli już.
W tym momencie moja żona poderwała się z miejsca i wybiegła z płaczem z mieszkania. Niewiele myśląc, podążyłem za nią.
– Daga, daj spokój – rzuciłem, kiedy ją dogoniłem. – Mój brat to prostak. Nie warto się przejmować.
Pokręciła głową.
– Oskar, tak bardzo cię przepraszam…
– Za co? – zdumiałem się.
– Ja… ja się z nim przespałam – wyjąkała. – Jeden jedyny raz. Ty ciągle pracowałeś i… sama nie wiem. Popełniłam straszny błąd…
„Jesteś zerem, Oskarku”
Cały sztywny wróciłem do mieszkania rodziców. Stanąłem przed szczerzącym się do mnie bratem.
– Bawi cię to? – wycedziłem.
– Jeszcze jak – odparł.
Rozejrzałem się. Justyny nie było. Musiała pewnie wyjść do łazienki.
– Spałeś z moją żoną? – zapytałem dla pewności.
– A, więc ci się pochwaliła. Umiem się zająć kobietą, co?
Rodzice popatrzyli po sobie. Było mi ich nawet trochę żal. Nagle obraz ich idealnego synka legł w gruzach.
– Artur – zaczęła mama, kręcąc głową. – Artur, dziecko, co ty mówisz?
– A co? – Mój brat podniósł się z miejsca. – Ty widziałaś, jak ona wygląda? I ona z nim? Naprawdę?! – Spojrzał na mnie z niechęcią. – Jesteś zerem, Oskarku. Taka kobieta należy się mnie!
Popatrzyłem na niego z niedowierzaniem
– Masz trzydzieści trzy lata i dalej zachowujesz się jak smarkacz. Nie jesteśmy już w szkole i właśnie to ty się wygłupiłeś.
Rzucił się na mnie z pięściami. Nie umiał się bić. Nigdy niczego nie trenował, poza tą swoją siatkówką. Bez trudu go obezwładniłem i usadziłem na krześle. Oglądanie jego bezradnej, sfrustrowanej miny sprawiło mi mimo wszystko lekką satysfakcję.
– Nie chcę cię więcej widzieć – powiedziałem. Potem zwróciłem się do rodziców: – Przykro mi, że musieliście na to patrzeć, ale teraz przynajmniej wiecie już, jaki jest wasz lepszy syn.
Nigdy więcej nie spotkałem się z Arturem. Rodzice też go unikają. Mało tego – matka podobno powiedziała mu, że dopóki nie uporządkuje swojego życia, ma się jej nie pokazywać na oczy. A ma co porządkować.
Jak już ochłonąłem po urodzinowym obiedzie u mamy, umówiłem się z Justyną i powiedziałem jej o tym, co zrobił mój brat. Z jednej strony rzeczywiście chciałem się zemścić, z drugiej wolałem, żeby nie marnowała sobie przy nim życia.
Bałem się tylko, że nic z tym nie zrobi albo Artur znowu ją omota. Ale Justyna mnie zaskoczyła. Natychmiast zerwała zaręczyny i kopnęła mojego braciszka w tyłek. Został więc sam, z masą długów i pracą na stacji benzynowej. Tata wspominał, że nawet tam coraz trudniej mu się utrzymać, więc niewykluczone, że niebawem ją straci.
Długo myślałem nad moim małżeństwem. Ostatecznie jednak nie zażądałem rozwodu. Poszliśmy z Dagą na terapię. Wybaczyłem jej. Teraz jest lepiej. Dużo rozmawiamy, chodzimy na długie spacery. Ja zmieniłem pracę. Zarabiam mniej, ale mam sporo czasu dla żony. I spodziewamy się dziecka. Mój brat jak zwykle chciał mi zaszkodzić, ale ta ciężka próba tylko umocniła nasz związek.
Czytaj także:
„Chciałam, żeby ojciec sobie kogoś znalazł, ale nie sądziłam, że zakocha się w dużo młodszej kobiecie. Mojej przyjaciółce”
„Były zostawił mnie dla mojej przyjaciółki. Na ich wesele przyszłam z jego ojcem i zakochaliśmy się w sobie”
„Zakochałam się w facecie, który umówił się ze mną z litości. Za wszystkim stała moja przyjaciółka"