„Brat męża chce mnie uwieść, by podbudować swoje ego. Straszy, że jeśli odmówię, obróci kota ogonem i zrobi ze mnie kokotę”

kobieta, którą uwodzi szwagier fot. Adobe Stock, ArtistGNDphotography
„– Świnia! – warknęłam. – Zazdrościsz bratu, że sobie poukładał życie, tak? Że ma kochającą i niegłupią żonę, a ty, niby taki zdolny, tak świetnie się zapowiadający, nadal jesteś sam jak palec! Okazał się lepszy od ciebie i to cię boli, prawda?”.
/ 10.04.2023 19:15
kobieta, którą uwodzi szwagier fot. Adobe Stock, ArtistGNDphotography

Maciek, mój mąż, zawsze miał na pieńku ze swoim starszym bratem. Obu znam od dziecka. Wszyscy z okolicznych wsi chodziliśmy do tej samej szkoły, jedynej w promieniu 20 kilometrów. Maciej był w klasie równoległej, jego brat, Bartek, rok wyżej niż my. Nie wiem, jak jest w mieście, ale na wsi wszyscy się znają. Mało tu rozrywek, komputera w tamtych czasach jeszcze nikt nie widział na oczy, więc po lekcjach na ogół szliśmy na boisko albo do pobliskiego lasku. Tu różnice wieku nie miały dużego znaczenia, każdy bawił się z każdym.

Między Maćkiem a Bartkiem wiecznie dochodziło do sprzeczek. Z winy Bartka. Był przystojniejszy od brata, lepiej od niego grał w piłkę, nawet na gitarze brzdąkał. Maciek należał raczej do gatunku cichych mruków; fascynowały go książki, głównie historyczne, nie radził sobie w sporcie. A Bartek, nie wiedzieć czemu, ciągle się z niego z tego powodu wyśmiewał.

Zamiast wspierać brata, on go gnębił, na każdym kroku podkreślał, że jest od niego lepszy. A przecież Maciek w niczym mu nie zagrażał. Na boisku Bartek nie miał sobie równych, a i o powodzenie u dziewczyn się nie martwił. Naprawdę, nie musiał sobie i światu stale udowadniać, że wygrywa ze swoim bratem na każdym polu. No, prawie na każdym. Maciek zawsze fascynował się lasem i chyba nie było we wsi nikogo, kto wiedziałby tyle o roślinach i zwierzętach co on.

Długo nie miałam o tym pojęcia. Ot, kolega jak kolega, czasem się powygłupialiśmy, czasem ja przepisałam od niego polski, a on ode mnie matmę. Jak to dzieciaki – niespecjalnie zwracaliśmy na siebie uwagę. Chociaż akurat Maciek był chętnie zaczepiany przez dziewczyny, bo te interesowały się jego bratem. I robiły wszystko, żeby się do niego zbliżyć. Mnie Bartek się nie podobał, nie lubiłam go. Zresztą mrukliwy, wciąż siedzący z nosem w książkach Maciek, też wydawał mi się mało interesującym kompanem.

Po maturze między nami zaiskrzyło

Ale pewnego dnia, a był to już koniec podstawówki, poszliśmy wszyscy do lasu na jagody. Obrodziło, a dla nas to oznaczało zarobek. Jakoś tak się złożyło, że szłam w grupie z Maćkiem. To wtedy odkryłam, jak wielką pasją jest dla niego las. Całą drogę opowiadał o roślinach, zwierzętach, martwił się jakimiś chorobami drzew, recytował nazwy gąsienic… Nie powiem, zaimponował mi wtedy.

Potem przez dłuższy czas się nie widzieliśmy. Ja zdałam do liceum ekonomicznego w mieście, zresztą tego samego co Bartek, którego coraz bardziej nie znosiłam. Maciek dostał się do swojego wymarzonego technikum leśnego. To była szkoła z internatem, więc do domu przyjeżdżał rzadko.

Po maturze wszystko się zmieniło. Bartek poszedł do wojska, a Maciek zaczął pracować w służbie leśnej. Nie wiem, czy to z powodu długiej rozłąki, czy po prostu do siebie pasowaliśmy, ale nagle coś zaiskrzyło. Nie minęło pół roku, jak byliśmy po słowie, a po roku wzięliśmy ślub. Zamieszkaliśmy u jego rodziców, bo mieli duży i bardzo wygodny dom. W prezencie ślubnym dostaliśmy kawałek ziemi, ale na razie nie zamierzaliśmy się budować. Rodzice Maćka przekonali nas, że tak będzie lepiej.

– Chałupa spora, my starzy, a Bartek zaraz po wojsku pewnie na zachód pojedzie – mówili. – Nasza kuzynka go zaprasza, a on tu i tak roboty nie ma. Więc spokój będziecie mieli.

Rzeczywiście, Bartek wrócił z wojska i już po miesiącu wyjechał. Z teściami układało mi się wspaniale, i chociaż czasem zastanawiałam się, czy nie lepiej by było na swoim, to jednak zawsze tylko na rozmyślaniach się kończyło. Urodziłam najpierw córeczkę, potem synka. Bartek został ojcem chrzestnym Martynki, chociaż ja nie byłam tym zachwycona.

– Przecież wiesz, że on jest właściwie niewierzący – tłumaczyłam mężowi. – To nie wypada, żeby ojciec chrzestny…

– To mój brat – przerwał mi Maciek. – Tradycja mówi, by na chrzestnego brać bliskich. To nie wezmę obcego!

Już miałam na końcu języka, że od takiego brata to niejeden obcy jest lepszy, ale się powstrzymałam. Dobrze wiem, że Maciek zawsze zabiegał o jego względy. Nie rozumiałam tego. Przecież był dla niego taki podły! Ale muszę przyznać, że z obowiązku chrzestnego Bartek dobrze się wywiązywał. W każdym razie, pamiętał o różnych uroczystościach Martynki i zawsze miał dla niej jakieś prezenty. Ale już żeby zadzwonić czy list z zagranicy wysłać – to nie bardzo.

Nie rozpaczałam przez to specjalnie. Niezbyt mi zależało na kontakcie z Bartkiem. Wręcz przeciwnie – najchętniej w ogóle zapomniałabym o jego istnieniu! Maciek, gdy go nie było w pobliżu, stawał się zupełnie innym człowiekiem. Wesołym, spokojnym, otwartym. A ledwie Bartek pojawiał się w towarzystwie, Maciek zamykał się w sobie i stawał się mrukliwy. I zamiast kłócić się z bratem czy chociaż odpowiadać na jego zaczepki, on pokornie słuchał, jak Bartek się na nim wyżywa. Było mi zawsze okropnie przykro z tego powodu. Kiedyś nawet powiedziałam Maćkowi, żeby mu się postawił, ale on nie chciał.

– Bartek już taki jest – tłumaczył mi spokojnie. – Jak się zacznę stawiać, to on się jeszcze bardziej nakręci. A ja nie jestem taki wygadany jak on. Wiesz, naprawdę wolę ignorować jego zaczepki. W sumie to tylko słowa…

Jak śmiał sugerować coś takiego?!

Czasami miałam ochotę stanąć w obronie męża. O, ja miałam cięty język! Mnie tak łatwo Bartek by nie przegadał, a i pokłócić się umiem. Ale doszłam do wniosku, że to nie ma sensu. Po pierwsze, Bartek przyjeżdżał do nas rzadko, ledwie dwa, trzy razy w roku, i zazwyczaj na krótko. A po drugie, to w końcu sprawa między nimi, mnie nic do tego. No cóż, przynajmniej do niedawna tak było…

Podczas jednej z ostatnich wizyt, Bartek się do mnie przyczepił. Do tej pory właściwie mnie ignorował. Tolerował mnie jako bratową, ale nie usiłował nawet udawać, że mnie lubi. Tymczasem nagle zaczął się mną interesować. Prawił mi komplementy, przytulał, całował po rękach, wołając, że takich pulpetów to nikt nie umie robić. Prawdę mówiąc, było mi głupio, zresztą widziałam, że i Maciek dziwnie zaczyna na to patrzeć. Pewnego dnia, gdy mój mąż był w robocie, a ja kręciłam się po kuchni, Bartek podszedł do mnie od tyłu i niespodziewanie mnie objął. Krzyknęłam i chciałam mu się wyrwać, ale on nie puszczał.

– Chyba nie powiesz, że ci się nie podobam, co? – wyszeptał mi do ucha. – Wszystkie laski na mnie lecą.

– Nie jestem wszystkie – warknęłam. – Puszczaj mnie, i to natychmiast!

Nie wierzę ci – roześmiał się. – Dobrze wiem, że gdybyś kilka lat temu miała wybór, w życiu nie wyszłabyś za tego mruka, tylko za mnie. Ale ja akurat wtedy byłem w wojsku.

– Głupi jesteś – powiedziałam. – Nigdy mi się nawet nie podobałeś!

Wreszcie udało mi się wyszarpać i odskoczyłam na drugi koniec kuchni.

– Tak? Ciekawe… No dobra, przyznaję, nie doceniałem cię wtedy, ślepy byłem. Ale lepiej późno niż wcale – powiedział z obleśnym uśmieszkiem.

Na szczęście, akurat w tej chwili dzieciaki wróciły ze szkoły i zaczęły się kłócić w holu. Bartek się wycofał. Byłam tak wściekła, że chciałam o wszystkim powiedzieć Maćkowi. Ale potem stwierdziłam, że to nie jest dobry pomysł. Będzie mu tylko przykro, a i tak zrobi wszystko, byle nie pokłócić z bratem. Chociaż ja akurat nie miałabym nic przeciwko temu, żeby się w końcu pożarli, i żeby Bartek zniknął z mojego życia raz na zawsze.

Miałam nadzieję, że po tym jednorazowym incydencie mój szwagier pójdzie po rozum do głowy i się opanuje. Niestety, myliłam się. Coraz częściej mnie zaczepiał, coraz nachalniej. Pewnego dnia, gdy znowu byliśmy sami,  złapał mnie, gdy schodziłam po schodach i pocałował. Odruchowo uderzyłam go w twarz.

– I tak prędzej czy później będziesz moja – wysyczał, trzymając się za policzek. – To tylko taka poza. Przyznaj się wreszcie sama przed sobą, że mnie pragniesz.

Często zostawaliśmy w domu sami…

Rozpłakałam się wtedy. Nie, nie przy Bartku, nie dałabym mu takiej satysfakcji. Zbiegłam do łazienki, zamknęłam drzwi i ryczałam jak głupia. Czułam się zwyczajnie poniżona. Przecież on mi się nigdy nie podobał! Ba! Nawet go nie lubiłam! Jak śmie sugerować coś takiego! Cham jeden! Gdyby Maciek wiedział, jak on się zachowuje… A jednak czułam, że nie powinnam mu o tym mówić. Byłam bezsilna.

Na szczęście dwa dni później Bartek wyjechał. Przy pożegnaniu ścisnął mnie ciut za mocno, i udając, że całuje mnie w policzek, wyszeptał: „Będziesz moja”. Zaczerwieniłam się i wyrwałam mu się, ale Maciek tego nie widział. Odwróciłam się na pięcie i nawet nie patrzyłam, jak Bartek odjeżdża.

Potem wszystko wróciło do normy. Chociaż przez kilka dni zastanawiałam się, co powinnam z tym zrobić, jak się zachować. Potem jednak doszłam do wniosku, że przecież Bartek tego właśnie chce – żebym o nim myślała. Zła na siebie postanowiłam zapomnieć o tym wszystkim.

Los mi sprzyjał – brat mojego męża odwołał dwa kolejne przyjazdy. Raz z powodu choroby, drugim razem cofnęli mu urlop w pracy. Maciek nawet nie był tym specjalnie zmartwiony, a ja wręcz odetchnęłam z ulgą. Niestety po niespełna roku znowu przyjechał. Kiedy zapowiedział się z wizytą, poczułam niepokój. Chociaż miałam nadzieję, że tamto zachowanie było zwyczajnym wybrykiem, szczeniackim zagraniem i więcej się nie powtórzy.

Myślałam tak, bo miesiąc temu przysłał nam na maila zdjęcie swojej dziewczyny. Chyba nie byłby takim draniem, żeby zostawić ją tam, po czym wrócić w rodzinne strony i podrywać żonę swojego brata. A jednak. Nie doceniałam swojego szwagra.

Już pierwszego dnia, gdy parzyłam mu kawę w kuchni, podszedł, objął mnie w pasie i wyszeptał:

– Myślałaś o mnie, kochanie? Bo ja o tobie myślałem codziennie.

O mało nie zalałam się wrzątkiem z wściekłości! Postanowiłam, że przez cały jego pobyt będę robiła wszystko, żeby unikać spotkania z nim. Ale nie było to wcale łatwe. Maciek chodził do pracy, dzieci do szkoły, teściowie dużo czasu spędzali w sadzie. Nie mogłam tak po prostu wyjść na cały dzień do koleżanki! Ktoś musiał zrobić obiad, zająć się kurami, krowami, podrzucić liści królikom. A że Bartek siedział całymi dniami w domu, więc oczywiście znowu się napatoczył.

Tym razem sceneria było zdecydowanie mniej romantyczna, bo akurat podrzucałam słomę krowom i w powietrzu unosił się zapach gnoju. Jemu to chyba nie przeszkadzało.

– Wiesz, nawet w gumiakach i z widłami w ręku wyglądasz uroczo – odezwał się w pewnym momencie.

Aż podskoczyłam, bo nie słyszałam, jak wchodzi do obory. Stał przy drzwiach, oparty o futrynę i patrzył na mnie z triumfującym uśmiechem.

Zaproponował mi...

– To co? Szybki numerek w sianie? – wyszeptał i wtedy po raz pierwszy naprawdę się przestraszyłam.

Uświadomiłam sobie, że jesteśmy sami. Dzieciaki wrócą dopiero za dwie godziny, mąż za cztery, teściowie pojechali do miasta, w pobliżu nie było żywej duszy. Nawet pies by mnie nie obronił, bo to pokojowo nastawione zwierzę. A żeby uciec z obory, musiałam przejść koło Bartka! Albo przez drugie drzwi, którymi wywalało się gnój, ale tam akurat leżała parująca sterta słomy, którą sama przed chwilą wyrzuciłam…

– Chodź, wreszcie nadarzyła się okazja – powiedział. – Sianko jest, Maciek nam wszystko przygotował…

Ścisnęłam mocniej widły i spojrzałam na niego hardo.

– Najchętniej bym cię stąd wyrzuciła – powiedziałam. – Nie zrobiłam tego jeszcze tylko przez wzgląd na Maćka. Wiem, że on chce być w porządku wobec wszystkich, nawet wobec ciebie.

– Nawet? Jestem jego bratem.

– No właśnie. Ale ja wobec ciebie nie mam żadnych zobowiązań. I wolałabym, żeby zostało tak, jak do tej pory. Będziemy się nawzajem tolerować i omijać z daleka, rozumiesz?

– Dobrze wiesz, złotko, że wcale nie myślisz tak, jak mówisz – powiedział i zrobił krok w moją stronę.

Obróciłam widły zębami w jego stronę, gotowa na wszystko. Ale w tym momencie na podwórko wjechał traktor. Facet przywiózł obiecane drewno na opał! Przez telefon nie powiedział, kiedy dokładnie do nas zawita, tyle tylko, że w tym tygodniu. Bartek się ulotnił, a ja poszłam pokazać facetowi, gdzie ma to drewno zwalić. I chociaż był sowicie opłacony, to w podziękowaniu zaprosiłam go na kawę. Byłam gotowa dać mu jeszcze obiad, byleby został jak najdłużej!

To właśnie tamtego dnia zaczęłam się zastanawiać, o co właściwie Bartkowi chodzi, i do czego jest w stanie się posunąć. Może jednak powinnam powiedzieć o wszystkim mężowi? Ale właściwie, co mam mu powiedzieć? Że Bartek mnie nagabuje, insynuuje różne dziwne rzeczy? Maciek się tylko wkurzy. I pewnie nawet nic bratu nie powie. A jeżeli, nie daj Boże, zacznie podejrzewać, że coś w tym jest i Bartek naprawdę mi się podoba? Aż się wzdrygnęłam na tę myśl. Z drugiej strony to, co wydarzyło się w oborze… Naprawdę się przestraszyłam! A przecież Bartek miał być u nas jeszcze pięć dni. Pięć długich dni, podczas których będę z nim praktycznie sama!

Te wszystkie przemyślenia doprowadziły do tego, że przeorganizowałam cały kolejny dzień. Zapowiedziałam, że mam sprawy do załatwienia i wrobiłam szwagra w pracę przy obejściu. Obiad ugotowałam wieczorem i następnego dnia wyszłam z domu razem z dziećmi, żeby nie dawać Bartkowi pretekstu do nagabywania mnie.

Straszyłam go, ale wcale się nie przejął

Pojechałam do miasta, pozałatwiałam zaległe sprawy w banku, umówiłam się do lekarza, zrobiłam zakupy. Na koniec poszłam na kawę – nie chciałam wracać zbyt wcześnie. I na tej kawie doszłam do wniosku, że to bez sensu. Mam uciekać z własnego domu? O nie, muszę wziąć byka za rogi. Powiem temu draniowi, co o nim myślę, nastraszę go. W końcu nie jestem ani zahukana, ani cherlawa, na pewno poradzę sobie z takim facetem jak Bartek. Mimo wszystko swój rozum ma i krzywdy mi nie zrobi.

Następnego dnia, bojowo nastawiona od rana, czekałam na jakąkolwiek zaczepkę z jego strony. Długo czekać nie musiałam. Ledwie zszedł na śniadanie, już zaczął swoją gadkę:

– I co, skarbie? Wczoraj cały dzień cię nie było, stęskniłem się za tobą…

– Powiedz, o co ci chodzi? – zapytałam najzimniej, jak tylko potrafiłam.

– Nie dotarło do ciebie jeszcze, że ja nie chcę się z tobą zaprzyjaźnić?

– Gadaj, co chcesz, i tak ci nie wierzę – uśmiechnął się i podszedł bliżej. – Wszystkie zawsze na mnie leciały.

– Jesteś żałosny. Nigdy cię nawet nie lubiłam – rzuciłam z pogardą.

– A może po prostu wiedziałaś, że nie masz u mnie szans i dlatego wmówiłaś sobie, że ci nie zależy? – stwierdził z bezczelnym uśmiechem.

Tego już było za wiele!

– Nic sobie nie wmawiałam, kretynie – czułam, że ze wściekłości zaraz się rozpłaczę i starałam się ze wszystkich sił opanować. – Zresztą ty za mną też chyba nigdy nie przepadałeś, prawda?

– No pięknością nie byłaś, a ja zawsze celowałem wysoko – odparł. – Ale wiesz, na bezrybiu…

– Świnia! – warknęłam. – Zazdrościsz bratu, że sobie poukładał życie, tak? Że ma kochającą i niegłupią żonę, a ty, niby taki zdolny, tak świetnie się zapowiadający, nadal jesteś sam jak palec! Okazał się lepszy od ciebie i to cię boli, prawda?

– Ten bęcwał, lepszy?! – Bartek się roześmiał. – O nie, moja droga, to nie o to chodzi. Ale w jednym masz rację. To mnie należy się wszystko, co najlepsze. Nie jemu…

– Czego ty od nas chcesz? – zapytałam, nagle zmęczona. – Nie możesz dać nam świętego spokoju?

– Dam, jak dostanę to, czego chcę – powiedział, zbliżając się znowu. – A chcę ciebie. Taki mam kaprys…

– Nie chcesz mnie! – krzyknęłam zrozpaczona, sięgając po nóż leżący na desce do krojenia. – Chcesz tylko jak zwykle dokuczyć Maćkowi. Jesteś podłym gnojem! Nienawidzę cię!

– Odłóż ten nóż, bo się skaleczysz – powiedział, zatrzymując się.

– Zamknij się! – krzyczałam w szale. – Nic nie mówiłam Maćkowi, nie chciałam go denerwować. Ale teraz mam to w dupie! Powiem mu prawdę, niech wie, jaki z ciebie człowiek!

Nie wydawał się przejęty.

– I myślisz, że ci uwierzy? – prychnął. – A może uwierzy swojemu bratu? Ja mu powiem, że na mnie lecisz. Jak każda inna dziewczyna. Nieraz widział, jak działam na kobiety, dobrze wie, że żadna mi się nie oprze. Zobaczysz, piśniesz mu chociaż słowo i przegrasz. Stracisz wszystko, co masz. Maciek zdrady ci nie wybaczy.

Odwrócił się i wyszedł z kuchni, a ja znowu się rozpłakałam.

Na szczęście tego wieczoru Maciek powiedział, że udało mu się wziąć wolne w pracy i będzie mógł spędzić trochę czasu z bratem. A właściwie poprosił go, żeby mu pomógł zwozić siano z pola. Bartek, śmierdzący leń, nie był zachwycony propozycją, ale chyba jakaś resztka przyzwoitości się w nim ostała, bo się zgodził.

Kiedy wyjeżdżał latem, pożegnał się ze mną zupełnie zwyczajnie. Co prawda mrugnął do mnie i uśmiechnął się obleśnie, ale już nie próbował mnie obmacywać ani przytulać. Mimo to, gdy tylko zniknął za drzwiami, odetchnęłam z ulgą. Zapowiedział, że przyjedzie na święta. A ja się boję. Obawiam się, że Bartek zrobi wszystko, by zniszczyć szczęście swojego barta. Nigdy nie miał skrupułów pod tym względem, a dręczenie Maćka zawsze sprawiało mu jakąś chorą przyjemność.

Dojrzewam do tego, by jednak powiedzieć o wszystkim mężowi, i to zanim jego brat się tu zjawi. Potem będzie za późno. Tylko co, jeśli mi nie uwierzy i stanie po stronie brata? No cóż, chyba muszę zaryzykować…

Czytaj także:
„Zostawiłam odpowiedzialnego faceta, posłuchałam się psychologa. Tak naprawdę on chciał mnie uwieść, a nie doradzić”
„Naprawdę nie chciałem zdradzić żony. Iwona perfidnie mnie uwiodła. Boję się, że teraz zacznie mnie szantażować”
„Mąż, by zatuszować swój romans, wynajął faceta, który miał mnie uwieść. Nie wiem, co bardziej boli: zdrada czy zniewaga”

Redakcja poleca

REKLAMA