„Gdy wróciłam do Polski, pocałowałam klamkę. Brat sprzedał moje mieszkanie, by móc się lenić i bawić za moje pieniądze”

ślusarz wymienia zamki fot. Adobe Stock, auremar
Nie chciałam wtajemniczać we wszystko rodziców. Bałam się, że przeżyją wstrząs na wieść, że oszukał mnie własny brat. Na miejscu dowiedziałam się, że Michał wyprowadził się od nich, założył własną firmę i w ogóle zrobił się bardzo samodzielny. Owszem, za moje pieniądze…
/ 07.02.2022 08:13
ślusarz wymienia zamki fot. Adobe Stock, auremar

Kiedy osiem lat temu wyjeżdżałam z Polski, nie zakładałam, że już nie wrócę. Miałam tam mieszkanie odziedziczone po dziadkach i całkiem niezły zawód. Nie wyemigrowałam więc z przyczyn materialnych, tylko… za chłopakiem. Zakochałam się jak wariatka w przystojnym Hiszpanie i świata poza nim nie widziałam. On za nic nie chciał mieszkać w Polsce, która była dla niego krajem za zimnym i zbyt szarym. Dlatego to ja musiałam przenieść się do Madrytu.

W Hiszpanii okazało się jednak, że mój ukochany jest zupełnie innym człowiekiem, niż sądziłam. Przestał być szarmancki, stał się apodyktyczny i opryskliwy. A kiedy zaczął mi powtarzać, że muszę się go słuchać, bo jako kobieta jestem głupsza i pochodzę z biedniejszego kraju, spakowałam manatki!

Postanowiłam wracać do Polski i gratulowałam sobie, że nie sprzedałam mieszkania. Tymczasem na lotnisku złapał mnie jeden z przyjaciół Alejandra. Przybiegł z wielkim bukietem róż i padł przede mną na kolana, błagając, bym nie wyjeżdżała.

– Pokochałem cię od pierwszego wejrzenia! – wyznał mi i zatrzymał prawie siłą.

Nie żałowałam. Pablo okazał się zupełnie inny niż Alejandro. Naprawdę jest dżentelmenem i zawsze moje dobro stawia wyżej niż swoje. Po dwóch latach zostałam jego żoną i na wesele w bajecznej Katalonii ściągnęłam całą swoją rodzinę. Także ukochanego brata.

Michał jest o dziesięć lat ode mnie młodszy. W Hiszpanii bardzo za nim tęskniłam. Wprawdzie wpadał do mnie na wakacje, ale to przecież nie to samo co widywanie się na co dzień. Bolało mnie tylko to, że nie za bardzo dogadywał się z Pablem. Niby mój narzeczony, a później mąż, nigdy nie protestował, kiedy Michał do nas przyjeżdżał, jednak wiedziałam, że uważa mojego brata za obiboka.

Pablo wiele razy mu proponował, by Michał wykorzystał pobyt w Hiszpanii na nauczenie się języka albo pracę, żeby zarobić jakieś pieniądze. Lecz mój brat zawsze wolał wylegiwać się na plaży i pić piwo, które fundowałam mu ja lub jakieś świeżo poznane Hiszpanki. Choć w głębi serca wiedziałam, że mąż ma rację, to przecież kochałam brata i patrzyłam przez palce na jego zachowanie.

– Młody jest, musi się wyszumieć! Jeszcze ma dużo czasu na rozmaite obowiązki – tłumaczyłam go przed mężem.

Miał dopilnować formalności

Lata mijały, urodziłam dwoje dzieci, byliśmy z Pablem bardzo szczęśliwi. Ale po kilku latach w Hiszpanii zaczął szaleć kryzys… Banki przestały tak chętnie pożyczać pieniądze, a my musieliśmy zmienić mieszkanie na większe. Długo zastanawiałam się, co zrobić. Sprzedać trzy pokoje w Polsce, czy nadal je trzymać, traktując jako lokatę kapitału? Może któreś z dzieci będzie chciało zamieszkać w moim rodzinnym kraju? Albo ja zapragnę tam wrócić? Różnie bywa…

W końcu podjęłam decyzję o sprzedaży. Tym bardziej że kryzys zaczął rozprzestrzeniać się na Europę i chodziły słuchy, że w Polsce także pęknie bańka mieszkaniowa i lokale zaczną tanieć. „Jak sprzedawać, to najlepiej teraz!” – pomyślałam.

Pech chciał, że w tamtym czasie akurat nie mogłam pojechać do Polski, aby zająć się sprzedażą, która przecież mogła potrwać nawet kilka miesięcy. Ale od czego miałam brata? Michał dostał więc ode mnie wszelkie notarialne upoważnienia. Miał mnie tylko informować, ile ewentualni nabywcy byli skłonni dać za mieszkanie, a potem sfinalizować sprzedaż i dopilnować wszelkich formalności. Za swą pomoc miał dostać dziesięć procent uzyskanej kwoty, czyli naprawdę dużo.

Z początku wszystko szło idealnie, Michał donosił mi o każdym swoim kroku. Klienta znalazł po kilku miesiącach i to naprawdę dobrego, bo zaakceptował podaną cenę i nie targował się. Niestety, po jakimś czasie usłyszałam, że klient w ostatniej chwili się wycofał.

Sprzedaż mojego mieszkania zaczęła się ślimaczyć… Z bratem natomiast coraz trudniej było mi się skontaktować. Twierdził, że dużo pracuje w miejscach, gdzie nie ma zasięgu, dlatego często nie odbiera telefonu. Pablo się niepokoił, bo znalazł pod Barceloną świetne mieszkanie i pilnie potrzebowaliśmy gotówki. Postanowiłam więc pojechać do Polski i wziąć sprawy w swoje ręce.

Z bratem nie mogłam się porozumieć, ale przecież nie potrzebowałam go, żeby zatrzymać się we własnym mieszkaniu. Miałam klucze, więc nie widziałam żadnego problemu. Kiedy jednak stanęłam przed drzwiami, okazało się, że moje klucze… nie pasują do zamków!

– Co jest grane? – zdenerwowałam się. – Dlaczego Michał zmienił zamki?!

Rodzice mieszkają poza miastem. Mogłam pojechać do nich albo zawołać ślusarza, żeby wpuścił mnie do środka. Nie uśmiechała mi się jazda z dwoma walizkami autobusem, a taksówka na przedmieścia to za duży wydatek.

„Będzie kosztowała więcej niż ślusarz” – pomyślałam i wezwałam fachowca.

Facet przyjechał po kwadransie i zabrał się do roboty. Kiedy skończył, weszłam do środka, a tam…

– Ależ to nie moje mieszkanie! – wykrzyknęłam zdumiona.

Wszystko wyglądało inaczej! Inne meble, ściany, obrazy i sprzęty kuchenne… Nic z tego nie rozumiałam. Michał nie wspominał, że cokolwiek zmienił. Dlaczego to zrobił bez mojej wiedzy i zgody? I gdzie, u diabła, są moje rzeczy?

Zapłaciłam ślusarzowi i usiadłam. Wtedy do mieszkania wpadła jakaś blondynka z dzieckiem.

– Co pani tu robi?! – wykrzyknęła.

„Zapomniał” mnie poinformować

Byłam równie zdumiona co ona. Po chwili oznajmiła mi bowiem, że… włamałam się do mieszkania jej eksmęża! Po długich wyjaśnieniach okazało się, że mój brat już dawno sprzedał moje mieszkanie temu człowiekowi, który kiedyś chciał je kupić. Tylko że „zapomniał” mnie o tym poinformować.

Byłam załamana. Na szczęście wezwany przez eksżonę pan Rusiecki wcale nie oskarżył mnie o zepsucie zamków i włamanie, tylko poczęstował kawą. A potem nawet odwiózł do moich rodziców własnym samochodem. Powiedział, że w takim stanie nie puści mnie samej.

Tylko co dalej?! Nie chciałam wtajemniczać we wszystko rodziców. Bałam się, że przeżyją wstrząs na wieść, że oszukał mnie własny brat. Na miejscu dowiedziałam się, że Michał wyprowadził się od nich, założył własną firmę i w ogóle zrobił się bardzo samodzielny. Owszem, za moje pieniądze…

Dostałam jego adres – wynajął mieszkanie w luksusowym apartamentowcu. Pojechałam tam bladym świtem i zastałam Michała w piżamie. Był zaskoczony.

– O, cześć, siostra! – wymamrotał.

– Gdzie są moje pieniądze? – wycedziłam już od progu. – Widzę, że przepuszczasz je na luksusy!

– To nie tak! To inwestycja! Muszę gdzieś przyjmować klientów. Przecież nie zaproszę ich do jakiejś klitki, bo nie będą chcieli ze mną prowadzić interesów! – zaczął się tłumaczyć, po czym roztoczył przede mną wizję wspaniałego biznesu, w który wszedł z moimi pieniędzmi.

Nie wierzyłam w ani jedno jego słowo. Brat ma zaledwie maturę i zero pojęcia o tym, jak się prowadzi firmę. Byłam bez szans na legalne odzyskanie moich pieniędzy, bo oficjalnie firma Michała zbankrutowała. Mogłabym wprawdzie wsadzić własnego brata za kratki, ale wtedy i tak nie zobaczyłabym ani grosza, a poza tym to jednak moja rodzina.

Dlatego Pablo i ja nakazaliśmy Michałowi odpracować te pieniądze… Mąż znalazł mu pracę w Hiszpanii i część pensji Michała idzie na spłatę naszego kredytu. Mam nadzieję, że dzięki temu mój brat wreszcie się opamięta, zmądrzeje i zacznie funkcjonować jak dorosły człowiek.

Czytaj także: 
„Matka się mnie wstydziła, bo byłem kierownikiem w dużej firmie, a teraz jestem kierowcą. Według niej to mało prestiżowe”
„Po rozwodzie dzieci się mnie bały. To łamało mi serce. W naszym domu nie było przemocy, ale widziały wiele kłótni”
„Teściowa oszalała. Mówiła, że na starość nie ma czasu testować jednego adoratora przez kilka lat, dlatego testuje kilku naraz”

Redakcja poleca

REKLAMA