„Bracia zrzucili opiekę nad ojcem na mnie, ale gdy zmarł, zaczęli mnie rozliczać z tego, jak o niego dbałam”

Mąż przestał się mną interesować po porodzie fot. Adobe Stock, zinkevych
„Okazało się, że wszyscy w rodzinie byli oburzeni, że oddałam ojca do domu opieki. Te trutnie, które przez ostatnie lata w ogóle nie kontaktowały się z tatą, teraz zaczęły w moim domu odgrywać role sprawiedliwych. – To niedobrze, kochanie, że mój brat nie spędził ostatnich dni we własnym domu. Bardzo niedobrze… – wzdychała nabożnie ciotka”.
/ 13.02.2023 20:30
Mąż przestał się mną interesować po porodzie fot. Adobe Stock, zinkevych

Sześć lat temu wyszłam za mąż. Zamieszkaliśmy w dwupokojowym mieszkaniu Roberta. Rok po naszym ślubie moja mama nieoczekiwanie zmarła na atak serca. Tata bardzo przeżył jej śmierć. Przez długi czas nie było po nim znać, że skończył 70 lat. A tu zaledwie w ciągu tygodniu postarzał się tak, że ludzie dawali mu osiemdziesiątkę.

Na pogrzeb przyjechali moi dwaj starsi bracia

Podczas którejś z wieczornych rozmów najstarszy rzucił niby od niechcenia, że powinnam z Robertem przenieść się do ojca. Bo jego dom jest duży. 

– Wynajmiecie swoje mieszkanie – argumentował Michał – co tylko przysporzy wam grosza. Tata będzie miał w domu kogoś bliskiego i zje coś ciepłego. W końcu sama wiesz, że ojciec nawet wodę w garnku przypali.

W jego słowach było sporo racji, problem w tym, że Michał nie powiedział mi wtedy czegoś ważnego – że ojciec ma początki poważnej choroby. Miesiąc przed śmiercią mamy przez tydzień delegacji mieszkał w domu rodziców, żeby zaoszczędzić na hotelu. Wtedy widział, że tata ma kłopoty z pamięcią i nie zawsze wie, co gdzie zostawił. Poszedł z nim do lekarza.

Ojciec zyska pomoc, a wy więcej miejsca – poparł go drugi brat, Olek.

Byłam wówczas w trzecim miesiącu ciąży. Pomyślałam, że dla dziecka ogródek to supersprawa, no i nieopodal miałam żłobek i przedszkole. Przeprowadziliśmy się do domu ojca i przez rok wszyscy byli zadowoleni. Oczywiście zauważyłam, że tata miewa okresowe kłopoty z pamięcią. Składałam to jednak na karb wieku. Zresztą każdy co jakiś czas czegoś zapomina. Na przykład ja tamtego dnia zapomniałam wziąć kluczy i nie mogłam otworzyć drzwi wejściowych. Nacisnęłam dzwonek. Nic. A przecież tata został z naszą córeczką w domu… Nacisnęłam dzwonek po raz kolejny. Już miałam zrobić to po raz trzeci, gdy szczęknął otwierany zamek.

W progu ukazał się ojciec

– Tak? – spojrzał na mnie, jakby zobaczył obcą osobę. – Pani do kogo?

Widziałam w jego oczach napięcie. Takie, jakie pojawia się w nas wtedy, gdy spotykamy na ulicy znajomą twarz i szybko staramy się sobie przypomnieć, do kogo należy.

To ty, córeczko? – ojciec gwałtownie się rozpogodził, jakby zapomniał, że sekundę wcześniej spoglądał na mnie z uwagą. – Zapomniałaś klucza?

Tego wieczora porozmawiałam z tatą o stanie jego zdrowia. On też przyznał, że niekiedy jest zaniepokojony tym, że czasem nie wie, gdzie jest i co przed chwilą planował zrobić. Umówiłam ojca do lekarza i poszłam z nim do przychodni tydzień później.

– Pan już u mnie był – powiedziała lekarka i wskazała na historię choroby.

Właśnie wówczas dowiedziałam się o tym, co miało miejsce przed kilkunastoma miesiącami. Byłam wściekła. Zadzwoniłam do Michała i powiedziałam, co o nim myślę.

Ja chciałem tylko dla wszystkich dobrze – usłyszałam w odpowiedzi.

– Dobrze dla siebie! Darmowa pielęgniarka, darmowa służąca i kto tam jeszcze. Tylko o to ci chodziło. Zawsze byłeś interesowny.

Wcisnęłam guzik „Rozłącz”, żeby nie słuchać jego idiotycznych wykrętów. Przez następne pół roku choroba ojca bardzo się pogłębiła. Jak się dowiedziałam od lekarki, objawy pojawiłyby się o wiele później, gdyby ojciec już od pierwszej wizyty brał regularnie lekarstwa. Już nie miałam siły gadać z Michałem, tylko nawsadzałam mu, co trzeba SMS-em.

Nie odpowiedział, bo w końcu co mógł odpisać?

Olek umył od wszystkiego ręce. Nie on był pomysłodawcą, nie on namawiał mnie do przeprowadzki, tylko uznał, że każdy na tym skorzysta. W końcu uznałam, że cała nasza trójka powinna złożyć się na ojca.

Muszę wynająć mu opiekunkę. Przecież ja i Robert cały dzień jesteśmy w pracy. A dziecko od tygodnia oddajemy do żłobka. Wolę, żeby fachowa osoba opiekowała ojcem.

W odpowiedzi od każdego z braci usłyszałam, że jak przyjdzie czas, to oczywiście, rozumie się samo przez się, nie będzie przecież skąpił na rodzonego tatę… Moi bracia zrzucili wszystko na moje barki i zaczęli trzymać się od całej sprawy z daleka. Minęły kolejne tygodnie. Pierwsza opiekunka zrezygnowała po trzech miesiącach, kiedy tata wyzwał ją kilka razy od najgorszych. W tych litaniach słowo „złodziejka” było najlżejszym, które padło z jego ust. Następna opiekunka była u nas miesiąc. Odeszła po tym, jak ojciec pobił ją laską w godzinę po obiedzie, zarzucając jej jednocześnie, że celowo morzy go głodem, ponieważ od rana nie dała mu nic do jedzenia. Warto wspomnieć, że mimo obietnic, żaden z braci nie dołożył nawet złotówki do pensji opiekunek. W efekcie czynsz za wynajem naszego mieszkania szedł na pokrycie kosztów opieki. Aż wreszcie nadszedł dzień, gdy uświadomiłam sobie, że już nie dam rady ciągnąć tego dłużej.

Ojciec coraz częściej zapominał, gdzie jest i kim jest. Wtedy widziałam jego wystraszony wzrok. Chwytał mnie za dłonie, całował je i przepraszał, że sprawia tyle kłopotu. Płakaliśmy razem i przez kolejny miesiąc nie dopuszczałam do siebie myśli, że mogłabym oddać ojca do domu opieki. A potem znów atakowała choroba. Załatwiłam stosowne dokumenty. Na szczęście w specjalistycznym domu opieki zwolniło się miejsce. Ojcowa emerytura i pieniądze z wynajmu mieszkania pokryły koszt zakładu.

Moi bracia znowu wyłgali się od płacenia

Nie miałam siły z nimi walczyć. Pomyślałam, że każdy niech bierze na własne sumienie to, w jaki sposób opiekuje się swoimi rodzicami. Pół roku później ojciec zmarł. Na pogrzeb zjechała cała rodzina. Wszystkie ciotki, stryjowie i moi bracia ze swoimi rodzinami. Wszyscy oczywiście mi współczuli i ściskali dłonie. Nie było w tym jednak serdeczności, ale jakiś wymuszony sposób poprawnego zachowania się. Dlaczego? Szybko wyszło szydło z worka. Okazało się, że wszyscy w rodzinie byli oburzeni, że oddałam ojca do domu opieki. Te trutnie, które przez ostatnie lata w ogóle nie kontaktowały się z tatą, teraz zaczęły w moim domu odgrywać role sprawiedliwych.

– To niedobrze, kochanie – wzdychała nabożnie ciotka – że mój brat nie spędził ostatnich dni we własnym domu. Bardzo niedobrze…

Inni też wieszali na mnie psy, słyszałam to, bo niby rozmawiali między sobą, ale tak, żebym usłyszała. Wnosiłam do pokoju półmisek z pieczenią, gdy doleciało do moich uszu, jak Michał mówi do stryja:

Uwierz mi, że ja bym tak nie potrafił postąpić. No ale ten dom wart jest kawałek grosza, więc chyba rozumiesz, dlaczego ona…

Wtedy wstąpił we mnie diabeł. Rzuciłam półmisek na podłogę i kazałam wszystkim wynosić się w jednej sekundzie z mojego domu. Jednocześnie krzyczałam za nimi, że nie będą jedli w domu, w którym nigdy nie odwiedzili swojego krewnego, żeby zobaczyć, jak wymazał się obiadem od stóp do głów, jak płakał wystraszony w nocy i wołał o pomoc, jak stawał bezradny na środku pokoju i nie wiedział, gdzie iść, jak ze strachu załatwiał się w spodnie. Kiedy pozbyłam się tych wszystkich drani, usiadłam obok męża i po pewnym czasie zaczęłam się głośno śmiać. Odeszło ode mnie cało zło i wszystkie nerwy. W tamtej chwili poczułam, że tata siedzi obok mnie i również śmieje się w kułak. Był to jeden z najpiękniejszych dni w moim dotychczasowym życiu. Po raz pierwszy od dawna odetchnęłam pełną piersią. 

Czytaj także:
„Mąż był całym moim światem, gdy zmarł, wpadłam w czarną rozpacz. Mimo to już na pogrzebie zakochałam się w sąsiedzie”
„Mój narzeczony zmarł miesiąc przed naszym ślubem. Zabrał do grobu nasze plany, marzenia, całą miłość i szczęście”
„Zaręczyłam się jeszcze w klasie maturalnej. Gdy ukochany przedwcześnie zmarł, nie umiałam się z nikim związać do 30-stki”

Redakcja poleca

REKLAMA