Do tej pory nie szczepiłam na grypę ani siebie i ani nikogo z mojej rodziny. Aż do tego roku. Właściwie to nie wiem dlaczego wcześniej tego nie robiłam, chyba z lenistwa, bo przecież nie z oszczędności - szczepionka kosztuje grosze.
Nie przepadam też za wizytami u lekarza, więc uznałam, że skoro do tej pory nie chorowaliśmy, to pewnie mamy większą odporność i po prostu i tak nie zachorujemy.
Pandemia koronawirusa sporo zmieniła w moim myśleniu. Gdzieś przeczytałam, że szczepienie się na grypę, może pomóc w walce z Covid-19. Od razu chciałam kupić szczepionkę.
Lekarze już zapowiedzieli, że najwięcej zachorowań przypadnie na przełom listopada i grudnia. To ostatni dzwonek, żeby się zaszczepić! Do tego eksperci prognozują, że w tym roku zainteresowanie szczepionką na grypę będzie szczególnie duże. A co jak zabraknie jej dla mojej rodziny?
Nie mogę sobie pozwolić na chorobę...
1 września musiałam wrócić do pracy, a dwójka moich dzieci poszła do szkoły. Tylko mąż nadal pracuje zdalnie, ale to przecież nic nie zmienia.
Ja po prostu nie chcę, żeby moja rodzina była chora! Nie mogę sobie na to pozwolić.
Po pierwsze dlatego, że już wyczerpałam limit swojego urlopu, którego wcale nie przeznaczyłam na wyjazdy i wylegiwanie się na plaży, tylko na opiekę nad dziećmi, które przez ostatnie miesiące nie miały się gdzie podziać, ponieważ nie mogły chodzić do szkoły.
I tego problemu nadal z mężem nie rozwiązaliśmy - ja po prostu nie mam ich z kim zostawić. Obie babcie mieszają ponad 100 km od naszego miejsca zamieszkania...
Moi znajomi się nie szczepią... W ogóle tego nie rozumiem!
Rozmawiałam na ten temat z koleżankami, czy konsultowały się już w tej sprawie ze swoimi lekarzami rodzinnymi. A one tylko mnie wyśmiały! „Szczepisz się? A po co?"
Nie potrafię tego zrozumieć. Dlaczego teraz tak lekceważąco wypowiadają się na ten temat? Co prawda, ja też nie świeciłam przykładem przez ostatnie lata, ale czy pandemia wystarczająco nas nie przestraszyła?
Najwyraźniej wszystkie już zapomniały, jak ze strachem w oczach wykupowały zapasy papieru toaletowego, drożdży i makaronu ze sklepów i bały się wychodzić z domu?
Mam nadzieję, że obecne limity szybko zostaną zniesione, a do aptek wrócą regularne dostawy. Wszystkim wam tego życzę!
Jakie jest wasze zdanie na ten temat? Macie podobne doświadczenia? Piszcie na redakcja@polki.pl.
Więcej listów do redakcji:
„Moja teściowa naciska, żebym ochrzciła syna, a ja nie chcę tego robić!"
„Nie idę na wesele koleżanki, bo mnie na nie nie stać"