„Moja żona miała wypadek, od kilku miesięcy jest w śpiączce. Kocham ją, ale to, że nie może mówić, jest mi na rękę”

żona pogrążona w śpiączce fot. Adobe Stock, H_Ko
„Szarpnęła się, chcąc mi się wyrwać i wtedy ją uderzyłem. Nie wiem, co mnie napadło, ale zdzieliłem Marysię na odlew, wkładając w to całą siłę upokorzenia, które na mnie przed chwilą spadło. Drabina drgnęła, ona spojrzała na mnie zdumiona, po czym krzyknęła i…”.
/ 17.03.2022 07:20
żona pogrążona w śpiączce fot. Adobe Stock, H_Ko

W filmach wszystko wydaje się takie sprawiedliwie. Pacjent w śpiączce, który przez wiele miesięcy nie może odzyskać świadomości, nagle budzi się ku uldze widzów i wyjawia długo skrywaną tajemnicę. Mówi, kto go tak urządził, że wylądował w szpitalu, i dlaczego, a wtedy złoczyńca wędruje za kratki, by odpokutować za swoje złe uczynki. Ale w prawdziwym życiu trudno ocenić na pierwszy rzut oka, kto jest dobry, a kto zły. Wystarczyłoby jedno słowo mojej żony i nikt by mi nie uwierzył, gdybym powiedział, że to naprawdę był tylko wypadek…

Wspominając wszystkie szczęśliwe dni z Marysią, mam wrażenie, jakbym myślał o jakiejś innej parze. Bo czy to naprawdę możliwe, żeby na mój widok jej twarz rozjaśniał szczęśliwy uśmiech, a nie grymas zniecierpliwienia, jakby mówiła: „Przeszkadzasz mi. Sama twoja obecność jest dla mnie ciężarem”.

Kiedy się pobieraliśmy, byliśmy biedni jak myszy kościelne, ale mieliśmy wspólne marzenia. Wśród nich był rodzinny dom i rejs dookoła świata. Takie tam mrzonki… Nie sądziliśmy, że którekolwiek z tych marzeń się spełni, i chyba prędzej byśmy stawiali na rejs. Przecież takie rzeczy czasami można wygrać w jakichś konkursach, jeśli się ma szczęście. Ale własny dom? Nie, ten był poza naszym zasięgiem.

Los jednak bywa przewrotny i postanowił pewnego dnia zrealizować właśnie to marzenie. I to w momencie, kiedy nad naszym małżeństwem zaczęły wielkimi kłębami zbierać się czarne chmury. Coś w nim szwankowało, po dwunastu latach nagle zupełnie nie mogliśmy się porozumieć.

Są pary, które w takim momencie fundują sobie drugie dziecko jako lek na całe zło, ale my nie mielibyśmy nawet dla niego miejsca… Dosłownie. W naszych dwóch pokojach zrobiło się za ciasno nawet dla nas dwojga i naszego synka. I nagle, parę miesięcy temu, jak grom z jasnego nieba, spadła na nas informacja, że moja żona dostała w spadku spory kawał ziemi.

Zaczęliśmy budować dom

Działka nie była ładna. Prawdę mówiąc, zwykłe puste pole, lecz położone na tyle blisko miasta i w tak dogodnym miejscu, że bardzo szybko udało się nam je sprzedać pod budowę supermarketu. A wtedy dawne marzenie o domu przybrało realne kształty. Nieoczekiwanie zyskaliśmy bowiem pieniądze – nie tylko na zakup innej, ładniejszej działki, ale i na samą budowę.

I ta budowa nas zjednoczyła. Znowu mogliśmy ze sobą rozmawiać bez kłótni. Godzinami potrafiliśmy zastanawiać się, gdzie usytuować salon, żeby było w nim jak najlepsze światło, gdzie powinna być nasza sypialnia, a gdzie pokoje dzieci. Tak, dzieci – bo zaczęliśmy także rozmawiać o powiększeniu naszej rodziny, marzyliśmy o córeczce. Skoro więc miało być tak pięknie, jak to się stało, że wszystko potoczyło się zupełnie inaczej? 

Odpowiedź na to pytanie brzmi: nie wiem. I nie mam pojęcia, czy kiedykolwiek się tego dowiem, bo wyjaśnić mogłaby wszystko tylko moja żona, a ona od dawna jest w śpiączce. Lekarze twierdzą, że nie ma szansy na to, aby się z niej wybudziła, że to byłby dopiero cud nad cuda. I naciskają na mnie, abym się zdecydował na odłączenie Marysi od aparaturyOpieram się temu, jak mogę, ostatnio nawet usłyszałem, że jeśli jej mózg przestanie funkcjonować, to lekarze sami podejmą za mnie decyzję. 

Wszyscy uważają, że nie chcę tego zrobić, bo kocham swoją żonę… W jakiejś części mają rację, ale tak naprawdę nie mogę podjąć tej decyzji, bo czuję, że to by było morderstwo. Tak, gdyby Marysia odeszła na dobre z tego świata, poczułbym ulgę, że nikt już się nie dowie, co tak naprawdę stało się tamtego dnia na budowie naszego domu.

Pojechaliśmy tam sami, żeby zadecydować, gdzie elektryk ma rozmieścić punkty świetlne i kontakty. To są poważne decyzje, od nich potem zależy, czy po podłodze będą ciągnęły się kable do komputera albo innego sprzętu, czy też nie. Byłem szczęśliwy, bo kilka dni wcześniej Marysia wyznała mi, że jest w ciąży. Myślałem więc, że oto mam wszystko: piękny dom, kochającą żonę, fajnego synka i kolejne upragnione dziecko w drodze. Za nic nie spodziewałem się niczego złego.

Tymczasem tamtego dnia Maria była czymś wyraźnie rozdrażniona. Wydawało mi się nawet, że to znowu wróciły złe dni sprzed wielu miesięcy, kiedy zupełnie nie potrafiliśmy się dogadać. Jakby moja żona specjalnie dążyła do kłótni, do jakiejś konfrontacji między nami. W końcu, kiedy po raz kolejny podważyła jakąś moją decyzję, zapytałem ją całkiem otwarcie, o co jej właściwie chodzi.

A ona odparła mi na to niespodziewanie, że… nie ja powinienem się mądrzyć na ten temat, gdzie mają być jakie kontakty, bo przecież nie będę mieszkał w tym domu!

Sądziłem, że się przesłyszałem. Nie miałem pojęcia, o czym Marysia w ogóle mówi, a tymczasem ona wyznała mi, że już ma dosyć tych tajemnic, i że dziecko, które nosi w swoim łonie, nie jest moje.

To, co usłyszałem, zaszokowało mnie

– Poznałam kilka miesięcy temu fantastycznego mężczyznę. Nie mówiłam ci o tym, bo nie sądziłam na początku, że to będzie aż tak poważny związek, ale… stało się. Nie tylko poszliśmy ze sobą do łóżka, połączyła nas także głęboka więź, a teraz będziemy mieli wspólne dziecko. Kocham go – usłyszałem.

Jakbym dostał obuchem w głowę! Myślę, że docierało do mnie co drugie słowo z tego, co mówiła moja żona. Skupiłem się tylko na jednym: ona mnie zdradziła!

Zacząłem robić jej wyrzuty, pamiętam, że nawet nazwałem ją zwykłą dziwką, co ją bardzo rozsierdziło. Wtedy dopiero się zaczęło! Usłyszałem, że jestem idiotą, skoro sądziłem, że w jakiś magiczny sposób coś się między nami naprawiło tylko dlatego, że budujemy wspólnie dom.

– Byłam szczęśliwa, bo spotkałam Janusza, a nie dlatego, że coś wspólnie planujemy. Prawdę mówiąc, chybabym nie zniosła tych wielu godzin spędzonych z tobą nad planami, gdybym nie wiedziała, że już niedługo zobaczę się z nim – twarz mojej żony wyrażała bezbrzeżną pogardę.

Nie wiem, czym sobie zasłużyłem na takie traktowanie…

– Czym? Wszystkim! Nie każ mi sobie teraz wyliczać swoich wad, bo nie mam zamiaru siedzieć tutaj do nocy! – prychnęła tylko Marysia, kiedy ją o to zapytałem. – Właściwie to żałuję, że zaczęłam z tobą tę budowę. Może Janusz by wybrał inny projekt.

Mówiła o mnie tak, jakby mnie już nie było w jej życiu. Jakbym zupełnie się nie liczył. Poczułem, że narasta we mnie złość.

– Kim jest ten facet? – zapytałem.

– Nie twoja sprawa! – Maria wzruszyła ramionami.

– Skąd masz pewność, że on jest ojcem dziecka?

– Bo wiem, z kim spałam, kiedy zostało poczęte – syknęła. – A ty nawet nie potrafiłeś tego policzyć!

Może i nie potrafiłem, a może po prostu nie czułem takiej potrzeby, bo przecież ufałem mojej żonie…

– Myślisz, że możesz mnie zwyczajnie wyeliminować? – krzyknąłem. – Jestem tylko elementem układanki? Wyjmiesz mnie i na moje miejsce włożysz inny klocek? Ja też budowałem ten dom, coś mi się należy!

– Niby co? W sądzie bardzo łatwo udowodnię, że pieniądze pochodziły z mojego spadku! Nic nie dostaniesz! – Maria wzięła się pod boki. – Stać mnie teraz na dobrego adwokata, wyjdziesz z tego małżeństwa taki, jak do niego wszedłeś. Goły i wesoły!

Moja żona powiedziała to wszystko zjadliwym tonem, po czym ruszyła do drabiny, która na razie nam zastępowała schody z parteru na piętro. Maria zaczęła schodzić, kiedy złapałem ją za rękaw.

– Poczekaj! – rzuciłem może zbyt gwałtownie, ale naprawdę chciałem tylko porozmawiać.

Ona jednak szarpnęła się, chcąc mi się wyrwać i wtedy ją uderzyłem. Nie wiem, co mnie napadło, ale zdzieliłem moją żonę na odlew, wkładając w to całą siłę upokorzenia, które na mnie spadło. Drabina drgnęła, Maria spojrzała na mnie zdumiona, po czym krzyknęła i…

Czasami zastanawiam się, czy mogłem ją wtedy złapać. Może gdybym chwycił ją mocno za ubranie, tobym ją zdołał wciągnąć na piętro… Ale mnie wtedy jakby coś zablokowało – patrzyłem oniemiały, jak moja żona spada na beton, a w głowie brzęczała mi jedna myśl: „Ona ma cudze dziecko w brzuchu!”Kiedy huknęła o podłogę, sądziłem, że poruszy się, może nawet podniesie. Nie było przecież aż tak wysoko, nie więcej niż trzy metry…

Ona jednak leżała bez ruchu i w końcu w desperacji, nie mogąc się do niej dostać, zwiesiłem się z dziury w stropie na rękach i skoczyłem. Zwichnąłem przy tym kostkę, ale jakoś się doczołgałem do Marysi. Oddychała, lecz była nieprzytomna. Zadzwoniłem po pogotowie. Przyjechali, podłączyli moją żonę do aparatury i zabrali nas oboje do szpitala. Tam opatrzyli moją nogę i mogłem jeszcze tego samego dnia pójść do domu. Ale Marysia…

Ona została w szpitalu. Podczas wypadku straciła dziecko, jednak nie to było najgorsze. Zapadła w śpiączkę i lekarze nie dają jej szans na wybudzenie. W sumie powinienem się z tego cieszyć. Gdyby odzyskała przytomność, straciłbym wszystko. Żonę, dom, może też naszego dziesięcioletniego syna, który by mi nigdy nie wybaczył, że przeze mnie jego matka spadła. A na koniec pewnie i wolność, bo Maria by mnie oskarżyła o próbę pozbawienia jej życia.

Teraz mam i dom, i dziecko. Ludzie współczują mi mojej sytuacji. Niektórzy wiedzą, że Maria była w ciąży, i ubolewają, że straciłem nie tylko żonę, ale i maleństwo. A kochanek mojej żony? On się nawet nigdy nie pojawił w szpitalu. Do dzisiaj nie wiem, kim był facet, który zrujnował mi życie.
Może to lepiej dla niego.

Czytaj także:
„Wymusiłam oświadczyny na ukochanym. Nasze wesele było katastrofą, a już po 2 miesiącach był rozwód”
„Mój dziadek wyrwał się z biedy, babcia była szlachcianką. Historię tego mezaliansu poznałam dzięki staremu albumowi”
„Przyjaciółka chciała, żebym była chrzestną jej dziecka razem z byłym narzeczonym. Ten drań przez 6 miesięcy miał kochankę”

Redakcja poleca

REKLAMA