„Bezczelny chłystek stroił sobie żarty ze starszego człowieka po wypadku. Dzisiejsza młodzież nie ma za grosz wstydu”

niewidomy z psem przewodnikiem fot. Adobe Stock, Pixel-Shot
„Miałam ochotę kląć, powiedzieć coś niemiłego o tym młodym padalcu, ale widząc zmartwioną twarz pana Mariana, dałam spokój. Po co mu jeszcze dokładać? Wiedziałam, że będzie musiał czekać kolejne 20 minut, bo autobus 184 jeździ właśnie z taką częstotliwością. A właśnie zaczynało padać...”.
/ 06.10.2022 22:00
niewidomy z psem przewodnikiem fot. Adobe Stock, Pixel-Shot

Pana Mariana znali wszyscy. Chodził powoli, z białą laską, mierząc krokami odległości do sklepu i na przystanek autobusowy. Przed wypadkiem był lubianym i cenionym nauczycielem matematyki w jednym z najlepszych warszawskich liceów. 

To była naprawdę wielkie nieszczęście

Historię pana Mariana usłyszałam po raz pierwszy od sąsiadki, kiedy natknęłyśmy się na niewidomego sąsiada, wychodzącego z kiosku z gazetą dla żony.

– Nie mogę patrzeć, jak on się męczy. A taki był z niego aktywny człowiek… – westchnęła sąsiadka.

– Od dawna nie widzi? – spytałam. Mieszkałam na osiedlu dopiero trzy lata i odkąd pamiętam, ten człowiek zawsze chodził z laską.

– O, już z dziesięć lat minęło od wypadku – sąsiadka się ożywiła. – Pojechał w góry z córkami, wtedy jeszcze nastolatkami. Wie pani, te śliczne blondynki, bliźniaczki, co tu czasem przychodzą, to jego dziewczyny – wytłumaczyła mi.

–Tak, tak, kojarzę.

– No i jak już wracali, zerwała się burza, lunął deszcz. Była zła widoczność czy wpadli w poślizg, dokładnie nie wiem, ale jakaś ciężarówka najechała na samochód pana Mariana. Czołowe zderzenie. On miał bardzo ciężkie obrażenia. Cudem z tego wyszedł, ale stracił wzrok. Coś się mu w mózgu zerwało, nerw czy coś podobnego… – sąsiadka znów się zasępiła. – Straszna tragedia, mówię pani, jaki to był porządny człowiek, dobry nauczyciel…

„Nadal jest porządny” – pomyślałam i pożegnałam się z sąsiadką.

Od tamtej pory, tak jak inni mieszkańcy osiedla, starałam się mu pomóc, gdy zachodziła taka potrzeba. Jednak pan Marian najczęściej odmawiał, zwłaszcza od momentu, kiedy u jego boku pojawił się piękny, szkolony na opiekuna, owczarek niemiecki. Pies miał przy obroży umocowaną niewielką tabliczkę z napisem: „Nie zaczepiaj mnie, jestem teraz na służbie”.

Pan Marian nadal chodził z laską, ale nieco pewniej. Atos prowadził go wszędzie tam, gdzie sobie pan Marian zażyczył. Raz, mijając blok, w którym mieszkał, usłyszałam, jak wydaje psu komendę: „Do sklepu”. Pies posłusznie i bez namysłu ruszył we właściwym kierunku.

Z osiedlowych informacji wiedziałam, że pan Marian pracuje w jakimś zakładzie dla niepełnosprawnych i aby tam dotrzeć, musi pokonać długą trasę autobusem. Rok temu zaczęłam pracować i o tej samej porze, co pan Marian, wychodziłam z domu. Spotykałam go codziennie na przystanku. Zawsze przychodził kilka minut wcześniej, żeby nie spóźnić się na autobus. Gdy słyszał dźwięk nadjeżdżającego pojazdu, pytał dowolną osobę, która stała w pobliżu, o numer autobusu.

Kiedy upewnił się, że jest to 184, wsiadał. Nie do końca ufał swojemu czworonożnemu przewodnikowi, mimo że pies jakimś nadzwyczajnym zmysłem wyczuwał, że akurat nadjechał właściwy autobus. Jeśli wcześniej leżał, to na widok autobusu 184 podnosił się i lekko ciągnął pana do otwierających się drzwi.

Od razu zrozumiałam, co się stało

Tamtego dnia padało od świtu. Po kilku upalnych dniach czuło się nieprzyjemny chłód. Zaspałam, więc z domu wybiegłam później niż zwykle. Z daleka zobaczyłam na przystanku skuloną postać niewidomego i jego wiernego druha, który nerwowo kręcił się wokół swego pana. Byłam najwyżej kilka metrów od przystanku, gdy autobus z numerem 184 właśnie odjechał. Za szybą pojazdu zobaczyłam jakiegoś młodego człowieka, który głupkowato się uśmiechał.

– Dzień dobry – zagadałam do sąsiada. – Na jaki autobus dzisiaj pan czeka, bo akurat jedzie 121.

– Nie, ja to na 184 czekam.

– To dlaczego pan nie wsiadł? Dopiero odjechał – zdziwiłam się.

– Odjechał? A ten młodzieniec mówił, że to 112… – zawiesił głos. Uniósł lekko głowę i pokręcił nią, po czym spod mankietu mokrej kurtki wydobył zegarek i palcami prawej dłoni odczytał godzinę. – No tak, już jest po czasie – powiedział zawiedzionym głosem.

Od razu zrozumiałam, co się stało. Przyjechał autobus, pan Marian spytał, jaki to numer, a ten chłystek oszukał niewidomego, mówiąc, że to 112, a sam wsiadł do 184, jakby nigdy nic. Dwie starsze panie, które stały obok, pewnie wcale nie słyszały tej wymiany zdań, bo inaczej na pewno by zareagowały. Miałam ochotę kląć, powiedzieć coś niemiłego o tym młodym padalcu, ale widząc zmartwioną twarz pana Mariana, dałam spokój. Po co mu jeszcze dokładać? Wiedziałam, że będzie musiał czekać kolejne 20 minut, bo autobus 184 jeździ właśnie z taką częstotliwością. A właśnie zaczynało padać...

Kilka dni po tamtym zdarzeniu spotkałam pana Mariana przy kiosku. Właśnie wychodził stamtąd młody chłopak. Na krótką chwilę zatrzymał się i jakby lekko cofnął. Na jego widok, spokojny zazwyczaj Atos zmarszczył nos i zawarczał złowrogo. Jestem pewna, że gdyby pies nie był na smyczy, ten gnojek na długo zapamiętałby to spotkanie.

Czytaj także:
„Jestem fryzjerką i od niedawna pracuję na czarno. Chciałabym działać zgodnie z prawem, ale wtedy nie miałabym za co żyć”
„Podły szantażysta chciał ode mnie wyłudzić pieniądze. Byłam w szoku, gdy okazało się, że… bardzo dobrze go znam”
„My głodni szlajaliśmy się po barach, a Joanna nie miała kogo poczęstować rosołem. Wyrzucała też całe kilogramy mięsa”

Redakcja poleca

REKLAMA