Moja mama zawsze była rodzinnym kierowcą, bo tata od lat ma kłopoty ze wzrokiem. A poza tym chyba nigdy za bardzo nie lubił prowadzić, za to mama robiła to świetnie. Przez całe lata… Ostatnio zauważyłem, że jednak zaczyna tracić refleks i zdolność koncentracji.
„No cóż, ma już przecież siedemdziesiątkę! – myślałem. – Chciałbym tak dobrze trzymać się w jej wieku, ale może powinna ograniczyć swoje wyprawy samochodem. Szczególnie na tych dłuższych trasach”.
Moja mama jest jednak uparta
Rzadko daje sobie cokolwiek powiedzieć. Kiedy więc stwierdziła, że razem z ojcem przyjadą do nas autem, zacząłem się martwić.
– Da sobie radę, spokojnie, to tylko dwieście kilometrów – podnosiła mnie na duchu żona.
I miała rację, rodzice dotarli bezpiecznie, wizyta przebiegła w miłej atmosferze. Niestety, gdy dwa dni później wyjechali, do naszych drzwi zapukała sąsiadka z osiedla.
– To pana goście przez weekend parkowali takim czerwonym samochodem pod moim blokiem? – zapytała z miną niewróżącą niczego dobrego. – Byli na łódzkich numerach…
– Owszem, pewnie tak – potwierdziłem ostrożnie, bo moi rodzice faktycznie jeżdżą czerwonym fiatem i mieszkają w Łodzi.
– Zderzak mi wgnietli w aucie! I cały bok zarysowali! – usłyszałem na to.
– Jest pani pewna, że to moja mama uszkodziła pani samochód? – z miejsca się zdenerwowałem.
– No, ślepa nie jestem! – sąsiadka nie była dla mnie zbyt miła.
– Ja nie twierdzę, że jest pani ślepa, ale na tym osiedlu parkuje wiele czerwonych samochodów…
– Wiem, co mówię! – oświadczyła kobieta kategorycznie.
No cóż, rzeczywiście sam widziałem, że mama ostatnio coraz gorzej radzi sobie za kierownicą. Nie pasowało mi jednak to, że przytarła bok w obcym samochodzie i uciekła.
– Może nie zauważyła – stwierdziła moja żona, która przysłuchiwała się rozmowie z sąsiadką.
– I tata także niczego nie widział? – spojrzałem na Agatę pytająco.
– Pewnie byli zaaferowani przed długą podróżą – żona uznała, że to możliwe, a w dodatku sąsiadka oznajmiła, że jeszcze jedna kobieta widziała wszystko przez okno.
– To jak będzie? Zapłaci pan za lakiernika, czy mam pójść na policję? – usłyszałem. – Bo mi się nie uśmiecha płacić za to z własnej kieszeni!
– Moja mama na pewno ma wykupione OC, które pokryje wszelkie koszty – zapewniłem.
– Naprawdę chcesz dzwonić do matki i mówić jej o wszystkim? – zdziwiła się żona. – Po co ją niepokoić? Nie lepiej, żebyśmy sami już zapłacili?
W pierwszej chwili też tak myślałem
Ale potem przyszło mi coś do głowy.
– Może jak mama się dowie, że miała stłuczkę, to zacznie zastanawiać się nad tym, czy powinna nadal prowadzić – powiedziałem Agacie.
– Zrobisz, jak chcesz, w końcu to twoja matka – żona wzruszyła ramionami wyraźnie nieprzekonana. Ja jednak podjąłem decyzję i zadzwoniłem do mamy.
– Ja uszkodziłam cudzy samochód? To jakaś bujda! – mama z miejsca wszystkiemu zaprzeczyła.
Nie chciała za nic przyjąć do wiadomości, że była widziana, tylko oświadczyła krótko:
– Jeśli ta kobieta chce pokrycia kosztów naprawy, to niech idzie do sądu. Dobrowolnie nie dam jej ani gorsza!
„No to pięknie – pomyślałem, rozłączając się. – Mama chyba nie wie, że sąd skaże ją nie tylko za samą stłuczkę, ale i za ucieczkę z miejsca zdarzenia. To będzie dodatkowo kilkaset złotych albo i więcej”.
– Miałaś rację, już lepiej sam zapłacę lakiernikowi – powiedziałem żonie. – Mniej kłopotu, a mamie się powie, że babka zrezygnowała z roszczeń.
– Mądry chłopiec – pochwaliła mnie Agata. – Po co mamę stresować?
Poszedłem więc do sąsiadki, aby zapytać o cenę naprawy.
– Może od razu podjechalibyśmy do warsztatu, aby fachowiec określił koszty? – zapytałem.
– Nie ma sprawy! – kobieta była wyraźnie zadowolona z mojej decyzji.
Wsiedliśmy więc w jej auto i kilka minut później podjechaliśmy do najbliższego warsztatu…
– Już pani przecież raz mówiłem, że tysiąc pięćset złotych! Cena jak miesiąc temu. Taniej nie będzie! – stwierdził na nasz widok lakiernik.
Nie wierzyłem własnym uszom
Tak się przejąłem wysokością sumy, że w pierwszym momencie nie dotarło do mnie to, co dokładnie powiedział mężczyzna.
– Miesiąc temu? – powtórzyłem, myśląc, że się przesłyszałem.
– No, na jakiś tydzień przed Zaduszkami pani była u mnie, nie? – stwierdził mechanik.
– I jakby co, dostanę to od pana na piśmie? – ocknąłem się.
– A po co? – zdziwił się facet.
– Bo to jest dowód, że ta pani chciała mnie naciągnąć na sporą kwotę, twierdząc, że to moja matka zniszczyła jej samochód! Podczas gdy moi rodzice byli u mnie zaledwie kilka dni temu! – wypaliłem. – Co ma pani w tej sprawie do powiedzenia? – zaatakowałem sąsiadkę.
– No co? Tyle mam ciągle wydatków! Myślałam, że przynajmniej na samochodzie zaoszczędzę i kupię sobie za to nową kanapę! – stwierdziła na to bezczelnie. – Sam pan mówił do żony w windzie, że starsza pani już nieuważnie jeździ. Zresztą z parkowaniem naprawdę miała kłopot…
– Ale nie zniszczyła przecież pani auta! – wybuchłem, plując sobie w brodę, że obgadywałem rodzicielkę przy innych ludziach. – A tymczasem pani ją o to oskarżyła i jeszcze namówiła koleżankę z bloku, aby ta skłamała! To przestępstwo!
– W sumie mogła je zarysować – odgryzła mi się kobieta i na taką odpowiedź nie znalazłem już argumentów, tylko machnąłem ręką.
I powlokłem się na piechotę do domu, skąd od razu zadzwoniłem do mamy, aby ją przeprosić za to, że uwierzyłem nie jej, tylko jakiejś kombinatorce, która chciała zarobić na mojej naiwności i gadulstwie.
Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”