„Bez żyletki nie umiem już funkcjonować. Mama widziała moje blizny i nic nie zrobiła...”

Nastolatka ma problemy psychiczne fot. Adobe Stock
„Myślałam, że się zainteresuje, zapyta, co to jest, jak sobie to zrobiłam. Ale nie. Przez chwilę patrzyła na mnie zdumiona i przerażona, a potem po prostu uciekła. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że nic jej nie obchodzę”.
/ 27.04.2021 08:42
Nastolatka ma problemy psychiczne fot. Adobe Stock

Przeczytałam na forum internetowym, że powinnam nosić na przegubie grubą gumkę. I strzelać z niej za każdym razem, kiedy będę chciała wziąć do ręki żyletkę. Próbowałam. Nie pomogło. Po strzale z gumki nie ma krwi ani bólu, jest tylko leciutkie szczypanie. A właśnie gdy widzę czerwone strużki sączące się z ran i czuję ból, odpływam.

Zapominam o tym całym syfie, który mnie otacza. Pamiętam dzień, w którym pocięłam się po raz pierwszy. To było rok temu, pod koniec jesieni. W domu panowała koszmarna atmosfera. Nigdy nie było różowo, bo odkąd pamiętam, matka wiecznie czepiała się ojca, ale wtedy już przeszła samą siebie.

Dzień w dzień darła się, że jest życiowym dupkiem, za mało zarabia, nie potrafi zapewnić jej takiego życia, na jakie zasługuje. Tata zaczął brać nadgodziny, żeby przynosić do domu trochę więcej pieniędzy, ale to też się jej nie spodobało. Dla odmiany zaczęła wrzeszczeć, że ciągle go nie ma, i wszystko jest na jej głowie. Biedny tatuś… Za wszelką cenę starał się ją zadowolić, ale mu się to nie udawało. Wiecznie dostawał po łbie. Znosił to w miarę spokojnie, jednak czułam, że któregoś dnia nie wytrzyma, huknie drzwiami i odejdzie.

Mnie też matka czepiała się o wszystko. Cokolwiek zrobiłam, było źle. Myślę, że ona nigdy mnie nie chciała; babcia opowiadała kiedyś, że gdy matka była w liceum, wymarzyła sobie, że zostanie modelką. Ponoć godzinami stała przed lustrem i ćwiczyła pozy. Ale wtedy napatoczył się ojciec i zrobił jej dziecko, czyli mnie. I marzenia o wielkiej karierze prysły jak mydlana bańka. Zamiast wybiegu i zagranicznych wojaży był trochę wymuszony ślub i szara codzienność.

Nie podobało jej się to, więc na każdym kroku mi o tym przypominała. Co rusz dawała mi do zrozumienia, że przeze mnie zmarnowała sobie życie.

Pierwszy raz ojciec nie stanął po mojej stronie

Tamtego dnia też tak było. Wróciła z wywiadówki w szkole aż czerwona ze złości. Wparowała do mojego pokoju i rzuciła na łóżko kartkę z ocenami. Wcześniej uczyłam się całkiem dobrze, ale wtedy wpadło mi trochę jedynek przez te ciągłe awantury w domu. No i raz mnie złapali z jointem w kiblu.

Zawsze trzymałam się od tego badziewia z daleka, ale wtedy kumpela mnie poczęstowała i głupio mi było odmówić. Zrobiła się rzeźnia. No i po tej wywiadówce wychowawczyni kazała matce zostać w klasie, wypytywała ją, czy u nas w domu wszystko w porządku, bo tak nagle taka u mnie zmiana na gorsze... I może potrzebujemy pomocy. Właśnie o to wkurzyła się najbardziej. Nie o te pieprzone jedynki, tylko o to wypytywanie.

Wrzeszczała, że przeze mnie musiała odpowiadać na chamskie pytania, że czuła się jak na przesłuchaniu, że nauczycielka jest debilką. Znosiłam to w milczeniu, bo chciałam, żeby jak najszybciej skończyła gadkę i zostawiła mnie w spokoju, ale ona coraz bardziej się nakręcała. Darła się, że jestem niewdzięczną gówniarą, że ona wszystko dla mnie poświęciła. A ja tylko sprawiam kłopoty i przynoszę jej wstyd. No i w końcu nie wytrzymałam. Wrzasnęłam, że sama jest sobie winna, bo ja się na świat nie prosiłam. A modelką i tak by nie została, bo ma krzywe nogi i wielki tyłek.

Więcej już nie zdążyłam powiedzieć, bo uderzyła mnie w twarz. Z całej siły. A potem wyszła z pokoju, trzaskając drzwiami.

Gdy wrócił ojciec, awantura oczywiście wybuchła na nowo. Matka strasznie mnie przy nim zwyzywała. Tata miał zawsze dla mnie więcej serca niż ona, więc byłam pewna, że stanie w mojej obronie. Ale nie. Kazał mi ją przeprosić. Oczywiście tego nie zrobiłam. Wrzasnęłam, że ich nienawidzę i uciekłam do swojego pokoju. Walnęłam się na łóżko i się rozryczałam. Płakałam tak długo, aż zabrakło mi łez. Czułam się niechciana, opuszczona, samotna.

Gdy więc starzy położyli się spać, wymknęłam się cicho do łazienki po żyletkę. Chciałam się zabić. Tylko to kołatało mi się po głowie. Nie podcięłam sobie żył. Nie dałam rady. Trudno jest za pierwszym razem przełamać się i tak zranić. Wydawało mi się, że mocno przyciskam żyletkę, a wypłynęło tylko trochę krwi. Spróbowałam raz jeszcze, lecz za bardzo bolało. Została więc tylko ledwo widoczna kreseczka na lewym nadgarstku. Mimo to poczułam ulgę. Jakby mi z pleców ktoś nagle zdjął wielki ciężar, który przyciskał mnie do ziemi.

Gdy więc następnego dnia matka znowu zaczęła się mnie czepiać, nawet z nią nie dyskutowałam. Zamknęłam się u siebie i wyciągnęłam żyletkę. Tym razem poszło mi już znacznie lepiej, rana była dużo głębsza. Została mi po niej wyraźna blizna. Od tamtego czasu dorobiłam się wielu innych, ale ta była pierwsza.

Nie zapomnę, skąd ją mam 

W kolejnych tygodniach cięłam się coraz częściej. Jedynka w szkole, kłótnia z psiapsiółą, głupi wpis na fejsie, awantura w domu – ciach i po problemie. Bez żyletki nie umiałam już funkcjonować. Zwłaszcza że ojciec w końcu zrobił to, czego się od dawna spodziewałam: odszedł. Błagałam go, żeby zabrał mnie ze sobą, bo nie chciałam zostać z matką, ale mnie zbył. Stwierdził, że jeszcze nie ma mieszkania, że musi najpierw się urządzić, oswoić z nową sytuacją.

Myślałam, że mi serce pęknie. Jedno cięcie wtedy nie wystarczyło. Przejechałam żyletką pięć razy, nim poczułam ulgę. Ale i tak miałam ochotę wyć. Po odejściu ojca matka nie potrafiła się odnaleźć. Chyba nie dlatego, że za nim tęskniła, ale że nie miała na kogo wrzeszczeć. Wyżywała się więc na mnie. Wcześniej, gdy nie miałam ochoty słuchać jej pretensji, po prostu uciekałam do swojego pokoju i miałam święty spokój. Teraz nawet tam nie mogłam się schronić. Wpadała jak burza i wylewała wszystkie swoje żale. No i koniec.

Artur spojrzał na moje ręce i uciekł

Któregoś dnia złapała mnie za ręce i zobaczyła na moim przedramieniu blizny. Myślałam, że się zainteresuje, zapyta, co to jest, jak sobie to zrobiłam. Ale nie. Przez chwilę patrzyła na mnie zdumiona i przerażona, a potem po prostu uciekła. Zwiała z mojego pokoju, jakby ją ktoś gonił. To tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że nic jej nie obchodzę. Bo przecież gdyby mnie kochała, to chciałaby wiedzieć, dlaczego się okaleczam.

Potem podsłuchałam, jak rozmawia z jakąś przyjaciółką. Żaliła się, że nie może sobie ze mną poradzić, że chyba coś ze mną jest nie tak, że się mnie boi. Szkoda, że wolała pogadać z kimś obcym, a nie ze mną…

W maju na imprezie u kumpeli poznałam Artura. Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia i świat w jednej chwili wydał mi się bardziej różowy. Kiedy pod koniec wieczoru zaprosił mnie na randkę, byłam wniebowzięta. Szykowałam się na to spotkanie jak na jakiś bal. Pół szafy wyrzuciłam na ziemię, zanim wybrałam odpowiednią sukienkę. Taką bez rękawów. Włożyłam ją, ale szybko odwiesiłam. Nie mogłam się w niej pokazać Arturowi. Przez te cholerne blizny na przedramionach. Wyglądały ohydnie.

Wcześniej miałam gdzieś, czy ktoś je zobaczy, czy nie. Ale Artura się wstydziłam. Zamierzałam nawet odwołać spotkanie, ale w końcu tego nie zrobiłam. Chciałam mieć bratnią duszę, kogoś, komu by na mnie zależało. Włożyłam więc jakiś ciuch z długimi rękawami i poszłam. Pomyślałam, że co ma być, to będzie. Wieczór był bardzo miły. Chodziliśmy po parku, całowaliśmy się… Zapomniałam o całym świecie.

Było bardzo ciepło, więc odruchowo podwinęłam rękawy bluzy, odsłaniając blizny. Artur od razu je zauważył. Aż pobladł. Nic nie mówił przez jakieś pięć minut. Potem zaczął wypytywać, co to takiego. Zawstydzona wykrztusiłam, że mam pod górkę w domu i tnę się, żeby ukoić nerwy. Popatrzył na mnie dziwnie, a potem szybko się pożegnał. Wiedziałam, że więcej się do mnie nie odezwie. Po powrocie do domu od razu wyciągnęłam żyletkę… Ciach, ciach, ciach. Raz za razem.

Obudziłam się w nocy. Coś było nie tak, czułam to. Zapaliłam lampkę. Na pościeli była krew. Myślałam, że to z tych nowych cięć. Ale nie. Krew leciała mi z lewego nadgarstka, było jej dużo. Musiałam przez sen rozdrapać sobie strupy. Zdarzało mi się to już wcześniej, bo gojące się rany swędziały jak diabli. Teraz jednak wyglądało to groźnie. Jakoś udało mi się zatamować krew, jednak rano byłam tak słaba, że nie miałam siły zwlec się z łóżka. To chyba właśnie wtedy pomyślałam, że czas z tym skończyć, że powinnam poszukać pomocy.

Jeszcze tego samego dnia zaczęłam przeszukiwać internet. Miałam nadzieję, że nie ja jedna mam taki problem, że ktoś się do mnie odezwie. Nie pomyliłam się. Od tamtego czasu poznałam mnóstwo dziewczyn, które okaleczają się tak jak ja. I takie, które mają to za sobą. To właśnie te ostatnie radzą mi, żebym poszła do psychologa, że sama sobie nie poradzę. Bo samookaleczenie jest jak narkotyk. Dopiero za miesiąc skończę 18 lat, więc na terapię musi się zgodzić matka. A nie chcę jej prosić o pomoc.

Czytaj także:
„Przez dwa lata oszukiwał mnie i zdradzał. A ja niczego nawet nie zauważyłam, bo tak bałam się bycia skrzywdzoną”
„Po 7 latach moje małżeństwo istniało tylko na papierze. I wtedy Cyganka przepowiedziała mi, że spotkam miłość życia”
„Zaszłam w ciążę jako 16-latka. Mój syn jest o tydzień starszy od… mojej siostry”

Redakcja poleca

REKLAMA