„Bawiłem się w swatkę i wypatrywałem przyszłej synowej na placu zabaw. Marzyłem, żeby od razu mieć wnuka w pakiecie”

mężczyzna, który usilnie próbuje swatać swojego syna fot. Adobe Stock, fizkes
Jak się siedzi całymi dniami przy komputerze, to jakim cudem można kogokolwiek poznać? Mój syn był z góry skazany na porażkę. Każdy słoneczny dzień wykorzystywałem więc na obserwację potencjalnych kandydatek, teraz miałem upatrzoną kolejną. Samotna mama lub miła niania - to jest to!
/ 13.07.2021 10:10
mężczyzna, który usilnie próbuje swatać swojego syna fot. Adobe Stock, fizkes

Z początku uważałem bliskość parku za wadę nowego mieszkania. Wiadomo, w dzień rozwrzeszczana dzieciarnia, wieczorem popijające piwo na ławkach nastolatki – nic godnego pozazdroszczenia.

– Tato, nie znajdę nic innego na parterze – zapowiedział wreszcie syn.– Powiedz po prostu, że nie chcesz się przeprowadzać, zamiast wyszukiwać problemy.

Jakby ktoś był ciekaw, to tak, faktycznie nie chciałem się przenosić

Nie jest łatwo opuszczać miejsce, w którym spędziło się więcej niż pół życia. Rzecz w tym, że nie miałem wyjścia: raz, bo wejście na piętro stało się wyczynem, dwa – Zbyszek, jeśli miał wreszcie kogoś sobie znaleźć, nie mógł mieszkać z ojcem. Zatem, machnąłem ręką – i tak już byłem na wpół głuchy, kto by się w takiej sytuacji przejmował hałasami? Sprzedałem mieszkanie w kamienicy i kupiliśmy ze Zbyszkiem po małym gniazdku dla każdego z nas. Tyle z tego wynikło, że nie miałem do kogo gęby otworzyć i z czasem znów zacząłem gotować dla dwóch osób, zwabiając syna w weekendy na obiad. A ten huncwot jak nikogo nie miał, tak nie miał. Jeszcze na mnie fukał, gdy próbowałem mu radzić.

– Dziewczyny teraz są inne niż za twoich czasów – powtarzał. – Faceci nie są im do niczego potrzebni i trzeba naprawdę coś w sobie mieć, żeby którąś zainteresować.

Każdy potrzebuje drugiego człowieka, tak uważam. Ale jak się siedzi całymi dniami przy komputerze, to jakim cudem można kogokolwiek poznać? Mówi się, że aby odnieść sukces, należy przekuć słabości w siłę, i od tego postanowiłem wyjść. Taki plac zabaw na przykład. Niby utrapienie, ale też miejsce, które zwabia sporo dzieciaków, a razem z nimi ich mamy lub nianie…

Starszy mężczyzna siedzący na ławeczce w cieniu kasztanowca nie wzbudza żadnych podejrzeń. Ot, jeszcze jeden nudzący się rencista. Każdy słoneczny dzień wykorzystywałem więc na obserwacje potencjalnych kandydatek, teraz miałem upatrzoną kolejną. Zastanawiałem się tylko, jaką historyjkę jej zaserwować. Trzeba zachować maksymalną ostrożność – w dzisiejszych czasach każda próba nawiązania kontaktu może być powodem do oskarżenia o molestowanie, a jakoś nie sądziłem, by Zbyszek był zadowolony, odwiedzając mnie w areszcie.

Tylko przewróciła oczami. Widać było, że rzadko nadąża za pomysłami syna

Kombinowałem jak koń pod górkę, tymczasem upatrzona kobieta zaczęła się zbierać do odejścia. Zerwałem się z ławki i westchnąwszy głęboko, zrobiłem pierwszy krok ku przeznaczeniu. Zgrzytnął złowieszczo żwir pod podeszwą buta.

– Hej, dziadziu – usłyszałem głos dzieciaka. – Zepsułeś mój samochodzik!

Spojrzałem w dół, faktycznie. Za czasów dzieciństwa mojego syna nazywaliśmy podobne modele resorakami. Po Zbyszku została zresztą całkiem spora kolekcja. Schyliłem się i podniosłem z ziemi mały wrak. Ford z otwierającymi się drzwiczkami i klapą od silnika. Pod moim ciężarem klapa odpadła, ukazując wykonany z najdrobniejszymi szczegółami silnik. Jezu, zepsułem taki piękny model!

– Przepraszam – powiedziałem, odwracając się w stronę na oko siedmioletniego chłopca. – Naprawdę bardzo mi przykro. Zniszczyłem takie fajne autko!
– To jest ford – poprawił mnie rezolutny dzieciak. – Samochód nie do zdarcia.

Podrapałem się w głowę.

– Jak się okazuje – mruknąłem – to był tylko slogan reklamowy. – Żartowałem – powiedziałem, widząc jego wielkie oczy.

Rozglądałem się za kobietą, którą obserwowałem od tygodnia. Zniknęła. Cały plan wziął w łeb! Nie byłem w stanie przewidzieć wszystkich przeszkód i komplikacji.

– Kuba! – usłyszałem damski głos. – Kubuś, nie wolno zaczepiać nieznajomych.

Ładna brunetka kucnęła obok chłopca.

– Nadepnąłem na jego zabawkę – powiedziałem. – Chłopak zareagował prawidłowo.
– Naprawimy forda, prawda? – mały chwycił moją rękę i z ufnością wlepił we mnie wzrok.
– Kuba! – kobieta uniosła głos. – Co ty wyprawiasz?

Wyswobodziłem dłoń z uścisku.

– Mama ma rację – powiedziałem, puszczając do małego oko. – Nie należy spoufalać się z nieznajomymi.
– Ale przecież ty mnie już znasz – młody wzruszył ramionami. – Ja jestem Kubuś, a moja mama ma na imię Joanna. Tata z nami nie mieszka, wiesz?

Joanna tylko przewróciła oczami. Widać było, że rzadko nadąża za pomysłami syna. Wydawała się miłą osobą i niewątpliwie była atrakcyjna. Szkoda tylko, że brunetka.

– Przepraszam – rozłożyła bezradnie ręce. – Czasem nie jestem w stanie przewidzieć jego następnego ruchu. Kuba – zwróciła się do syna – idziemy do domu, ale już.
– Nie tak szybko, pani Joanno – wtrąciłem się. – To ja jestem winien całemu zamieszaniu. Proszę pozwolić mi zrekompensować stratę zabawki. Zapraszam na lody. To sprawa honoru, nie zniosę odmowy.
– No nie wiem – zawahała się. – Co o tym sądzisz, Kubuś?

Widać było, że Kuba intensywnie myśli.

– To za mało – odezwał się po chwili. – Zniszczyłeś mój najlepszy samochód.

Joanna otworzyła usta, by zaprotestować, ale ubiegłem ją.

– Jasna sprawa, młody człowieku – powiedziałem. – Lody są tylko wstępem do negocjacji o odszkodowanie.
– Nego… – próbował powtórzyć, ale w końcu machnął ręką. – Zgoda, idziemy na lody. Tylko… my cię nie znamy.
– No jasne – uderzyłem się dłonią w czoło. – Ale ze mnie gapa, nie przedstawiłem się. Mam na imię Marcin. Mieszkam tutaj, w tym bloku, widzisz okno na parterze z czerwonym kwiatkiem? Czy teraz, gdy już wszyscy się znamy, możemy iść?

Kuba nie widział już żadnych przeszkód, a jego mama, po dwukrotnym stwierdzeniu, że nie powinni mnie wykorzystywać, skapitulowała i wylądowaliśmy w pobliskiej ciastkarni. Oprócz negocjacji w sprawie odszkodowania za zniszczonego forda, udało nam się mile pogawędzić o tym i owym. Joanna wyznała, że niedawno przeprowadzili się do naszego miasta i nie mają przyjaciół.

Martwiła się o synka, który po rozwodzie wydawał się samotny i zagubiony

Zapewniłem, że jednego przyjaciela właśnie znaleźli.

– Prawdę powiedziawszy – dodałem – po śmierci żony też nie cierpię na nadmiar znajomych. Obawiałem się nawet, że nie będę miał kogo zaprosić na swoje urodzinowe przyjęcie. Zrobicie przyjemność staremu człowiekowi i zaszczycicie mnie obecnością? W niedzielę po południu, co wy na to? Obiecuję wspaniałe ciasto.
– Tak! – Kuba aż podskoczył z radości. Joanna spojrzała na synka wyraźnie wzruszona.
– Nie mam serca odmówić – powiedziała. – Choć wydaje mi się, że nie wypada wpraszać się na imprezę do kogoś, kogo dopiero co się poznało.

Zapewniłem, że sprawią mi radość i wytłumaczyłem, jak do mnie trafić.

– W ostateczności stukajcie w okno z czerwonym kwiatkiem – zaśmiałem się. – No i najważniejsza rzecz, rekompensata za forda. Do niedzieli postaram się znaleźć kolekcję resoraków mojego syna. Zamierzam w całości przekazać ją w twoje ręce, Kuba. Myślisz, że kilkanaście samochodzików wynagrodzi ci stratę?

Z przejęciem skinął głową.

– No, to jesteśmy umówieni – zatarłem ręce z radości.

Miałem cztery dni na przygotowania, spokojnie powinienem wszystko ogarnąć

Joanna była wprawdzie brunetką, ale poza tym nadawała się w stu procentach, a Kubuś… Cóż, nie miałbym nic przeciwko takiemu wnukowi. Wnosił tyle życia! W moim świecie od dawna już nic się nie działo, jeżeli zostawiłbym sprawy własnemu biegowi, taka stagnacja trwałaby do końca moich dni. W sobotę zadzwoniłem jeszcze do Zbyszka i upewniłem się, czy następnego dnia się u mnie pojawi. Nic się nie zmieniło, zatem mogłem realizować mój tajny plan. Kiedy w niedzielę o szesnastej odezwał się dzwonek przy drzwiach, byłem prawie gotów. Prawie, bo w piekarniku, dochodził strudel, który od lat był moją specjalnością. Gości przyjąłem w kuchennym fartuchu.

– Ale zapachy – Joanna pociągnęła nosem. – Aż poczułam się głodna, a ty Kubuś?

Chłopak przytaknął. W ręku trzymał bukiet kwiatów i laurkę, ale nie bardzo wiedział, co z tym zrobić. Przestępował z nogi na nogę i przygryzał górną wargę. Dopiero kiedy mama go szturchnęła, oprzytomniał.

– Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin – powiedział, wręczając mi prezenty. – Laurkę namalowałem sam.

Rysunek przedstawiał dwie postacie człekopodobne z dłońmi przypominającymi ogrodowe grabie i coś na kształt grobowca, obłożonego wieńcami. Nie miałem odwagi dociekać, kogo w nim pochowano.

– To ja z tobą – z przejęciem wytłumaczył Kuba. – A to jest czerwony ford.
– Od razu wiedziałem – zapewniłem z zapałem. – Bardzo udany obraz. Powieszę go nad łóżkiem.

Chłopak pokraśniał z dumy. Zaprosiłem gości do stołu i zaproponowałem coś do picia. Joanna poprosiła o kawę, Kuba zadowolił się sokiem. Wyjąłem przygotowane wcześniej pudełko z kolekcją samochodzików i wręczyłem je chłopcu. Był zachwycony. Zapomniał o wszystkim, nawet o cieście. Zsunął się na dywan i zajął ustawianiem modeli w rzędzie. Podziwiał każdą sztukę z osobna i z satysfakcją mruczał coś do siebie.

– Naprawdę cieszę się, że cię poznaliśmy – powiedziała Joanna. – Dzięki tobie miasto wydaje się mniej przerażające.

Chciałem podziękować za komplement, ale nie zdążyłem, bo rozległo się pukanie do drzwi i po chwili z przedpokoju dobiegł głos Zbyszka:

– Mówiłem ci sto razy, żebyś zamykał drzwi, tato. Wiesz, ile jest teraz napadów na starsze osoby… O, przepraszam – stanął w progu i ze zdumienia go zatkało. – Co to za okazja?
– Urodziny – pisnął Kuba spod stołu.
– No proszę – udał zaskoczenie. – Chyba zapomniałem! Co za wyrodny syn ze mnie.

Wstałem z krzesła i podszedłem do niego.
– To jest moja znajoma, Joanna, ze swoim synem, Kubą – przedstawiłem gości. – A ten krzykacz, jak pewnie się domyśliliście, jest moim synem i ma na imię Zbyszek.

Ten skinął głową i uśmiechnął się głupkowato, po czym pociągnął mnie do kuchni.

– Co ty znowu wyprawiasz? Może byś przestał wreszcie bawić się w swatkę, do cholery! Myślisz, że sam nie umiem znaleźć dziewczyny? I do tego ta szopka z urodzinami! Jak ja teraz wyglądam w jej oczach, co? Zwalam się jak małolat na niedzielny obiad, a zapominam, że tatuś obchodzi swoje święto. Które to już w tym roku?
– Dopiero drugie – powiedziałem. – I nie pochlebiaj sobie, synu. Nie jest tak, że cały świat kręci się wokół ciebie. Joanna jest moją znajomą, a zaprosiłem ją, bo czuję się samotny. Zresztą, ona jest brunetką, a przecież wiem, że lubisz tylko blondynki, nie jestem jeszcze sklerotykiem.
– Czasami w to wątpię – mruknął. – Dobra, musisz mnie jakoś wytłumaczyć, bo wejście miałem fatalne… Powiedz, że właśnie dostałeś ode mnie urodzinowy prezent. Jaki? Coś tam wymyślisz, trudno o większego łgarza od ciebie.

Czyżbym się dopatrzył cienia zainteresowania naszym gościem?

Miałem nadzieję, że i on wpadnie w oko Joannie. Impreza była udana, ale długo nie miałem pewności, czy osiągnąłem cel. Młodzi ukrywali się przede mną ponad pół roku, ale w końcu zdecydowali się wspólnie zamieszkać i kłamstwa przestały być potrzebne. Nie wiem, kiedy planują zalegalizować związek, ale to już nie moja sprawa, zrobiłem, co mogłem. Tak mi się przynajmniej wydawało do ostatniej niedzieli, kiedy wpadli do mnie z wizytą. Z niedowierzaniem kręciłem głową. Co za perfidny, mały intrygant!

– Muszę ci coś wyznać, Marcin – powiedziała Joanna, kiedy pomagała mi w kuchni. – Głupio mi o tym mówić, ale powinieneś wiedzieć, że zostałeś zmanipulowany.
– Jak to? – spytałem, nie za bardzo wiedząc w czym rzecz. – Kto mną manipuluje?
– Teraz już nikt, ale sam początek naszej znajomości zainicjował Kuba. Kiedy przeprowadziliśmy się w miejsce, gdzie nie było nikogo znajomego, postanowił znaleźć swojego własnego dziadka. Polował na ciebie od tygodnia; na swoje usprawiedliwienie, mam tylko tyle, że o tym nie wiedziałam.
– Jak to? – wyszeptałem zdumiony. – Wypadek z samochodzikiem nie był dziełem przypadku?
– A skąd! – zaśmiała się .– Podłożył ci pod nogi zniszczoną zabawkę i wmówił, że właśnie ją rozgniotłeś. Przepraszam, ale powinieneś o tym wiedzieć. Mam nadzieję, że nie będziesz się długo gniewał na Kubę, on cię ubóstwia.

Z niedowierzaniem kręciłem głową. Co za perfidny, mały intrygant. Myślałem, że jestem myśliwym, a okazałem się zwierzyną łowną siedmiolatka. Gdyby nie fakty, przeczące naszemu spowinowaceniu, mógłbym z dumą powiedzieć, że to moja krew. Ale i tak jestem z niego dumny. Zuch chłopak, zupełnie jak dziadek.

Czytaj także:
Siostra wymusza, żebym oddała mieszkanie jej córce. Wszystko przez to, że nie mam dzieci
Roman załatwił mamie miejsce w domu opieki. Zaczęłam z nim być z wdzięczności
Moja żona nigdy nie zaakceptowała chorego synka. To dlatego od nas uciekła

Redakcja poleca

REKLAMA