Kiedy dwa lata temu skończyłem czternaście lat, moja mama poszła ze mną do banku i założyła mi młodzieżowe konto.
– To po to, abyś się nauczył lepiej gospodarować pieniędzmi. Co miesiąc przeleję ci twoje kieszonkowe i bardzo proszę, rób sobie z nim, co chcesz, byleby ci wystarczyło do pierwszego – powiedziała.
Do konta wydali mi kartę bankomatową, którą zacząłem szpanować przed kolegami. Wyglądała jak wszystkie, niczym nie różniła się od normalnej karty.
– A dlaczego miałaby się różnić? Jest przecież normalną kartą do młodzieżowego konta. Możesz nią zapłacić w sklepie albo wyjąć pieniądze z bankomatu – śmiała się pani urzędniczka w banku.
Karta była poza tym bezpieczna. Mama już się nie bała, że mogą mnie napaść i okraść, kiedy dawała mi pieniądze na bilet miesięczny. Teraz wpłacała je na konto i zamiast gotówką, płaciłem za niego kartą.
Nie wiem, czemu to zrobił. Musiał oszaleć
Nie ukrywam, że to było wygodne. Nauczyłem się także patrzeć, w którym bankomacie mam za darmo wypłatę, kiedy potrzebowałem gotówki. Raz zapłaciłem prowizję, i nie powiem, zabolało. Mama miała więc rację, ta karta nauczyła mnie dyscypliny i uważniejszego wydawania pieniędzy, których przecież nigdy nie miałem za wiele, bo nie pochodzę z zamożnej rodziny.
Tym bardziej dziwi to wielu, szczególnie moich kumpli, że nie przywłaszczyłem sobie tamtej gotówki. A było jej naprawdę sporo, okrąglutkie trzy tysiące złotych! Sam nie wiem, jak to się stało, że bankomat mi je wypłacił, musiał po prostu tamtego dnia oszaleć.
To było w jednym z przejść podziemnych niedaleko dworca kolejowego. Szedłem właśnie z Michałem, moim najlepszym przyjacielem, na dodatkową lekcję angielskiego, i musiałem wypłacić kasę dla korepetytora. Mamy wspólnego, bo lekcja dla dwóch mniej kosztuje. Stanąłem przed bankomatem i już miałem włożyć kartę do szczeliny, kiedy zauważyłem wyświetlony na ekranie komunikat: „Czy potrzebujesz więcej czasu?”.
„Nie” – nacisnąłem odruchowo odpowiedź. Byłem przekonany, że ktoś, kto korzystał z bankomatu przede mną nie zakończył transakcji, tylko odszedł i chciałem to zrobić za niego, aby rozpocząć swoją. Do głowy mi nie przyszło, że… w tym momencie bankomat wypłaci mi pieniądze z cudzego konta! Tymczasem on właśnie to zrobił. Nie dość, że ze szczeliny wysunęła się cudza karta, to jeszcze w szparze na dole pojawiły się pieniądze.
Wziąłem je odruchowo. Wiem, może to był błąd, bo przecież po dość krótkim czasie, gdybym ich nie zabrał, toby się z powrotem schowały do bankomatu. W każdym razie zawsze przy bankomacie słyszę taki komunikat, że jeśli nie wezmę swojej gotówki w ciągu iluś tam sekund, to pieniądze zostaną cofnięte.
Ja jednak tę cudzą kasę wziąłem. Byłem w takim szoku, kiedy poczułem w ręce gruby plik banknotów, że szybko odszedłem od bankomatu.
Nie mogę ich zatrzymać. To by była kradzież
– Po co ci tyle kasy, chłopie? – zapytał zdziwiony Michał.
Najwyraźniej w pierwszym momencie kompletnie nie skojarzył, że to nie są moje pieniądze. Ale gdy już to zrozumiał, zaczął szaleć.
– Stary, tyle kasy! Ty to jesteś farciarz! – zakrzyknął uradowany.
Fakt, było tego dużo. Kupa forsy, ja sam od rodziców dostaję tylko dwie stówki kieszonkowego na miesiąc. Ale… te pieniądze nie były moje. Należały do kobiety, której nazwisko widniało na karcie bankomatowej, którą też zabrałem.
– Te pieniądze nie są moje... – wydukałem.
– Człowieku, moje twoje, co za różnica? Grunt, że możemy z nich zrobić użytek – zapalił się Michał.
Ja jednak czułem, że nie powinienem ich wydawać, bo to kradzież.
– Nie, idę je oddać na policję – powiedziałem kumplowi.
Wiedziałem, gdzie na dworcu jest posterunek i poszedłem tam, nie zważając na protesty Michała. Policjant przyjął moje wyjaśnienia ze spokojem. Trochę się bałem, że wezmą mnie za jakiegoś oszusta, który ściemnia, ale nie… Ten policjant wyjaśnił mi także, że dobrze zrobiłem, oddając pieniądze, bo każdy bankomat jest monitorowany.
– Ta kobieta pewnie zorientuje się, że nie ma karty. Może już poszła zgłosić to do banku. A wtedy, jeśli by tej karty nie było w bankomacie, pracownik banku z pewnością przejrzałby nagranie…
– I co? Przecież nie masz na czole napisane, jak się nazywasz! Nie figurujesz w żadnych kartotekach! Kto by cię tam znalazł?! – Michał uznał, że niepotrzebnie się ujawniłem. – Ta babka na pewno by dostała od banku zwrot gotówki, a my mielibyśmy swoją kasę. Bank od trzech tysięcy nie zbiednieje, a dla nas… – dowodził.
Teraz dla kumpli jestem frajerem. Jakoś muszę się z tym pogodzić.
Czytaj także:
„Kusiło mnie, żeby wziąć kasę z portfela, który znalazłem, ale pohamowałem się. Los mi się odwdzięczył tak, że głowa mała”
„Znalazłam naszyjnik, który zgubiła moja kumpela. Mam dylemat: sprzedać go i zabalować czy oddać i dalej klepać biedę”
„Jestem uczciwa, więc gdy znalazłam wartościową rzecz, oddałam ją właścicielce. W podziękowaniu usłyszałam, że jestem idiotką”