– Stary, daj spokój, czym ty się w ogóle przejmujesz? Przyjadą na parę godzin, zjedzą obiad, powęszą trochę po pokojach i wyjadą – Marcin wzruszył ramionami, po czym zamówił kolejne dwa piwa.
– Łatwo ci mówić... – prychnąłem. – Wiesz, jak źle znoszę te wszystkie towarzyskie gierki, rozmówki, umizgi, komplemenciki. Na samą myśli o nich robi mi się niedobrze. A jeśli się zdenerwuję i język zacznie mi się plątać, jak uczniakowi wywołanemu do tablicy. Co gorsza, mama Iwony jest belferką, a ojciec dyrektorem czegoś tam. Wyobrażasz sobie? Gorzej być nie może! – dopiłem duszkiem zawartość pierwszego kufla i chwyciłem następny.
– Nie przesadzaj, to dopiero pierwsza wizyta, oni też będą zakłopotani.
– A jak nie będą? – westchnąłem ciężko. – Pamiętasz rodziców Uli? Ci nigdy nie byli „zakłopotani”. Robili mi awantury, kiedy tylko przyszło im to do głowy! Pamiętam, jak przy pierwszej wizycie teściowa zrugała mnie, że wchodząc do ich salonu, nie zdjąłem butów! A potem było tylko gorzej.
– Oj, tych nikt nie przebije! – parsknął śmiechem Marcin. – Pamiętam twojego teściulka na waszym weselu... Chciał cię wyrzucić przez okno! Szarpał tobą jak miotłą, tylko nadal nie wiem za co…
– Błagam cię, nie chcę już o tym gadać – przerwałem mu wkurzony.
Jednak nie taki diabeł straszny
Na samą myśl o byłych teściach dostawałem drgawek. Może moje małżeństwo dałby się uratować, gdyby nie oni. Ich wścibstwo, awantury, ciągłe przytyki i wtrącanie się do naszego życia wyprowadziłby z równowagi nawet anioła, a ja do takich nigdy się nie zaliczałem. Co gorsza Ula ciągle ich broniła i stawała po ich stronie, czepiając się mnie na równi z jej rodzicami, aż wystawiła mi walizki za drzwi.
Próbowałem walczyć o nasz związek, zaproponowałem nawet separację, ale Ulka nie chciała dać mi szansy. Złupiła mnie przy rozwodzie – zabrała mieszkanie, a przecież do niego w połowie dołożyli się moi rodzice. Zostałem bez grosza przy duszy z dwiema torbami ubrań i złamanym sercem. Sądziłem, że nie zaufam już żadnej kobiecie, dopóki nie poznałem Agnieszki. A teraz miałem poznać jej rodziców...
Od tygodnia śniłem o nich koszmary, opracowywałem rozmaite plany ucieczki, różne wymówki, ale w końcu wziąłem się w garść. Nie byłem przecież dzieckiem
i musiałem stawić czoło rzeczywistości. Kiedy jednak usłyszałem dzwonek domofonu, poczułem, jak krew odpływa mi z głowy i kończyn. Na miękkich nogach ledwie doczłapałem do drzwi i wpuściłem przyszłych teściów do środka.
– Dzień dobry, zapewne jesteś Arek – powitała mnie wesoło mama Iwony. – Ja jestem Marianna, a to tata Wojtek.
Przyszły teść, choć widzieliśmy się pierwszy raz, uściskał mnie jak syna.
– Spokojnie, nie zabawimy u was długo. Po obiedzie pojedziemy pozwiedzać miasto – uśmiechnął się i puścił do mnie oko.
Okazało się, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. Rodzice Iwonki naprawdę byli wyluzowani! Podobało im się wszystko, począwszy od przygotowanego obiadu, przez wynajęte mieszkanie, a na mnie skończywszy. Ujęło ich, że cenię sobie spokój, lubię swoją pracę i jestem po uszy zakochany w synku mojej siostry. Tyle tylko, że ani ja, ani Iwonka nawet słowem nie zająknęliśmy się na temat mojego rozwodu.
– Jeszcze nie pora na takie rozmowy – uznałem, powstrzymując zapędy mojej dziewczyny.
Dla niej moja przeszłość nie stanowiła problemu, a ja nie miałem ochoty rozdrapywać ran. Uznaliśmy, że sam powiem prawdę teściom, kiedy przyjdzie na to pora.
Pierwszy ślub brałem w kościele, więc Iwonka nie mogła liczyć na kościelną uroczystość, nad czym bolałem. Nie znałem dziewczyny bardziej godnej takiej ceremonii. Oddanej, wiernej i rozsądnej.
– Spokojnie, białą suknię mogę włożyć nawet do urzędu – pocieszała mnie.
Zaskoczyła mnie swoją wspaniałomyślnością. Ulka całe życie marzyła o wystawnym ślubie, o sukni jak beza, i od początku naszego związku planowała ceremonię. Chciała przebić wszystkie młode panny w okolicy. Dla Iwony oprawa nie miała znaczenia, bo liczyło się łączące nas uczucie. I za to jeszcze bardziej ją kochałem, choć sprawa rozwodu wciąż mi ciążyła.
Dla moich rodziców to rozstanie było ciosem i powodem do wstydu. Kiedy przedstawiłem im Iwonkę, zamartwiali się, jak ona przyjmie przykrą prawdę.
– Tylko dodaj, że walczyłeś o Ulę – prosiła mnie mama. – I powiedz, że to nie
z twojej winy. Ja przysięgnę, jeśli będzie trzeba. Mój Boże, takie nieszczęście w rodzinie! Jedna zła decyzja i nawet komunii świętej przyjąć nie możesz…
Uderzyła w dobrze znany mi ton, więc choć rodzice Iwony wydali mi się życzliwi, to mając w pamięci zachowanie moich, tamtym bałem się wyznać prawdę. „A co, jeśli namówią Iwonkę, żeby mnie zostawiła? Jak ludzie zaczną szeptać, wytykać nas palcami, snuć domysły na temat mojego rozwodu? Pewnie ją bił albo zdradzał! Albo jedno i drugie, powiedzą jak kiedyś jedna z moich ciotek.” – rozmyślałem przed kolejnym spotkaniem z Marianną i Wojtkiem, bo tak kazali do siebie mówić.
– Przecież dla ciebie żadna ze mnie mama, a „pani” kojarzy mi się ze zgrzybiałą staruszką! – śmiała się Marianna.
Nie było więc żadnych powodów, żebym się musiał bać tych miłych ludzi, a jednak przez całą drogę pociłem się, jak mysz. Tym razem to my mieliśmy ich odwiedzić.
Dom rodziców Iwonki zapierał dech w piersiach. Dwupiętrowy, ogromny budynek z balkonami i tarasem wychodzącym na piękny, kwitnący, zadbany ogród.
– Piękny – powiedziałem szczerze.
– Nie mam głowy do grzebania w ziemi, ale Wojtek uwielbia zajmować się ogrodem – skwitowała mój komplement Marianna. – Moje królestwo to biblioteka i kuchnia. Później pokażę, ile zgromadziłam skarbów.
– Zamęczysz chłopaka – wtrącił się Wojtek. – Ale jeżeli nadal będziesz miał ochotę, to i ja oprowadzę cię po swoim królestwie.
– Po ogrodzie? – zapytałem zbity z tropu, nie mogąc się połapać w tych królestwach.
– Nie! Po piętrze!
Czasami rozwód to jedyne wyjście
Zanim zdążyłem dopić kawę, ku swojemu zdumieniu dowiedziałem się, że pater należy do nich obojga, ale resztę domu podzielili między siebie. Pierwsze piętro przypadło Wojtkowi, drugie Mariannie.
– W zeszłym roku nawet zbudowałem jej balkon, żeby nie miała gorzej ode mnie – rzucił Wojtek i dumnie wypiął pierś.
– Nie rozumiem – mruknąłem. – Podzieliliście się domem? Ale dlaczego?
– Bo jesteśmy, a właściwie byliśmy, po rozwodzie! – roześmiali się oboje. – Iwonka ci nie mówiła? No tak, może czekała, aż sami opowiemy ci nasza historię…
Marianna spojrzała na Wojtka, a ten od razu podał szampana, a potem pobiegł po coś mocniejszego i uraczył mnie gruszkówką własnej roboty. Zaniemówiłem i w milczeniu upiłem łyk czegoś, co omal nie wypaliło mi przełyku i zatkało na dłuższą chwilę.
– Dobra, prawda? – uśmiechnął się Wojtek. – Dla dam mam delikatną orzechówkę, ale nam potrzeba czegoś mocniejszego...
– Ja... – zacząłem osłupiały.
– Wiem, że pochodzisz z tradycyjnej rodziny, w której ślub jest jeden na całe życie, a małżeństwo to świętość, ale czasem nie ma innego wyjścia jak rozwód – przerwał mi. – Dopóki byliśmy małżeństwem, ciągle się kłóciliśmy. Wszystko mogło stać się powodem do awantury. Marianna lubi czytać do późna, ja jestem rannym ptaszkiem,
a zasypiam przed telewizorem. Ja lubię głośną muzykę, ona kocha ciszę. Nie mogliśmy się dogadać nawet w sprawie kolorów w sypialni. Jedyne, co nam się udało, to Iwonka. Wychowując ją, byliśmy zgodni, że nie może słyszeć naszych sporów, ale takich rzeczy nie da się uniknąć. I kiedy pewnego dnia ze łzami w oczach poprosiła, abyśmy przestali na siebie wrzeszczeć, zrozumieliśmy, że trzeba coś z tym zrobić. – I choć nie było nam łatwo, rozwiedliśmy się, podzieliśmy domem i opieką nad córką – dodała Marianna. – I nagle okazało się, że jesteśmy świetną parą przyjaciół, tylko każde potrzebuje swojej przestrzeni.
Wojtek spojrzał czule na żonę
– Po pięciu latach od rozwodu znowu się pobraliśmy, ale nie zmieniliśmy przyzwyczajeń. Ja wciąż mieszkam na piętrze, a moja ukochana nade mną, i czasem wpadamy do siebie w gości – tu puścił oko do zarumienionej Marianny. – A ty co nam chciałeś powiedzieć, Arku? – spytał.
Ośmielony alkoholem i historią przyszłych teściów opowiedziałem o rozwodzie. Po raz pierwszy od lat poczułem, że nie zrobiłem niczego złego. Mariannie i Wojtkowi rozstanie pomogło odnaleźć i docenić się na nowo, a moje doprowadziło mnie do Iwonki i… do szczęścia.
Czytaj także:
„Po rozwodzie, żona chciała się ze mną zaprzyjaźnić, a ja wprost nie mogłem na nią patrzeć. Chciałem, by zniknęła raz na zawsze!"
„Po rozwodzie mąż zapomniał, że ma 2 córki. Musiałam się natrudzić, żeby jakoś wiązać koniec z końcem”
„Mąż zostawił mnie i córkę dla ciężarnej kochanki. Po rozwodzie najbardziej bałam się, że spotkam ich razem”