„Bałam się, że przez pandemię stracę pracę, więc znalazłam sponsora. Wolę grzać się we Włoszech, niż płakać w Polsce”

Kobieta, która znalazła sponsora fot. Adobe Stock, nagaets
„A gdyby przystać na >>niemoralną propozycję<<, rzucić się głową w tę głębinę i popłynąć na oślep, a potem wypłynąć na powierzchnię i rozejrzeć się, gdzie jestem? Czy to naprawdę jest aż tak absurdalne? Nie mam nic do stracenia”.
/ 15.12.2021 08:28
Kobieta, która znalazła sponsora fot. Adobe Stock, nagaets

Byłam recepcjonistką w luksusowym nadmorskim pensjonacie, którego Marek był gościem. Sami Niemcy, głównie starsi, w pastelowych sportowych strojach i nienagannym obuwiu, a pośród nich Marek, w starym garniturze i podniszczonych skórzanych butach, tak niepasujących do bałtyckiej scenerii. Wymagający, z wiecznymi pretensjami o ceny, wyposażenie apartamentu, obsługę czy posiłki w restauracji. Te żale były związane nie z tym, że naprawdę mu się nie podobało (bo gdyby mu się nie podobało, nie siedziałby u nas tygodniami) – po prostu oczekiwał od nas, dziewczyn z recepcji, kelnerek albo pokojowych, że go wysłuchamy.

Jego niekończących się tyrad, w których grał zawsze najgłówniejszą rolę – wielkiego pana, który zawsze ma rację i z którym liczyć się powinien cały świat, za to on sam nie musi liczyć się z nikim. Obrzydliwe.
Zdążyłam już przywyknąć do gości niegrzecznych, aroganckich, czasem zwyczajnie bezczelnych i chamowatych, lecz u Marka to było coś więcej – nieznośna mieszanka sędziwego wieku i tak zwanej „życiowej mądrości”, każącej nauczać i pouczać wszystkich, plus pycha, plus kasa, z której rozmiarów nie zdawałam sobie wtedy sprawy, plus doświadczenia długich lat, gdy władza nad ludźmi czyniła go, w jego własnych oczach przynajmniej, bogiem. Uff, chyba wystarczy?

Kiedy wychodził rano z pokoju, lekko powłócząc nogami, budził we mnie nawet ździebko współczucia. Jego buty nierówno i w niepokojący sposób stukały o podłogę. Ten przykry rytm, a właściwie jego brak, powodował, że cała kuliłam się w sobie. Znowu on, ratunku!

Każdy był kiedyś piękny i młody, ale on?

Wsadzałam nos w komputer tak głęboko, że wodził po ekranie, udawałam, że jestem bardzo, bardzo zajęta, ale on nie robił sobie z tego absolutnie nic. W jego wyobrażeniu ludzie po to się urodzili, by go słuchać. Natychmiast stawałam się widownią w jego własnym prywatnym teatrze i zobowiązana byłam porzucać wszelką działalność, gdy tylko zjawiał się na scenie. Co za bufon, pojękiwałam w duchu, co za beznadziejny, koszmarny facet. Nienawidziłam go. Najchętniej rozwiałabym się we mgłę albo chociaż schowała pod kontuar. Nic z tego. Byłam tam po to, by się gościom ładnie kłaniać, uśmiechać się do nich i przyjemnie gawędzić z nimi od rana, umilając im dzień.

– Za dużo makijażu, pani Ewelino – zawołał na dzień dobry, taksując mnie krytycznym wzrokiem i tak głośno, że słyszeli wszyscy wokół, chcieli czy nie chcieli – moja ostatnia żona robiła to samo. Po co tak się szpecić?

– Mam na imię Paulina, proszę pana, Ewelina miała dyżur wczoraj wieczorem.

– A tak, rzeczywiście. Obie jesteście bardzo ładne i obie za mocno się malujecie. Jak moja Anetka. Tysiąc razy jej mówiłem – przestań, ale ona swoje. W końcu dostała raka skóry i umarła. Na pewno od tych smarowideł i przez to, że mnie nie posłuchała. Niech się pani strzeże, pani Ewelino, moja pierwsza żona, Jadwiga, bo wie pani, że miałem cztery żony…

Wydawało mi się, że zmyśla. Pewnie, każdy kiedyś był piękny i młody, ale on? Przylepiłam na twarz grymas, który miał oznaczać uśmiech, bardzo chciałam, by dostrzegł, jak jest wymuszony i sztuczny. Nie dostrzegał. 

– …więc wracając do rzeczy, Jadwiga też mnie nie słuchała i też źle skończyła. Że też wy kobiety nie chcecie uznać intelektualnej przewagi mężczyzn nad wami. Takie się sobie wydajecie mądre, wszystkie rozumy pozjadałyście. A tymczasem zachowujecie się irracjonalnie, kierujecie się emocjami, nierozpoznanymi pragnieniami albo w ogóle nie wiadomo czym. Instynktem?

– No, może to nie jest wcale najgłupsza strategia? – odważyłam się wtrącić. Nie moją rolą było wchodzenie w dyskusję z nim, ale nie wytrzymałam, miałam ochotę jakkolwiek się odszczeknąć.

– Nie jest – wzruszył ramionami – tylko nie bądźcie w związku z tym takie przemądrzałe. Posłuchajcie czasem męskiego głosu rozsądku.

Mój służbowy grymas chyba dawno stracił podobieństwo do uśmiechu. Zagryzłam usta. Oczy trzymałam wlepione w komputer. Przypatrywał mi się bardzo uważnie, jak zwykle. Zadzwonił telefon, z Niemiec, przeciągałam rozmowę. Gdyby któryś z szefów mógł usłyszeć mój przemiły szwargot.

– Dobrze pani mówi po niemiecku. A inne języki?

– Angielski, hiszpański, łatwo się uczę.

– Ja nigdy nie nauczyłem się porządnie żadnego. Nie miałem czasu. Ale dogadam się w każdym języku. Ludzie, jeśli chcą, zawsze się zrozumieją, są jak dzieci w piaskownicy. To mi przypomina taką historię…

Znowu się zaczęło...

Stałby tak nade mną całą wieczność, gdyby nie to, że pojawili się ludzie. Szczęśliwie ktoś płacił rachunek, ktoś dokonywał rezerwacji, ktoś o coś pytał. Znudzony czekaniem Marek oddalił się.
Dwa dni później, podczas mojego dyżuru, pojawił się późnym wieczorem, wrócił skądś, jeszcze bardziej nabuzowany niż zwykle. Zaczął od krytyki schodów wiodących do budynku i niewygodnych poręczy.

– Może i ładnie wyglądają – gderał – jednak człowiekowi w mojej kondycji trudno z nich korzystać. Inni się nie skarżą?

– Nie słyszałam, ale wspomnę szefom.

– Mam nadzieję… I co, znowu pani wymalowana jak kukła jakaś.

Oczywiście, że nie przestałam się „smarować” tylko dlatego, że się to nie podoba panu Markowi. Niech się łaskawie odczepi. Tymczasem on się nakręcił.

– Wyobrażam sobie panią bez tego świństwa. Kobietę piękną w sposób naturalny. Ten makijaż nadaje pani jakiegoś takiego brzydkiego, jędzowatego wyrazu. Dlaczego wy kobiety postanowiłyście zostać jędzami i trwacie przy tym z takim uporem?

– Przeciwnie, jestem dla pana miła.

– To się pani wydaje. Prawda jest taka, że ja w pani wyczuwam samą delikatność, tylko pani próbuje ją w sobie zabić. I ta czerwona krecha w miejscu ust najlepiej te pani pożal się Boże ambicje wyraża. Ale pani mi się bardzo podoba i denerwuje mnie, że się chce upodobnić to tych okropnych wiedźm.

– Ja? Nie sądzę. I po co w ogóle rozmawiamy o mnie? Pan jest dużo ciekawszym tematem – dorzuciłam złośliwie, lecz on tej złośliwości nie wyłapał.

– Wcale nie ma pani racji. Oczywiście, że swoje przeżyłem i mógłbym każdego wiele nauczyć, mnóstwo historii mam do opowiedzenia i w końcu chyba wezmę się za pisanie. Każdy podobno nosi książkę w sobie, ja ich noszę przynajmniej kilka, i to długich książek, wielotomowych, ale… – tu zawahał się i zamilkł na chwilę, nietypowe dla osoby posługującej się słowotokiem. Po czym wypalił znienacka:

– W tej chwili fascynuje mnie pani. Pani jest dla mnie nawet ciekawszym tematem, niż ja sam jestem.

Zatkało mnie. Czy ten podstarzały i kulawy Don Juan w brązowym garniaku to samo mówi Ewelinie, Jagodzie, Marcie podczas ich nocnych dyżurów? Nawet się nie zająknęły, świnki jedne. A byłoby z czego się pośmiać. No i mogły mnie uprzedzić, bym się odpowiednio przygotowała na atak.

– Ja panią obserwuję od dawna. Ja z pani oka nie spuszczam.

Oczekiwano od nas, że zaloty ze strony gości będziemy traktować lodowato, tak też zawsze się zachowywałam w podobnych sytuacjach. I tym razem milczałam, wrogo.

– Ja się w pani chyba zakochałem!

Patrzył na mnie wzrokiem, o którym wszystko dało się powiedzieć, tylko nie to, że jest nieszczere. Było mi naprawdę głupio.

– Panie Marku…

– Nie możemy rozmawiać tutaj, nie w tej chwili, wiem. Ale musimy spotkać się gdzieś na neutralnym gruncie, ja pani to wszystko opowiem, a pani… Niech chociaż mnie wysłucha.

– Panie Marku, to jest niemożliwe. Proszę nie mówić do mnie w ten sposób.

Nagle zrobiło mi się go strasznie żal, biednego, samotnego staruszka, który tyle jeszcze ma złudzeń względem siebie. Uśmiechnęłam się ciepło.

– Proszę wracać do swojego pokoju. I zapomnijmy, proszę, o tej rozmowie.

– Rozumiem. No to dobranoc.

Rzucił mi jeszcze przeciągłe, niewątpliwie uwodzicielskie spojrzenie i pokuśtykał w głąb korytarza. Zanim zniknął za rogiem, odwrócił się i przesłał mi dłonią całusa. Z zażenowania mało nie zwymiotowałam.
Nie nastawał na spotkanie, nie powtórzyła się tamta rozmowa, widziałam go jeszcze podczas jednego tylko dyżuru, pełnego zajęć, których mi nie przerywał. A potem wyjechał i nawet się ze mną nie pożegnał.
Nie opowiedziałam żadnej z dziewczyn tej historii, chociaż zżerała mnie ciekawość, czy tylko mnie wyznawał miłość, czy też startował do każdej. Właściwie zapomniałam. Przyszła zima, a potem wiosna i pandemia, pensjonat został zamknięty. Latem znowu zaczęliśmy działać, wczesną jesienią przyjechał pan Marek.

Był w jeszcze gorszej formie, rok życia w tym wieku zostawia ślady. Zachowywał się tak, jakby rzeczywiście tamta rozmowa między nami się nie odbyła. W ogóle mało ze mną rozmawiał i nie zwracał na mnie uwagi. Przestrzega reżimu sanitarnego, podśmiewałam się w duchu, ale nawet troszkę mi się zrobiło smutno. Nie wiem, czy specjalnie mnie wyśledził, a może to był przypadek, że wpadliśmy na siebie podczas spaceru nad morzem.

– Mogę się dołączyć? Pani sama i ja sam…

– Jasne – zwolniłam kroku, żeby mógł za mną nadążyć. Nikt mi nie dał prawa, by nawet prywatnie być niemiłą.

– Pamięta pani, Paulino, że chciałem się pani oświadczyć? Co za romantyczna sceneria, w sam raz, żebym to wreszcie uczynił.

– Panie Marku…

– Spokojnie, dobrze przemyślałem sprawę. Za chwilę znowu wszystko zamkną, zostanie pani bez pracy, w dużych kłopotach. A ja zagwarantuję pani bezpieczną, dostatnią egzystencję. Przede mną niewiele lat, przed panią życie. Proszę o tym pomyśleć.

– Nie jestem na sprzedaż.

– Och, po co od razu takie ostre słowa, banalne, głupie. Nie chcę rzecz jasna pani kupić. Chcę panią uchronić.

– Dziękuję. Poradzę sobie sama.

– Sama, sama, niech się pani wreszcie przestanie oglądać na te głupie feministki! Nie musi pani sama. Chcę pani pomóc. A pani pomoże mnie.

Nie przychodziło mu do głowy, że pomóc może mi ktoś młodszy? Kogo pokocham i kto mnie naprawdę pokocha, nim zdecydujemy o wspólnej przyszłości, jak to zwykle czynią ludzie. I że nie mam najmniejszej ochoty pomagać jemu… Chyba nie przychodziło. W swoich własnych oczach był nadal rycerzem, a ja uwięzioną księżniczką. Pocałuj tę żabę, a świat stanie się piękny. Nie powiedziałam żadnej z koleżanek. Nie chciałam, żeby mnie oceniały…

– Niech się pani zastanowi, błagam. Nie odrzuca z góry tego, co pani mówię.

Właściwie nie wiem, co we mnie wstąpiło, ale tak, zaczęłam się zastanawiać. Podczas dyżurów Marek przesyłał mi szelmowskie, porozumiewawcze spojrzenia, a ja odpowiadałam na nie. Nie podchodził, nie plótł swoich zwykłych andronów. Od razu wydał mi się bardziej interesujący. Nie jestem już bardzo młoda, szanse na przebieranie wśród mężczyzn są raczej poza mną. A gdyby przystać na „niemoralną propozycję”, rzucić się głową w tę głębinę i popłynąć na oślep, a potem wypłynąć na powierzchnię i rozejrzeć się, gdzie jestem?

Przecież zawsze można się rozstać. I nie musieć siedzieć za tym kontuarem w strachu przed utratą środków do życia. Wyprowadzić się z tej dziury atrakcyjnej jedynie latem. Druga szansa zapewne się nie powtórzy. Czy to naprawdę jest aż tak absurdalne? Nie powiedziałam żadnej z koleżanek. Nie chciałam, żeby mnie oceniały, żeby chichotały, porozumiewawczo mrugały za plecami, miały mnie wiadomo za kogo. To moje życie i mój wybór. 

Mówi się, że człowiek raz tylko robi pierwsze wrażenie, a potem jest już jego niewolnikiem. No nie wiem, czy to w pełni dotyczy Marka. Zima we Florencji podoba mi się bardziej niż nad Bałtykiem, gdzie znów opustoszały smętnie stoi „mój” pensjonat. Teraz mieszkam w willi niewiele od niego mniejszej, i to jedynie z nim. Wydaje mi się naprawdę sympatyczny, wesoły i tyle ma do powiedzenia na każdy temat. Jest mądry. Oczywiście również stary, no cóż, ostatecznie wszystkich nas to czeka. Co mam do stracenia…

Czytaj także:
„Znajomi nazywają mnie wykastrowaną kurą domową, bo zostałem tatusiem na pełen etat. Nie dbam o to, bo jestem szczęśliwy”
„Mąż zabawiał się z inną, a ja udawałam, że jesteśmy szczęśliwą rodziną. Trwałam w tym małżeństwie, żeby ochronić Julkę”
„W jednej chwili Andrzej był kochany, a w drugiej mnie szarpał i oskarżał o zdradę. Rozważałam chorobę psychiczną”

Redakcja poleca

REKLAMA